6 błędów rodziców, które hamują dorosłe już dzieci
Wielu z nas żyje w dziwnym, uporczywym, często spychanym do podświadomości poczuciu krzywdy i niesprawiedliwości. Jesteśmy dorośli, a czujemy się tak, jakbyśmy byli uwięzieni w ciele małego przestraszonego dziecka.
Dlaczego nie potrafię być szczęśliwa? Dlaczego nasz związek nie układa się? Trafiam ciągle na jakichś „Piotrusiów Panów”! Z jakiego powodu zachowuję się podobnie jak moja matka? Mimo że stokroć obiecywałam sobie, że będę inna. Lepsza.
Lepsza pamięć…
Nie chcemy pamiętać poczucia niesprawiedliwości, upokorzeń, wyśmiewania, bagatelizowania naszych dziecięcych problemów. Staramy się nie myśleć o tym, że nasza siostra/brat byli wyróżniani, traktowani lepiej, że dzisiaj mama czy tata „kochają bardziej” jedne wnuki a inne gorzej, że jako kilkulatkowie byliśmy wyśmiewani z powodu naszej wrażliwości, skłonności do płaczu, czy też tuszy, a może rudych włosów. Nie chcemy myśleć o tonie, jakim nasza mama mówiła, że „zawsze marzyła o synu”, „że chciała, aby jej córka poszła na prawo”, „że pragnęła, aby…”
Tymczasem psychologowie niezależnie od pochodzenia zgadzają się z przekonaniem, że aby żyć prawdziwie i spokojnie w dorosłym życiu trzeba się rozliczyć z krzywdą z dzieciństwa, także tą, której dzisiaj staramy się nie pamiętać czy którą staramy się usprawiedliwiać. To trudne, bo przecież nawet jako dorosłe dzieci kochamy swoich rodziców. Chcemy myśleć o nich dobrze. I nie chcemy im sprawiać przykrości. Jednak w ten sposób krzywdzimy siebie i własne dzieci. Popełniamy te same błędy i tkwimy w układzie, w którym cierpią najbardziej wrażliwe jednostki – dzieci.
Rozliczenie z trudną przeszłością
Wcale nie chodzi o to, by oskarżać własnych rodziców, ale by przedstawić im własną przeszłość tak, jak ją pamiętamy i uzyskać poczucie, że nasze krzywdy zostały uznane, wysłuchane.
W ten sposób – spoglądając przeszłości w twarz, można nareszcie skupić się na przyszłości i przestać żyć w cieniu doznanych krzywd, za których nikt nigdy małego dziecka nie przeprosił, których nikt nigdy nie uznał za ważne i godne uwagi.
Dlaczego warto zaglądać do przeszłości?
Właśnie w przeszłości, a szczególnie w sposobie, w jakim byliśmy traktowani przez rodziców, istnieje klucz do wielu problemów ludzi dorosłych:
- przesadnego krytycyzmu,
- braku wiary w siebie,
- przekonania, że jest się wykorzystywanym,
- uczuciu niesprawiedliwości,
- braku zaufania,
- uczuciu, że jest się ośmieszanym, itd,
- kłopotach w związku,
- trudnościach w wychowywaniu własnych dzieci.
Jakie błędy naszych rodziców najczęściej destrukcyjnie wpływają na nas – już dorosłych ludzi?
Rodzic nie kochał prawdziwie i bezwarunkowo
Trudno jest kochać siebie, jeśli nie zostało się przyjętym takim, jakim się jest i jeśli nie było się kochanym bezinteresowną miłością. Jeśli nigdy nie byliśmy „wszystkim” dla matki, trudno być później „kimś wystarczająco dobrym dla siebie”. Wtedy zawsze się pragnie miłości i żyje się w poczuciu, że się na nią nie zasługuje. Skoro bowiem nie otrzymaliśmy jej od rodzica…
Jeśli dorosły nigdy nie czuł się prawdziwie kochany jako dziecko, będzie się zawsze odczuwało deficyt miłości i będzie się jej rozpaczliwie pragnąć. Jeśli jednak się ją otrzyma, będzie trudno ją przyjąć, w obawie, że nie jesteśmy jej tak naprawdę godni.
122 komentarze
Jak objawienie.
Powinien to przeczytac kazdy rodzic ku przestrodze
ech…
Odświeżam temat. A co jeśli nie można powiedzieć rodzicom o tym co się czuje, bo usłyszysz że jesteś podła. Jak możesz mi to robić. Oni całe życie pocwiecili dla ciebie. Przecież cię kochali. Troszczyli się o ciebie. Martwili. Tyle że ta ich troska to zawsze była o nich samych. Rozwodzisz się? To słyszysz CO MNIE JESZCZE W ŻYCIU SPOTKA? NIGDY NIE UMiALAS DOCENIĆ TEGO CO MASZ. Dlaczego taka jesteś. Ile razy się spotykacie słyszysz wyrzuty na jakis temat. Zawsze myślałaś tylko o sobie. Zapomniałaś o urodzinach to słyszysz. NIE JESTEM CI JUŻ POTRZEBNA. MOGLABYM NIE ISTNIEĆ. NIE KOCHASZ MNIE. DLACZEGO CZUJĘ OD CIEBIE TYLE NIENAWIŚCI (kiedy wybuchasz bo masz dość wyrzutów i głośno o tym mówisz). Albo slyszysz: ZOBACZ JAKA ONA JESTS CUDOWNA CÓRKA. JAKA CZUŁA DO SWOJEJ MAMY. JAK PRZYJACIÓŁKI. Chce się powiedzieć. Ale zobacz jaka ona jest cudowna matka. Ale nie mówię bo usłyszę : CZYLI JA JESTEM ZŁA MATKĄ TAK?? JAK MOŻESZ? JA CI CAŁE ZYCIE POŚWIĘCIŁAM. JAK MOŻESZ BUC TAK NIE WDZIĘCZNA. Najgorsze ze wciąż jako bardzo dorosła osoba słyszysz że to z toba jest coś nie tak. Musisz być odpowiedzialna za jej dobre samopoczucie, za jej spokój, za to jak się czuje. Od ciebie oczekuje uczuć, słów kocham cię, jaką jest piękna. Kiedy sama prawie tego nie słyszałaś. Ciągle wpedzanie w poczucie winy, odpowiedzialność za samopoczucie.. Jak żyć.
… NIE JESTEM SAMA…
Też tak miałem,uleczyla mnie emigracja ,rodziców widuję na kamerce ,mam dużo pracy ,planów bo chce kupić mieszkanie ,do tego doszła nauka nordyckiego trudnego języka i olewam co ludzie mówią na wsi A klopotem jest że jestem z muzulmaninem ,jest najlepszy dużo lepiej się czuje w tym związku niż rodakiem ale moja rodzina wie lepiej,póki co nie znaleźli idealnego Polaka więc spokoj,do pl. Jeżdżę raz w roku 2tyg. Bo babcia żyje tak to tylko jezdze stamtąd na wakacje
Niezależność to jest klucz do sukcesu i oczywiście brak sentymentów
Mam to sama ciągle źle dla taty moje życie to porażka. Rozwiodłam się, teraz zaczynam od nowa, niestety mój tata wysyła mnie do psychologa twierdzi że jestem wszystkiemu winna bo rozwodzę się z mężem który mnie zdradzał. Tata stwierdził że to moja wina i nie chce mnie znać
Ja borykam się z tym całe życie. Mam 42 lata, cudowna rodzinę, a rodzice, chociaż w pełni sprawni wzbudzają we mnie ciągle poczucie winy. Niszczy mnie to
Można powiedzieć że mam podobnie, nigdy nie czulam że mogę się rodzicom wygadać, przez co teraz jak sama mam dzieci chcę je wychować tak żeby nigdy nie musiały bać się do mnie podejść z jakimkolwiek problemem teraz gdy już kolejny raz walczę o moją rodzinę oni zabraniają mi tego (mam 25lat)
Co można zrobić jak matka ci powie że jak się urodziłaś mogła Cię utopić w gnojowce.
O.N.A znam taki typ zachowania u rodzica. I wierz mi, że czasami matka czy ojciec nie da nigdy szansy dziecku. Nie wysłucha go z uwagą, nie zrozumie. Uzna dorosłe dziecko za niewdzięczne, jeśli tylko nie będzie mu przytakiwać.
Ja od kilkunastu lat mam wspaniałego męża i staram się układać swoje życie jak najlepiej mimo bardzo trudnych doświadczeń z dzieciństwa.
Moja mama cały czas stara się sabotować to co udało mi się zbudować w życiu. Krytykuje mojego męża, moje życie. Nigdy nie powiedziała mi, że mnie kocha czy że jest ze mnie dumna. Jest narcyzem zapatrzonym w siebie.
Próbowałam już kilka razy rozmawiać z nią na spokojnie, tłumaczyć… ale to się mija z celem. Zawsze kończy się to krzykiem z jej strony, strzelaniem fochów… więc od roku mam z nią znikomy kontakt. I wiesz co… jest mi lepiej 🙂 Z niektórymi ludźmi nie da się zbudować dobrej relacji… nawet jeśli to matka czy ojciec.
Tak na pocieszenie mam tak samo z moja mamą, a po śmierci brata to już całkiem jestem egoistyczna bo jak mogę wymagać żeby przyjechała do mnie na święta (za granice na 2 tygodnie) jak grób będzie pusty….. ach….
U mnie to samo, tyle że oboje rodzice tacy są. Owszem mieli okropnych rodziców ale ja też takich mam a nie chcę tego powielać na moje dzieci. Co więcej kiedyś poruszyłam ten temat to wykrzyczeli mi, że mają mnie prawo źle traktować, bo sami byli źle traktowani. Zresztą zrobili to w taki sposób jakbym to ja była tym rodzicem, który ich krzywdził. Dla mnie to dno dna. Wiedzieć, że się źle robi a pomimo to wyżywa na niewinnej osobie, bo nie ma się jaj wygarnąć swoim rodzicom. Moja mama wchodzi w dupę swojej mamie, która traktuje ją jak śmiecia ale nawet się nie odezwie. A mnie gnębi. Zawsze powtarzałam, że ofiara to najgorszy oprawca. Ja jestem okrutnie traktowana ale nie mam natury ofiary tak jak oni i to mnie od nich różni. Dlatego moje dzieci traktuje z szacunkiem.
Wyprowadzić się, jasno określić granice, zdrowe dawki myślenia o sobie. Obrazi się- trudno. Wyciągnie wnioski, a Ty będziesz miała trochę spokoju i docenisz wolność, której już nie oddasz. Ja mówię wprost- „jeśli źle będziesz mówić o moim mężu, to.nie będziemy rozmawiać wcale”, np. Nie podoba mi się pomysł mieszkania razem- mówię- nie ma mowy. Niech toksyczne matki zrozumieją- dziecko nie jest im nic winne. Jeśli kiedyś miałabym tak uwieszać się na swoim dziecku… Nie. Niech opowie co ciekawego przeczytała, co ją fascynuję, zamiast w rozmowach meblować moje mieszkanie. Macie matki problem. Ze sobą.
Mam dokladnie tak samo 🙁 nie znam odpowiedzi na Twoje pytania, ale dokladnie wiem co czujesz.
Znam to z autopsji zajęło mi wyjście z tego 20 lat jak to nazywam dekompresja emocjonalna – nie można tego zrobic od razu bo umysł tego nie wytrzyma i człowiek zapada się tzn obłąkanie. To nie są dojrzali rodzice tylko małe dzieci z umysłami bezwzględnych psychopatów, które doświadczały tego samego i stali się tym kim są inaczej by skończyli wygnani – to jest jak infekcja społeczna . Jesteś inna od nich na poziomie serca tzn empatyczna , uczuciowa i oni to wyczuwają i podświadomie niszczą i nie synchronizowałaś się z nimi.
Co musisz zrobic
1. Odwrócić sie emocjonalnie od przeszłosci – to wymaga wysiłku ( emocje masz zapamiętane w ciele – i Cię łamią zanim sobie zdasz z tego sprawę – ilu z Was czuje szarpnięcie w ramionach jak wychodzi wyrzuć smieci a z na przeciwka słyszy nadchodzącą osobę)
2. Całkowicie zerwać kontakt z rodzicami i otoczeniem sąsiadami etc , najlepiej wyjechać i zero kontaktu , rozmowy choć w myślach to będzie powracać
3. Nic nie jest Twoją winą wychowałaś sie na gnieżdzie emocjonalnych pasożytów – i to będzie z tobą rezonować przez długi czas
4. Otocz i przebywaj wśrod dobrych ludzi, uczuciowych, ktorzy wzbudzają same pozytywne emocje.
5. Wyobraż sobie ludzi , otoczenie do którego chcesz wejść i swoje zachowanie wśród nich – na początku i długi czas będziesz odczuwała złe emocje etc – ale musisz przeć do przodu całym umysłem i ciałem
Pozdrawiam
Znam to !
Boli !!
Chce umrzeć!
Mój ojciec ciagle gada ze swoja mamusią o mnie że JA NIC NIE UMIEM DO NICZEGO SIE NIE NADAJE I NIGDZIE NIE ZNAJDE ROBOTY. NO BO ZA STARA JESTEM 30 lat. ! Moja mama mnie wspiera ale wsparcie potrzebne jest od obojga rodzicow!!!Ps ale jak w wieku 18 lat szukalam roboty to dla TATUSIA to byla UJMA NA HONORZE.
Rodzicom nie słuchajacym nas( a tak jest w tym przypadku) nic nie mozna powiedziec, bo nie słuchaja.
Można wykrzyczeć, ale to nic nie daje.
Można napisać list, wysłać go lub nie.
Ważne żeby z siebie wyrzucić, to co nas niszczy.
Zawsze można znalezc sposób, żeby im powiedzieć, nawet jeśli nigdy nie zechca wysłuchać.
Wtedy można im to powiedzieć przy ich grobie.
Listy radykalnego wybaczenia
Niestety nie wierze zeby to cos dalo. Czesto rodzice którzy sami byli nie potrzebni przez naszych dziadkow (SWOICH rodzicow) nie potrafia zbudowac zdrowej relacji bo i skad maja to wiedziec nikt ich tego nie nauczyl. Ja juz dawno zaczelam mieć w dupie moja rodzine, obrazana jestem do dnia dzisiejszego od psychopatow potworow bez uczuc itp. Teraz alkoholikow nawet. Zawsze ta najgorza slowo kocham w ciagu moje 35 letniego zycia uslyszalam dwa razy moze cuz szkoda ze rodzice w moim postepowaniu nie widza swoich bledow wychowawczych to kim i jaka jestem to ich zasluga tylko ich
Niestety rodzicom jest tak po prostu wygodniei przyjemni trzymać dzieci na własność a nie są ich własnością. W moim przypadku jest koniecznośćb mieszkania u rodziców z nie mojej winy z winy bezrobocia przez które się nie usamodzielniłam skończyło się na pomocy z opieki. Zdrowie też nie pozwalało mi na normalny rozwój w szkole i w pray i tak cud że pokończone. Słabe zdrowie nie pozwala na angażowanie się w życiu społecznycm izolacja.
Ja probowalam kilka lat temu porozmawiac z rodzicami o moim dziecinstwie. Mama mnie bila i ciagle krzyczala, pamiatka jest wybity zab (to pamietam doskonale) oraz krzywe lopatki (tego nie pamietam i nikt nie chcial powiedziec co sie ze mna stalo), tata mnie nie bil ale wiedzial doskonale co moja mama ze mna wyprawia, nawet sasiedzi mu opowiadali, nic nie zrobil. Gdy stalam sie nastolatka matka nie pozwalala nawet na spotkania z kolezankami, tata pozwalal wiecej ale gdy w wieku 18 lat zaczal do mnie przyjezdzac chlopak zmienil calkowicie nastawienie i zaczal szantazowac emocjonalnie. Udawal „zawaly serca” wyzywal od ku… choc w wieku 18 lat jeszcze nigdy nie bylam na randce ani sie nie calowalam. Gdy jednak postanowilam im sie postawic i umawialam sie z chlopakiem ktorego oni nie akceptowali w wieku 19 lat zostalam wyrzucona na bruk, zmienili zamki w drzwiach i z dnia na dzien zostalam bezdomna. Tulalam sie po kolezankach ale jak dlugo mozna, one tez mieszkaly u rodzicow. Po 3 miesiacach spotkalam mame, powiedziala ze tata jest gotowy na rozmowe i moze bede mogla wrocic do domu. Ucieszylam sie bo to byl juz wrzesien, nadchodzila zima. gdy z nimi rozmawialam uslyszalam ze to byl zart z powrotem do domu, ze mnie nie chca. Nic gorszego uslyszec nie moglam. To byl najgorszy rok w moim zyciu, spalam na ulicy, glodna. az sie poddalam, chcialam popelnic samobojstwo, nie udalo sie i wtedy mnie przyjeli do domu ale caly czas bylam pod kontrola i ograniczana. W 2006 roku wyjechalam za granice i zyje swoim zyciem, zaczelam oddychac ale przeszlosc nie dawala spokoju. Oni chcieli kontaktu, pewnie ze wzgledu na wnuczke. Zgodzilam sie i pewnego dnia chcialam z nimi porozmawiac o tym co przezylam. Mama oswiadczyla ze nigdy mnie nie bila a tata powiedzial „przeciec cie pocieszalem i przytulalem”, jakby to mialo wystarczyc. Na drugi dzien wyjechali. Potem mialam z nimi kontakty ale teraz urwalam bo za kazdym razem starali sie wprowadzic chaos w moim zyciu. Nie szanuja mnie w ogole, nie licza sie z moim zdaniem mimo ze jestem dorosla i nawet bedac u mnie pokazuja kto rzadzi. W dodatku zgrywaja ofiary. Na swoja wnuczke brazili sie bo ich nie pocieszala gdy oni poklocili sie ze mna a wnuczka ma juz 12 lat i nie chciala sie wtracac.
Magdo, to co napisałaś…odebrało mi mowę. Naprawdę. Bardzo mi przykro. Chyba jedyne rozwiązanie to się odciąć. Wiem, musi być to bardzo trudne. I porozmawiać z psychologiem…
Ja bym bezwzględnie wsadził takich rodziców do więzienia za 16+ lat znęcania się psychicznego i fizycznego. Wystarczyłoby wziąć adwokata, a jeżeli jest się zbyt biednym, to złożyć zawiadomienie w prokuraturze o znęcaniu się przez całe Twoje życie i ewentualnie od razu złożyć wniosek o przydzielenie adwokata z urzędu. Tacy ludzie jak Twoi rodzice powinni zapłacić za to co zrobili. Nie wiem ile bo nie jestem prawnikiem, ale możliwe, że nie mniej niż 3 lata bezwzględnego więzienia. A wiem, że za 12 letnie znęcanie się ojca nad synem ludzie tacy dostawali nawet po 6 lat bezwzględnego więzienia. I przy każdej okazji powtarzać/żądać przynajmniej 3 miesięcy bezwzględnego więzienia bo w Polsce wyrok w zawiasach w sytuacji gdy ktoś nie został nawet aresztowany nie jest absolutnie żadną karą. A za co? Za zniszczenie dzieciństwa, za przynajmniej 10 lat dorosłego życia, za być może wieloletnią terapię psychologiczną. Za to wszystko powinni zapłacić. Psychicznie i fizycznie.
Magdo, tak jak tu wszyscy komentują. Jestem ogromnie poruszona tym co napisałaś. To niewyobrażalne. Moja historia jest również bardzo trudna. Dobrze wiedzieć że nie jesteśmy sami. Masz moje bezgranicznie współczucie.
Ja mam problem ze starymi rodzicami. Oboje w wieku 80+. Zawsze lepiej dogadywałem się z matką. Ojciec stał z boku. Nie pomagał, tylko biernie obserwował, jak pakuję się w różne kłopoty i mozolę się z wydostaniem. Generalnie był i jest kiepski w roli ojca; niesłowny, nie można na nim polegać, apodyktyczny (jak jego ojciec). Od sześciu lat zajmuję się jako pełnomocnik sprawami nieruchomości obojga rodziców. Sprawami szarpiącymi nerwy i zjadającymi bardzo dużo czasu (urzędy, sądy, SKO itp.). A rodzice zwalają na mnie coraz więcej i więcej robótek. Prace remontowe, ogrodnicze, reperowanie samochodu (przy którym zresztą zatrułem się oparami chemikaliów). Jak odmawiam – pretensje, obrażanie się, powoływanie się na wiek i zły stan zdrowia. W przypadku ojca stan zdrowia to zresztą ściema, bo potrafi pójść na 20-kilometrowy spacer do lasu i nic mu po tym nie jest. Albo stosunek roszczeniowy. Jak coś wyjdzie nie tak, to moja wina. Bo gdyby oni to załatwiali, to na pewno tylko dobrze. Oprócz tego muszę bez przerwy wysłuchiwać narzekań o zdrowiu i sytuacji politycznej w kraju. Przy czym oczywiście pretensje, że nie zrobiłem tego czy tamtego w swoim życiu – tak, jak oni sobie zakładali. Bo inni to mają lepszą pracę, lepszy dom, lepszą żonę itp. itd. Generalnie chamstwa, bicia, upadlania nie zaznałem, ale coraz częściej ten stan mnie przerasta.
Nic z tego artykułu nie wynika.
Kompletnie brak podstaw. I jak można się do tego ustosunkować, co z niego wynika, jaką konkluzja?
Popłakałam się
ale był to oczyszczający płacz?
Chętnie dowiem się czegoś o błędach dorosłych dzieci. Czemu niejednokrotnie próbują wkraczać w każdą sferę życia starych już rodziców? Manipulują, wymagają, oskarżają.
Dobry artykul, tylko niestety moi starzy nie zyja i nie mam im jak powiedziec.
Takinartykul dobry do szkoly, i na wywiadowke rodzicom przeczytac na glos…
Dzięki za miłe słowa.
Zrób im nagrobek i napisz na nim krótko to co Ci zrobili. Nie dla siebie, nie przeciwko nim bo im już nic to nie zmieni. Dla ludzi, którzy mają swoje dzieci i robią coś podobnego. Żeby wiedzieli, że ich dzieci mogą w przyszłości tak samo potraktować pamięć o nich. Być może na 1000 ludzi, którzy taki nagrobek zobaczą przynajmniej jeden człowiek coś zmieni. A to już będzie tego warte.
Właśnie rozpoczynam psychoterapie by rozprawić się z przeszłością. Artykuł jakby o mnie. Ciesze się że na niego trafiłam:-)
A ja się cieszę, że trafiłaś do nas…
Pozdrawiam i wszystkiego dobrego!
Wiec juz wiem dlaczego co najmniej raz w tygodniu mowie mojemu partnerowi, że rujnuje mu życie… musze dać ten tekst mojej mamie do przeczytania, ale to ją tylko oburzy, nic nie zrozumie…
Nie jest to łatwe…
Jednak warto postawić pierwszy krok, otworzyć się na rozmowę.
Trzymam kciuki, żeby się udało!
Jestem mamą, teściową i babcią. Z bólem czytam co Wy dorosłe dzieci piszecie. Nie jest łatwo wychować dzieci. Moi i wasi rodzice popełnili wiele błędów. Inaczej nie umieli, często nie byli w stanie, bo czasy nigdy nie są łatwe, bo też mieli złe wzorce.
Już wiecie wszystko. Już oceniliście rodziców i skreśliliście ze swego życia. Tymczasem mówicie do naszych wnucząt (jestem babcią wielu wnuków) cierpliwie i z miłością, nie wywierajcie presji, np. przy stole nie mówicie im o ich lenistwie, bo nie mają piątki z matematyki, nie krzyczycie, chodzicie z dziećmi na spacery, uśmiechajcie się do swych dzieci, czytacie im bajki wieczorem cierpliwie i z radością, macie dla nich czas zawsze, mówicie im, gdy dostaną dobry stopień w szkole, że jesteście z nich dumni… Robicie to?
Często powielicie błędy waszych rodziców, bo … będziecie zmęczeni, zagonieni, zestresowani pracą i niby skąd macie wiedzieć jak wychowywać dzieci skoro wasi rodzice zrobili WSZYSTKO (jak tu czytam nieomal) źle ?
Tymczasem wasze dzieci, a nasze wnuki – na nas wszystkich patrzą i nasze i wasze błędy doskonale widzą. Obiecują sobie – jak będę dorosły(a) będę inny(a) niż moi moi rodzice i dziadkowie…
Tak! To wasze dzieci kiedyś Was nie odwiedzą. Wtedy z żalem przeczytacie może podobny artykuł, a będziecie starzy i zobaczenie dzieci i wnucząt mogłoby być wielką wspólną radością. A co tam, że mama truje. A co tam, że tata nie był idealny! Liczy się to, co może być dobre dziś lub jutro lub w najbliższą niedzielę.
Mój tata tyle lat już nie żyje. Przepraszam Cię Tato! Nie miałam dla Ciebie dość czasu, gdy już ledwo trzymałeś się życia. Nie wysłuchałam dość uważnie wszystkiego co chciałeś mi opowiedzieć. Tato kocham Cię i tak mi Ciebie brakuje! (Pamiętam – nie byłeś idealny, krzyczałeś chyba bez powodu nie raz, robiłeś głupie rzeczy, nie miałeś nerwów i sił.) Tak bardzo mogłam na Ciebie liczyć. Nic mi materialnego specjalnie nie dałeś, a jednak dałeś bardzo dużo. Mamie jeszcze mogę to powiedzieć.
Pozdrawiam. Babcia, matka, teściowa…
Bardzo mądre słowa. Jestem córką i mamą i również uważam że lepiej patrzeć w dobrą wspólną przyszłość niż tracić czas i energię by rozpamiętywać błędy przeszłości. Mój ojciec też popełnił wiele błędów (alkohol, awantury, bieda). Teraz z perspektywy czasu wiem, że był jaki był bo sam również nie miał dobrych wzorców i może po prostu się pogubił. Teraz jest starym człowiekiem, z problemami zdrowotnymi (częściowo zapracowanymi przez styl życia) i wymaga opieki. Ale ja już nie jestem dzieckiem (również emocjonalnie) i wyzbyłam się żali, bo one nic nie dają a tylko niszczą (najbardziej tego, który żyje w poczuciu krzywdy). Każdy z nas jest najlepszą wersją siebie jaką może być niosąc te wszystkie bagaże jakie nam życie na grzbiet włożyło. Pamiętam błędy rodziców i staram się ich na swoją córkę nie przenosić. Być może z jej perspektywy – popełniam inne. Najważniejsze czego się nauczyłam i czego chcę nauczyć moją córkę to żeby „wyluzować”, że nie trzeba na siłę, wbrew sobie spełniać cudzych oczekiwań i że to dobrze być szczęśliwym.
Świetny ten artykuł. Ja rozliczyłam się z moimi „koszmarami” z dzieciństwa pisząc książkę. Każdy musi znaleźć sobie sam tę drogę, którą się rozliczy. Starłam się szanować moje dzieci i kochać je bezwarunkowo, choć nie było to łatwe. Zwłaszcza w obliczu choroby jednego z nich …. . Mnie nie udało się spełnić oczekiwań moich rodziców. Były całkiem sprzeczne z tym, czego sama chciałam dla siebie. W związku z tym – w stosunku do moich dzieci miałam tylko jeden cel – żeby wyrośli na porządnych i szczęśliwych i ludzi. Czy mi się udało? To już trzeba by było Ich zapytać! 🙂 .
🙂
U mnie też płacz na ten artykuł, ale nie oczyszczający i to jeszcze na pewno długo może nawet nigdy …..
🙁 Trzymam kciuki, żeby jednak udało się znaleźć w sobie spokój i wiarę, że jutro będzie lepsze.
Moi rodzice żyją i zakłamują przeszłość. Uważają ze sobie cos ubzdurałam … Ojciec mnie katował a ostatnio powiedział mi w oczy ze nigdy w życiu ręki na mnie nie podniósł. …
Rozpoczęłam terapie… Mam malutka córeczkę. Muszę w koncu sie pozbierać. Powodzenia życzę!
Magdalena, postawiłaś już krok w tym kierunku. To już bardzo dużo!
Jeśli ojciec Cię katował, a teraz się wypiera, to postaw krzesła dwa na przeciw siebie – posadź go i powiedz mu wszystko co pamiętasz i co przeżywałaś i czułaś wtedy. Nie ważne co zrobi on – bo pewnie będzie zaprzeczał i wszystkiego się wyprze -ważne , że to zrobisz. To ważne dla Ciebie. Wierz mi – przyjdzie ulga. A on niech sobie wypiera co chce. To już jego problem – sukinsyna jednego.
Takie podważanie naszego poostrzegania nosi juz nawet nazwe. Okresla sie je gaslightingiem.
To cos jak u mojej siostry byla lana za wszystko a starzy tylko komentarz no tak lalismy was jak cholera codziennie
Bardzo dobry tekst. Wiem o tym i dlatego pracuję nad sobą od ponad roku, odkąd zostałam mamą. Dziwię się, że mąż ze mną wytrzymał już 6 lat! Bo właśnie jestem osobą, która nie zasługuje na miłość i myśli o sobie wszystko co najgorsze. Niestety moja mama zmarła 10lat temu i nie jestem w stanie z nią porozmawiać, a mój ojciec jest własnie tym, który nawet nie wysłucha, uważa siebie za najważniejszego (nic nie może być dla mnie i mojego rodzeństwa ważniejszego od niego). Nie uda mi się do niego przemówić by zrozumiał, dalej jest złym człowiekiem, manipuluje, krzywdzi słowem i to bardzo… czasami niestety lepiej podjąć decyzje o zerwaniu kontaktów. Pracuję nad sobą każdego dnia, zdarzają mi się błędy, czasem już z przemęczenia wariuję, ale staram się, staram się być dobrym rodzicem. Kocham moje dziecko i wydaje mi się, że ono to wie, pozwalam mu być sobą, szanuję jego potrzeby i zachcianki (tak, nawet roczne dziecko już ma zachcianki, ma swoje zdanie). Mam nadzieję, że starczy mi sił, że się wyleczę z „demonów przeszłości” i ze moje dziecko będzie potrafiło być szczęśliwym dzieckiem oraz szczęśliwym dorosłym.
Niestety to bardzo często tak wygląda…Rodzice nie chcą słuchać…
Nieszczęśliwa matka nie wychowa szczęśliwego dziecka. To po pierwsze. ” Czucie się szczęśliwym” – nie zależy od jakichkolwiek czynników zewnętrznych – ale od nas samych. To po drugie. Wszyscy jak jeden – zasługujemy na miłość i szczęście – bez względu na to co nas spotkało wcześniej. To po trzecie. I trzeba przeć do przodu jak czołg z podniesioną lufą. To po czwarte. A po piąte – nie jesteśmy w żadnym stopniu winni, ze nasi rodzice byli niedoskonali. To ich problem i to oni muszą się z nim się borykać i żyć. To, że wypierają – to tylko dowód ich winy i słabości. A po sześćdziesiąte siódme – jutro będzie nowy piękny dzień, a ci co nas skrzywdzili powymierają wcześniej niż my! I to jest bardzo dobra wiadomość na dzisiejszą niedzielę ! 🙂 .
A jest tylko 1 błąd (tzn ja tylko jeden zauważyłam;) )”Dlaczego nie potrafię być szczęśliwa? Dlaczego nasz związek nie układa się? Trafiam ciągle na jakiś „Piotrusiów Panów”!” powinno być jakiCHś „Piotrusiów Panów”. Nie musi Pani zatwierdzać tego komentarza, nie musi być widoczny 🙂
Dzięki 🙂
Zaraz poprawię.
Potrzebny mi był taki artykuł. Od ponad roku jestem mamą i BARDZO CHCĘ BY MOJA CÓRECZKA BYŁA SZCZĘSLIWA. Cóż sama nie czuję się szczęśliwa i niestety nie wyobrażam sobie rozmowy z mamą 🙁 Mamę bardzo kocham, ale niestety jest ….uważa że wszystko wie najlepiej i nawet teraz a może szczególnie teraz mi przypomina o tym. Moje związki do łatwych nie należały…teraz jest tata małej i staram się zbudować rodzinę i dom. Nie jest łatwo bo jego rodzice… są trudnymi ludźmi..chyba to wiele wyjaśnia. Nam najbardziej zależy na szczęściu i zdrowiu naszej córeczki kosztem wszystkiego…znajomych przyjaciół…i niestety pasji jaka dla nas było bieganie po górach. No cóż mam nadzieję, że uda mi się zbudować szczęśliwy dom i powrócić do naszych górskich pasji.
Bardzo dobrze napisany tekst. Ciekawy i prawdziwy. Niestety, niekiedy przed przeszłością nie uciekniemy. Musimy się z nią zmierzyć.
Ja, DDA…masakra – 32 lata dwójka dzieci mąż i wciąż myślę, że jestem pouczana, poprawiana, wybucham, płaczę, śmieję się, krzyczę – jestem okropnie pogmatwana, tak jak było moje dzieciństwo, dorastanie i nawet już po ślubie…Ojciec od 2 lat nie żyje, matka współuzależniona nadal, nawet jakby co raz bardziej i w tym ja….córka, mata, żona…masakra. Tyle mogę tylko powiedzieć. Muszę jeszcze wieeele artykułów przeczytać, żeby siebie zrozumieć i polubić w całości…ale bardzo się staram więc dobre i to….
A co jak jest odwrotnie to dziecko nie chce się usamodzielnić nie ma pracy bo jej nie szuka, nie ma znajomych o nie chce, trzyma się rodziców bardzo dobrze jej z tym jak pomóc takiemu dziecku
Dziękuję
Noszę w sobie wszystkie lęki i uczucia mało kochanego dziecka. Bita przez ojca pasem za byle przewinienie, nie zasługująca na nic. Mam 46 lat i właśnie zaczynam terapię DDD
Asiu, od starania wszystko się zaczyna!
Trzeba pracować nad sobą…
Każdy powinien.
Tekst do bólu prawdziwy. Jeszcze gorzej jest kiedy jest się dorosłym dzieckiem mieszkającym z takim rodzicem pod jednym dachem.
Pani Doroto, a co w sytuacji, gdy ja doskonale wiem jakie krzywdy wyrządziła mi moja rodzina i starałam się wiele razy to mówić i mowiłam,(tak jak Pani zaznaczyła, nie zeby oskarzac, a zeby po prostu rozliczyc się z przeszłością, zamknac pewne sprawy i zaczac czysta kartke), ale zawsze powtarzał się ten sam scenariusz, a mianowicie, że to co mówię to bzdury i głupoty, : „jestem najlepszą matką na świecie, czego ty chcesz? Ubzdurałaś to sobie, w głowie Ci się przewróciło, gdybyś nie miała za dużo od nas pieniedzy nie zajmowałabyś się takimi głupotami, zobaczyłabyś jak żyją normalne dzieci, Twoi normalni rówieśnicy to dopiero sa problemy, a ty? Ty o nic nie musisz sie martwic i jeszcze Ci zle? To jest to bezstresowe wychowanie, trzeba było Cię lać to byłabyś inną osobą, lepszą, grzeczniejszą, itd. a tak? i jeszcze wiele innych rzeczy, ze wstydu nawet ich nie bede przytaczac. Nigdy nie było mi dane tak naprawdę wyrzucić wszystkiego z siebie w normalnej, spokojnej rozmowie, a jak już część wyrzuciłam, zaraz mi przerywano i mówiono,wrecz wrzeszczano że to co mowię to stek bzdur i żebym się wstydziła, bo robią wszystko dla mnie. Naprawde mi przez to wiele rzeczy sie sypało i sypie, jak w artykule zostało to podkreśloe, najgorsze jest to, że wiem od dawna o tym, nie wiem natomiast albo nawet bardziej chodzi o strach jak ja mam to ogarnac i sie z tego wydostac? Bo na pewno wysluchanie mnie i szczera rozmowa oraz akceptacja tego przez moja rodzine bylaby wyjsciem, oczyszczeniem, jednak co w sytuacji gdy rodzice, wmawiaja mi, ze te zachowania to nic zlego, to normalne, nie widza w tym problemu? Czy oni tak naprawde mysla czy nie chca przyznac sie przed samymi soba, ze jednak zawinili? Prosze o jakaś pomoc, poradę, bo naprawdę nie umiem obie z tym poradzić, dziękuje i pozdrawiam
Ago,
dzięki za ten komentarz.
Trzymam kciuki za przyszłość.
Droga Pani Anno szczerze Pani współczuje. Zapewne zasługuje Pani na miłość jak każda pragnąca jej osoba. Czasem trudno nam zrozumieć dlaczego spadają na nas same nieszczęścia ponieważ nie mamy wiedzy jak kręci się ten świat. Nic nie dzieje się przypadkiem. Kiedy podają nam kawałeczek tortu to nie zawsze widzimy cały tort i na podstawie tego kawałeczka opiszemy tylko część cech całego tortu. Nie dopuszczamy do siebie myśli, że wszyscy jesteśmy ofiarami ofiar. Ci , którzy nas krzywdzą sami byli krzywdzeni i nie obdarowani miłością. Nie można dać tego, czego się nie ma. Temat rzeka…….ŻYCZĘ Pani miłości miłości i jeszcze raz miłości. Tylko czysta bezwarunkowa miłość może uleczyć te rany.Widze date Pani wypowiedzi… 2 lata temu – mam nadzieje że w Pani życiu zmieniło sie na lepsze. pozdrawiam Zofia
Haniu,
wszystko zależy chyba od tego, jaki cel chcesz osiągnąć..
Wielu psychologów zaleca napisanie do Rodzica/Rodziców listu. Najlepiej do każdego oddzielnie i przedstawienie swojego punktu widzenia. Uwierz, nawet jeśli takiego listu nie wręczysz, działa to bardzo oczyszczająco.
Gdy Rodzic otrzyma list, karty są po jego stronie. Może wszystkiemu zaprzeczyć, wyśmiać Ciebie, zignorować, ale to będzie niestety świadczyło o Nim. Być może jednak w ten sposób coś do niego/niej trafi?
Jeśli rozmowy się nie udają, nie chcesz pisać listów, możesz to wszystko „przetrawić” w sobie. Jest to długi i bolesny proces….wiele zależy od charakteru. Pomoc mądrego partnera/ przyjaciółki nieoceniona. Każdy z nas zasługuje bowiem na dojrzałą miłość rodzica – mamy i taty, którzy powinni kochać bezwarunkowo. Gdy tak się nie dzieje, mamy poczucie straty. To naturalne. Warto dać sobie czas, by te uczucia dopuścić do głosu, by ich nie dusić w sobie, nie bagatelizować. Gdy damy im szansę, będzie boleć, ale potem poczujemy ulgę.
Trzeba to przetrwać, pozwolić dojść do głosu temu malutkiemu dziecku, które siedzi w Tobie, wysłuchać je, przytulić. Teraz jesteś dorosła. Możesz sama się sobą zaopiekować. Wpływ Rodzica nie jest już tak duży…a szczerze powinien być już ograniczony.
Gdy dojdziesz do momentu, gdy Rodzic nie jest ani Bogiem, ani Wrogiem, tak naprawdę się od tego uwolnisz.
Wiem, co mówię. 🙂
Trzymaj się ciepło!
Do HAnna:
Haniu, ja to rozumiem – moja mam jak pisałam już wdowa…wspiera mnie i moją rodzinę – tj męża i dwóch synków finansowo i wciąż jak cokolwiek wspominam to słyszę, jaka ona jest przecież wspierająca i w ogóle…
Pomimo wszystkich złych dni a było ich wieeele związanych z piciem taty, zostało po im również to, że miał łeb na karku i parę pomysłów takich jak np.kupno trochę ziemi i zostało to dla mnie i moja maja wciąż mi powtarza jaki on cudowny był i tyle zrobił, że gdyby nie on to nie wiadomo co by było a teraz mam być wdzięczna, bo przecież mam zabezpieczenie…do tego pomaga nam ona miesięcznie – ma wysoką emeryturę po ojcu – i znowu…wciąż mamy razem z mężem być jej wdzięczni-być na każde zawołanie. Dzisiaj byłam dwie godziny w pracy. W ciągu 5 minut miałam kilka połączeń tel.nie mogłam odebrać więc zaraz dostałam smsa, w którym oznajmia jak jest wielce obrażona, że nie odebrałam i do tego do mojego męża dzwoniła, który opiekował się dwójką naszych dzieci i młodszy akurat zasypiał więc ta (ponieważ niestety mieszkamy w ciągu domków obok siebie) przyleciała, zaczęła walić w okno, potem dzwonić obudziła synka. Jak mój mąż otworzył to powiedziała, że zmartwiła się, że się nam coś stało i poszła. A potem obrażona pisała jacy okropnie jesteśmy i niewdzięczni, bo tel nie odebraliśmy jak dzwoniła….cały dzień płakała…normalnie można zwariować i niestety nie dało tłumaczenie, że pomaganie sobie to nie meldunki na zawołanie itd…oczywiście my okropni a ona biedulka…. koszmar. Nie ma sensu gadać z nimi bo i tak niektórzy uważają, że są super – tak jak pisze Dorota…najgorsze jest to, że my zależni jesteśmy na razie od tego wsparcia finansowego….koszmar!!!!Masakra…dobrze, że mój mąż już jakoś to olewa, bo wcześnije to nieźle potrafił dowalić i wtedy się zaczynało…normalnie typowa MATNiA….
Buziaki dla wszystkich „dziwaków” takich jak ja 🙂 pocieszmy się, że nie jesteśmy sami….
Dziękuję za te wpis 🙂 Dał mi do myślenia
Proszę 🙂
Moi rodzice popelnili wszystkie 6 z wymienionych bledow ale oczywiscie zaprzeczaja kazdemu i jak wiekszosc twierdza ze to ja jestem niewdzieczna i w glowie mi sie przewraca do matki mam zal ze dala cichce przyzwolnie na znecanie sie nademna przez ojca niestety wciaz musze z jimi zyc pod jednym dachem nie da sie nic zrobic taki szach mat przez te wlasnie bledy z braku wiary w siebie wciaz tkwie w tej matni i nic nie moge zrobic przepracowac tez przeszlosci nie mozna bo jak skoro na kazdy zarzut slyszysz sto pseudo argumentow ze bredzisz jestem juz bliska depresji zyje tylko dlatego ze sama mam dwoje dzieci i chce dla nich jak najlepiej niestety nie za2sze udaje mi sie byc dobra matka
Jak wiele mamy do zrobienia….Moi kochani Rodzice w pierwszym okresie mojego życia powierzyli mnie Dziadkom w innym mieście, bo nie dostali obiecanego mieszkania na czas i nie mieliśmy się gdzie podziać. Nie było jeszcze wtedy urlopów wychowawczych. Mieszkanie otrzymali, gdy zbliżał się mój obowiązek szkolny, czyli parę lat później. Właściwie, po przeprowadzce do nich trzeba się było oswoić, nauczyć siebie i wzajemnych odniesień jakby od początku. Byliśmy jakby trochę obcy, niezgrabni w kontaktach. Błędy popełniali, na szczęście czasem usłyszałam od Rodziców słowo przepraszam. Było mi niewiarygodnie ciężko jako dziecku zasłużyć na akceptację Rodziców. Dobrze, że jako ludzie wierzący otrzymali nie jeden raz pouczenie w kościele na rekolekcjach dla rodziców, że dzieci NIE są ich własnością, że są im powierzone, że nad nami jest Najlepszy Bóg, dawca życia i miłości bezwarunkowej.
Wiem,że wychować mnie chcieli jak najlepiej, a jeśli mieliśmy odrębne zdania i kłótnie nic nie zmieniały to powierzali mnie na modlitwie Niebu. To nie była tylko jakaś technika, ani żaden nacisk. Ich modlitwa w mojej intencji pozwoliła mi wybaczać im na bieżąco i nie gromadzić w sobie morza krzywd czy żalów. Mogłam się podnosić z upadków, oczyszczać z bólu i wreszcie odetchnąć świeżym powietrzem wybaczenia. Dziś widzę, że nie samymi dobrymi chęciami uzyskuje się poprawę w relacjach. Ciągle trzeba pracować nad uczciwym i sprawiedliwym oglądem własnych intencji i postępowania. Tu warto zaufać mądrzejszym.
Jaga, piękny komentarz :*
Ciekawy artykul. Z moimi rodzicami moze nie bylo az tak ze wszystkie bledy popelnili ale napewno zaniedbywali mnie i siostre w milosci. Mamy teraz duzo problemow w doroslym zyciu. Siostra na terapii indywidualnej, ja poszukuje grupy ddd i nie chce juz dluzej zwlekac. Mam 30 lat a wciaz jestem sama, nie potrafie sie na nikogo otworzyc,zaufac,pozwolic sie kochac choc jednocześnie nie chce byc samotna. Co gorsze zaczelo do mnie docierac ze w dziwny spodob nie moge oderwac sie od rodzicow,jak ich odwiedzam to czuje sie na powrot mala niekochana, pozostawiona samej sobie dziewczynka,ofiara losu i chce tylko wyć. Poki co nie czuje sie na silach na takie rozliczenie, nie wiem nawet jak mam im to wszystko powiedziec, boje sie ze emocje mnie rozerwa i sie nie pozbieram. Za duzo zalu nosze w sobie. Moze po terapii bedzie mi latwiej. Chce tez sprobowac z tym listem.. Rodzice tez sa wierzacy, wiem ze chyba teraz pewne rzeczy widza i czesto modla sie za mnie, za nas, ale nie mozna wszystkiego przyklepywac sluchaniem radia maryja i rozancem, boli mnie to ze nigdy nie podjeli rozmowy, nie spytali czy jestesmy szczesliwe, czy moze czegos nam brak. Eh, duzo tego.. Dziekuje za artykul!
Aga, dziękuję, że napisałaś.
Trzymam mocno kciuki!
A jak to się ma do relacji z partnerem? Moi rodzice są i byli zawsze mało uczuciowi, okazywanie uczuć w naszym domu było nie na miejscu. Mój ojciec sam wyrósł w takim środowisku, natomiast matka po prostu jest mało wylewna. Przeszliśmy długą drogę, jakiś czas temu uświadomiłam sobie wszystkie ich błędy, towarzyszył temu płacz, ale też przebaczenie, obecnie układa nam się dobrze, ale ja nadal trafiam na niedojrzałych mężczyzn, takich, którzy nie wiedzą czego chcą od związku, jestem raniona za każdym razem. Powoli pojawia się u mnie myśl, że nie warto inwestować w związek i może lepiej być wiecznym singlem.
Marto, na pewno o tym napiszemy na stronie…
Pozdrawiam i trzymam kciuki!
Pani Doroto,
Z przykroscia musze stwierdzic iz puenta Pani arykulu jest niedorzeczna, niestety.
Prosze nie odebrac mojej krytyki zle, ale nie powinna Pani nikomu doradzac a juz napewno nikomu ze zkrzywiona psychika, aby zaczal zyc na nowo dla siebie i dla swojego partnera wylacznie, wyrzekajac sie tym samym wiezow ktore laczyly go z rodzina.
Wszystkie bledy popelnione w przeszlosci powinny stac sie tematem dialogu miedzy zainteresowanymi stronami, niestety panie, ktorych to psychika zostala zachwiana w dziecinstwie, dzis czesto wspierane przez zyciowych partnerow i psychologow gloszacych podobne teorie do Pani, Pani Doroto, nie sa tym zwyczajnie zainteresowane..
Pozdrawiam serdecznie i zycze Pani czytelniczkom przede wszystkim, wiecej szacunku dla wlasnych rodzicow pomimo tych wszystkich bledow ktore popelnili probujac nas wychowac.
Darek
Darek, a ja z przykrością stwierdzam, że Twoja interpretacja artykułu ma nijak się z tym, co napisałam. Wielokrotnie piszę o potrzebie dialogu, o tym, że gdy dzieci dorastają relacja z rodzicami powinna wkroczyć na wyższy, dojrzalszy poziom. Pozdrawiam serdecznie
o jakich więzach które łączyły z rodziną mówisz? masz na myśli ciągły chłód emocjonalny, brak miłości, poczucie że jest się obojętnym dla rodziców? to o tych więzach mówisz? Czy moze o takich kiedy wszelkie próby podjęcia dialogu kończyły sie stwierdzeniem ze nie wiedzą o co chodzi poszkodowanemu dorosłemu przez nich dziecku, zmieniali temat albo twierdzili że sobie wymyśla? To wszystko trzeba pielęgnować w imię więzi rodzinnych? nie masz pojęcia człowieku co znaczy ODRZUCENIE PRZEZ RODZICA
Doroto, nie interpretowalem artykulu, tylko jego puente.
Uwazam ze sam artykul jest dobry i zapewne pomoze wielu; obecnym jak i przyszlym rodzicom uchowac ich wlasne dzieci przed podobnymi traumami do tych, ktore przezyla wiekszosc Pani czytelniczek.
Zycze wytrwalosci w pisaniu i rowniez pozdrawiam serdecznie,
Darek
Dziękuję. Na tym etapie nie potrafię ująć wszystkiego w jednym zdaniu, dlatego rozpisuję się na kilkaset. Stąd interpretowanie tylko jednego zdania nie będzie korzystne dla mnie i tego, co napisałam. Pozdrawiam 🙂
W kazdym artykule bardzo ważna dla czytelnika bedzie puenta, ktora podobnie jak moral, bardzo czesto uczy.
Pisze Pani bardzo ciekawie artykuly Pani Doroto i biegle wlada Pani piorem, ale nieostroznie 🙂
Pozdrawiam, Darek
A tak z ciekawości, jak tu znalazł się mężczyzna, na stronie dla kobiet i to jeszcze pod tym artykułem…? 🙂 Google czy jakoś inaczej?
Artykul zostal mi polecony:)
OK 🙂 To ja polecam też inne! Krytyczne uwagi mile widziane. Pozdrawiam
Pan Darek ma wiele racji.Dla mnie ten artykuł bije w oczy jednostronnością sądów. To co od początku nasuwało mi się jako wniosek przy jego czytaniu to :Rodzice są BE.. Są oczywiście także potwory, ale mam nadzieję,że jednak większość nas-dzieci ma inne zdanie ,choć rady w/w są w wielu przypadkach do wykorzystania.
Bożeno, artykuł dotyczy określonej grupy osób…nie rodziców jako takich
Mam takie dwie refleksje po przeczytaniu.
Pierwsza – moja siostra ma straszny żal do naszych rodziców. Rodzice nie byli idealni, ale kto jest idealny? Wszystko zaczęło się w okresie ich rozwodu (siostra miała 16 lat). Z powodu kłopotów finansowych mama wpadła w depresję, tata nie był dla niej wsparciem, w desperacji złożyła pozew o rozwód no i stało się. Siostra wtedy strasznie była zła na tatę. Potem jak mama nie mogła wyjść z depresji wkurzyła się na mamę, a z tatą weszła w dobre stosunki. A potem znów zdenerwował ja tata (z powodu różnych konfliktów, moim zdaniem miała zbyt roszczeniową postawę). Teraz o każdym z rodziców wypowiada się źle, a co gorsza całe nasze dzieciństwo zaczęła interpretować jako pasmo jej cierpienia, wymyśla niestworzone historie. W dodatku właśnie zrobiła to, o czym pisze Pani na początku artykułu. Postanowiła wylać na naszą mamę w depresji swój żal, mówiąc jej, że się nami nie opiekowała w dzieciństwie (co nie jest prawdą). Mama to straszliwie przeżyła. A siostrze to wcale nie pomogło. Ja widzę, że to siostra po prostu ma jakiś problem i szuka winy we wszystkich dookoła. Tymczasem zamiast obwiniać innych, obarczać ich swoim problemem, powinna sama go rozwiązać w swojej głowie. I teraz moja refleksja – może jednak nie ma sensu wylewać żalów na rodziców, czy słusznych, czy nie. Bo to często nic nie da, nie przyniesie poprawy, bo każdy ma swoją interpretację. Najczęściej rodzicie krzywdzą swoje dzieci nieświadomie, z miłości do nich. I nie zrozumieją, gdy im powiemy, że czujemy się skrzywdzeni. A problem siedzi tak czy siak w naszej głowie.
Druga refleksja – ja kiedyś miałam odwrócona sytuację. Zrobiłam sobie rachunek sumienia i doszłam do wniosku, że jest kila osób, które w życiu skrzywdziłam, miałam poczucie winy z tego powodu i chciałam je niejako odkupić poprzez przyznanie się do błędów, przeprosiny. Po rozmowie z dwoma osobami okazało się, że one wcale nie maja do mnie żalu i nie wiedzą o co mi chodzi. Na początku byłam zła, bo oczekiwałam, że oczyszczę siebie, a tymczasem te osoby nie miały mi czego wybaczyć. I wtedy poczułam, że problem siedzi jednak u mnie w głowie. Że to nie ważne, czy ktoś mi wybaczy, czy nie. Ważne, że ja wybaczę sobie. I dopiero to mnie oczyściło.
Podsumowując – nasze problemy psychiczne siedzą w naszych głowach. Nie trzeba wylewać żalu na innych, albo szukać u innych przebaczenia. Wybaczmy sobie i wybaczmy innym, a nasze życie zmieni się na lepsze.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.
czytam te wypowiedzi i może i siebie odnalazłam trochę..rodziców nie ma…umarli…odejscie mamy przeżyłam potwornie..sama sie rozchorowałam..byłam z nią do końca jej dni-trzymając za rękę…była surowa..nie potrafiła okazywć uczuć..ale tym co robiła pokazywała jak bardzo nas kocha..chociaz nigdy nie powiedziała tego…nie bądzmy zbyt surowi dla swoich rodziców..ja mamę bardzo rozumiałam…jej lęki,gniew a często bunt…zbyt wiele doświadczyła…wojna..potem śmierć ojca..-jej męża .następnie brata mojego..miał 18 lat…ta trauma jest we mnie do dziś….sama jestem matką i nie wyobrażam sobie stracić syna..a ona straciła…sąd po czsie czerpała siły,radośc i wielkie otwarcie na innych -pomagał bardzo…skąd? pytałam czasami..ona mówiła ,że życie bierze sie jak leci…ale często też płakała-widziałam….rodzice to też ludzie tylko..gdyby był wzór…regułki do ktorych możnaby się stosować…wzor na bycie dobrym rodzicem…z pewnością nie popełnilibyśmy tyle błędów…ja wiem jedno,ze nikt tak bezinteresownie nie kocha jak rodzice….to siła która pokona wszystko……
Przepraszam, bede pisala bez polskich liter. Mam tez juz troche ponad 30 lat, mieszkam za granica. Z domu wyprowadzilam sie 8 lat temu, ale lacznie nie mieszkam z rodzicami od 10 lat.
Moje dziecinstwo bylo dosc fajne, nie powiem. Pamietam duzo przyjemnych rzeczy. Ale pamietam tez agresje mojego taty, ktory non stop porownywal mnie do mojej 'lepszej’ (co jest oczywiscie nieprawda, wyroslam na porzadnego czlowieka i takim bylam) siostry, wysmiewal sie ze mnie czesto, potrafil agresja mnie 'zamknac’- raz dostalam w leb, innym razem kopa itp. Chociaz ogolnie mnie nie bil, ale krzyczal i mial rozne 'odpaly’, tak ze kolezanki nie chcialy czasem do mnie przychodzic. Mama czasem mnie zbila paskiem, ale jakos nie mam jej tego za zle. Za to mam za zle, ze kiedys zwrocilam uwage, co robi ojciec, a ona powiedziala cos w stylu: ” nie przesadzaj, wcale tak nie robi!”. Wiele matek jednak broni ojcow.
Teraz zyje z nimi dobrze, sa pomocni, czesto ich odwiedzam w Polsce. Ale jednak nigdy nie przerobilam tego z nimi. Wkurza mnie za to, ze bedac z nimi czuje sie jednak jakas tak sztywno, nie swojo. A wynika to pewnie z tego, ze wciaz traktuja mnie jak male dziecko. Probuja narzucic swoja wole, ciagle maja pomysl na mnie itp. A ja radze sobie dobrze tutaj. I o tym wiedza. Bywam malo asertywna, co na pewno nie pomaga. Jak mowie im NIE, chyba za lekko, to sie zaczyna….. Chcialabym jednak to zmienic.
Jestem wrazliwa, malo pewna siebie osoba, wrecz z lekka fobia spoleczna. O czym nie kazdy wie. Rodzice naprawde MUSZA mowic swoim dzieciom, jakie by nie byly, dobrze rzeczy, bo bardzo sie to odbija pozniej na nich. Skonczylam studia, jestem pracowita, uczciwa. Czesto w pracy chwalona. Zyje na fajnym poziomie, nie robie nikomu krzywdy. I nie chce, zeby ktos mi mowil, co mam robic i jak. Zwlaszcza ktos, kto nie zawsze byl dla mnie sprawiedliwy.
Poza tym mozemy na siebie liczyc i nie jest zle. Ale wiem, ze w glebi duszy cos nie zostalo wyjasnione, nie rozprawilam sie z tym wszystkim.
Też popłakałam się po przeczytaniu tego artykułu. 35 lat na karku, lata psychoterapii i brania leków z powodu przewlekłych stanów lękowych i depresyjnych. Lata prób, żeby porozmawiać z rodzicami dlaczego z mojego dzieciństwa zrobili koszmar. Zawsze ten sam schemat, wina od dziecka była moja, bo byłam zbyt wrażliwa, miałam nerwicę szkolną i tym utrudniałam im życie, nie byłam wg. nich normalna. Sami nie potrafili mi pomóc, na szukanie specjalisty zabrakło im woli. Jak po latach silnej nerwicy zaczęły się napady histerii, ojciec wlókł mnie do łazienki i polewał głowę zimną wodą. Niedawno usłyszałam od mamy przepraszam, ale niestety dalej nie rozumie, że w tej rodzinie zabrakło serca, ciepła, empatii. Za to był kij do „prostowania” wykrzywionego dziecka. Czasem żałuję, że nie popełniłam wcześniej samobójstwa, rodziny nie założyłam i nie założę, bo w moich oczach rodzina to koszmar.
Ala, bądź dzielna. Wiem, że takie coś bardzo podcina skrzydła, ale trzeba próbować żyć dalej. Ja cały czas próbuję, raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem, ale próbuję. Nie załamuj się :-*
Dla mnie problemem jest to, że rodzice – mimo tego, że mam już prawie 40 lat na karku, swoją rodzinę i swoje życie – ciągle traktują mnie jak dziecko, które ma być posłuszne. Jeśli coś w moim życiu postanowię nie po ich myśli (głównie są to rzeczy związane z wychowywaniem mojego nastoletniego dziecka), to po prostu obrażają się, mówią okropne rzeczy na mój temat, czasem stosują taki szantaż emocjonalny (Jeśli nas kochasz, to postawisz stół w tym miejscu – DOSŁOWNIE tak kiedyś mi powiedzieli….)…
Generalnie, to nie mam ochoty utrzymywać z nimi kontaktu…
W naszym domu nigdy nie rozmawiało się otwarcie, zawsze była bariera między mną a nimi. Ojciec…, trzeba bardzo uważać co się przy nim mówi (nie daj Bożę mieć inne poglądy polityczne i religijne niż on) i jak się mówi (przy nim nie powiesz O CHOLERA, bo to takie brzydkie słowo.. a fe…).
Przyznam szczerze, że mam duże wyrzuty sumienia, że między nami tak jest, bo wiem, że rodziców może niedługo zabraknąć, ale NIE MAM JUŻ DO NICH SIŁY I SERCA 🙁
Mam podobnie z rodzicami jak Ty. Mam 35 lat, a oni traktują mnie jak dziecko, a może jeszcze gorzej, bo z pragnieniami mojego dwuletniego siostrzeńca liczą się; z moimi – nie. Trochę późno zorientowałam się, że na rękę było im konserwowanie mojego dzieciństwa; chcą mieć przy sobie kogoś, kto będzie im pomagał, gdy tylko sobie tego zażyczą. Mój pierwszy poważny związek: 29 lat (!), w konsekwencji awantury, obrażanie mnie (wyzywanie od k…w) i obecnie mojego męża, wyśmiewanie się… Staram się nie poddawać, żyję aktywnie, zmieniam się, rozwijam w miarę możliwości – ale od czasu do czasu przychodzi rezygnacja, wycofanie, regres. Wtedy powraca strach przed agresywnym ojcem, przed niezrównoważoną emocjonalnie matką; nic nie pomoże pozbyć się tego strachu, tylko czas. Co do rad zawartych w artykule: rozmowa z rodzicami na temat przeszłości to najgorsze, co można zrobić w mojej sytuacji – to ich tylko rozjusza, rozwściecza, a ja dostaję kolejne ciosy. Zamiast rozmowy lepsza modlitwa i działanie, zmiana siebie i swojego życia – gdy tylko wróci motywacja 🙂
Rebeka, ja z moimi nawet nie chcę rozmawiać na temat naszych relacji. Bo mnie takie rozmowy po prostu bardzo krępują, między nimi a mna jest jakaś ściana nie do przebicia.
Generalnie to chyba pogodziłam sięz tym, że rodzice uważają mnie za wyrodną córkę i matkę i że ich pomysł na zycie jest najlepszy.
Jest mi źle i przykro, że nie mam z nimi normalnej relacji, takiej na luzie, bez narzucania swojego zdania.
Kiedy mam ich odwiedzić to zaczyna mnie boleć brzuch…
A mnie już nawet nie jest przykro, że nie mam z nimi relacji. Oni już tak zdziwaczeli, że nikogo nie akceptują, wszyscy są źli: zrazili znajomych, rodzinę, siedzą sami w wielkim domu z działką i uprawiają „zdrowe jedzenie”, przestrzegając swoich wyimaginowanych „zasad” dotyczących „zdrowego odżywiania się” (np. matka nie może pić kawy przy ojcu ani kupić musztardy, żeby nie było awantury). Życzę im powodzenia, ale nie zamierzam utrzymywać kontaktu. Relacja oparta jest na wzajemności, a oni sobie tego nie życzą, nie mają potrzeby znać mnie i mojego męża (jedyną ich potrzebą jest zasypywanie nas swoim jedzeniem). I wiesz co? Ja to szanuję! Każdy ma prawo nie słuchać innych ludzi, zamknąć się w swoim świecie, nienawidzić życia – z wszystkimi tego konsekwencjami…
Takich rodziców należy fizycznie i psychicznie wyeliminować ze swojego życia. Rodziców się nie wybiera, ale nie trzeba poza urodzeniem mieć z nimi nic wspólnego. Można im wcześniej napisać list, umieścić tam wszystkie zarzuty i napisać, żeby cieszyli się wolnością choć powinni siedzieć i przeżyć takie piekło jakie tobie sprawili. Pisząc list nie będą mogli zakłamać rzeczywistości, odpowiedzieć inaczej niż ewentualnie tylko listem, którego wcale nie musisz przeczytać (choć ciekawość może być duża). Oczywiście zawsze mogą Cię wydziedziczyć, ale to już ich sprawa. Tym bardziej wtedy udowodnią, że nie zasługiwali na swoje dziecko, a tym bardziej na pamięć o nich gdy ich już nie będzie.
mnie wychowywano na „grzeczną dziewczynkę”, ja w sumie już urodziłam sie jako spokojne dziecko, w ogóle nie mieli ze mną trudności (poważnych). teraz jak mój ojciec widzi jak mój synek (2 latka) płacze (kiedy np jest zmeczony) to twierdzi, że to wynik rozpieszczenia 🙂 zresztą, już 10 msc dziecko było „rozpieszczone” w jego odczuciu 😛
moja mama dopiero teraz wzięła się za 'dokształcanie” z wychowania, ale za krzywdy (psychiczne) dotąd przepraszam nie usłyszałam. u nas w domu kocham Cię, przepraszam dziekuje sie nie używało…smutno mi jak pomyślę ile przez to wszystko straciliśmy. moi rodzice są „wyalienowani” ojciec zgorzkniały, oboje znerwicowani i po co to?? ja jak ja, widzę co było nietak i staram się uniknac powtorki z „rozrywki”. jedno czego im mam najbardziej żal to to że nie mialam żadnego wparcia, kierownictwa i teraz ciezko mi sie w zyciu ogarnac.
jakbym czytala o swoim dzieciństwie
Tych słów tez sie u mnie w domu nie uzywalo.Niemoglam chodzic do kolezanek na urodziny.sama urodzin tez nie obchodzilam.moja matka piekla ciasta i torty dla dzieci swojego brata dla chrzesnicy a mi nigdy nie upiekla
.ojciec mowil do mnie .ze dzieci i ryby głosu nie mają,wiec nie odzywalam sie nic.Walczylam o swoje .prosilam. Ale nikt mnie nie słuchal.wkoncu w wieku okolo 14 lat dostalam jakis ataków.nie moglam ustac np.przy tablicy.strasznie sie denerwowalam.niemoglam zrobic zakupow bo milam ataki paniki.ciagle plakalam i zamykalam sie w ciemnym pokoju.ze jak zapukaja kolezanki to pomysla ze mnie niema.i zrozumieja ze nieposzlam gdzies z nimi bo musialam wyjsc a nie ze rodzice mi zakazali.Bylam bardzo grzecznym dzieckiem .swiadectwa z paskiem w domu wysprzatane zrobione sloiki itp.raz nie umylam naczyn po szkole to ojciec mnie zlal pasem.jak sie nudzilam w pokoju to ukladam swoje ciuchy tak bardzo równo.Dzis mam 45 lat niemam juz z nimi kontaku .podrodze wydarzylo sie mnóstwo złych rzeczy.nie byli dla mnie wsparciem nigdy czy jak bylam nastolatká czy jak mia£am zagrozone ciáze nawet moich dzieci nie kochaj.Mysle ze wciaz czekam zeby mnie zaakceptowali i poprostu zauwazyli.Ale ci ludzie nic nie rozumieja i od kiedy pamietam zajeci byli tylko sobá.dzieci no côz.wszyscy maja dzieci to i oni sobie zrobili.bo dla nich jest najwazniejsze co ludzie powiedza.
Ludzie! Polecam Wam terapię. Jestem już 4 lata i jakość mojego życia wzrosła o 1000 %. Toksyczni rodzice nie stanowią już dla mnie problemu. A 4 lata temu? – Byłem wrakiem człowieka, który żył w kłamstwie tylko dlatego że nie miałem podstawowych zdolności interpersonalnych i intrapersonalnych. A zawsze czułem tęsknotę za uczciwością wobec siebie. Dla moich rodziców byłem własnością która ma spełniać ich oczekiwania. Odmówili mi wszystkich podstawowych praw. Prawa do wolności, do dokonywania wyborów, do własnej analizy, oceny, do krytyki. Nie pozwalali mi myśleć i czuć. Nie pozwalali mi tego wyrażać. Miałem się tylko uczyć, chodzić do kościoła i siedzieć cicho w domu. Odmówili mi prawa do budowania własnej tożsamości. Odebrali mi prawo do bycia człowiekiem. Obwiniali mnie i oceniali. Czułem wstyd jakby mi czegoś brakowało i lęk przed wszystkim. Nie mogłem korzystać ze swojego potencjału bo tak bardzo byłem skoncentrowany na permanentnym cierpieniu. A teraz? Pępowinka przecięta, nie biorę odpowiedzialności za moich milusińskich a sam mam się wyśmienicie i żyję sobie spokojnie. POLECAM TERAPIĘ WSZYSTKIM. Pozdr
Moi rodzice mają taki dziwny zwyczaj. Nie wiem, może jestem przewrażliwiona, a może brak mi humoru. Ale czasem jak coś powiem i się pomylę- wyśmiewają mnie zamiast poprawić delikatnie. A sami nierzadko błędy popełniają, bo wszystkiego nie wiedzą. Może to też wynika z tego, że nasze stosunki nie były nigdy idealne, jest tam trochę niewyjaśnionych urazów. Wiem, że mnie kochają i ja ich, ale mogliby czasem inaczej reagować. Sami też idealni nie są.
To prawda…Wyśmiewanie, zwłaszcza własnych dzieci, kiedy widzimy, że to ich nie bawi, to słaby pomysł…Zdecydowanie brakuje im empatii.
Przeczytałam wszystkie zamieszczone tu komentarze i znalazlam w nich wiele wspólnych mianowników, niestety bardzo mało takich, które mogłabym odnieść do mojej sytuacji… Moje relacje z rodzicami stanowią dla mnie problem własnie dlatego, że są bardzo dobre, czasem myślę, że dzieci niekochane mają w pewnym sensie łatwiej- mogą rzucić wszystko i uciekać, bez wyrzutów sumienia. Od dziecka mam to czego zapragnę, rodzice zawsze dbali o szkołę, zajęcia dodatkowe, zabawki, wspólne rozrywki, wakacje, nigdy w życiu nie zostałam uderzona, nie pamiętam nawet jednego małego klapsa, codziennie słyszałam i słyszę, że jestem kochana, często słyszę komplementy na swój temat, przytulana też jestem do dziś (chociaż teraz już tylko jak mąż nie patrzy, żeby mnie nie zawstydzać). Druga strona medalu- problemy małżeńskie moich rodziców, które odbijają się na mnie. Rodzice kłócą się i awanturują od zawsze, mówią i robią sobie rzeczy, których nie chciałabym być świadkiem przy obcych mi ludziach, a tymczasem od dziecka pośrednio doświadczam ich od dwojga bliskich mi osób. Niby zawsze miałam „iść do swojego pokoju”, ale trudno nie słyszeć co dzieje się za ścianą, szczególnie jeśli jest to przemoc, rozbijanie rzeczy w domu, zamykanie kogoś na balkonie na mrozie itp. Z rodzicami nigdy nie wiadomo kiedy wybuchną, potrafią cały dzień być wzorem kochającego się małżeństwa, po czym w sekundzie wybuchają. Problem ojca polega na maniakalnym mszczeniu się na mamie za błędy młodości, problem mamy polega na udawaniu że on nic takiego nie robi, że ona da sobie radę, a zarazem odrzucanie prób rozwiązania problemów. Dziś żyję za granicą, ale przyjeżdżając do Polski nocuję u rodziców i dzień w dzień cierpię słuchając ich, cierpię próbując tłumaczyć ich przed mężem i samą sobą. Jako nastolatka próbowałam przerywać awantury ucieczkami z domu (po prostu wybiegałam jak stałam, nawet w piżamie i bez butów, oby tylko odwrócić ich uwagę), wielokrotnie myślałam, że może moje samobójstwo zmieniłoby ich stosunki, dziś jestem zbyt szczęśliwa z mężem by o tym myśleć, więc próbuję rozmawiać, prosić ich żeby albo przegadali to raz na zawsze, poszli na terapię i sobie wybaczyli, albo jeśli nie potrafią rozeszli się każde w inną stronę, ale oni traktują mnie jak tą małą córunię, której wystarczy kazać iść do pokoju się bawić, powtarzają, że mam się tym nie przejmować, myślą, że jak powiedzą „przepraszam” to zapomnę co widziałam i słyszałam i przejdę w sekundzie do rodzinnej idylli. Ale jak? Jak mam patrzeć bezczynnie jak dwie ukochane osoby się wykańczają? Jak mam wyjeżdżać z myślą, że w domu dzieją się okropne rzeczy? Jak mam żyć własnym życiem? Nie mam serca udawać, że nie widzę i nie słyszę, zamartwiam się, jestem znerwicowana, wystraszona, zakompleksiona, boję się, że moje małżeństwo tez takie będzie, przez co na siłę próbuję kontrolować atmosferę w moim otoczeniu, wymuszam na mężu zapewnienia, że nasze małżeństwo będzie zawsze idealne, a kiedy zdarzy nam się pokłocić o głupotkę w mojej głowie urasta to do rangi tragedii. W ich domu też od dziecka za wszelką cenę próbuję robić wszystko idealnie- gotuję obiad na punkt 16 kiedy wracają z pracy, sprzątam, piorę i składam ich rzeczy, już jako dzieciak miałam w sobie lęk, że jeśli rodzice wrócą z pracy i nie będzie wszystko idealnie tak jak lubią, to to przez to zacznie się kolejna ich awantura… Jak pomóc rodzicom? Jak emocjonalnie odciąć się od ich problemów, nie mając poczucia winy, że ich opuściłam, zaniedbałam?
Witam wszystkich:)
Temat ważny.
Nie wiem czy aktualny bo wpis Pana Darka jest z 2016 roku, ale właśnie ten wpis zaintrygował mnie bo jako jedyny stanął w obronie rodziców.
To wszystko prawda Pani Doroto, co zostało napisane w artykule. Trzeba rozmawiać, przepraszać i wybaczać…bez tego wszelkie relacje nie mają sensu.
Prawdą jest też, że wiele wpisów pokazuje prawdziwe dramaty z dzieciństwa.
Moją prawdą jednak jest to, że boleśnie szerząca się moda na obwinianie rodziców, a zwłaszcza matek, zawsze i za wszystko – jest bardzo krzywdząca. Ogólna pogarda dla starszego pokolenia nie ułatwia sytuacji rodzicom dorosłych dzieci. Przecież z wyjątkiem rodzin patologicznych….. „normalni” rodzice oddaliby za swoje dziecko życie. W dzisiejszym świecie dowiadują się, że ich miłość skrzywdziła, że dusi wolność i prawa swoich dorosłych dzieci i że ponad wszystko gdy dzieje się w życiu ich dorosłych dzieci źle – powinni z mądrością i bez emocji patrzeć z daleka i w żadnym wypadku ” wtrącać się” – bo tak w dzisiejszych czasach nazywa się troskę.
A prawdą jest, że ta miłość, która rodzi wraz dzieckiem – nigdy nie mija. Pustka po wyjściu dzieci z domu jest tak dojmująca, że niczym nie da się jej wypełnić.
Mało tego nikt nas matek na to nie przygotowuje. Nie ma mody na wspieranie „opuszczonych” rodziców. Pozostaje im świadomość, tego jak powinni postępować i co powinni czuć. Zatem każdy zwykły rodzic oprócz radzenia sobie ze stratą musi poradzić sobie z poczuciem winy, że sobie nie radzi, że nadal wbrew logice kocha swoje dziecko jak swoje dziecko, że nadal nie śpi w nocy umierając z troski.
Tak…. pięknie byłoby gdyby wyjście dzieci z domu było ulgą, a każdy rodzic mógł wtedy zacząć żyć i szaleć po świecie.
Ale HALO! Większość nie ma na to już siły, zdrowia lub pieniędzy. Potrzebuje troski i miłości swoich dzieci, a przede wszystkim WYROZUMIAŁOŚCI.
I nie zapominajmy – młodość mija każdemu. Spróbujmy więc żyć ze sobą a nie obok siebie.
Przstajmy obwiniać rodziców za wszystkie swoje porażki. Każdy jest kowalem swojego życia.
Pozdrawiam wszystkich❤
Jola – matka swoich córek i córka swojej matki.
Moja matka nigdy nie chciała mnie dotknąć. Nie pamiętam, aby mnie choć raz przytuliła. Jedyna forma dotyku to ucałowanie powietrza przy składaniu życzeń, przy lekkim dotknięciu policzkiem policzka. Tak jak starsze ciotki, prawdziwe damy, pocałowałby dawno niewidzianą daleką kuzynkę. Tak było trzy razy w roku. Na urodziny moje, jej urodziny i przy wigilii. Pamiętam, jak miałam kilka lat i zobaczyłam, gdy matka koleżanki przytula swoją córkę po powrocie ze szkoły. Ściskała ją! A ja wtedy z rozdziawioną buzią stałam jak wmurowana bo myślałam, że takie rzeczy to tylko w filmach.
Moja matka mnie biła. Za niewystarczające okazywanie jej szacunku. Najtrudniej było wybrać sobie rodzaj narzędzia kary. “A teraz idź do szafy i wybierz sobie pasek lub wieszak za karę”. I szłam do sąsiedniego pokoju gdzie była szafa wnękowa i wybierałam. Najtrudniej było wrócić i podać jej ten pasek. Im byłam starsza, tym było trudniej. Jak miałam 7 lat ta droga korytarzem nie bolała tak, gdy jak miałam lat 18. Samo lanie już tak nie bolało.
Moja matka gdy pocięłam sobie skórę na brzuchu nożem dawała mi zwolnienia z wuefu, aby nikt nie zauważył.
Moja matka nie zobaczyła, że 14 razy próbowałam popełnić samobójstwo jako nastolatka łykając leki z apteczki.
Moja matka nie skomentowała ani słowem mojej anoreksji i bulimii, która zaczęła się, gdy miałam 14 lat. A wymiotowałam kilka razy dziennie.
Wyszłam z domu jak miałam 19 lat. To była najlepsza decyzja.
Dziś mam 34 lata. Nie mam anoreksji i bulimii. Kończę doktorat. Odnoszę sukcesy w pracy. Dobrze zarabiam. Zwiedziłam 50 krajów, w kilkunastu pracowałam. Mówię biegle w paru językach. I co najważniejsze – mam rodzinę. Dobrą rodzinę. Mam dobrego męża. Mam dwójkę wspaniałych dzieci. Nigdy ich nie uderzyłam. Codziennie je całuję. I ściskam.
Jest wyjście z beznadziejnego dzieciństwa. Owszem, wspomnień nie będzie, ale można zbudować sobie nowe, z dorosłości.
Z matką nie utrzymuję stosunków.
Dziekuje Wam wszystkim kochani za te wpisy! Wszyscy mamy swoje wlasne problemy i kazda sytuacja jest troche inna. Pocieszajace jest to ze nie jestesmy w tym sami:) Ja podjelam walke z przeciwnosciami losu i nie zamierzam sie poddac. Rodzicow wiem ze nie zmienie i raczej nie chce nawet dopuscic do konfrontacji. Chcialabym tylko zrozumiec dlaczego mimo akceptacji calej sytuacji nie moge przeskoczyc jednej rzeczy jaka jest wstyd przed rodzicami. Wstyg pokazywania swoich emocji. Swiadomie sie od nich izoluje, trzymam ich na ” bezpieczny” dystans. Nie potrafie w ich obecnosci pokazywac swoich uczuc, nie potrafie w ich obecnosci cieszyc sie, ukrywam zlosc, placz i inne emocje. Jak tylko znikaja z pola widzenia znowu „moge byc soba”. Dlaczego tak sie dzieje ??? Ktos ma na ten temat jakies madre przemyslenia?
Czytałem każdy akapit wraz z retrospekcją własnego dzieciństwa i nie tylko… Zacząłem się smucić nad własnym losem, ale i nie wiem czy dam radę iść za radami zawartymi w tym artykule…
Moja mama, wykształcona osoba, ciągle nam powtarzała, że bez niej nie trafimy palcem do dupy, kiedy urodziłam własne dzieci ingerowala w moje relacje z nimi, fakt dałam jej taka szansę, po rozwodzie nie mogłam się pozbierać i wróciłam do niej, miałam swoje mieszkanie ale w praktyce mieszkałam u niej z dziećmi, niejednokrotnie w obecności dzieci mówiła, że jestem roztrzepana i nieodpowiedzialne, do dzieci też potrafiła powiedziec, żeby nie przejmował się mną bo ja to głupia jestem, włączyłam z nią o swoją godność a mimo to nie potrafiłam podjąć żadnej samodzielnej decyzji konsultowalam z nią wszystko, piec lat temu moje relacje z matką i synem pogorszył się na tyle, że zaczęłam korzystać z pomocy psychologa, podjęłam też decyzję o wyjeździe za granicę, zahlysnelam się wolnością, stopniowo odbudowywalam relacje z synem. W styczniu moja mama zmarła, dosyć nagle i nieoczekiwanie, rzuciłam wszystko by być przy niej w ostatnich chwilach i uświadomiłam sobie, że demonizowalam te krucha osobę tak bardzo, że moja mama nigdy nie była tak silna jak myślałam, że ona się porostu bała, bała się samotności tego, że jak zrzucić maskę wszystkowiedzacej my przestaniemy ja kochać, nie umiała inaczej. Jej ostatnie skierowane do mnie i siostry słowa to drżące,.”moje kochane ” i szukanie naszych dłoni jej powykrecanymi dłońmi, nie mam poczucia winy, że wyjechałam, nie będę jej idealizowac jako mamy ale ta sytuacja wyzwolila mnie od żalu do niej, wiarę w siebie zyskałam dawno ale miałam ogromny żal, już go nie mam. Moja matka była człowiekiem nie demonem, tak samo wystraszonym i niepewnym jak każdy z nas, cieszę się, że zdążyłam jej powiedzieć, że ja kocham
Czytając wszystkie komentarze a przede wszystkim ten artykuł odnajduję tu samą siebie.
Też mam ogromny problem z rodzicami.
Tez jak myślą jestem ich własnością.
Od zawsze byłam bita za chęć wyrażenia siebie, wyzywana od najgorszych ścierw. Nigdy nie rozmawiałam w z rodzicami normalnie. Wszystkie sprawy załatwiane są krzykiem. Od dziecka porównywali mnie z innymi dziećmi, wyśmiewali zawsze mówili, że jestem gorsza od innych, że dlaczego inne dzieci to potrafią a ja nie. Tekst mojego ojca „jesteś słaba”, albo w porównaniu z „nią jesteś słaba”.
Rozwalili mi wszystkie związki. teraz nawet gdy jestem dorosła dalej robią to samo wyśmiewają, krytykują. Żadnego wparcia każda praca jaka podejmę jest przez nich krytykowana, że niskopłatna, nie prestiżowa.
Jeżeli wpadnę w problemy zawsze mówią mi, że sama sobie na to zasłużyłam bo jestem „niewydarzona”, „głupia” itd….
mogłabym śmiało powiedzieć, że ich szczerze nienawidzę ale w głębi serca mam wpojone, że to moi rodzice….
Najgorszy dla mnie był okres nastoletni, kiedy to ciagle mnie bluzgali, wyzywali, ograniczali szantażowali emocjonalnie. gdy miałąm pierwszego chłopaka od razu postawili, ze zajdę w ciąże nie zdam matury i będę nikim. Ojcec mówił, że nigdy nie osiagne tego co on osiągnął i że jak bym miała przynajmniej takie wykształcenie jak on to mi się ukłoni… On ukończona szkoła średnia technikum rolnicze, rolnik na marnej starodawnej gospodareczce. zdałam maturę, skończyłam studia…dalej nie zyskałam ich szacunku i nigdy w ich oczach go nie będę miała.
Dale jest wtrącanie w moje życie, pracę, obecny związek ale teraz w pewnym stopniu jestem samodzielna i nie mieszkam z nimi jednak jeszcze blisko nich i mam z nimi stały kontakt. NIC SIĘ NIE ZMIENILI. Dalej swoje frustracje wyładowują na mnie i do tego mój brat mieszkający z nimi robi to samo. Czasem przy sniadaniu mama z bratem siedzą, patrza na mnie i mówią: ale jesteś marna, gruba i do nienormalnej podobna. Kiedyś wywołałoby to we mnie szał a teraz udaje, że mnie to śmieszy.
Moi rodzice uwielbiają mi mówić, co mam robić. Chociaż jestem dobrze po trzydziestce, żyję daleko od nich, mam dobre życie i nie pytam o rady. Wiecznie złote rady, nawet jak nie pytam. Dawniej przyjazdy do Polski były dla mnie lekką męczarnią, ale zaczęłam bardziej stawiać na swoim i teraz jest dość o.k. i mam dużo luzu. 😉
Ja mam sytuacje podobna. Mam 40 lat. A moi rodzice za wszystko mnie krytykuja i próbują rozwalić mój dwuletni zwiazek szantazem emocjonalnym że jak z nim nie zerwe to strace z nimi kontakt i beda udawać że mnie znają. We wszystko sie wtrącają i układają mi życie wg ich priorytetów. Nie wiem co mam robić jeszcze moja matka wprowadziła sie do mnie na kilka dni żeby przypilnować czy mój chlopak do mnie czasem nie przychodzi. Dla mnie to jest chore. Ja już nie mam siły na nich.
Mam 30 lat… rodzice nadal żyją. Czasami śnią mi się w nocy… niestety nie są to miłe sny… w każdym śnie jestem wyzywana i poniżana przez nich, tak jak było to przez całą przedszkole, podstawówkę, liceum i studia… Budzę się wtedy zapłakana 🙁
🙁
Super artykul. Co zrobic jednak w sytuacji kiedy rodzice nie chca juz o przeszlosci rozmawiac. Ile razy probowalam….a oczywiscie o tym co molwilam, ze mnie bardzo zabolalo i nie moge sie z tym pogodzic, zapomniec – to bylo, ze zmyslam, takich sytuacji nie bylo i nawet sie dowiedzialam od mamy ze mam schizofrenie i wymyslam rozne historie 😉 Poszlam, az do lekarza zeby to stwierdzil ale poza depresja nic mi nie dolega.
Co w sytuacji kiedy rozmowa odpada? Jak zapomniec o tym bo cholera jasna mam juz 38 lat i nie moge przejsc do porzadku dziennego!
Przez moich rodziców, mam depresję… dziękuję wam. Dzięki wam już od ponad 20 kilku lat, czuję się najgorszy na świecie… :/
Wow jeszcze nie wiem o co biega . Ale mam to wszystko do kwadratu. We wszystkim kropka w kropkę . Jakiego rodzaju leczenie czy terapia pomogła wam do tego dojść ?
Tak , ludzie piszą żeby rozmawiać z rodzicami o przeszłości. U mnie odwrotnie. Są rozmowy córki z psychologiem – po pol roku zapytałam : Co przerabiacie? i usłyszałam A co Cie to obchodzi?!.. to nie twoja sprawa!!…Okazało się że ćwiczy zdrowe relacje z ludzmi i wyciągane są przeżycia z dzieciństwa. MNÓSTWO ! Podała mi przykład dwóch(z bardzo wielu) o których nie miałam pojęcia..Dodam,że z dwójką dzieci miałam zawsze bardzo dobre relacje, przyjaciółki zazdrościły mi twierdziły,że są bardzo dobre. Tyle spotkań, czułości, tęsknień. Tymczasem pod wpływem tej terapii moja córka stała się niecierpliwa, opryskliwa i przewrażliwiona a do wspominania tego dzieciństwa:niechętna. Dowiedziałam się ze moje rodzicielstwo to same błędy, Moja córka na psychoterapii zdobywa wiedzę o sobie samej i alienuje się tłumacząc że wyszła spod mojej kontroli i zaczyna żyć po swojemu. Teraz małe sprawy teraźniejsze traktowane są jak największy kaliber , na pytanie co dziś robiłaś? -znowu się czepiasz! Zaskakujący jest ton i pozycja obronna.Zawsze zachowywała się godnie, miała do nas szacunek. Zawsze jej ufałam, nigdy nie było poprawiania, myślałam,że zaufanie jest obustronne.Kilka lat temu córka leczyła sie z depresji,. Chciałabym żeby terapia była efektywna a ona żeby miała lepsze życie. Ale te liczne (odkrywane)pretensje po latach wydają się trochę niesprawiedliwe A może terapia jest nadmierna .
Mario, Jak moge sie z Toba skontaktowac? Mam podobna sytuacje, stracilam milosc i szacunek corki. Zaczelo sie od psychoterapii… Prosze, napisz do mnie malediwy@poczta.onet.pl
Mam 43 lata mieszkam i pracuję w uk.od ponad 12 lat ..6 lat temu poznałem dzieki mojemu koledze moja cudowna kobietę po kilku miesiącach zdecydowalismy że mamy takie same marzenia plany na życie…przeprowadziła się do mnie początkowo wynajmowalismy mieszkanie na spółkę z inna para z którą mieszkałem jako singiel ..moi rodzice nie żyją przyszedl na nich czas ..brakuje mi ich ale się z tym pogodzilem ..Tata mojej kobiety nie żyje wiem ze zmarł na serce nie wnikalem nigdy dogłębnie, nie chciałem rozdrapywac starych ran mama mojej kobiety mieszkała ponad 20 lat w Hiszpanii sama .problem pojawił się gdy już nie mogła pracować że względu na wiek i trzeba było zacząć wysylac jej pieniadze ..postanowiliśmy że zabierzemy ja z hiszpanii i wynajmiemy mieszkanie by mieszkała z nami i nie musiała się już o nic martwic.Poniewaz jestem zawodowym kierowca nie było problemu dla mnie zorganizować transport zabraliśmy mamę z całym dobytkiem nawet jej starego kota i … zaczęło się..Nie streszcze 5 lat w kilku zdaniach finał taki że jestem złym zieciem i materiałem na meza. Od półtora roku jestem najszczesliwszym tata mojego kochanego synka i od 5 miesięcy jesteśmy właścicielami własnego domu ..włożyłem bardzo duzo pracy w remont calego domu ..wszystko robię sam ale już nie mam siły i motywacji… ciągle kłótnie przez mamę nawet z moja kobieta bo czuje się oszukany. Wiele razy rozmawiałem z nią i rozumiem sytuację .Znajduje się między młotem a kowadłem mimo to potrafimy się dogadać lecz ciągle docinki że strony mamy wyprowadzają mnie z równowagi. Moje odczucie to ze chce zniszczyć za wszelką cenę to co jeszvze istnieje między nami(mimo wielu rzeczy ktore sobie powiedzieliśmy w zlosci) byśmy przestali być razem , nie wiem czym się kieruje bo przecież mamy dziecko rodzinę wspólny dom ,ina poprostu chce bym odszedl zostawił jej córkę i dziecko .. Co ja mam teraz zrobić do kogo udac się po pomoc ..nie chce zgłaszać mojej sytuacji oficjalnym służbom bo boję się o syna o to ze go strace..kocham moją kobietę mimo wszystko bo wiem że taka nie jest i mam nadzieję że będziemy razem tak jak sobie to obiecalismy gdy planowaliśmy dziecko .proszę o radę .. Nie podaje imion ..przepraszam za błędy lub literówki mam nadzieję że moja zrozumieć moje bazgroły Mariusz ..
Od kilkunastu lat nie mieszkam już z rodzicami. Z ojcem nie rozmawiam, bo nie lubię z nim rozmawiać, nie mam o czym. Matka mnie irytuje ale staram się ją zrozumieć, choć do niej też mam pretensje, że nic nie zrobiła, tylko na wszystko się godziła dzieląc życie z alkoholikiem, który niszczył psychicznie rodzinę. Moja siostra spędzała czas po szkole poza domem, ja uciekałem w samotność, książki, wysłuchując okropnych wyzwisk, kłótni, płaczu mamy. Pamiętam jak raz matka doprowadzona do ostateczności przez ojca, chwyciła nóż, podbiegła do niego krzycząc, że go zabije. Ojca zamurowało, stał wystraszony, po chwili mama gdy emocje z niej opadły rozpłakała się i wybiegła do kuchni roztrzęsiona. Ojca komentarz: „wariatka, no wariatka…” Ja akurat czytałem książkę, nie pamiętam co dokładnie czułem, chyba najpierw strach, potem złość. Na nich oboje. Chciałem tylko spokoju, już miałem dosyć zarówno agresywnego ojca, jak i biernej matki, która nigdy nie wyszła z inicjatywą, by coś z tym zrobić. Dziś nie tęsknię za rodzinnym domem, ojciec dalj pije ale rodzice nie mieszkają już razem. Moja matka została sama z psem, nigdy nie miała wielu znajomych, teraz raczej nikt jej nie odwiedza. Ojciec czasami tylko wpadnie do niej, bo też żyje samotnie, więc są trochę zdani na siebie, choć do tej pory nie potrafią się dogadać. Czasami rozmawiam z mamą przez internet, pyta się kiedy przyjadę, a ja nie mam ochoty, nie mam do czego. Brzydkie, małe mieszkanie, bez łazienki (za dzieciaka myliśmy się w misce), nieprzyjemna atmosfera i ogólnie moje rodzinne miasto, które zawsze gdy tam jestem to wyzwala we mnie te wszystkie złe wspomnienia, z podstawówki, szkoły średniej, gdy śmiano się ze mnie, dręczono mnie. Do dziś nie mam tam znajomych, źle się czuję w swoim rodzinnym mieście, w swoim rodzinnym domu. Matka działa mi na nerwy, choć staram się ją zrozumieć. Ojciec, który wiecznie mnie krytykował, wyzywał od matołów i bił za każdym razem gdy odrabiałem z nim lekcje – szczególnie pamiętam ten pierwszy raz, gdy uczył mnie czytać jak miałem 7 lat. Zaciąłem się na jakimś słowie, kazał mi powtórzyć, za 4 czy piątym razem, ja roześmiany, ufny, nagle poczułem jak ciemnieje mi przed oczami, dostałem w łeb jego ciężką ręką. W pierwszej chwili nie rozumiałem za co, potem pomimo łez i strachu, ojciec kazał mi literować dalej. Aż przeczytałem poprawnie. Skutek tego był taki, że panicznie bałem się z nim odrabiać lekcje później, bo za każdym razem gdy czegoś nie wiedziałem kończyło się tak samo. Nie miałem w nim oparcia, w matce też. Matka z kolei, choć o nas dbała, to uciekała zawsze w świat swoich seriali. Ogólnie gdy ojca nie było w domu, atmosfera była w miarę dobra, wesoła, grała muzyka, z mamą rozmawialiśmy we trojkę, potem ojciec wracał z pracy i momentalnie jakby diabeł razem z nim do mieszkania wstąpił – to zimno, ten chłód, który wnosił, radio wyłączał, bo zmęczony, wiecznie zły na kogoś. Nastrój automatycznie się zmieniał, każdy chodził podminowany, na paluszkach, byleby uniknać konfrontacji z nim. Wiem, że inni i tak mieli gorzej, ja miałem przynajmniej to szczęście, że ojciec matki nigdy nie uderzył, znęcał się nad nią tylko psychicznie. Dziadek moją babkę lał, jak się napił, ojciec na szczeście nie posunął się aż tak daleko. Była bieda, ale zawsze byliśmy zadbani, najedzeni. Jednak do dziś żałuję i zazdroszę innym, gdy słyszę jak to opowiadają, że byli na urlopie u rodziców w domu i aż niechętnie wyjeżdżali. Dlaczego ja nie mogłem mieć kochających się rodziców? Domu, do którego z radością bym wracał? Zawsze byłem cichym, zamkniętym w sobie dzieciakiem, bardzo wrażliwym, piszącym wiersze w tajemnicy przed wszystkimi. Marzyłem o normalnym środowisku rodzinnym, o kochającym, wspierającym mnie ojcu, ufnej matce. Nic z tego nie dostałem. A dziś – moje życie nie ma sensu, biorę antydepresanty, choć nikt o tym nie wie, poza mną i lekarzem. Prawie 40 lat na karku i nigdy nie miałem naprawdę dziewczyny, nigdy nie byłem w stałym związku z kobietą. Nie piję i nie palę, to jest na plus ale nie potrafię nawiązywać kontaktów z ludźmi, jestem tylko ja, moja praca i ta wieczna samotnosć, której towarzyszy nieustająca pustka emocjonalna. Niedawno dowiedziałem się, że kumpel, który pracował u nas kiedyś w zakładzie zmarł. Tak po prostu, na zawał. Rok po ślubie, radosny, uśmiechnięty, kochany… 34 lata zaledwie. Zastanawiałem się wtedy dlaczego życie musi być takie przewrotne? Dlaczego nie mogłem to być ja? On miał po co żyć. Dlaczego musiał umrzeć? I dlaczego ja muszę wciąż żyć, choć nie mam po co? Ten świat nie jest normalny. Nie wiem w ogóle po co się rodzimy, czy jest w tym wszystkim jakikolwiek sens. Kiedyś myślałem, że jest, że być musi, dzisiaj wydaje mi się, że jednak jest odwrotnie. O wszystkim decyduje przypadek. Życie sensu nie ma. Dlatego żyć nie warto.
Ja majac 9 lat dostałam nerwicy natrectw i fobii szkolnej 6 tyg w psychiatryku.Mam 30 lat tata nie lał mnie regularnie ale raz bił po nerkach az sie zsikałam (wypeiera sie) Od kiedy wkońcu wpadłam w alkocholizm zwala wszystko na to , że wymyslalam bo kto by tam pijaczki słuchał…majac 16 lat próbowałam odebrac sobie zycie zapadlam w spiaczke w akademi w Gdansku.. nie wezwal karteki(mam nie miala tel) musiala isc do sasiadki byłam jeszcze przytomna powiedzial „niech zdechnie”… Raz urwał zlew, dusuił mame, roztrazaskał zelazko i pilota gnebił nas od zawsze finansowo, Ost rok temu wpadł w nocy do mnie do pokoju nie spałam wszystko mialm wyłaczone(ma obsesje na tle oszczedzania w tym pradu) patrzyłam mu w oczy i sie głupio usmiechnełam bo nie miał sie do czego doczepic zaczal mnie policzkaowac zaczelam krzyczec mamo tata mnie bije ona wstala uciekłam na przedpokuj a tam na oczach mamy mnie pchnal i kopnal w kosc ogonowa, schowałysmy sie w tooalecie zadzwoniłam na 112 ale nikt mi nie uwierzył a mama sie bała ojca i nic nie mowila on za wszystko placi..;/ i teraz uwaza ze to wymyslilam.. to jest najgorsze robi ze mnie wariatke ja mam meza przemocowca nie mieszkamy razem tak mnie tlukl i ponizal ze masakra juz teraz wiem ze taki model mialam wychowania matka tylko ciagle plaszczy sie przed ojcem i spija z jego ust kazda pochwale mamm to samo… mialam anoreksje majac 15 lat jestem bezplodna wazylam 24 kg potem ta proba samobojcza uzaleznienie od lekow nasennych troche narkotyki to wszystko juz przeszlosc teraz jest alkochol .. nie mam dzieci pracy(przez fobie szkolna nie radzilam sobie wszkole mimo inteligencji opuszcalam zajecia) nie chodzilam do szkoly jak juz byłam miałam wysokie stopnie ale suma sumaru wszyszlo tak ze jestem na utrzymaniu rodzicow przeszłam kilka załamań nerwowych i nie wiem jak to bedzie ale mam kilku przyjaiol wspieraja mnie mowia ze powinnam isc na terapie wyjechac .. Ale sama juz nie wiem jak to bedzie moj ojciec to tyran psychopata tak jak moj maz.. jestem na skraju wyczerpania nerowego pozdrawiam wszystkich i dziekuje za artykuł Ewa Ps przepraszam za błedy ale kiedy jestem nerwowa b. szybko piszę .Aha zapomniałam dodac ze był okres kiedy ojciec zmuszał mmnie do prostytucji..To było tak że odcial nas od pieniedzy j i tym samym lekow(mama choruje) i musialam szybko ogarnac jakies pieniadze przypadek sprawil ze poznalam” sponsora” Płakałam na ławce w parku, on mnie zaczepił było mi wtedy wszystko jedno bardzo przyjemny facet ale jak tata sie skapnal(
to milao byc na chwile zeby uratowac sytuacje ) to juz musialam to robic przez kilka lat az poznałam meza.. żeby mu dawac pieniadze na opłaty itd..Czesto słysze ze by na mnie nie wlazł słysze”fuj” pluje w moja strone.. jestem juz pozbawiona totalnie poczucia włanej wartości.. ludzie go maja za cód bo chodzi do kosciola nie pije nie pali i całe zycie pracowal w fabryce.. ja jestem ta zła córka..:( A jak go sasiedzi prosili zebym poszła do „katolika” chodzi o gimnazjum bo u nas była „fala” to nie chciał posmarowac paru groszy pewnie bym byla po studiach jakos bym sobie z ta fobia poradziła gdybym do tak strasznego gimnazjum nie trafiła:(
Nie tłumacz się czasami, wzorcami, wiekiem, starościa. To jest właśnie szantaż emocjonalny, widocznie jesteś jedną z wielu osób bezgranicznie uwazajacych że nic złego nie zrobiły i najlepiej obwiniać wszystko i wszystkich dokoła. Ewentualnie szantażować 'o jak mi przykro…’ Nie zrozumiesz prawdopodobnie nigdy podobnych artykułów. Smutne. Moja mama jest dokładnie taka sama.
Wasze komentarze poruszyły mnie równie mocno, jak ten artykuł. Moja relacja z ojcem była niewątpliwie dysfunkcyjna. Kiedyś wydawało mi się, że relacje z mamą miałam bardzo dobre. Dziś wiem, że to było złudne. Zaspakajałam jedynie potrzeby mojej matki, nie myśląc o moich. To niestety ukształtowało mnie na całe życie, do tego stopnia, że wyszłam za faceta bardzo podobnego do mojego ojca. Apodyktycznego, narcystycznego, przemocowego. W swoim „małżeństwie” byłam zazdrosna, zależna, podporządkowana i emocjonalnie zdystansowana. Tego toksycznego związku nie można absolutnie nazwać małżeństwem. Zawsze chciałam zbudować małżeństwo oparte na zaufaniu i partnerstwie, a paradoksalnie, zbudowałam związek toksyczny. Dziś wiem, że z takim a nie innym stosunkiem moich rodziców do mnie, zbudowanie małżeństwa jakiego bym chciała nie mogło się udać. Wiem także, że nie było możliwym abym znalazła sobie faceta różniącego się od mojego ojca. Moi rodzice już nie żyją, więc nie mogę rozprawić się ze swoją przeszłością twarzą w twarz. Robię to od niedawna w inny sposób. „Często w życiu dorosłym musimy na nowo zmierzyć się z przeżyciami dziecka, by porzucić balast i zacząć budować swoją przyszłość na nowo” – to prawda. Robię to dla samej siebie. Wszystkim Wam życzę powodzenia i wytrwałości w codziennych trudach rozprawiania się ze swoim dzieciństwem.
To moja historia, bardzo przepraszam za ekstremalnie długi post…mam 44 lata (znaczy kończę w listopadzie), nie mamy z mężem dzieci z powodów zdrowotnych, moja mama jest wdową od 18 lat.
Jestem osobą połamaną na kawałeczki, pełną poczucia winy i żalu.
Moja mama z jednej strony jest bardzo kochaną osobą, dobrą, wrażliwą, bardzo zadbaną. Z drugiej – schorowaną, narzekającą, niezadowoloną z życia, cierpi na problemy z kręgosłupem, szereg innych chorób i nerwicę lękową, której nie leczyła i nie leczy. Ma 76 lat i lubi mówić o sobie, że jest już stara. Nie miała lekkiego życia – wychowywała się bez ojca, miała niełatwe dzieciństwo, potem wyszła za mąż (wbrew woli swojej mamy czyli mojej babci), poświęciła się domowi, który zawsze był zadbany, czysty, codziennie obiad, co niedziela – ciasto, poświęciła się nam – dzieciom, potem pomagała swojej mamie w czym wspierał ją tato, pracowała, przeszła na wcześniejszą emeryturę. Swoje dzieciństwo wspominam bardzo dobrze – najlepiej z całego życia chyba. Miałam wszystko, zabawki, książki, czyste ubrania, byłam bardzo z mamą związana.
Wiem, że mama miała wobec mnie plany – np miałam zostać pianistką, chodziłam do szkoły muzycznej, skończyłam pierwszy stopień, ale dalej nie poszłam, nie chciałam, uparłam się – mama do tej pory mi to wypomina, nie chce wybaczyć, że nie spełniłam tego jej marzenia. Jest jeszcze wiele innych rzeczy, których mama “nie zapomni, które w niej siedzą do kości” – a są to rzeczy czy słowa, które powiedziałam czy zrobiłam mając lat kilkanaście lub dwadzieścia…jak ja chciałabym cofnąć czas wielokrotnie.
Mam am starszą siostrę, która mieszka w tym samym mieście 15 min jazdy autem od mamy – my z mężem mieszkamy i pracujemy póki co w Wielkiej Brytanii. Ale to ja jestem na każde zawołanie, to ja stamtąd załatwiam przez telefon różne rzeczy dla mamy, typu wizyty u lekarzy, lekarstwa, weterynarza dla psa, dzwonię w jej imieniu zapytać o coś (bo mama się boi, że ktoś ją okrzyczy przez telefon a ja jestem odważna i wiem jak rozmawiać), pomagamy także z mężem finansowo jak możemy, kupujemy różne rzeczy, zamawiamy przez internet, opłacamy czynsz, byle mama miała łatwiej. To do mnie mama płacze przez telefon z poranną depresją, do mnie ma pretensje, wyrzuty, czasem krzyczy na mnie…owszem, bywają wspaniałe dni i chwile, gdy ma dobry nastrój, opowiadamy sobie o filmach, różnych rzeczach…ale coraz częściej boję się dzwonić, bo nie wiem, co będzie…
Gdy raz zapytałam mamę gdzie w tym wszystkim jest moja siostra, jej pomoc, bo tego nie widzę, tylko wręcz przeciwnie, widzę jak mama daje siostrze taryfę ulgową na wszystko – usłyszałam, że nie będzie jej obarczać, bo ona jest tak samo samotna jak mama (siostra jest dwukrotną rozwódką ale bezdzietną, ma tylko psa), zmęczona, wszystko musi zrobić sobie sama, musi chodzić do pracy – a ja to nie??? – i że jestem zazdrosna, że nienawidzę siostry, że ona i tak jej bardzo pomaga…a ja podejrzewam, że mama się siostry boi, bo ta wielokrotnie jej coś nieprzyjemnie powiedziała, no po prostu siostra jest zupełnie inna niż ja. Nie zawsze było dobrze między mną a siostrą…ale teraz chyba uczymy się siebie od nowa, staramy się odnaleźć naszą relację.
Moja mama nie lubi mojego męża. Nie powiedziała tego wprost, ale to się da odczuć – po komentarzach, jakie do mnie mówi, mama potrafi boleśnie wbić szpilkę, nie lubi go, bo jest ode mnie starszy, bo nie jest bogaty, bo nie jest po studiach, bo nie mamy mieszkania, bo pozwala mi pracować a ja nie powinnam pracować i się męczyć, bo powinien kazać mi wrócić do Polski i zamieszkać z mamą, która źle się czuje i potrzebuje opieki a sam powinien zostać za granicą i zarabiać na mieszkanie…bo nic nie potrafi zrobić tylko psuje itp.
Nieważne, że jestem z nim szczęśliwa, nieważne, że się kochamy.
Gdy miałam 36 lat postanowiliśmy się pobrać – szczęśliwa poinformowałam mamę o oświadczynach, zadzwoniłam do niej z Anglii. Mój błąd, że nie zapoznaliśmy ze sobą rodziców męża i mojej mamy – kolejny powód do wypominania – ale nie cofnę tego…poza tym rodzice męża już nie żyją.
Mama ma żal do mnie także o to, że przed zamążpójściem nie radziłam się jej czy wychodzić za mąż, czy jeszcze poczekać, czy to dobry kandydat…tylko sama podjęłam decyzję.
Planowaliśmy ślub kościelny. Zrobiliśmy nauki, chcieliśmy wziąć ślub w Polsce, mama o tym wiedziała. Pragnęłam wziąć ślub w długiej sukni, ale mama dała mi do zrozumienia, że będę wyglądać w długiej śmiesznie (przez wiek) i że lepiej mi będzie w krótszej sukience, 3/4…uległam, znalazłyśmy piękną suknię, długą, która została skrócona, kolor biały zastąpiony kolorem szampana poprzez dodanie podszewki w tym właśnie kolorze na białą koronkę, mama bardzo pilnowała i pomagała mi z suknią, gdyż ja byłam w Anglii…i sukienka wyszła ślicznie a mąż mówi, że wyglądałam przepięknie, potem nastąpił szok ze świadkami – odmówił nam brat męża, moja jedyna ówczesna przyjaciółka i dwa razy odmówiła mi siostra…bo 2 razy ją prosiłam. Mówiła, że po co nam ślub kościelny, że nie lubi jak inni ludzie na nią patrzą, że nie chce się stresować…więcej nie prosiłam. A potem dostałam telefon od mamy – powiedziała mi, że albo zmienimy zdanie i weźmiemy tylko ślub cywilny albo na ślubie jej nie zobaczymy i ona nie da nam błogosławieństwa. Bardzo mi zależało na obecności mamy i jej dobrych myślach…więc się zgodziłam, uległam. Wzięłam to na siebie. Mężowi powiedziałam, że zmieniłam zdanie, że lepiej żebyśmy najpierw wzięli ślub cywilny a potem kościelny, po kilku latach…nic nie powiedziałam, że to mama postawiła mnie przed takim wyborem…nie chciałam, by mąż poczuł złość do mamy, przestał ją szanować, czy coś…dopiero po kilku latach powiedziałam mu prawdę. On na to – że się domyślał i że sam ma do siebie żal, że wtedy się nie postawił, bo bylibyśmy już po ślubie kościelnym. Nie zmienił nastawienia do mojej mamy, wciąż ją szanuje, stara się rozumieć i pomaga, bo wie, że ją kocham. Odbył się ślub cywilny, świadkiem była moja siostra (bo cóż to jest ślub cywilny, tylko formalność) a w sali gdzie odbywało się przyjęcie, bo nie wesele – był fortepian. I moja mama wymogła, bym w pewnym momencie grała dla gości…ja nie chciałam, źle się z tym czułam, ale nie chciałam zrobić mamie przykrości i grałam. Jak za czasów, gdy byłam dzieckiem – mama uwielbiała, gdy grałam dla gości u nas w domu, była taka dumna.
Ale wróćmy do teraźniejszości. Jak powiedziałam, jestem połamana na kawałeczki, z jednej strony czuję złość, z drugiej żal i to potworne poczucie winy, które sprawia, że czuję, ze mogę oszaleć.
W styczniu mama miała zabieg termolezji na kręgosłupie lędźwiowym, to rodzaj takiej porządnej blokady przeciwbólowej. Oczywiście wzięłam w pracy urlop bezpłatny, ustaliliśmy z mężem, że pojadę na trochę dłużej, do Wielkanocy, żeby pobyć z mamą, pomóc jej stanąć na nogi, umówiłam też kilka dodatkowych wizyt na które mama sama nie chciała iść a siostra z nią by nie poszła, przez brak czasu/pracę/zmęczenie/inne plany…Plan był taki, że mąż miał dojechać do mnie w marcu, mieliśmy pojeździć, pozałatwiać coś, porobić zakupy, mąż miał pomóc w sprzątaniu, mieliśmy zawieźć gdzieś mamę, gdzie by chciała, posprzątać grób itp, itd – mieliśmy też załatwić parę naszych spraw, np rozpatrzeć się w możliwościach kupna małego mieszkanka dla nas niedaleko mamy w przyszłości, gdy mama będzie wymagała opieki, żeby być blisko – bo mama nie chce z nami mieszkać.
Zabieg się powiódł, mama powinna była po zabiegu wstawać po 3 dniach, ale zaległa w łóżku…mówił, że ją bardzo bolą nogi i ma trudności z chodzeniem i zachowaniem równowagi, wiem że to prawda. Mieliśmy wizytę kontrolną i inne wizyty. W zasadzie odkąd przyjechałam mama miała pretensje niemal o wszystko (ale były i fajne, dobre, wesołe dni, muszę być prawdomówna) – że nie sprzątałam tak jak ona, łącznie z wycieraniem i świeceniem podłóg na kolanach, że nie gotowałam (dobrze, przyznaję się, nie umiem i nie lubię gotować, mój mąż jest w tym mistrzem, sprzątanie – lubię czystość, ale mi wystarczy odkurzyć i zetrzeć kurze 2 razy w tygodniu, nie lubię prasować, jak nie trzeba, jestem trochę leniem), nie prasuję, nie żyję tak jak ona z zegarkiem w ręku i kieracie…mama chciałaby, by podawać jej śniadania, obiady, kolacje, robić herbatę, szykować lekarstwa, zwłaszcza jak się źle czuje, dbać jak o dziecko – bo wszystkie inne dzieci tak robią dla swoich matek. Wszystkie inne dzieci jej znajomych odniosły sukces, wyszły doskonale za mąż, świetnie ułożyły sobie życie – tylko jej dzieci (w sensie – ja, czasem moja siostra) nie. Że nikt w klatce nie ma takich dzieci. Ja na to wtedy odpowiedziałam trochę sarkastycznie – wiesz mamo, masz rację – bo jakoś nie widzę, żeby dzieci mieszkające i pracujące za granicą rzucały na każde zawołanie wszystko i natychmiast leciały – a mama na to JESTEŚ MI TO WINNA.
Ma żal do mnie i mojego męża o to, że ja nie mieszkam z nią a mój mąż nie pracuje za granicą sam i nie zarabia na nas – tak jak to przez pewien czas robili moi rodzice, tato pracował za granicą 3 lata a mama była w Polsce, zajmowała się nami, pomagała swojej mamie i pracowała. Więc my powinniśmy tak samo. Ale to był ich wybór, my tak nie chcemy.
Parę dni temu zaczęłam coś wyczuwać – okazało się, że moja mama nie chce, by mój mąż jeździł razem ze mną do Polski. Mówi, że się boi, że ją zarazi wirusem a wtedy jak zachoruje, to kto się nią zajmie (w takich momentach, gdy mama oskarża mnie, że ją zostawiłam a ona mnie nigdy jak byłam dzieckiem, że jest samotna odpowiadam, mamo – to nie jest prawda i mówię, że przecież jest jej druga córka na miejscu, moja siostra i że nie jest samotna…ale serce mi pęka) – a jak ja przylatywałam, to się nie bała?? Mówi, że boi się tłoku (przez dwa tygodnie w mieszkaniu byłyby 3 osoby), że nie akceptuje innych obcych mężczyzn w mieszkaniu, że tolerowała tylko tatę…że może być tylko sama albo tylko ze mną…mówię, że przecież nie przeszkadzalibyśmy jej, pomagalibyśmy, że chcieliśmy spędzić razem Wielkanoc i pojechać…mama mieszka w 4 pokojowym mieszkaniu, z osobnym wc i łazienką, dużym przedpokojem, więc korzystalibyśmy tylko z łazienki i kuchni i jednego pokoju…
Mama nie toleruje i przykro komentuje, gdy słyszy że ja i mąż mówimy do siebie miłe słowa, denerwuje ją gdy ja mówię do niej o moim mężu “mój mąż” a nie po imieniu, często mówi o nim “on” – mówi, że wszyscy się z nas śmieją jak to słyszą, że mamy do siebie mówić normalnie po imieniu a już na pewno “nie ciumkać do siebie” w jej obecności, bo ona nikogo nie ma i źle się z tym czuje. Ma do mnie mama także pretensje o to, że co ja mam za męża, który nawet nie zadzwoni do mojej siostry, wiedząc, że ta jest samotna, nie zapyta o to jak się czuje, czy nie potrzebuje w czymś pomocy…i że to na pewno moja wina, bo ja mu nie pozwalam, bo jestem o niego zazdrosna. Kiedyś powiedziałam o tym mężowi…jego reakcja – żeniłem się z Tobą, nie z twoją siostrą…mama to co innego, to moja teściowa, to Twoja mama, ale nie mam obowiązku ani ochoty dzwonić do kogoś kto po pierwsze nieraz źle się zachowuje wobec mamy a i wobec nas też wiele razy…
Także często mama komentuje moje rozmowy z mężem przez telefon i potem opowiada mojej siostrze co mówiliśmy, dlatego nauczyłam się wychodzić do innego pokoju z telefonem (wtedy czasem jestem podejrzewana, że mamę obgadujemy i że to jest bardzo niegrzeczne z mojej strony…czasem jestem strofowana jak dziecko).
Parę dni temu była ta rozmowa z mamą na temat tego, że ona nie chce przyjazdu mojego męża do Polski, akceptuje tylko mnie. Nawet nie sałucha, gdy mówię – mamo, ja też potrzebuje pomocy, wspieramy się nawzajem, dzięki temu więcej rzeczy może być zrobione, bo ja już nie dam rady tak jak kiedyś. Mama na to – to w takim razie nie przyjeżdżaj, ja już sobie obmyśliłam jak to będzie jak będziemy razem…jeśli przyjedziecie razem to bardzo proszę, niech sobie „wpadnie” na herbatkę a potem idzie do swoich spraw, ale nie zgadzam się, by mieszkał tutaj. Ty, co innego, chyba że nie chcesz – to w takim razie mieszkajcie w hotelu. Przeżyłam to bardzo, Mąż powiedział – spokojnie, rozmawiajcie spokojnie, bez nerwów…wszystko da się wyjaśnić, sam też próbował z mamą rozmawiać. Postanowiłam zrobić herbatę, zaprosiłam mamę, chciałam, żebyśmy siadły przy stole, pogadały na spokojnie, wyjaśniły parę spraw, chciałam oczyścić atmosferę…mama owszem przyszła, ale była ni to obrażona, ni to urażona, rozmawiała tak trochę oficjalnie…jakbym znowu coś zrobiła nie tak. Powtórzyła, że nie chce, by “on” przyjeżdżał, że ma do tego prawo, że się boi zachorować, że poza tym nie toleruje obcych mężczyzn, innych niż tata…ja na to mamo, ale my jesteśmy rodziną, chcieliśmy tu spędzić Wielkanoc i wrócić jeszcze do Anglii, bo jeszcze musimy popracować by móc mieć chociaż na pierwsza wpłatę na mieszkanie…mama na to, a była wtedy w fatalnym humorze, że mój mąż nie jest jej rodziną i jak chce to będzie mówić do niego “proszę pana”, ja na to, że mój mąż jest moją rodziną, mama na to że wcale nie…ja na to – mamo, przecież mąż i żona są rodziną, do tego nie potrzeba dzieci, tworzą rodzinę przez małżeństwo, z wyboru…tak jak ty i siostra jesteście moją biologiczną rodziną tak mąż jest moja rodziną z wyboru, z małżeństwa a twoim zięciem…
Zapytałam raz mamę, dlaczego wtedy stanęła nam drodze do ślubu kościelnego, powiedziałam, że żałuję, że uległam, ale zrobiłam to bo bardzo ją kocham i bardzo zależało mi, by przy mnie była…i mama mi powiedziała, że nie ufała mojemu mężowi, że uważała, że po roku to małżeństwo się rozpadnie. I powiedziała jeszcze, że skoro nie zapoznaliśmy naszych rodzin ze sobą po oświadczynach, to ona zrobiła “mały wywiad” na temat rodziny mojego męża i jego samego, bo tak się złożyło, że znała kilka osób, które ich znały…i że jego rodzice a w szczególności brat byli bardzo porządni, normalni no ale mój mąż to był “lewak do roboty, olewał wszystko, nic mu się nie chciało”. Moje pytanie było tylko jedno – mamo, dlaczego z nami nie rozmawiałaś, rzeczywiście błędem było to że was nie poznaliśmy ale to już za późno, za późno.
Niedawno mama powiedziała mi znowu (nie pierwszy raz) że gdyby tata żył to po mojej decyzji o wzięciu ślubu w taki sposób i bez żadnego mieszkania (myślę, że o osobę męża też chodzi) – to zamknąłby przede mną drzwi i nie podal mi ręki w ogóle.
I od tej pory coś się we mnie zmieniło, jakby pękło, jest mi cholernie przykro, kocham mamę a jednocześnie boję się, że moje serce skamienieje, żeby się chronić. Popadam w depresję. Mam wyrzuty sumienia. Nie mam ochoty nic robić, ubierać się, malować, sprzątać, nic. Rozmawiam z mamą grzecznie, unikam konfliktów…Bardzo mamę kocham, ale doszło do tego, że jestem rozbita na kawałeczki, żeby nie płakać zażywam leki uspokajające i nasenne, żeby spać…i to okropne poczucie winy, które mam i które mnie chyba zabije.
Wybaczcie długi post, sama siebie nie jestem w stanie przeczytać…
Naprawdę, czasem tak bardzo chciałabym być znowu dzieckiem, którym byłam i nie dożyć tej dorosłości z którą sobie nie mogę poradzić.