Awans – dlaczego nie zawsze jest nagrodą?
Nawet jeśli nie marzy się o jakiejś wielkiej zawodowej karierze, to zawsze miło, gdy pracodawca doceni nasze wysiłki. Najlepiej dając podwyżkę i oferując awans. O ile jednak podwyżka każdego cieszy, tak awans bywa dość często problematyczną nagrodą. I czy w ogóle to jest nagroda? Prestiż rośnie, to prawda, ale nie tylko on – dochodzą nowe obowiązki plus odpowiedzialność za innych ludzi.
Awans to spora zmiana i nie wszyscy sobie z nią radzą, bo albo sodówka uderza do głowy, albo nowa pozycja przytłacza. Każdego dnia kupa stresu. Strach przed porażką i kompromitacją. Dawni współpracownicy trzymają dystans. Nagle się okazuje, że w pracy masz wielu wrogów. Życie wcale nie stało się prostsze i piękniejsze, więc może lepiej było zostać na starych śmieciach?
Co przyniesie awans?
Życie szeregowego pracownika nie należy do łatwych. Nikomu nie możesz rozkazywać, za to nad tobą zawsze czuwa jakiś nadzorca. Potrzebny ktoś do odwalenia czarnej roboty? Im niżej, tym mniejsze możliwości sprzeciwu. Wyzwań nie brakuje, ale mało kto doceni efekty. Po prostu, jesteś na samym dole firmowej drabiny i możesz liczyć co najwyżej na resztki po tych siedzących wyżej.
Można się pocieszać, że szef już posiwiał z nerwów, że menadżer musi ogarniać cały bajzel w swoim dziale, że główny dyrektor jest w pracy przez cały czas, piątki, świątki, niedziele. No nie ma czego zazdrościć. A jednak gdzieś tam w środku ambicja grzechocze, że wcale nie jestem gorsza, że pewnie też bym dała radę, że chociaż spróbować, dostać szansę. Czy to nie miłe uczucie, byś tym kimś ważniejszym, z kim trzeba się już w firmie liczyć?
I wreszcie ten moment nadchodzi. Znienacka lub po długich staraniach. Jest radość, że się udało, ale bardzo wiele osób w tej samej chwili odczuwa także lęk, czy podołają nowemu zadaniu. Świeżo upieczony kierownik jest przerażony, bo nie wie jeszcze, czego się może spodziewać, czy sprosta oczekiwaniom, jak przyjmą go podwładni. Wiadomo za to, że pewnie wszyscy będą się bacznie przyglądać i oceniać.
Dlatego właśnie awans zalicza się do najbardziej stresujących rzeczy związanych z pracą. Na pierwszy rzut oka może się to wydawać śmieszne, bo przecież boimy się raczej redukcji etatów, mobbingu, szklanych sufitów i tkwienia latami w tym samym miejscu, ale gdy przyjrzeć się z bliska, to awans nie jest takim profitem jak premia czy nowy, dużo lepszy komputer. To z jednej strony docenienie kogoś, ale z drugiej to ogromne wyzwanie, wejście do zupełnie innego świata. I nie każdy uznaje ten świat za lepszy.
Mieć ludzi pod sobą
Awans najczęściej oznacza, że od teraz kieruje się grupą ludzi. I to duży problem, bo można się na czymś świetnie znać, ale kompletnie nie ma się pojęcia, jak zarządzać swoimi podwładnymi. Niejedna firma popełnia ten błąd, że na wyższe stanowisko awansuje najlepszego fachowca, zapominając, że do sprawnego szefowania nie wystarczy ogromna wiedza. A i osoby mocno skoncentrowane na swojej specjalistycznej pracy niechętnie myślą o awansie, bo często bardziej interesuje ich rozwój w konkretnej dziedzinie niż kariera menadżerska, gdzie przybywa mnóstwo nudnych – z perspektywy takiego pracownika – obowiązków.
Awans wprawdzie przyjmuje się z zadowoleniem, jako że zwykle idzie za nim podwyżka, jednak szybko wychodzi brak niezbędnych kompetencji społecznych. Efekt? Zespół nie lubi swojego szefa, on nie lubi ich. Nie dotyczy to zresztą tylko wysokiej klasy specjalistów-indywidualistów. Awans może przerosnąć także osobę, która dokładnie tego pragnęła, że w kolejnym rozdaniu wyższe stanowisko przypadnie właśnie jej, ale już po fakcie odkryła, że średnio się do tego nadaje albo miała zbyt różowe wyobrażenie o piastowanej funkcji.
Bycia szefem można się nauczyć, ale jak ze wszystkim, jednym to wyjdzie lepiej, innym gorzej. A lider musi mieć określone umiejętności i predyspozycje, w przeciwnym razie praca na wysokim stanowisku będzie dla niego prawdziwą udręką. Jak i dla ludzi wokół. To przecież szef musi rozdzielać obowiązki, przyjmować pracowników i ich zwalniać, rozwiązywać konflikty, gasić pożary, motywować zespół, szybko podejmować decyzje. Najtrudniejsze w tej roli jest zbudowanie autorytetu, tak by pracownicy robili co do nich należy, dobrze jednak nie być szefem poganiaczem niewolników i zarazem nie być śmieszkiem-luzakiem, którego cała firma uwielbia, ale nie traktuje poważnie. Oraz pogodzenie się z faktem, że szefa raczej nie da się lubić tak jak miłej pani z recepcji.
Przetrwają najsilniejsi
Znaleźć równowagę między stawianiem wymagań a byciem sympatyczną osobą to niełatwe zadanie, jeśli jednak ktoś się nadaje na szefa, wykorzysta swoją szansę. No chyba, że to nie będzie szansa, a bardziej walka o przeżycie, bo nie da się ukryć, że praca dość często jest środowiskiem mało przyjaznym, stresującym, wręcz toksycznym. W takim otoczeniu pracownik po awansie bardzo szybko traci pierwotny entuzjazm i doświadcza zawodowego wypalenia, bo wyzwaniem są nie tylko nowe obowiązki, ale przede wszystkim wrogo nastawieni ludzie.
W dobrej firmie awans odbywa się według określonych zasad, tak by każda ze stron odniosła z tego korzyści, ale nie brak miejsc, w których rzuca się kogoś na naprawdę głęboką wodę, bez żadnej asekuracji, jak gdyby za karę albo dla rozrywki, pooglądać sobie biurowe igrzyska z udziałem niczego nieświadomej ofiary. Nowy szef nie dostaje żadnego wsparcia, nikt go nie wprowadza, on ma tylko szybko osiągnąć jakiś cel, a w jaki sposób, to już nikogo nie obchodzi. Po prostu, witaj w dżungli, albo jesteś drapieżnikiem, albo zjedzą ciebie silniejsi.
W firmie, gdzie jest ostra konkurencja, czyjś awans zawsze innych rozzłości, ktoś się poczuje poszkodowany i nie będzie tej urazy trzymał w sobie – zacznie się podgryzanie, szczucie, żeby tylko udowodnić, jak niedawno mianowany szef nie nadaje się na swoje stanowisko. Zespół nie zaakceptuje przełożonego, będzie ignorował jego polecenia, bo wie, że za szefem i tak nikt się nie wstawi. Wytrwać w takim otoczeniu znaczy ciągle być na wojnie, a wygrywają nie tyle najlepsi, ile najbardziej bezwzględni.
Gdzie ta swobodna atmosfera?
Ale i w normalnej firmie awans może przynieść rozczarowanie. Ludzie dookoła nagle zachowują się inaczej, niby nie ma w nich wrogości, czuć jednak rezerwę, nie ma pogaduszek w kuchni, zwierzeń, opowiadania pieprznych dowcipów. Nowe zależności służbowe rodzą dystans – nie wiadomo, czy z szefem, który wczoraj był kumplem, wypada dalej tak się spoufalać.
Wielu osobom ciężko się w tym odnaleźć, bo dalej chcą być lubiani, ale mają świadomość, że są rozliczani z wyników, a te wyniki zależą właśnie od podwładnych, którymi trzeba pokierować. Podwładnych, z którymi trudno utrzymać dawne, przyjacielskie stosunki. Ale czy w ogóle powinno? Zbyt bliski kontakt z pracownikami, za których ponosi się odpowiedzialność, rodzi wiele komplikacji, bo jak dobrej koleżance zwrócić uwagę albo odmówić podwyżki?
To dość powszechny błąd, że po pierwszym awansie szef wciąż próbuje być dla wszystkich kumplem. Co kończy się zwykle tym, że i z koleżeństwa nici, i dobrych wyników brak, ponieważ bardzo luźna atmosfera wcale nie działa motywująco, a fajnego szefa łatwo urobić.
A może są powody, by szefa nie znosić?
Szef nie jest do lubienia, o czym często się zapomina. Co jednak nie znaczy, że ma on rządzić tak twardą ręką, że pracownicy płaczą po kątach. Awans to władza, zwykle taka naprawdę realna – można komuś coś kazać, zmusić do siedzenia po godzinach, zwolnić albo zagrozić zwolnieniem, utrudnić zawodowy rozwój. To może uderzyć do głowy, zwłaszcza gdy awans przyszedł niespodziewanie.
Jest po prostu pokusa, by wykorzystać otrzymane moce, pokazać reszcie, kto tutaj rządzi, utrzeć nosa tym, co jeszcze niedawno podśmiewali się przy kawce i papierosku. I niektórym odbija – często są to ludzie bardzo młodzi, którzy szybko pną się do góry, ale brakuje im takiego życiowego doświadczenia, albo osoby starsze, konsekwentnie pomijane przy firmowych awansach, którym wreszcie udało się wskoczyć na górną półkę i teraz mogą sobie odbić lata lekceważenia.
Tacy szefowie sądzą, że już wszystko wiedzą i niczego nie muszą. Nie przyznają się do błędu nawet złapani za rękę. Nie pozwolą, by ktoś miał od nich lepsze pomysły. Nikogo nie pochwalą, za to chętnie wyleją wiadro pomyj, oczywiście publicznie. Mobbing jest ich normalnym sposobem zarządzania, bo mylą szacunek ze strachem – podwładni mają się słuchać, inaczej gorzko tego pożałują. A że nienawidzą… grunt, że nie fikają, a nawet czasem płaszczą się przed swoim panem.
Takie zachowanie może być reakcją na stare krzywdy, czasem ktoś po prostu ma słaby charakter, a czasem w ten sposób radzi sobie ze stresem, bo przygniata go atmosfera krwiożerczej rywalizacji w firmie. Jest takie parcie na wyniki, że nie ma kiedy odetchnąć, a skoro można innym narzucić podkręcenie tempa – robi się to. Nawet bardzo nieładnymi metodami, wykorzystując informacje zdobyte w czasach, gdy razem chodziło się na lunch. Tak właśnie zdarza się w korporacjach, które stawiają na „młodych, zdolnych i przebojowych” – błyskawiczny awans, zaszczyty, uznanie najwyższych szefów, co rodzi lojalność wobec firmy i chęć stałego potwierdzania, że jest się w gronie najlepszych. A że ludzkie możliwości są ograniczone, zespół w końcu będzie miał dość szefa, który piłuje ich bez litości.
Czy naprawdę chcesz zostać szefem?
Awans owszem, buduje pozycję, inni podziwiają twoją karierę, ale na co dzień nie wygląda to tak różowo. I są ludzie, dla których bycie menadżerem to wieczne użeranie się z pracownikami, męczące rozmowy z trudnymi klientami, ciągłe tłumaczenie się przed swoimi szefami z nieswoich błędów, a co gorsza, nie robi się już tych rzeczy, które przed awansem dawały tyle satysfakcji. Słowem – jakiś koszmar.
Wyższe stanowisko może dać sporo satysfakcji, ale nie każdy jest do tej roli stworzony. Bycie szefem to zupełnie inny charakter pracy, więc żeby się w tym odnaleźć, trzeba mieć do zarządzania zacięcie. A gdy go nie ma, to wcale nie musi mieć związku z brakiem ambicji czy umiejętności, jednak czuć taką presję, że musisz iść do góry, zmieniać stanowiska, przyjmować kolejne wyzwania, sprawdzać się w nowych rolach. Tylko po co, jeśli zawodowe marzenia są inne?
Ale w wielu firmach głupio się przyznać, że nie myśli się o awansie. Głupio takiego zaszczytu odmówić, zwłaszcza gdy argumentem jest „niechęć do nowych wyzwań” – co można myśleć o człowieku, który zadowoli się prostszą pracą? Dlatego lepszą opcją wydaje się zgoda na kierownicze stanowisko, bo może jakoś to będzie. A jest czasem tylko więcej nerwówki, pracy się szczerze nienawidzi i wszystkie myśli krążą wokół tego, co jutro wydarzy się w biurze. Czy rzeczywiście tak powinna wyglądać udana kariera? No chyba raczej nie.
2 komentarze
Awans jest każdemu potrzebny dla ducha, finansów i rozwoju każdego. Niestety wiąże się często z utratą przyjaciół, znajomych i mniejsza ilością czasu.
Miałam podobną sytuację w pracy. Proponowano mi awans zawodowy, który miał spowodować rezygnację z mojej dodatkowej pracy. Po kalkulacji pracowałabym dłużej i zarabiałabym mniej pieniędzy. Fajny mi awans. Oczywiście odmówiłam. Co rok przez 4 lata.