Główne menu

Dlaczego tak bardzo brakuje nam bliskości?

Ludzi wokół ma się często dość. Ludzie męczą, lecz świat bez nich wcale nie jest takim rajem. Owszem, są jednostki, które najlepiej czują się same ze sobą i towarzystwa nie potrzebują, jednak zdecydowana większość pragnie bliskości, choćby w niewielkim wymiarze. Kontakt z drugim człowiekiem po prostu jest potrzebny, niczym jedzenie i picie.

I nie ma w tym wcale przesady. W izolacji człowiek usycha, traci zmysły. Skazani na samotność ludzie częściej chorują i doświadczają poważnych problemów emocjonalnych. Skala tego zjawiska jest już na tyle duża, że osamotnienie nazywa się chorobą cywilizacyjną. Czemu więc, skoro to podstawowa życiowa potrzeba, tak trudno jest nawiązać bliskie więzi?

bliskość

W dobrym towarzystwie

W bliskości niezwykle ważna jest jakość oraz głębia relacji, a nie ilość. Tłum znajomych jeszcze nie chroni przed osamotnieniem, jeśli to więzy bardzo powierzchowne, bez zaangażowania. Bliskości można doświadczyć przelotnie, z nieznajomą osobą, która na przykład siedziała obok w pociągu i zainteresowała się naszym samopoczuciem – trwało to trzy godziny, ale było szczere i właśnie zaangażowane, dzięki czemu choć przez chwilę dało się zapomnieć o swoim nieszczęściu.

Oczywiście najlepiej, gdy ta bliskość utrzymuje się na dłużej, jest trwała, dając poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Można przez to poczuć silne związanie z innymi ludźmi, przy czym chodzi tu bardziej o akceptację niż posłuszeństwo czy zależność. Bo bliskość jest dobrowolna, nie da się jej wymusić, choć można zauważyć pewne elementy „uzależnienia” – emocjonalne przywiązanie do kogoś ma duży związek z hormonami, czując czyjś przyjazny dotyk bądź czułe gesty doznaje się takiej przyjemności, że chce się tego doświadczać po raz kolejny, a niedobory tych wrażeń powodują spadek nastroju.

Bliskość można realizować na różne sposoby – to związek miłosny, więź z rodzicami i rodzeństwem, przyjaźń, porozumienie na przykład na płaszczyźnie zawodowej czy intelektualnej, wspólna pasja. Cokolwiek, co sprawia, że dobrze nam w czyimś towarzystwie, czujemy z nim duchowe pokrewieństwo, jest to po prostu osoba, której zniknięcie sprawiłoby ogromną przykrość.

Samotność w tłumie

Patrząc na współczesne społeczeństwa, bliskość wydaje się jednak być towarem mocno deficytowym. Nie do końca jest prawdą, że to nagle się stało, a wcześniej wszyscy byli dla siebie pomocni i przyjacielscy, ale teraz bardziej się dostrzega to zjawisko i próbuje naukowo wyjaśnić, bo że patologiczna samotność generuje wysokie koszty społeczne, to chyba nikogo przekonywać nie trzeba.

Wygląda na to, że im mocniej stawia się na indywidualizm oraz odnoszenie sukcesów, tym trudniej jest osiągnąć osobiste szczęście. Mnóstwo ludzi wycofuje się z życia społecznego przez brak czasu albo kompleksy, a po pewnym czasie tak zamknięty w sobie człowiek ma problem by znowu wyjść do innych. Jest mu źle w swojej samotni, ale w towarzystwie też czuje dyskomfort i nie potrafi nawiązać normalnych relacji z otoczeniem, które zresztą często wobec takich odludków czy „dziwaków” bywa bezlitosne.

Na bliskość nie ma czasu, bo tempo życia jest szaleńcze, a doba ciągle ma jedynie 24 godziny. I jest wielka presja na osiąganie sukcesu, na świetny wygląd, na bycie kimś nietuzinkowym, więc jednostki nieśmiałe, mniej zdolne i mniej urodziwe mają mocno pod górkę, bo przeciętność jest dziś jednym z najpoważniejszych grzechów – jeśli się nie wybijasz, to pewnie jesteś leniem, pasożytem i nie warto się tobą zajmować. Wysłuchiwanie podobnych uwag nie zachęca do zawierania nowych znajomości, bo choć nie wszyscy są podli, to po kilku rozczarowaniach bezpieczniejszą opcją wydaje się usunięcie w cień.

Do tego pielęgnowanie więzi międzyludzkich uważa się często za stratę czasu, wręcz bumelanctwo, bo jak to tak, ktoś uczciwie haruje cały weekend, a ktoś w tym czasie siedzi sobie przy piwerku i śmieszkuje ze znajomymi. Nie traktuje się bliskich relacji jako inwestycji w cokolwiek, nie dostrzega w tym wartości, bo przecież towarzyskie pogaduchy nie napędzają gospodarki. Co nie przeszkadza chwilę potem narzekać, jak to ludzie się od siebie oddalają, jakiż to konsumpcjonizm teraz panuje i dlaczego nikt nie cieszy się prostymi rzeczami tylko kupuje drogie, bezsensowne gadżety.

Bliskość jest dla słabiaków

Narzeka się na brak wspólnotowości, lecz z drugiej strony bliskość bywa postrzegana jako coś niezbędnego ludziom słabym, którzy nie dają rady w pojedynkę i muszą się podpierać innymi. Szczególnie u mężczyzn to widać – prawdziwy facet to samotny wilk, nie potrzebuje nikogo i niczego, wszystko zdobędzie sam, własnymi rękami, bez pomocy. Poszukiwanie bliskości jest niczym przyznanie się do porażki. Silny osobnik po prostu bierze się w garść.

Jest także problem z okazywaniem czułości i budowaniem tego typu relacji, bo bardzo mocny nacisk kładzie się na osobiste granice, więc nawet nie mając złych intencji, można kogoś urazić. No to lepiej podchodzić z rezerwą niż wykonać gest, który mógłby zostać źle odczytany. Tyle że przy takim podejściu nie sposób wejść na wyższy poziom i zacieśnić więzy, więc mimo rozlicznych kontaktów towarzyskich wciąż można czuć się wyobcowanym, a to nic dobrego.

Długotrwała samotność może prowadzić do depresji, nierzadko kończy się ucieczką w alkohol albo inne używki. Samotność obniża nastrój, opuszczony człowiek jest bardziej apatyczny, skłonny do negatywnych myśli i destrukcyjnych zachowań, coraz mniej w nim motywacji by zadbać o siebie, zwiększa się za to ryzyko wystąpienia chorób serca i zaburzeń psychicznych.

Pesymizm nakręca się również pod wpływem mediów, bo w nich widać ludzi, którzy jakimś cudem mają czas na dosłownie wszystko, są w udanych związkach, co wieczór bawią się z paczką przyjaciół, stać ich na niemal każdą zachciankę. A szaraczków traktuje się z góry i co najwyżej z litości mówi, że im też należą się uczucia. Tylko jakoś nikt się nie kwapi by je faktycznie okazać.

Bez wymuszonej grzeczności

Patrząc na media społecznościowe, można zauważyć pewną sprzeczność, którą pandemia jeszcze bardziej uwypukliła – bardzo dużo osób strasznie źle znosiło przymusową izolację, wręcz im odwalało, że są sami w domu, odseparowani od znajomych, rodziny i współpracowników, ale jednocześnie spora grupa odetchnęła z ulgą, bo dzięki lockdownowi można było z czystym sumieniem odciąć się od reszty, nie trzeba było chodzić do biura, stykać się z nieprzyjaznym tłumem.

Choć zwykle nie chodziło tu o taką ogólną pogardę dla bliskości, ile wrogie stosunki z otoczeniem. Bliskość ma być związana z życzliwością – fukające zza komputera koleżanki w pracy rzeczywiście bardziej męczą niż relaksują, ale i trudno mówić, że ma się z nimi bliską relację. Nic dziwnego też, że człowiek pogardzany przez społeczność nienawidzi jej i chce się od niej odciąć. Ale cierpi właśnie dlatego, że nie jest akceptowany – nie chodzi o to, żeby być samemu jak palec, ale żeby oni okazali trochę więcej ciepła oraz zrozumienia.

Bo bliskość jest potrzebna, ale zarazem jest trudna. Nie jest to więź, którą da się zbudować z przypadkową osobą, na siłę. Muszą być tutaj chęci, trochę chemii, otwarcie się na drugą osobę, bezinteresowność. Trzeba się trochę obnażyć, a to ryzykowne, bo nie ma pewności, że druga strona nie weźmie tego za słabość i nie wykorzysta w złym celu. Mając na koncie bolesne historie, unika się wystawienia na strzał, odbierając sobie szanse na wartościową przyjaźń.

Pomocny bywa czasem tu internet, gdzie anonimowo można wylać z siebie smutek i spotkać ludzi w podobnym położeniu. Trafiając na zamknięte grupy, na których obowiązują konkretne, przyjazne użytkownikom zasady jest szansa na zbudowanie więzi, którą nawet da się po czasie przenieść do realu. Jednak internet to internet, ciężko w nim o takie bezpieczne miejsca, zwykle do miłej rozmowy wtrąca się gość, któremu chodzi tylko o „dokopanie frajerom”.

Gdzie spotkać bliskie dusze?

Internet to tylko jedna z możliwości, gdzie można sobie jakoś zrekompensować niedostatki bliskości. Osamotnione osoby często szukają choćby namiastki bliskości, jak wyszydzani staruszkowie, odwiedzający przychodnie dla rozrywki, zajmując miejsce normalnym ludziom – a w wielu przypadkach wynika to właśnie z tego, że nie mają oni z kim pogadać, zaś warunki finansowe nie pozwalają na wyjście do kawiarni czy kina.

Ci, których stać, szukają obecności ludzi w klubach, na koncertach, wczasach, modnych wydarzeniach kulturalnych. Przed i po pracy zaglądają do ulubionego bistro, choć bez problemu smaczną kawę zrobiliby sobie w domu, w nowoczesnym ekspresie – ekspres jednak nie poda filiżanki z uśmiechem. Przyjemnie jest chodzić zawsze do tego samego sklepiku, gdzie pani sprzedawczyni mówi „dzień dobry pani Moniczko”, po czym dodaje szeptem, że specjalnie odłożyła ulubione bułeczki.

Coraz więcej osób decyduje się na zakup kotka czy pieska, bo to żywa istota, z którą można się zżyć, przytulić do niej, pogłaskać – po odtrąceniu przez rodziców, zawiedzionej miłości czy fałszywej przyjaźni, związek ze zwierzęciem wydaje się mniej skomplikowany. Nie do końca jednak potrafi zastąpić kontakt z człowiekiem, dlatego szuka się dalej, stąd na pozór bezsensowne stanie w kolejkach, mimo że ulicę dalej można to samo dostać od ręki, duża popularność salonów SPA i masaży, gdzie legalnie, bez osądu, można poczuć bliski dotyk, czy wreszcie usługi przytulaczy – można zapłacić za to, że ktoś jest blisko, przytula, okazuje pozytywne emocje. Pewnie, to nie jest tak do końca prawdziwe, za to wyraźnie pokazuje, że dotyku i bliskości ludzie potrzebują tak bardzo, że gotowi są tego szukać na wszelakie sposoby.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>