Ciemna strona osobowości
Chyba każdy dostrzega w sobie jakieś cechy, których bardzo, ale to bardzo nie lubi. Dostrzega też zachowania, które budzą niepokój, wstyd, konsternację, że jak to, mnie stać na podobne świństwa? Niechętnie się o tym rozmyśla, większość woli zapomnieć i udawać, że coś takiego nie miało miejsca. Mroczna strona osobowości nie jest bowiem czymś, z czym warto się obnosić.
Wolimy raczej uchodzić za porządnych ludzi, nawet jeśli sądzimy, że zło bywa czasami niepokojąco pociągające. I kiedy czujemy, że wewnętrzny potworek się budzi i próbuje przejąć kontrolę, staramy się go uciszyć, najlepiej raz na zawsze. Ale może niepotrzebnie?
Każdy ma w sobie diabełka
W psychologii używa się pojęcia „ciemna triada” – termin ten obejmuje trzy negatywne cechy osobowości: makiawelizm, narcyzm i psychopatię. Czasem dokłada się do tego zestawu jeszcze sadyzm, zawiść, brak zasad moralnych, poczucie wyższości nad innymi. Nie trzeba się znać na psychologii, by stwierdzić, że osobnik o takich przymiotach daleki jest od ideału i lepiej byłoby nigdy nie spotkać go na swojej drodze.
Dobra wiadomość jest taka, że psychopatów na wskroś przesiąkniętych złem jest na szczęście niewielu. Mniej pocieszający jest natomiast fakt, że jakąś dawkę zła noszą w sobie wszyscy, więc zdarza się całkiem często, że człowiek, o którym myślało się, że jest naprawdę spoko, nagle daje się poznać od bardzo brzydkiej strony. To zwykle dość szokująca sytuacja i poczucie głębokiego zawodu, ale tak z ręką na sercu, kto choć raz w życiu nie skalał się mało chwalebnym postępkiem?
Dobrzy, porządni ludzie też miewają mroczne myśli – oburzają się na coś, lecz po cichu przyznają grzesznikom rację, fantazjują o krwawych zemstach, o wbijaniu na pal, złorzeczą nielubianym osobom, cieszą się z cudzego nieszczęścia. A niekiedy te myśli przeradzają się w czyny. Niby drobnostki – jakaś manipulacyjka, sporadyczne łamanie zasad, bo akurat nikt nie patrzy, przepełniony jadem komentarz na Twitterku, środkowy palec w stronę kierowcy, co to myślał, że będzie sprytniejszy. Drobnostki, ale gdy emocje opadną, jest więcej zakłopotania niż słodkiej satysfakcji.
Ojej, jak bardzo nie jest mi przykro
Ciemna strona osobowości odzywa się w miarę regularnie, a jeśli ktoś nie chce uchodzić za potwora, próbuje te wstydliwe epizody wymazać z pamięci. I czuje niepokój, że tak świetnie się bawi na filmach pokazujących wymyślne torturowanie ludzi. Że aż unosi się z ekscytacji, bo sprzedał wrogowi cios poniżej pasa, a on nie umiał się odgryźć. Że dzięki krętactwom udało się postawić na swoim. Że serce się raduje, bo rano wrednej sąsiadce pękła siatka i soczek rozlał się po chodniku. Że… no, trochę się tego nazbiera, jak się tak uczciwie podliczy wszystkie złe uczynki i myśli.
Co gorsza, sumienie nie zawsze gryzie. Czasami odczuwamy prawdziwą dumę, bo dobro wraca, a jakże, lecz zło daje profity już, teraz, i na dłużej zapada w pamięci – usadzić przeciwnika kopniakami można w pięć minut, pokojowe przekonanie go do swojej wizji będzie ciągnąć się godzinami. Idee pięknie wyglądają na papierze, w realnym życiu chcemy prostych, szybkich i skutecznych rozwiązań, obudzenie wewnętrznego bydlaczka jest więc praktyczniejsze. Przynajmniej tak to w danej chwili wygląda.
Trochę ta świadomość uwiera, dlatego większość upycha gdzieś po kątach swoje mordercze instynkty. I jak się okazuje, nie jest to najzdrowsze rozwiązanie. Chcemy widzieć w ludziach dobro i życzliwość, co zmusza do tłumienia niepożądanych popędów, to jednak nie sprawia, że rozpływają się one w powietrzu – one ciągle są i w każdej chwili mogą wypełznąć na powierzchnię, i to w takiej formie, że strach się będzie bać.
Występek jest atrakcyjny
Zło odrzuca, ale i na swój sposób fascynuje. Publiczność kocha filmy o złoczyńcach, czasem się nawet z nimi identyfikuje, bo widzi w oprawcach bojowników o prawdę, jednostki, które miały odwagę przeciwstawić się systemowi. A że agresją… Cóż, inaczej nie da się zrobić rewolucji. Na brak widzów narzekać nie mogą filmy o seryjnych mordercach, mafiozach i dewiantach. Nie, oczywiście, że nie chodzi o poparcie dla ich czynów, po prostu fajnie się ich ogląda, ponieważ są ciekawi.
Ciekawi i atrakcyjni. To typowe, że na ekranie czy w książkach mordercy w rodzaju Hannibala Lectera to zazwyczaj ludzie wykształceni, z klasą, obyci, miłośnicy sztuki i dobrych trunków, wyrafinowani. Magnetyczni i seksowni, z efektowną historią miłosną w tle jak Bonnie i Clyde. A kiedy wydają się obślizgłymi typami, to imponują przebiegłością, umiejętnym maskowaniem śladów przez całe dekady, graniem policji na nosie. Są, mimo okrucieństwa i bezwzględności, nietuzinkowi. Tak, że troszkę chciałoby się pożyć ich życiem. Bo właśnie – zło w popkulturowej odsłonie to życie pełną piersią.
Dobro jest w gruncie rzeczy nudne. A nawet więcej – jest jak gorzka pigułka. Walka z brzydką stroną ludzkiej natury miała pomóc w budowaniu wspólnoty bezpiecznej dla wszystkich, ale momentami sprowadza się to wyłącznie do ciężkiej pracy i wyrzeczeń, jak gdyby dobro oznaczało rozbrat z każdą dostępną ludziom przyjemnością. Zasady przytłaczają i w sumie nie dają jakoś strasznie wiele radości. I wtedy wchodzą oni, łotry, zakapiory i bandyci, co się nie patyczkują. Seks, przemoc, łamanie zasad, władza, zdobywanie pieniędzy i ludzkich serc. I co z tego, że w rzeczywistości nie wygląda to wcale tak pięknie?
Pudrowanie rzeczywistości nie dotyczy zresztą tylko filmowych bohaterów. Dla własnych grzeszków też znajdujemy dziesiątki wybielających wyjaśnień, bo przecież nie uważamy się za zło wcielone, nie jesteśmy prymitywni, ograniczeni, zdegenerowani, bez honoru. Mamy własny system wartości i nawet robiąc coś niewłaściwego, trzymamy się jakichś zasad. Jakby chciało się udowodnić, że za niegodziwością stoi szczególnego rodzaju szlachetność, kodeks moralny i wyższe cele, a nie brutalny rozbój, nikczemność, brak rozumu i kręgosłupa.
Jak zmierzyć „pokłady zła”?
Zderzenie się z mroczną stroną osobowości to mało przyjemne doświadczenie, bo zwykle dociera wtedy do nas, że nie jesteśmy tacy wspaniali. Nie to jest jednak najgorsze. To, że ktoś poznał własne ułomności, mogłoby wyjść na zdrowie, gdyby się temat jakoś sensownie przepracowało. Ale kultura jest taka, że co odbiega od moralnej normy jest potępiane i surowo karane, i mało kto próbuje dociekać, co za tym stoi, a tym bardziej nie ma chętnych na usprawiedliwianie cudzych występków.
Błędem jest jednak sprowadzanie ciemnej strony osobowości tylko do wynaturzeń, zboczeń i podłego, do cna zepsutego charakteru. Duża część niepożądanych zachowań to przecież spadek po przodkach, nic innego jak instynkt przetrwania – chcemy dobrze dla siebie, a to czasem może oznaczać dyskomfort albo krzywdę innych. Uczymy się mieć na uwadze resztę ludzi, ale siebie stawiamy na pierwszym miejscu. I jeśli trzeba, zadbamy o własny interes ich kosztem. A kiedy sytuacja jest podbramkowa, decydujemy się na nieczyste zagrania, bo bez tego dojdzie do większego nieszczęścia albo po prostu zginiemy.
Oczywiście, jedni będą mieli przy tym większe skrupuły, inni mniejsze. A to, w jak gęstym mroku siedzimy, można sobie dzisiaj zmierzyć za pomocą specjalnych testów. Po co? Z ciekawości, to po pierwsze, a po drugie, bo znając swoje odpychające cechy, można spróbować je zrozumieć i zmniejszyć ich siłę rażenia. Z wypartymi, schowanymi głęboko instynktami raczej tak się nie da.
Suma negatywnych doświadczeń
Udawanie, że stoimy przez cały czas po stronie dobra i światłości, jest o tyle niebezpieczne, że hamuje rozwój i utrudnia rozliczenie się z bolesną przeszłością, bo do zła popychają nie tylko wrodzone instynkty, ale też traumy, rozczarowania, przeżyty stres, miłosne niepowodzenia. Jeśli prześledzimy dokładnie swoje zachowanie, to może się okazać, iż przebiega ono czasem według określonego schematu, a za owym schematem stoją jakieś dramatyczne przeżycia, które teraz prowokują do okropnych, wstydliwych uczynków.
Ludzie, którzy czują się odrzuceni, dyskryminowani, niezrozumiani, są podatniejsi nad podszepty ciemnej strony, a wstrętne zachowanie tłumaczą sobie wyrównywaniem rachunków i zaprowadzaniem sprawiedliwości. Niepewność, bezradność i wykluczenie nie dodają siły, można się jednak poczuć mocnym, sięgając po metody powszechnie piętnowane – piętnowane, ale zarazem budzące strach.
Im więcej takich nieprzepracowanych koszmarów ma się w głowie, tym łatwiej obudzić demona, a kiedy mrok przejmie kontrolę, kończy się to często zaburzeniami psychicznymi, agresją, aktami przemocy – właśnie w taki sposób, umiejętnie podsycając lęki, zachęca się tłumy do prześladowań, czystek etnicznych, linczów, zamachów terrorystycznych.
Uniknąć tego można, mierząc się odważnie z własnymi strachami. W jakich okolicznościach wpadamy w furię i nie zważamy na nikogo? Dlaczego coś wywołuje tak wielką złość? Skąd tak silna niechęć do określonej grupy ludzi? Czemu nie można się powstrzymać przed rzucaniem oszczerstw, brutalnym zachowaniem, celowym krzywdzeniem bliskich osób? Znając źródło problemów, można postarać się jakoś temu zaradzić. Złego lepiej oswoić niż udawać, że nie istnieje. Choćby po to, żeby przejąć kontrolę nad własnym życiem – kiedy nie mamy świadomości, co stoi za złymi uczynkami, nie umiemy zapobiegać kolejnym wpadkom i nieszczęściom.
Zło napędza dobro?
Ciemna strona osobowości nie jest czymś, czego należy się bać i wyrzekać. Tak jesteśmy skonstruowani. Co nie znaczy, że nie trzeba nad sobą pracować, ale jak zabrać się do pracy, jeśli nie wiadomo czego ona dotyczy? Sam wstyd i poczucie winy to trochę za mało, zwłaszcza gdy prowadzą do obniżenia samooceny i autoagresji, a przecież nie o to chodzi.
Mroczne emocje też bywają przydatne, są naszym dopełnieniem i poniekąd pomagają wydobyć na światło dzienne te pozytywne cechy, uaktywniają zdolności potrzebne do przeżycia, które w komfortowych warunkach mogłyby pozostać nigdy nieodkryte. Nie są złe jako takie – zły jest raczej sposób ich wykorzystania, bo pobić kogoś, żeby się popisać, a stanąć w obronie słabszego to dwie różne sprawy, choć w obu przypadkach te same pięści poszły w ruch.
Tłumienie mrocznych popędów wcale nie sprawi, że się od nich uwolnimy – wręcz przeciwnie, to, czego usilnie unikamy, wraca zazwyczaj ze zdwojoną siłą. Lepiej dać im dojść do głosu, na krótko i pod kontrolą, kłopot jednak w tym, że łatwo dać się porwać złej energii, kiedy widać, że ułatwia ona uzyskanie przewagi, a ludzie lubią wygrywać, być górą, widzieć wrogów na kolanach. I to właśnie pokaże prawdziwą siłę charakteru – akceptacja to nie przyzwolenie na wszystko zawsze i wszędzie, to umiejętność zadecydowania jak się zachowam, mimo kuszących podszeptów ciemnej strony.
Komentarz ( 1 )
Podobno każdy moze zostać złoczyńcą, wystarczy zbieg okoliczności lub złe towarzystwo…