Co dzieje się w domu, powinno zostać w domu?
Nie mów nikomu, co u nas w domu się dzieje, bo co to za ptak, który własne gniazdo kala? Brudy prać należy wyłącznie w domowym zaciszu. Zresztą, mój dom moją twierdzą, we własnych czterech ścianach wolno robić, co się żywnie podoba, i nikomu nic do tego. Nie wynosi się po prostu domowych historii na zewnątrz, bo co to kogo obchodzi.
Takie właśnie myślenie wciąż jest mocno zakorzenione w naszej kulturze – rodzinne sprawy to prywatne sprawy, nie należy się do nich wtrącać, a ktoś publicznie opowiadający o domowych dramatach uchodzi za nielojalnego wobec swoich najbliższych. Tylko czy rzeczywiście pełna dyskrecja jest najlepszą metodą na walkę w rodzinnymi problemami?
Rodzina rzecz święta
Rodzina zazwyczaj chce, by ją postrzegać jako udane, szczęśliwe stadło. Porządne i wolne od patologii, wręcz idealne. Dlatego rodziny niechętnie obnażają swoje słabości, kłopoty wolą rozwiązywać we własnym gronie, bo wychodzenie do ludzi po pomoc to wystawianie się na strzał. Najbliżsi sami potrafią się o siebie zatroszczyć i nie ma się co łudzić, że obcy lepiej wywiążą się z tego zadania. To chyba logiczne, że im ciaśniejsze więzy, tym większe zaangażowanie?
Rodzina ma więc szczególny status. Również wtedy, gdy jako postronni świadkowie obserwujemy nieprzyjemne sytuacje. Obcy człowiek zaczepia małe dziecko? Ktoś przeważnie próbuje jakoś zareagować. Ale gdy agresorem jest rodzic, opór przed interwencją jest większy. To samo sprzeczka dwójki dorosłych osób – łatwiej się wtrącić, gdy rzecz dotyczy obcych sobie ludzi, niż gdy to porachunki małżeńskie. Wielu osobom głupio po prostu wtrącać się w rodzinne sprawy, bo oni sami między sobą powinni jakoś to rozwiązać. Nie wypada stawać im na drodze, pouczać, brać jedną stronę, bawić się w rozjemcę. Jak gdyby więzy rodzinne komplikowały temat i odbierały innym prawo do oceny.
Pewnie, że z boku widzi się jedynie fragment większej całości i łatwo o fałszywe wnioski, ale przecież nie chodzi tu o ostateczne sądy, a o zainteresowanie, czy komuś nie dzieje się krzywda – bo póki co to trochę tak wygląda. Prostsze i rozsądniejsze wydaje się jednak umycie rąk, tym bardziej, że nieraz się okazało, jak głupim pomysłem jest stawanie w obronie poszkodowanego w domowych sporach. Ofiara potrafi się wręcz obrazić za wtrącanie nosa w nieswoje sprawy, bo może i oprawca jest podły, ale to mój oprawca, i nie będzie jakiś obcy jemu bruździł. A bywa i tak, że ofiara w wyjątkowo trudnym momencie zdecyduje się zgłosić sprawę, zaangażuje do pomocy otoczenie, po czym da się ugładzić oprawcy, wycofa się ze swoich słów, a na pomocników spadną gromy.
Dlatego nie bardzo chce się słuchać, że ktoś ma w domu małe piekiełko. Zresztą nie tylko ze strachu, że pokrzywdzona osoba wyprze się swojej krzywdy. Część świadków przyjmuje takie słowa z niesmakiem, bo jak można tak otwarcie krytykować żonę, ojca, dzieci, wnuki? A gdzie rodzinna solidarność? Lojalność? Dbanie o dobre imię? Czy ludzie nie mają dzisiaj już żadnych świętości?
Palcami nas będą wytykać
Mnóstwo osób sądzi, że wywlekanie rodzinnych brudów w niczym nie pomaga, jedynie szkodzi opinii, co się później latami ciągnie i żyć spokojnie nie daje. Poskarżysz się, obcy się ulitują, ale bez obaw, dobrze sobie twoje skargi zapamiętają i gdy tylko się odwrócisz, złe języki pójdą w ruch. I w najmniej odpowiednim momencie wypowiedziane na głos pretensje zostaną wytknięte w możliwie najwredniejszy sposób.
Ludzie przypomną, jak z siniakiem pod okiem i w porwanej koszuli błagałaś sąsiada, by zadzwonił na policję. Że nie mieliście pieniędzy, bo twój chłop, niezdara taka, dwa miesiące bezskutecznie szukał nowej roboty. Że twoja matka lubi sobie wypić, a ojciec ma obrzydliwe nawyki. Będzie już długo po fakcie, ty zdążysz stanąć na nogi, lecz oni spróbują z powrotem ściągnąć cię w dół, wykorzystując wstydliwe wyznania z przeszłości. I co, warto było?
Obcy czasem faktycznie pomogą, ale nie za darmo, ceną będzie taka właśnie złośliwa satysfakcja. Satysfakcja o tyle niesprawiedliwa, że każda rodzina ma swoje brzydkie tajemnice, krępujące epizody, trupy w szafie. W czym oni niby są lepsi, żeby biec żalić się im w rękaw? Co w dłuższej perspektywie przyniesie takie zaufanie? Bezpieczniej rozwiązać problem we własnym gronie, dyskretnie, bez zbędnych świadków.
Inni i tak się nie przejmą
Ludzie plotkują i nie ma na to rady. Otworzysz się raz, i już na zawsze możesz zostać panią od dziwnej choroby albo żoną chowającą przed mężem butelki. Żeby jeszcze ci obcy mieli to gdzieś, ale nie, do pomocy się nie wyrywają, za to na gadanie siły zawsze mają i są wielce zainteresowani szczegółami dramatycznej sprawy. Po prostu podli i niedyskretni.
I prawda jest taka, że rzeczywiście można swoimi zwierzeniami pogorszyć sytuację. Dotyczy to zwłaszcza spraw, które naprawdę bez większego trudu da się załatwić w rodzinnym gronie, albo takie, na które nie ma się żadnego wpływu, a nie są one czymś nagannym, szkodliwym bądź niebezpiecznym. Mogą za to stać się pożywką dla obmowy za plecami, a koniec końców doprowadzić do pogorszenia stosunków z resztą domowników.
Bo cóż przychodzi z opowieści o przywarach męża czy teściowej? Ich grzeszki są niegroźne, a opowiadając o nich obcym tylko wystawia się członków rodziny na szyderstwa i złośliwe żarty. I tak szczerze mówiąc, to wynosząc owe historyjki na forum publiczne wcale nie liczy się na wsparcie i odmianę losu, chce się jedynie dopiec mężowi po niedawnej kłótni, odegrać na rodzicach za nieporozumienia z dzieciństwa i ośmieszyć teścia, bo jest starym durniem.
Żalić się na takie tematy można co najwyżej w gronie zaufanych, najbliższych przyjaciół, co do których jest pewność, że nie poniosą opowieści dalej, w innych przypadkach rozsądniej jest milczeć i wyprać brudy w domu, w gronie samych zainteresowanych. Nie ma sensu oczerniać faceta czy synowej ot tak, żeby tylko sobie ulżyć, bo ulga jest chwilowa – gdy to dotrze do obgadanych bliskich, konflikt raczej się zaogni niż rozwiąże.
Jak możesz tak szkodzić rodzinie?!
Są jednak i takie sprawy, których nie powinno się zamiatać pod dywan i kwitować krótkim „to rodzinna sprawa, nikomu o tym nie mów”. Tak jak są ludzie, których naprawdę obchodzi czyjaś krzywda i chcieliby jakoś pomóc. Trzymanie ich na dystans niczego nie poprawia, wręcz przeciwnie – oni mogliby zapewnić wsparcie, ale ofiara wstydzi się powiedzieć w czym rzecz.
Bo właśnie wstyd jest potężną bronią, jaką domowe twierdze wykorzystują, by trzymać swoich członków w ryzach. Chcesz zwierzyć się przyjaciołom? Pójść na policję, do opieki społecznej? Śmiało, narób nam wstydu, wystaw nas na pośmiewisko! Niech wytykają nas palcami. Niech śmieją się z twoich dzieci. Niech szydzą ze starej, chorej matki, a ojca wsadzą do więzienia.
A smutne fakty są takie, że do bardzo wielu przestępstw dochodzi właśnie w obrębie rodziny. Przemoc fizyczna i psychiczna jest częstym gościem w domach, które na pozór wyglądają normalnie – wyglądają tak, bo ciężko się wyrwać ze schematu jak w „moralności pani Dulskiej”. Trzymanie buzi na kłódkę ma tylko tę zaletę, że szkodnik czuje się bezkarny, a toksyczna atmosfera zagęszcza się coraz bardziej.
Jest to niemal systemowe – dzieci nie mają prawa głosu, żona ma słuchać męża, facet ma brać wszystko na klatę, etc. Opowiadanie o własnych bolączkach jest więc łamaniem pewnych zasad społecznych i ciosem w instytucję rodziny, a to już karygodne, tego nie można pochwalać.
Wszystko wali się przez ciebie
W domach o takiej mentalności wszyscy uczeni są tego, że na zewnątrz trzeba udawać kogoś innego. Mówić rzeczy „służące rodzinie”, a nie prawdę. W rodzinach dysfunkcyjnych, pełnych brzydkich sekretów, ludzie czują się gorsi, niekochani i zaniedbywani, ale mają wbite do głowy, by nigdy tych uczuć nie wyartykułować publicznie. Bo gdy pisną choćby słówko, zaszkodzą całej rodzinie.
O wstydzie i szkalowaniu najbliższych najczęściej mówi oczywiście sprawca, bo właśnie w jego interesie jest tworzenie iluzji perfekcyjnego domu. Reszta domowników czuje, że coś jest nie tak, ale nie ma odwagi, by się przeciwstawić. Bo co jeśli wyjdzie z tego jeszcze większa awantura? Co jeśli dojdzie do rozstania, zabiorą mi dzieci, matka już więcej się do mnie nie odezwie? Ten schemat milczenia tak łatwo podtrzymać właśnie dlatego, że to rodzina, a więc silne emocje i strach, że cenne więzi bezpowrotnie zostaną zerwane.
A na emocjach bardzo łatwo zagrać. Gadasz obcym, że u nas źle się dzieje, niszczysz nam życie, przez ciebie stracę pracę i wszyscy będziemy głodować, jesteś egoistką, myślisz jedynie o własnym komforcie i nie liczysz się z uczuciami rodziny. Kobiecie się obrywa, ponieważ jest strażniczką ogniska i jak się z tego wywiązuje? Fatalnie. Mężczyzna się przecież nie przyzna, że żona leje go ścierą i wyzywa od najgorszych, bo kto mu uwierzy? Dzieci mają skłonność do konfabulacji, starszym też pamięć szwankuje.
W przypadku rodzinnych problemów nie tak trudno komuś wmówić, że nie dość mocno się starał i jest samolubny. Że dla dobra dzieci powinien zagryźć zęby. Że twoja rodzina świadczy o tobie, więc w jakim świetle się stawiasz. Że rodziny się nie wybiera. Że trzeba przeczekać, a prawdziwa miłość powinna wszystko znieść i wybaczyć.
Podwójne życie
To normalne, że nie odkrywamy przed obcymi wszystkich kart, czym innym jest jednak sytuacja, gdy niemal bez przerwy człowiek musi udawać i mówić nieprawdę. Żyć w zakłamaniu, co strasznie męczy, wyczerpuje emocjonalnie. Jak być zdrowym w takim układzie? Jak być szczęśliwym? Jak być sobą?
Publiczne pranie brudów, tak często krytykowane, może być właśnie procesem uzdrawiającym. Bo wreszcie dociera, że stało się coś niedobrego, ktoś komuś zrobił krzywdę, notorycznie rani najbliższych, zmusza do hipokryzji. Jeśli da się to załatwić we własnym gronie, rozmawiając z domownikami – świetnie. Ale gdy to w niczym nie pomaga, a za poruszenie drażliwego tematu otrzymuje się karę, jedynym sensownym wyjściem jest szukanie pomocy w innych miejscach.
Bez wsparcia z zewnątrz ofiara toksycznej rodziny ma niewielkie szanse na wyrwanie się z piekielnego kręgu, bo zwyczajnie sama nie umie się obronić. Potrzebuje silniejszych sojuszników. Takich, którzy będą w stanie oprawców przywołać do porządku.
Tylko teraz pytanie: kto może być takim sojusznikiem? Przyjaciele? A może państwowe instytucje? No i skąd pewność, że osoby obdarzone zaufaniem zechcą stanąć do walki? Cóż, bez podjęcia ryzyka niestety się nie obejdzie, a największym utrudnieniem jest często nie tyle brak życzliwych wokół, ile własna niekonsekwencja – kiedy najsilniejsze emocje opadają, wraca się do domu z nadzieją, że może jednak się poprawi, że ukochana osoba się zmieni, że uda się uniknąć tych ostatecznych rozwiązań.
Mówić czy nie mówić?
Są jeszcze ludzie. Ludzie, którzy nie dowierzają wypowiedziom ofiar z toksycznych domów. Czasem to zrozumiałe, bo mamy słowo kontra słowo, no i na niekorzyść poszkodowanych świadczy cały ten cyrk, w którym brali udział – jak nagle uwierzyć, że to nie jakieś brudne gierki o pieniądze czy opiekę nad dzieckiem? Było przecież tak pięknie! Poza tym, skoro to ciągnęło się latami, to najwyraźniej aż tak strasznie nie było, w przeciwnym razie czemu ona nie odeszła wcześniej, a może on lubił jak się nad nim znęcać, jak można było żyć w tym bagnie i udawać, że jest ok? Troszkę to podejrzane.
Im dłużej maskarada trwa, tym ciężej się z niezdrowego domu wyrwać. A jeszcze ciężej przekonać do siebie świadków, którym przez długie lata pokazywało się jedynie maskę, sugerując, że własne życie to była prawdziwa sielanka, bez przemocy, chorób, uzależnień, niezdrowych relacji. A że ofiarom często zarzuca się, iż „same są sobie winne”…
Jest wstyd i obawa, że publiczne wyznanie rodzinnych grzechów doprowadzi do zerwania stosunków i jeszcze większego nieszczęścia, na przykład rozwodu rodziców albo sprawy sądowej o pobicie. Ale czy to naprawdę jest większe nieszczęście? Są rzeczy, które ludzi niszczą, i ciężko się tu zasłaniać dobrem rodziny, bo jakie to dobro, gdy ktoś cierpi katusze i boi się własnego cienia? Jest przerażony, zahukany, zindoktrynowany tak, że boi się zawalczyć o siebie? Szantaż rodziną pokazuje, że tu wcale nie chodzi o pielęgnowanie bliskich więzów, a wyłącznie o kontrolę i władzę. Więc czy warto się do śmierci dusić się w domowym sosie, czy może lepiej wywołać tornado i naprawić coś, co jest po prostu nie do zniesienia?
5 komentarzy
To jest odwieczny problem . O tym już pisała Gabriela Zapolska w „Moralności Pani Dulskiej”
O zakłamaniu i nie tylko.
Niestety dulszczyzna ma się coraz lepiej.
I dlatego jest tak jak jest – czyli na zewnątrz rodziny usmiech i szczęście, a wewnątrz koszmar i bagno.
Pozdrawiam
Gdy dzieje się tragedia trzeba o tym mówić, niestety większość uwaza nadal, że nie moja sprawa i nie będę się wtrącać…. A tak naprawdę to nie jest wtrącanie, a pomóc tym, którzy jej potrzebują…
Jeżeli dzieje się coś złego ,to trzeba rozmawiać i nawet wyprać brudy .
Zależy od problemu…
Sądzę ze w poważnych problemach warto rozmawiać. Kimś bliższym z kimś kto okaże wsparcie bądź pomoc czasem osoba z zewnątrz może mieć inne spojrzenie na problem i może okazać się pomocna lepiej czasem ukazać swój kłopot niż później jest jakaś tragedia domowa i za późno a wszyscy sądzą że było ok