Główne menu

Co jest tak naprawdę ważniejsze – nowe wyzwania czy stabilizacja?

Dużo się mówi o tym, jak ważne są nowe cele, ambitne plany, słowemciągły rozwój. Nieco mniej natomiast słychać o konsekwentnym trzymaniu się raz powziętych działań, jak gdyby stabilizacja była mniej wartościowa, czy wręcz hamowała kolejne wyzwania. Ciekawsze wydaje się po prostu gonienie za nowościami zamiast trzymanie się wypracowanych z mozołem rzeczy, co ostatecznie bardziej samopoczucie psuje niż mu pomaga.

Oczywiście wytrwałość również jest w cenie i często podaje się ją jako bardzo ważną składową sukcesu. Bardziej jednak w kontekście tego ciągłego parcia do przodu niż trzymania równego poziomu, bo najwyraźniej „robić swoje” to za mało – a może właśnie na tym powinno się zatrzymać?

Co jest tak naprawdę ważniejsze – nowe wyzwania czy stabilizacja?

Nic się już nie da zrobić

Poczucie własnej sprawczości jest bardzo ważne dla osobistego rozwoju. Dzisiaj niby o tą sprawczość jest łatwiej, lecz zarazem u wielu osób rezygnacja i zniechęcenie pojawiają się jeszcze przed 30-tką, gdy teoretycznie świat nadal stoi otworem. Po części wynika to z wiary, że do osiągnięcia pewnego pułapu trzeba mieć określone predyspozycje, szczęście i dogodne warunki – bez tego kapitału niewiele się w sumie da zrobić, zresztą nawet nie warto się starać, bo i tak się nie uda, no życie.

Druga grupa myśli całkiem odwrotnie. Dobry start owszem, ułatwia sukces, podobnie jak wrodzone talenty, ale praktycznie każde niedostatki można jakoś nadrobić. Oczywiście czasem wymagać to będzie ogromnego wysiłku, niemniej jest do zrobienia. Jest konkretnym celem, do którego się dąży. I najpewniej właśnie ta druga postawa zdobędzie większe uznanie, bo publiczność lubi ludzi ambitnych. Albo przynajmniej im zazdrości, co tak
naprawdę pokazuje zamaskowane niechęcią uznanie dla czyichś osiągnięć.

Niechęć do nowych wyzwań mocno osłabia motywację i byle głupota może ją zupełnie wygasić. Efekt? Zadowolenie z życia na żenująco niskim poziomie, i co gorsza, dość kiepskie perspektywy na pozytywną zmianę w przyszłości. Dlatego chcąc wreszcie ogarnąć życie po prostu trzeba postawić sobie jasny cel, bo bez niego piekielnie trudno będzie choć na milimetr ruszyć do przodu.

Nadmiar motywacji

Ambitne cele mogą jednak z czasem stać się całkiem niebezpieczną pułapką. Bo fajnie, że udało się ruszyć z kanapy swoje cztery litery, jednak nowości mają to do siebie, że szybko się nudzą. I utrzymanie tempa okazać się może jeszcze trudniejsze niż pierwszy krok do życiowej zmiany – dlatego po Nowym Roku w klubach fitness widać spore tłumy nowicjuszy, lecz już w okolicach marca spora ich część zdążyła się definitywnie wykruszyć.

Słomiany zapał to częsta bolączka u ludzi chcących zmian, ale niemających w sobie dość wytrwałości, żeby dotrzymać słowa. Jednak nawet w przypadku, kiedy dane zadanie udało się wykonać w całości, to po satysfakcjonującym zakończeniu nierzadko się je porzuca, bo odhaczone, więc nie warto tym dalej zawracać sobie głowy. Teraz pora na kolejny cel.

Kolejne ciekawe wyzwanie. A to co było, zostaje zaledwie chwalebnym wpisem w życiorysie. Inaczej mówiąc, nie jest wartością samą w sobie, tylko służy do budowania wizerunku aktywnego człowieka sukcesu.

To powoduje, że dawne osiągnięcia często nie cieszą tak jak powinny. Zaczęłaś jeść zdrowo, zamiast codziennie stołować się w Maczku? Dalej chodzisz na basen 3 razy w tygodniu?

Dalej się uczysz portugalskiego? Ok, ale Marlenka z Instagrama jeszcze projektuje meble, szyje sukienki, naprawia stare samochody i zbiera na budowę studni w Sudanie. Nie docenia się konsekwencji, i stabilizacji z niej wynikającej, która faktycznie jest osiągnięciem, tylko szuka się wciąż nowych bodźców. Jest potrzeba ciągłej akcji. Jest pytanie: co dalej?

O stabilizacji myśli się z pewną pogardą, mimo że tego stabilnego życia wielu by pozazdrościło. Niemniej poczucie jest takie, że czas stanął w miejscu, a wiadomo, jak tylko stoisz, to tak naprawdę się cofasz. Stagnacja i wygodnictwo. Niektórzy dochodzą do takiego momentu, że brak nowych wyzwań utożsamiają z brakiem pasji, osiągnięć, zainteresowań, bo jak to tak? Nic nowego cię nie pochłania? Boisz się wyzwań? Wolisz bezproduktywnie leniuchować? Jak gdyby ciekawe życie dało się prowadzić jedynie dzięki nieustannym zmianom.

Konsekwentnie do celu

Wytrwałość nie dla wszystkich jest ważna jako taka. Ceni się ją, bo to środek do celu, jednak z tego powodu właśnie coraz to ambitniejsze plany przestają dostarczać radości. To znaczy cieszą, ale tylko chwilowo, w momencie dopięcia wszystkiego, co było do zrobienia. Trochę jak z radykalną dietą – po miesiącu istotnie ważysz 20 kilo mniej, gorzej, że najpewniej nie uda się tego utrzymać, ponieważ całe skupienie poszło na realizację planu, a nie myślenie „co dalej”.

Zaskakująco wiele osób, wymyślając sobie cel do osiągnięcia, nie zastanawia się wcale po co tak właściwie się na to porywa. Lub te motywacje nie do końca są zdrowe. Tymczasem do sukcesu prowadzi nie tyle duża liczba pomysłów, co wspomniana wytrwałość, będąca ważniejsza nawet od inteligencji. Można więc osiągnąć więcej robiąc jedną rzecz, za to dobrze, z zaangażowaniem i długofalowo, niż ustawiając sobie dziesięć ambitnych szczytów, z których po odbębnieniu wyzwania po prostu się schodzi, nie wyciągając zbyt wiele
sensownej nauki. Nie mówiąc już o tym, że przesadne zafiksowanie się na punkcie zaplanowanych goli do strzelenia często odbiera radość z życia, ponieważ ewentualna porażka dużo bardziej boli i przez to mało wnosi do dalszego rozwoju.

Ten błąd u wielu osób zaczyna się już w dzieciństwie, kiedy rodzice chwalą za efekt, np. szóstkę z ważnego sprawdzianu, pomijając proces nauki oraz pozytywne skutki zdania egzaminu – wyrabia to nawyk, by skupiać się głównie na doraźnych akcjach zamiast na długotrwałych, konsekwentnych działaniach, i pokazuje, że nie droga się liczy, a chwilowy wyrzut dopaminy. Który rzecz jasna również jest ważny, jednak wiadomo, co się dzieje z
człowiekiem przesadnie uzależnionym od mocnych bodźców.

Nie trzeba bez przerwy zaczynać czegoś nowego

Oczywiście, wyzwania nie są złe – to dzięki nim zmuszamy się do wysiłku, nauki, poszerzania horyzontów. Nic też złego w tym, że ktoś nie chce spoczywać na laurach i potrzebuje coraz to nowych zadań do wykonania. Po prostu jak ze wszystkim, tak i tutaj wskazany jest umiar dla własnego dobra i samopoczucia. Jeśli do kolejnych wyzwań
podchodzi się z rozsądkiem, rzeczy już dokonane nie będą tylko odhaczoną pozycją na liście – staną się częścią nowego, ulepszonego stylu życia, który da więcej korzyści od chorobliwej ambicji.

Bo sam cel zwykle nie jest szkodliwy – powodem do niepokoju jest bardziej to, jak się do niego podchodzi. Sprowadzanie rozwoju wyłącznie do niekończących się wyzwań początkowo może się sprawdzać, jednak po czasie generuje głównie kłopoty, także ze zdrowiem, ponieważ z powodu ambitnych założeń zaczyna się zaniedbywać sen i
wypoczynek, przybywa za to stresu, nie czasu na pełną regenerację i narasta lęk przed porażką oraz konkurencją.

Co więcej, stałe ciśnienie na wyżej, więcej, mocniej może doprowadzić do stanu, że nawet się już nie ma pomysłu na dalsze dokonania. Nowe cele są coraz bardziej mgliste, coraz częściej
spełniane są oczekiwania innych, a nie własne, i robi się rzeczy, które jedynie wydają się
właściwe – coś w głowie mówi, że tak trzeba, lecz nie wyjaśnia dlaczego. A kiedy cel jest tak
naprawdę bezcelowy, zbyt duży i zbyt ogólny, łatwo utracić zapał oraz kontrolę. Wtedy zaś rzekomy rozwój przypomina bardziej masochizm, co trudno nazwać wielkim, życiowym osiągnięciem.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>