Co nam daje obcowanie ze sztuką?
Sztuka to coś, co odróżnia nas od reszty zwierząt. Wyższa forma rozwoju i dowód nawet nie tyle na inteligencję, co głębszą wrażliwość, szeroką paletę emocji oraz wyjątkowe umiejętności, dzięki którym da się je przedstawić w unikalny sposób. Sztuka ma sprawiać przyjemność, ale też prowokować, a nawet bywać nieprzyjemna, bo tak skuteczniej zwraca się uwagę na przeróżne społeczne problemy.
Do obcowania ze sztuką zachęcamy już dzieci, oczywiście w innym wydaniu niż to „dorosłe”, ale jednak. Po co? Bo to rozwija. Jest też częścią naszej kultury, tożsamości, odnosi się do ważnych wydarzeń i pomaga je odreagować. Wszystko to brzmi zachęcająco, jak coś, co powinno łączyć, tymczasem służy często do oceniania i segregowania ludzi, gubiąc po drodze swoją autentyczność.
Dlaczego tworzymy sztukę?
Sztuka jest tak samo stara jak cywilizacja. Już te pierwotne, kompletnie niewyedukowane ludy tworzyły swoje autorskie dzieła, bo najwyraźniej potrzebowały coś przekazać, utrwalić, miały w sobie jakąś wznioślejszą potrzebę niż tylko po prostu przetrwać. Na przestrzeni kolejnych wieków sztuka się zmieniała, ale jej znaczenie wcale nie tak bardzo – z grubsza zawsze chodziło o to samo, co najwyżej w troszkę innych proporcjach.
Przede wszystkim sztuka silnie wiązała się z emocjami – nawet jeśli twórca był cyniczny w swojej pracy i tworzył wyłącznie dla pieniędzy, to odwoływał się do uczuć odbiorców i klienta. Sztuka była, i jest nadal, szczególnym komentarzem do rzeczywistości, pokazywała, co w danym czasie dla ludzi było najważniejsze, z czym się borykali, czego pragnęli, jakie wyznawali wartości. Co nie znaczy, że wszystko wyglądało jednakowo, jako że obok tych, nazwijmy to „bezpiecznych” dzieł, pojawiała się sztuka wywrotowa, przekraczająca aktualne granice, szokująca, co nierzadko prowadziło do jej zakazania i napiętnowania twórcy. Ale ona też miała wielki wpływ na zrozumienie otaczającego ludzi świata, może nawet większy niż ten wyważony wytwór artystyczny.
W jakimś stopniu sztuka oddawała także postęp cywilizacyjny – za wyrafinowane i rozwinięte uznajemy głównie te kultury, które poza potęgą militarną i ekonomiczną mogły się pochwalić właśnie niesamowitymi osiągnięciami artystycznymi. Lud skuteczny tylko w podbojach budził respekt, ale i tak kończył z łatką barbarzyńców, którzy sztukę mogą co najwyżej bezmyślnie poniszczyć.
Oryginalne hobby
Obrazy, rzeźby potrafią kosztować grube miliony, a i tak ludzie będą chcieli mieć za wszelką cenę upatrzone dzieło. Większość oczywiście nie może sobie pozwolić na takie luksusy i zadowala się sztuką tańszą, która na szczęście wciąż może być naprawdę wartościowa. Jest oczywiście w sztuce aspekt inwestycyjny, ale bardzo często coś się kupuje po prostu dlatego, że jakieś dzieło do nas przemawia. Utożsamiamy się z jego wymową, to dobrze rezonuje z naszymi przemyśleniami, zastanawiamy się nad motywami artysty, zgadujemy co siedziało mu w głowie.
Za pomocą sztuki można odwołać się do tej strony osobowości, którą w realnym życiu nie bardzo chcemy odsłaniać – dlatego wielu osobom podobają się dzieła bardzo mroczne, przerażające, naruszające jakieś tabu. Łatwiej po prostu powiesić w sypialni odważny obraz niż dać się poznać otoczeniu jako osoba śmiało idąca pod prąd. Ogromne znaczenie dla wielu ludzi ma religijny wymiar sztuki, bo choć to nie obrazy decydują o głębi wiary, to jednak w kościele z pięknymi freskami i misternie wyrzeźbionym ołtarzem jakoś przyjemniej oddawać się duchowym przeżyciom.
Można też kupować sztukę po prostu dlatego, że jest ładna, bez żadnej emocjonalnej otoczki. Artystycznie wykończone meble, oryginalne obrazy, efektowne rzeźby – aranżując przestrzeń mieszkalną, chętnie odwołujemy się do sztuki i lubimy się otaczać rzeczami miłymi dla oka, bo często nasze poczucie estetyki potrzebuje czegoś więcej niż starannie pomalowane ściany i odporna na ścieranie drewniana podłoga.
Sztuka gorsza i lepsza
Ze sztuką jest jednak ten problem, że nie sposób określić obiektywnie jej wartości. Owszem, wyceny dzieł to konkretne liczby, lecz wpływa na nie cała masa subiektywnych czynników, bo dlaczego to właśnie Słoneczniki van Gogha uchodzą za bezcenne? Znawcy sztuki na pewno będą to umieli jakoś wyjaśnić, co nie zmienia faktu, że na sławę oraz wartość danego dzieła składają się subiektywne preferencje, trendy, moda, przemyślana promocja. Dobra szuka nie zawsze obroni się sama – niektórzy artyści mieli zwyczajnie szczęście, dobrze się wbili ze swoim przekazem w specyfikę danych czasów, znaleźli zamożnego mecenasa, któremu akurat ta dokładnie sztuka najbardziej przypadła do gustu.
Indywidualna ocena odbiorcy to zarazem największa wartość sztuki, jak i jej główne przekleństwo, bo wychodzi, że tylko zdanie wybranego grona ma prawdziwe znaczenie. Słynny jeleń na rykowisku to badziew, ale przecież o wielu uznanych dziełach sztuki można powiedzieć to samo, tyle że wtedy krytyk ujdzie za człowieka bez gustu, który się nie zna. Tylko na czym konkretnie? Sztuki rzecz jasna można się nauczyć. Widząc wiele dzieł, umie się już rozpoznać ich wartość dzięki porównaniom, wyczuwa się trendy, nurty, dostrzega inspiracje albo nieudolne naśladownictwo. Wychwytuje się kontekst – tandetna figurka przestanie być taką, jeśli celowo wykorzysta się jej kicz i umieści go w całkiem innej niż zazwyczaj aranżacji.
Ale to wymaga czasu i dużego doświadczenia, z czym nie każdy jest sobie w stanie poradzić. I tu właśnie wkraczają znawcy, z którymi problem jest taki, że nie zawsze im zależy na przekazywaniu cennej wiedzy, ile na narzucaniu własnych poglądów oraz piętnowaniu „prostaków” bez jakiegokolwiek wrażliwości. W sztuce snobizmu jest wyjątkowo dużo, bo to idealny obszar do manipulowania niewtajemniczonymi – to sztuka wyższa, a więc dla elit, i mało kto pragnący akceptacji owej elity będzie się zdradzał ze swoimi plebejskimi gustami.
Budowanie statusu
Oczywiście nie wszyscy ślepo podążają za trendami i jedynie udają, że te dziwne mazaje poruszają najczulsze struny ich dusz. Jednak naprawdę ciężko jest czasem stwierdzić, czemu artysta X uchodzi za geniusza i wizjonera, a Y jest w oczach odbiorców jedynie przeciętny, i wielu tych zachwyconych bywalców galerii nie umiałoby odpowiedzieć na podobne pytanie inaczej niż „bo ty się nie znasz, nie rozumiesz, to nie jest przekaz dla wszystkich.”
Że nie dla wszystkich, to poniekąd prawda. Snobowanie się na sztukę to budowanie prestiżu. Duża ilość pieniędzy to jeszcze za mało, aby uchodzić za człowieka z klasą, lecz będąc koneserem sztuki od razu zyskuje się dodatkowe punkty. Bo sztuka to mimo wszystko zbytek i przy skromnych zasobach finansowych większość zdecyduje się kupić praktyczny mebel, a nie drogi obraz, a zamiast designerskiej lampy wybierze porządny żyrandol za jedną dwudziestą tej kwoty.
To zaś sprawia, że posiadanie sztuki wiąże się z wyższym statusem społecznym. Pożądanego, cennego dzieła nie zdobędzie „byle kto”. I dlatego o sztuce masowej mówi z lekceważeniem – nie ze względu na niskie walory artystyczne, ile z powodu powszechnej dostępności. Masowy nie jest po prostu elitarny. Wprawdzie ci autentyczni miłośnicy sztuki nie kierują się wyłącznie ceną i nie ona świadczy o unikalności jakiegoś dzieła, ale nie tylko oni nadają ton rozmowom, i dość powszechnie używa się sztuki, czy też ogólniej kultury, do tworzenia podziałów na lepszych i gorszych.
Artystyczne preferencje coś tam bowiem mówią o naszym charakterze i poglądach, choć nie na tyle wiele, by dało się na tej podstawie zbudować pełen obraz drugiej osoby. A jednak stereotypy również na tym obszarze mają się dobrze – ktoś preferujący klasykę może być odebrany jako ograniczony intelektualnie nudziarz bez polotu, z kolei fan awangardy zostanie dziwakiem, który nadmiernie gardzi tradycją i chce zniszczyć naszą cywilizację.
Najważniejsze, żeby poruszało
Snoby mają w nosie wartość sztuki, służy im ona wyłącznie do pozowania na lepszych. Unikanie kontaktu z „nizinami” wcale nie musi się przekładać na wyższą wrażliwość i wyrafinowany gust – jeśli stoi za tym jedynie chęć wywyższenia, trudno mówić o jakimś przeżywaniu sztuki. Sporo ludzi celowo się odcina od trendów określanych jako tandetne, chyba że w ramach guilty pleasure, gdy nikt nie widzi, no bo na zewnątrz to tylko sztuka najwyższych lotów.
Idąc tym tropem, odbiera się sztuce jej pierwotne przesłanie i robi z niej kolejny schodek w społecznej hierarchii. Sztuka nie skłania do refleksji, nie wzrusza, nie wywołuje oburzenia, pozwala jedynie przykleić się do lepszej grupy, dzięki czemu można uchodzić za człowieka wyrafinowanego, który ceni rzeczy wymagające, niewygodne, zmuszające do myślenia. Można patrzeć z wyższością na pospólstwo i ich festyniarskie gusta, choć w rzeczywistości nie jest się od nich w niczym lepszym – większą korzyść daje tania książka, która zainspirowała do zmiany, niż genialna literatura, którą czyta się beznamiętnie i odstawia po wszystkim na półkę.
Zostaw komentarz