Główne menu

Co sprawia, że partnera traktuje się jak dziecko?

Małe dzieci są tak bezbronne i nieporadne, że w naturalnym odruchu chcemy się nimi zaopiekować. Podobne uczucia wzbudzają także niektórzy dorośli, zazwyczaj ci, których obdarzamy miłością – kochasz kogoś, więc pragniesz go ochronić przed wszelkimi niegodziwościami życia.

Ale można pójść jeszcze dalej, i tak wczuć się w rolę opiekuna, że zamiast partnerskiego wsparcia powstanie zależność bardzo podobna do tej jak pomiędzy dzieckiem i jego rodzicem. Żona absolutnie o nic się nie musi martwić i niczym poważnym zajmować. Mąż ma wszystko podstawione pod nos. Tylko czy takie postępowanie faktycznie podyktowane jest miłością i troską?

Co sprawia, że partnera traktuje się jak dziecko?

Przecież dorosły też wymaga opieki

Dziecko, nawet już to troszkę starsze, wciąż potrzebuje nadzoru ze strony kogoś dorosłego. Jeszcze nie ogarnia wszystkich życiowych spraw, nie rozumie tak do końca jak działa świat, jednak z czasem nabywa pakiet przydatnych umiejętności i może wyfrunąć z przytulnego gniazdka na swoje. Jasne, mama i tata w razie czego przyjdą z pomocą, od czasu do czasu te dorosłe dzieci też troszeczkę porozpieszczają, ale na tym koniec – w zdrowej rodzinie potomstwo wychowuje się tak, by było samodzielne.

Po skończeniu 18 lat człowiek ma oczywiście jeszcze pewne lekcje do odrobienia, lecz generalnie to już ten moment, gdy potrzebuje raczej bratniej duszy, a nie rodzica, który co wieczór przypomina o szczotkowaniu zębów. Związki dorosłych ludzi wyglądają różnie, ale to jest właśnie istotne – ci ludzie są dorośli, co zakłada pewną dojrzałość i samowystarczalność. Tymczasem patrząc na niektóre pary można odnieść wrażenie, że to mama z synkiem albo tata z córeczką.

„Dorosły” partner w takim układzie robi to, co zwyczajowo należy do obowiązków rodzica. Pomaga, wyręcza, tłumaczy, sprawdza… I nie jest to taka troska, jaką okazują sobie kochający się małżonkowie. Jest jak z dzieckiem, które musisz przypilnować, bo ono dopiero się uczy. Nie pakujesz mężowi walizki na wakacje, bo on w tym czasie sprawdza sprzęt i robi przegląd samochodu – pakujesz, bo twoim zdaniem on kompletnie nie wie co zabrać i zapomni nawet o majtkach na zmianę.

I tak jest prawie ze wszystkim. Partnerem-dzieckiem trzeba się ciągle opiekować i kontrolować jego zachowanie. Na przykład to, czy zjadł cały obiadek, i nie trzeba mu pokroić kotlecika. Czy umył rączki. Czy wziął czapkę i dlaczego czarną zamiast niebieskiej, przecież ona za lekka na takie mrozy. Nawet ton mowy, język jest jak do dziecka, pełen dziwnych spieszczeń oraz karcących zwrotów, jakich używa się raczej w stosunku do maluchów, a nie pełnoletnich osób.

Miłość pod kontrolą

Nadopiekuńczość i wyręczanie we wszystkim zaszkodzi nawet kilkulatkowi, a co dopiero osobie dorosłej. Dlaczego więc niektórzy tak robią? Sprowadzenie partnera do poziomu dziecka daje poczucie kontroli i pewność, że „będzie po mojemu”. Czasami intencje naprawdę są dobre, po prostu nie ma zaufania do drugiej połówki i ta przesadna opieka ma uchronić partnera przed wpadką albo grubszym nieszczęściem. Niestety, ochrona poszła tak
daleko, że partner nie ma szans wykazać się w czymkolwiek. Nie może nawet nauczyć się na własnych błędach, bo współmałżonek czuwa, by do żadnego błędu nie doszło.

Bardzo często jednak motywy są mniej szlachetne. Chodzi głównie o to, by kogoś do siebie przywiązać, uzależnić, przyzwyczaić do dobrego, co powinno wybić w głowy wszelkie głupie pomysły. Daje przy tym poczucie ważności i siły – to ja ustalam zasady, pilnuję ich przestrzegania i egzekwuję kary. Wystarczy zobaczyć, jak się owa deklarowana troska objawia. Zazwyczaj nie ma w niej życzliwości, współpracy i szacunku. Partner-rodzic sam podejmuje decyzje, także te kluczowe, jak wybór mieszkania czy sposób ulokowania oszczędności. Strofuje i poucza także w miejscach publicznych, nie bacząc na to, że ośmiesza małżonka przed innymi – a przy okazji również siebie. Praktycznie w niczym się nie konsultuje z drugą osobą i nie powierza jej żadnego odpowiedzialnego zadania.

Słowem, nie traktuje poważnie. Czasami może nie zdawać sobie z tego sprawy, ale to nie zmienia faktu, że partner po prostu jest lekceważony, a nadzorowanie każdego kroku to efekt braku zaufania, a nie partnerskiej opieki. Wychowywany jak dziecko partner najczęściej nie ma siły, żeby się temu sprzeciwić lub godzi się dla świętego spokoju, żeby nie zaostrzać konfliktu. Tyle że przy milczącej zgodzie na bycie dużym dzieckiem problem zwykle jeszcze bardziej się pogłębia. I nie tylko nie ma obopólnego zaufania i wsparcia, ale też wkrada się przemoc emocjonalna – umniejszanie, szydzenie, kpienie z okazywanych uczuć,
bezpardonowe przekraczanie granic osobistych. „Rodzic” przejmuje całkowitą kontrolę nad czyimś życiem i jeszcze wmawia, że to „dla twojego dobra”.

Poczucie, że bez „opiekuńczego” małżonka partner nie przetrwa choćby tygodnia, jest bardzo powszechne, a to oczywiście mocno podkopuje wiarę w siebie, obniża samoocenę, wprowadza w stan zrezygnowania. Czasami są jakieś nieśmiałe próby buntu, ale dominujący partner szybko je gasi swoim „autorytetem rodzica”. Zresztą, partner-rodzic narzeka i wybucha z najbłahszego powodu, to nie ma co mu dokładać pretekstów większego kalibru. I tak partnerowi odbiera się jakąkolwiek sprawczość.

Matkowanie i ojcowanie

Wrażenie przeważnie jest takie, że to kobiety mają większą skłonność do matkowania swoim partnerom, a nie na odwrót. W rzeczywistości ojcujących partnerów jest całkiem sporo, po prostu tego typu układy wyglądają inaczej niż z żonką-mamusią, jak i odmienny jest sposób ich postrzegania. Kiedy mężczyzna przesadnie opiekuje się kobietą, wielu osobom wydaje się to dość naturalne, wszak on jest głową rodziny, a kobietka wiadomo, no jest jak dzieciaczek, musi ją podtrzymywać silne, męskie ramię. Nawet kiedy to skręca w dziwaczne rejony, wywoła co najwyżej uśmieszek politowania w stronę „słodkiej idiotki”, a co poniektórzy to wręcz pochwalą podobny układ, bo lepsza taka bezbronna niż nadmiernie wyzwolona.

Kobieta zaś ma być opiekuńcza, ale nie dominująca, dlatego matkowanie tożsame jest z mentalnym kastrowaniem – jako dobra żona możesz przygotować mężowi obiad, ale nie pouczaj go jak synka, że mięsko zjedz, ziemniaczki zostaw, i nie pytaj, czy da radę sam polać swoje danie sosem. Część kobiet przesadza z opiekuńczością, bo serio wierzą, że mężczyźni tylko rosną, a nie dojrzewają, i nie ma szans na to, aby ich męski umysł ogarnął posegregowanie prania na białe i kolorowe. To prawda, strasznie przy tym narzekają, lecz
niekoniecznie chciałyby ten stan rzeczy zmienić – bo nieporadny mąż wydaje się bardziej pewny. Gdzie niby pójdzie? Która zachce odwalać za chłopa całą czarną robotę?

Z rodzicem nie idziesz do sypialni

Kobieta czy mężczyzna, efekt jest bardzo podobny – robiąc z nich duże dzieci, można ukrócić niepożądane zapędy drugiej strony. Tak jak dziecko powinno się słuchać rodzica, tak i dorosłego partnera przyucza się do uległości, związek toczy się ustalonym torem, jest małe ryzyko nieprzyjemnych niespodzianek. Same plusy… Bo rzeczywiście, niektórym to autentycznie odpowiada – nie muszą się o nic martwić, kombinować, starać, wystarczy grzecznie grać swoją rolę by zyskać wygodne, bezproblemowe życie.

Częściej jednak matkowanie bądź ojcowanie przez partnera budzi sprzeciw, właśnie przez to, że zostaje się sprowadzonym do roli bezwolnego głupka. Nie ma szacunku, nie ma prawdziwej czułości – małżonek zachowuje się protekcjonalnie, z wyższością, non stop daje do zrozumienia, że co prawda kocha, ale zarazem też gardzi. I żeby było zabawniej, ma pretensje o konieczność zajmowania się dziecinnym partnerem, mimo że sam właśnie ustalił owe zasady współżycia.

Współżycia, które w tym seksualnym sensie bardzo szybko zamiera, zwłaszcza w parach z matkującą partnerką. Dla mężczyzn układ w stylu tatuś-córeczka aż tak problematyczny nie jest, może się nawet ze zrozumiałych względów podobać – to raczej „córcia” będzie mieć kłopot z tym, że dla partnera nie jest kimś równym i odsuwa się ją ciągle od dorosłych spraw.

Dla kobiet mąż, który niczym synek słucha grzecznie poleceń i pozwala się strofować za byle pierdołę, może być wygodnym towarzyszem życia, ale nie kochankiem, a wiadomo, do czego może doprowadzić długotrwały brak seksu w związku. Może więc to, czy partner robi co się mu każe, nie jest wcale najważniejsze?

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>