Główne menu

Co to jest limerencja i czym różni się od kochania?

Kto nie lubi uczucia zakochania? To właśnie ten przyjemny stan, kiedy jeszcze na swój romans patrzy się wyłącznie przez różowe okulary, wszystko jest piękne, świetne, cudowne, najwspanialsze na świecie. Nie można bez siebie żyć, bo już sekunda rozłąki jest torturą. Motylki, serduszka, tęcze z jednorożcami, sama słodycz, i tak dalej. Owszem, tak z boku zakochani wyglądają dość śmiesznie, tylko co z tego? W zakochaniu dokładnie o to chodzi – mamy zwariować i oderwać się od przyziemności. Żeby jednak człowiek w tym szaleństwie zupełnie się nie zatracił, uczucie zakochania po pewnym czasie przechodzi w dojrzałą miłość. Jasne, można trochę żałować, że nasz związek stał się bardziej zwyczajny, tak naprawdę jednak wieczny miesiąc miodowy wcale by nam nie służył – co widać po osobach, których dopadła limerencja.

Co to jest limerencja i czym różni się od kochania?

Czym limerencja różni się od miłości?

Limerencję często mylnie się bierze za stan zakochania, bo na pozór tak to właśnie wygląda, jak pierwsza faza bycia razem, kiedy nie można oderwać od siebie rąk. Owładnięty limerencją osobnik nie śpi z przejęcia, godzinami rozmyśla o wspólnej przyszłości, bez przerwy szuka okazji by choć przelotnie zobaczyć swój obiekt pożądania. Umiera z tęsknoty, jest podeskcytowany, niepewny i pełny nadziei. Zupełnie jak każdy zauroczony drugą osobą.

Więc w czym problem? Ano w tym, że w rzeczywistości to wcale nie jest zwykłe zakochanie. W normalnych okolicznościach motylki w brzuchu któregoś dnia po prostu się uspokajają, nie znaczy to jednak, że uczucie wygasa, wręcz przeciwnie, przeważnie staje się pełniejsze, głębsze, dojrzalsze. W przypadku limerencji zauroczenie przybiera formę niezdrowej obsesji i trwa zdecydowanie za długo. Co więcej, często nie chodzi wcale o konkretnie o tę drugą osobę, ile o pewną wizję szalonej miłości i dzikiego pożądania. Zdarza się też, że za początek wielkiego uczucia brane są niewinne gesty i czyjaś uprzejmość, co w wyobrażeniach tej
drugiej osoby nabiera zupełnie innego znaczenia.

Nadinterpretacja dotyka niemal każdego aspektu relacji z ukochaną osobą. W pewnym sensie można powiedzieć, że limerencja jest jak odgrywanie romantycznego filmu, ze sobą w roli głównej, i jeśli fakty nie odpowiadają fantazji, tym gorzej dla faktów – wystarczy je nagiąć do wyobrażonego scenariusza. Te poszukiwania, drobiazgowe analizy, rozważania pt. „czy on mnie kocha?” są zresztą bardzo ważną częścią tego stanu, ponieważ chodzi właśnie o tajemnicę i ekscytację, a nie twarde dane – lepiej żyć ułudą niż usłyszeć o braku wzajemności.

A że limerencja często pozostaje takim „zakochaniem w ukryciu”, druga strona nie wysyła żadnych jednoznacznych sygnałów, czyli można dalej karmić się nadzieją i śnić o idealnym romansie.

Na wyczerpanie

Sednem limerencji w wielu przypadkach jest niechęć do poznania prawdy. Zakochany człowiek zazwyczaj liczy na wzajemność i nie chce tkwić w niepewności długimi miesiącami, nawet jeśli miałoby to oznaczać odmowę z ust obiektu westchnień. W limerencji dominuje pragnienie bycia kochaną i pożądaną, i owe wspomniane sercowe rozterki – z jednej strony chce się szczęśliwego zakończenia, ale z drugiej, najbardziej ekscytujące jest rozmyślanie „co by było gdyby”. W limerencji nie buduje się bliskości i zaufania, nie tworzy żadnych fundamentów pod wspólną przyszłość.

Oczywiście czasem z limerencji może się urodzić prawdziwy związek, na ogół jednak jest to uczucie jednostronne. I niestety, przeważnie mocno wyniszczające. Bo jakikolwiek zakochanie jest przyjemne, to na dłuższą metę nie dałoby się tak żyć – każdy ma przecież różne obowiązki i ciągłe skupienie na miłosnych uniesieniach po prostu zrujnowałoby życie.

Tak właśnie wygląda codzienność w stanie limerencji – jest bardzo, bardzo intensywnie, ale na dobre samopoczucie raczej nie ma co liczyć. Limerencja wyczerpuje też fizycznie, ponieważ towarzyszą jej takie symptomy jak bezsenność, ciągła nerwowość, stres, niepokój, przyspieszone bicie serca, spadek apetytu, nagłe skoki energii i równie nagłe zniechęcenie do czegokolwiek.

Obiekt marzeń wydaje się ważniejszy niż jest w rzeczywistości, a obsesja na jego punkcie może doprowadzić do głupich czy wręcz niebezpiecznych zachowań. Kiedy limerencja przytrafia się w związku, tak samo nie prowadzi do niczego dobrego, bo zamiast dbać o czyjeś szczęście, osacza się go swoją chorą miłością, zadręcza pytaniami, próbuje kontrolować, nie daje chwili wytchnienia. W „miodowym miesiącu” nie widać końca i chociaż brzmi to zachęcająco, wcale tak nie jest – bezkrytyczne uwielbienie męczy szybciej niż by się mogło wydawać.

Tym bardziej, że mimo „kochania na zabój” hołubiony partner wcale nie dostaje tego, czego faktycznie pragnie i potrzebuje. Taki związek jest w gruncie rzeczy bardzo powierzchowny, właśnie przez brak stabilności i dojrzałości w uczuciach. Obsesyjnie zakochana osoba będzie podsuwać pod nos to, co jej zdaniem najlepiej się przysłuży drugiej połówce, nie zapewni natomiast prawdziwego wsparcia, bo nie to jest jej celem. Ciągle też będzie domagać się dowodów miłości i zapewnienia, że nigdy nie odejdzie. Do tego cały związek wznosi się na fałszywych, bo wyobrażonych podstawach – partnera wcale nie chce się poznać, tylko żyje się z jego wymyśloną, idealną wersją.

Ów stan obsesyjnego zakochania trwać może nawet kilka czy kilkanaście lat. Kończy się
szybciej, kiedy druga strona odkrywa, co się święci, i jasno przedstawia swoje zdanie – jest wtedy rozpacz, niemal agonia, ale po przecierpieniu odrzuconego uczucia zazwyczaj wszystko wraca do normy. Niektórym udaje się w porę otrząsnąć z chorego zauroczenia i stworzyć normalny związek, bez „umierania z miłości”, a jeszcze innym limerencja po prostu przechodzi równie szybko jak przeszła, i zostaje co najwyżej lekko wstydliwym epizodem z przeszłości. Ale bywa, że ten stan przechodzi z jednego obiektu na drugi, bo nie da się żyć już bez obezwładniającego, natrętnego pożądania.

Kogo dopada limerencja?

Miłosna obsesja opanować może każdego, niezależnie od wieku, płci, wcześniejszych doświadczeń. Widać jednak, że szczególnie podatne są na nią osoby o określonych predyspozycjach, najczęściej po nieudanych związkach, traumach, odrzuceniu w dzieciństwie, zakompleksione, z niską samooceną, cierpiące na różne zaburzenia, walczące z nałogami. Ktoś wiecznie zaniedbywany, niespecjalnie lubiany przez płeć przeciwną, wielokrotnie zakochany bez wzajemności raczej nie wyzbywa się swojej potrzeby bliskości,
tylko szuka różnych sposobów na radzenie sobie z samotnością.

Limerencja może być jednym z nich – daje jakąś namiastkę intymności, tworzy złudzenie prawie-związku, jest ucieczką od beznadziei i pustki, wszak na horyzoncie coś tam migocze, drugi ktoś jednak istnieje, a że pozostaje praktycznie nieosiągalny to drobiazg. Nadzieja to już jakiś punkt zaczepienia. Łatwiej też kochać na odległość niż tkwić w kolejnym nieudanym związku, co zdarza się osobom o toksycznym stylu przywiązania.

Po czym poznać, że związek jest toksyczny?

Sama w sobie, limerencja nie jest jednak zaburzeniem psychicznym, niemniej u części osób ma taki przebieg, że wskazana byłaby pomoc ze strony specjalisty. Większym problemem są raczej te poboczne rzeczy, które limerencja może nasilić lub są one przyczyną wejścia w stan obsesji – bez wsparcia, limerencja potrafi się przerodzić nawet w coś na kształt nałogu, uzależnienia od emocjonalnego haju, którego katalizatorem jest wybranek serca.

Skutki fatalnego zauroczenia

Czy limerencja jest jednoznacznie zła? Niekoniecznie. Silne zauroczenie miewa pozytywne strony, ponieważ chęć zrobienia na drugiej osobie jak najlepszego wrażenia może skłonić do większej pracy nad sobą, rozwoju, dbałości o ciało i umysł – słowem, obsesyjne zauroczenie staje się doskonałym motywatorem, więc nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, poczyniony wysiłek zaprocentuje w przyszłości.

Częściej jednak limerencja pociąga za sobą negatywne konsekwencje. Nieustanne fantazjowanie o miłości odciąga od obowiązków i ważnych spraw, nie ma czasu na hobby, znajomych, zajęcie się sobą, a cała samoocena zaczyna zależeć od tej drugiej osoby. Tworzy to bardzo nierówne, niezdrowe więzi z otoczeniem i prowadzi do patologii – całe życie staje się podporządkowane zauroczeniu. Z powodu limerencji ktoś może się posunąć nawet do stalkingu i molestowania, będzie naruszać „w dobrej wierze” czyjąś prywatną przestrzeń, posunie się do czynów, które naprawdę ciężko uznać za romantyczne. Na pozór to może
wyglądać jak miłość, ale gdy rzekoma miłość czyni więcej szkody niż pożytku, to chyba najwyższa pora na zimny prysznic.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>