Co to znaczy być prawdziwym mężczyzną?
Tradycyjny wzorzec męskości często budzi w nas sprzeciw. On ten silny, mądry i odważny. My – całkowite jego przeciwieństwo. I jako te słabsze, siłą rzeczy musimy podlegać mężczyznom, mamy im służyć, być uległe i potakujące. Ten „naturalny podział ról” oczywiście się nam nie podoba, bo ogranicza możliwości kobiet, upokarza je i sprowadza do roli uzależnionych od łaski pana służących. Co to znaczy być prawdziwym mężczyzną?
W naszej kulturze na szczęście patriarchat ma coraz mniejsze znaczenie. Mamy równouprawnienie. Teraz my możemy zabijać pająki, a faceci płakać na „Pamiętniku”. Być w zgodzie ze sobą. Bez głupich schematów, kulturowych nawyków, na przekór stereotypom. Normalnie równość pełną gębą. Tylko nie wiedzieć czemu, jakoś niezbyt się nam to podoba. Zniknęły jedne powody do narzekań, pojawiły się drugie. Faceci stali się tacy słodcy, że aż mdli. Pewnie, raczej żadna z nas nie tęskni za starymi czasami, ale miło byłoby od czasu do czasu poczuć, że nie tylko my nosimy spodnie.
Troglodytom mówimy stanowcze „nie”
Faceci sądzą, że wiedzą lepiej, czego potrzebujemy od życia. Muszą nami sterować, bo inaczej ludzkość zginie. Traktują nas jak trofea i na każdym kroku bezsensownie podkreślają tą swoją fantastyczność. Uh uh uh, jak goryle walą się po klatach: patrzcie, jakie z nas Tarzany! Słuchamy tego i kiwamy ze zrozumieniem głową: tak, tak, sama prawda, cała ta kultura macho to zwykła głupota. Ach, gdyby tak mężczyźni mieli w sobie więcej z kobiety… Żeby lepiej okazywali emocje, byli bardziej wrażliwi, subtelni, żeby to i tamto. I co? I poniekąd tak się stało.
Feministki zaczęły dyktować facetom, jak należy się zachowywać. Co wolno mówić, co jest be, a co zapewni aplauz i zaakceptowanie. I faceci, dla świętego spokoju, postanowili się do tych wskazówek stosować. Na naszą zgubę.
Jak w każdej idei, tak i w emancypacji pojawiły się wypaczenia. Już nie wystarczy, że kobiety wejdą na obszary zarezerwowane dla mężczyzn. Nie ma być żadnych obszarów. Żadnych zachowań typowo damskich i typowo męskich. Płeć to bzdura, każdy musi iść za swoim wewnętrznym głosem, a ten ma być głuchy na jakieś kulturowe ograniczenia i wzorce. Facet, myśląc inaczej jest niepostępowy, a przecież nikt nie chce uchodzić za zaścianek. Zatem ci, co chcą, bądź muszą w totalne równouprawnienie wierzyć, hamują własne instynkty i odchodzą od tych złych schematów, bo przecież prawdziwa męskość to mit. I szowinizm, jako że w manifestowaniu męskości chodzi wyłącznie o ukazywanie wyższości facetów nad słabymi kobietkami.
Tępi się wszelkie przejawy rozbuchanego testosteronu, uważając to za niegodne, prymitywne i mało pociągające. Poprawność polityczna popiera zachowania sfeminizowane, w cenie są mężczyźni odkrywający swoje kobiece „ja”. To coś złego? Hm…
Uważaj, czego sobie życzysz
Bardzo dużo mówi się dzisiaj o kryzysie męskości. Pojawił się nawet termin: „mężczyźni wychowani przez kobiety”. Nie ma już Rambo, są delikatni chłopcy, prawdziwa duma matek. A ich dziewczyn? Niekoniecznie. „Faceci stali się okropnie zniewieścieli, kompletnie brak im jaj, są niesamodzielni, niezaradni, i ten ich wygląd, wymuskany do granic przyzwoitości. Gdzie są ci prawdziwi mężczyźni?” – czytamy w internecie. No właśnie, gdzie oni są?
To nie do końca tak, że w facetach wygasły pierwotne instynkty. Panowie dalej krzyczą na stadionach. Jarają się wyścigami samochodów. Ścigają się, kto wypije więcej piw. O byle co są skłonni rzucić się do bitki. Wszystko to samcze do bólu, czyli nie wyprztykali się tak zupełnie z testosteronu. Więc o co chodzi?
Kłopot zaczyna się wtedy, gdy muszą komunikować się z kobietami. W przestrzeni publicznej nie można pozwolić sobie na jakąkolwiek frywolną wypowiedź, bo od razu seksizm. Żadnych uśmiechów, bo molestowanie. Skrytykować kobietę? Jak pan śmie! Proszę nie traktować nas z góry. W odpowiedzi na te pretensje mężczyźni przestali okazywać kobietom jakiekolwiek względy, no bo skoro niewinny gest odbierany jest jako dyskryminacja, lepiej odpuścić.
W pracy, biznesie czy polityce taka bezwzględna równość rzeczywiście bywa pomocna – dzięki temu postrzega się nas jako w pełni wartościowego partnera do rozmów, bez forów dla słabszej płci, bez deprecjonowania kompetencji i niezręcznych, seksualnych podtekstów. Ale przecież sfera prywatna to coś innego. W intymnych kontaktach oczekujemy, że ta równość nie będzie aż tak bardzo dosłowna. Lecz panowie rozróżnień nie czynią. Wypadli ze swojej roli, bo sądzą, że tak trzeba. Chcieliby być męscy, ale tak nie uchodzi. Nowoczesność nakazuje upodobnić się do swojej partnerki, która, początkowo zachwycona, z czasem traci cierpliwość.
Wodzu, prowadź!
Równouprawnienie jak kij ma dwa końce. Tyle było bojów, by mężczyźni dopuścili nas do głosu, byśmy mogły przejąć odpowiedzialność za siebie i swoją rodzinę. Aż w końcu faceci podzielili się władzą, a w niektórych przypadkach całkowicie się poddali i bezgranicznie zaufali swoim partnerkom. Brzmi jak marzenie? Błąd.
To prawda, chcemy żeby mąż się z nami liczył i potrafił wczuć w naszą sytuację, zrozumieć nasze problemy i oczekiwania. Tylko jednocześnie chcemy, by był partnerem z prawdziwego zdarzenia. Takim, który umie słuchać, ale i działać. Tymczasem facet, który postulaty feministek zbyt mocno wziął sobie do serca, nie ma w sobie nic z dawnego przewodnika rodzinnego stada. Nie podejmuje samodzielnych decyzji, lecz za każdym razem pyta „co robić?”. A to w naszych oczach gruba przesada.
Kobiety nie lubią tyranów, którzy zawsze wiedzą lepiej i nasze uwagi kwitują krótkim „ależ ty nic nie rozumiesz”. Ale nie lubią też facetów niezdecydowanych, niepewnych własnego zdania, wiecznie się wahających. Od mężczyzny oczekujemy, że co jakiś czas zwyczajnie powie: zróbmy tak i tak, ok?, zamiast obarczać nas odpowiedzialnością za każdą pierdołę.
Niektórzy faceci sądzą, że oddając nam pełną kontrolę nad całym wspólnym życiem, robią nam wielką przyjemność, a prawda jest taka, że po powrocie z pracy chcemy odetchnąć z ulgą, że przynajmniej w domu nie wszystko jest na naszej głowie. Mężczyźni boją się narzucać swoją wolę z obawy, że usłyszą nieśmiertelny zarzut o męską dyktaturę, więc idą w drugą stronę – całkiem odpuszczają. A rozchodzi się o to, że pomiędzy rządzeniem a dawaniem wsparcia jest spora różnica. Co by nie mówić, od idealnego towarzysza życiowego oczekujemy partnerstwa, a to trudno, gdy facet tylko nam przytakuje.
A teraz prężymy muskuły
Niechęć do samczej brutalności jest zrozumiała, bo ta często obraca się przeciwko kobietom. To fajnie, że faceci pojęli, jak mało atrakcyjne jest zachowanie rodem z jaskini, czy jednak w tej swojej łagodności musieli posunąć się aż tak daleko?
U płci przeciwnej podoba się nam, co cóż, jej odmienność. Biologii nie przeskoczymy, faceci są więksi i silniejsi od nas, i to właśnie ta siła – bądźmy szczere – często nas w nich pociąga. Czyż to nie miłe uczucie mieć obok siebie miłego dżentelmena, który w chwili zagrożenia zasłoni nas własną piersią? Pewnie, same też damy sobie radę. Tak, brzydzimy się przemocą, nie kręcą nas męskie bójki, jednak świadomość, że nasz partner w kryzysowej sytuacji podkuli ogon, jest mówiąc delikatnie mało pociągająca. A są w życiu takie sytuacje, kiedy po prostu trzeba przeciwnikowi sprzedać przysłowiową fangę w nos.
12 komentarzy
Równowaga to zapomniane pojęcie. Zamiast tego, odkąd kobiety zaczęły być zauważane jako partner do rozmowy, pojawiły się hasła „chciałyście równouprawnienia no to macie „. Ale czy którejś z Pań chodziło o to, aby na siłę udowadniano nam, że nie damy rady?? Kobiety z natury są słabsze fizycznie, ale psychicznie i mentalnie mamy, za przeproszeniem, bycze jaja oraz umysł ogarniający coś więcej aniżeli przepis na szarlotkę. Nie mam nic przeciwko zniewieściałym facetom i kobietom z jajami. Najważniejsze, aby szanować siebie i mimo wszystko pielęgnować pewne prehistoryczne ale niebanalne modele zachowań otwierając na przykład kobiecie drzwi lub wyręczając przy wkładaniu szafy na wózek w Ikei. (Ufffff, naprawdę była ciężka Emotikon smile
Przykro mi, ale płaczecie nad mlekiem, które już prawie całe się wylało
Lekarstwem jest stara i sprawdzona RÓWNOWAGA!! 🙂 bez przegięć w żadną stronę
Mysle ze to sprytniejszy,pierwotny zamysl…nie polega on na byciu slabszym czy mocniejszym czy tez uzaleznionym bardziej…to dzięki nam i naszym slaboscia…mezczyzna ma okazje stać się męzny i odnaleźć poczucie wartości i spelnienia…a my dzieki tej meznosci czujemy się kochane a przede wszystkim bezpieczne…tak sobie mysle 🙂 to wszystko stworzone tak pięknie by pasowało.
Zgadzam się.Bo od patrzenia na niektórych,to aż oczy bolą-takie „huj wi co” 😉 Jak Conchita-ni baba,ni facet
Zwiazku nie o to chodzi,kto nosi spodnie. Kobieta za tym nie tęskni,kobieta tęskni za tym zeby czuła sie bezpieczna,kochana i szanowana.. Przecież to takie proste..
Z takim myśleniem to jako społeczeństwo nigdy się nie zmienimy.
Od zawsze było jasne, że tam gdzie widoczna siła tam głęboka melancholia i smutek. Po co na siłę upierać się przy starych zwyczajach? Nie wiem. Dla mnie to kretynizm i zniewolenie na rzecz jakiejś religijno-kulturowej dyktatury.
Postfeudalne zwyczaje nadskakiwania kobietom tylko dlatego, że nimi są, są dla mnie zwyczajnie ubliżające, jako mężczyzny. Bowiem w niczym nie czuję się od kobiety gorszy, także nigdy nie pogodzę się z faktem, że jakiś skostniały kodeks wyznacza mi rolę damskiego lokaja, odźwiernego i tragarza. Stosuje się do nich jedynie z przymusu i strachu przed społeczną marginalizacją. Natomiast odczuwam savoir-vivre jako system mi obcy i wrogi; obrażający mnie jako człowieka i mężczyznę, urągający mojej godności. Uważam, że kobieta która domaga się od mężczyzny tych niby „naturalnych” zachowań jest zwykłą megalomanką, żeby użyć najłagodniejszego określenia. Także ustępuję miejsca kobietom, przepuszczam w drzwiach, noszę za nie ciężary, ale stosunek do tego, mam jak najbardziej negatywny i bynajmniej nie okazuje radości, jak muszę to robić. Życzyłbym sobie, żeby mężczyźni odważniejsi ode mnie pokazali wyzwolonym paniom trzeci palec, w postaci braku średniowiecznych manier. Ten artykuł to nic innego, jak przerażająca megalomania współczesnych kobiet, które chcą zjeść ciastko i mieć ciastko. Panowie, wymagajcie od kobiet absolutnej równości. Wszędzie.
Mirek, co Ci w tym temacie przeszkadza najbardziej? Obawiam się, że ta cała równość odbiłaby się nie tylko kobietom, ale i mężczyznom czkawką.
A to, że kobietom by się odbiła, to fakt. I w sumie dobrze. Przeszkadza mi w tym temacie: kwestia bycia szarmanckim (o czym wyżej), obowiązek nadstawiania karku za kobietę (jest równość, niech się broni), dlaczego my mamy być tłuczeni przez jakiś pijanych wyrostków oraz zmuszanie wyłącznie mężczyzn do wykonywania technicznych zajęć, typu wbijanie, wkręcanie (jest równość, kobieta niech też to robi).
Z tym biciem dla mnie odpowiedź prosta – bo mężczyzna przeciętnie jest silniejszy, a napastnikiem jest zazwyczaj inny pan. Z drugiej strony jestem w związku od 12 lat i Mój Mąż jeszcze się w mojej obronie nie bił 😉 Dlatego raczej nie przesadzajmy z tym „obciążeniem”.
Wbijanie gwoździ?…Gdyby Mąż nie robił tego z ochotą i miał z tym problem – sama bym się za to wzięła. Nie miałabym z tym problemu, ale jeśli tworzymy związek – to działamy razem i każdy działa w obrębie swoich umiejętności. I serio nikt nie ma z tym problemu. Są rzeczy, które zazwyczaj robię ja i takie, które „bierze na swoje barki” on. Nie widzę w tym nic zdrożnego. Przeciwnie – dla mnie to tak naturalne, że nie widzę sensu się rozdrabniać.
Jest też trzecia kwestia. To, że dostanę kwiaty od czasu do czasu zrównuję z tym, że i Mąż dostaje ode mnie drobnostki, nie szczędzę niespodzianek. To, że Mąż weźmie cięższe siaty i mi zostawi lżejsze wynika pewnie z tego, że waży trochę więcej i ma pod tym względem większe możliwości…Ja też pięciolatce dam co najwyżej ręczniki kuchenne, by zaniosła do domu 😉
No dobrze, ale nie podoba mi się sama wymowa tego artykułu, bo jest taki… egoistyczny. Można go podsumować: jak ustawić sobie chłopa, żeby kobiecie było najlepiej i najwygodniej. A dlaczego kobiety boją się całkowitej równości? Też proste. Bo musiałyby mieć wtedy także udział w obciążeniach z nią związanych, a chcą mieć tylko w zyskach (vide szarmanckość). Bardzo mi się podobał jeden pan, który otwarcie powiedział, że z noszeniem siat i ciężarów to jest tak, że dzielą się z partnerką, że w jeden dzień nosi ona, w inny on i nie ma żadnego przepuszczania w drzwiach, bo jako tej lepszej, podobno się to należy od tych gorszych (czyli od mężczyzn). W ogóle podnosi mnie na duchu jak facet ma odwagę powiedzieć (bo ja nie mam): radź sobie sama, mamy równouprawnienie. Bo generalnie kobiety, zwłaszcza te z klasy średniej, chciałyby właśnie tak to wszystko przeklajstrować, żeby mieć jednocześnie i XIX-wieczne maniery, i XXI-wieczne równouprawnienie. A to jest, powiedzmy sobie szczerze, egoizm.