Co to znaczy mieć dystans do siebie?
Są pewnie gorsze grzechy niż brak dystansu do siebie, trudno się jednak nie zgodzić, że to wyjątkowo irytująca przywara. Ludzie bez dystansu są sztywni i nieprzystępni, ciężko z nimi swobodnie rozmawiać, bo nigdy nie wiadomo jak zareagują na pozornie niewinny żart. To właśnie ich cecha charakterystyczna, że traktują siebie śmiertelnie poważnie.
Nie to, że się po prostu cenią i oczekują szacunku. Raczej nie godzą się na to, by ktoś miał na ich temat inne zdanie. Inne niż pełna akceptacja. I są w tych oczekiwaniach jednostronni, bo sami nie szczędzą otoczeniu krytyki, chętnie pouczają, odgryzają, udzielają „życzliwych” porad. To dlaczego nie mogą tych zasad zastosować również do siebie?
Po co nam dystans?
Dystans bardzo ułatwia życie. Jak go masz, nie stresujesz się już tak bardzo otaczającą rzeczywistością, co nie znaczy, że masz ją gdzieś. Po prostu odróżniasz rzeczy ważne od błahych i wiesz, że tymi drugimi nie warto sobie zaprzątać głowy. Ale już w tym miejscu zaczyna się problem, bo każdy człowiek ma swoje granice, a one rzadko kiedy pokrywają się ze sobą. Jednych rozbawi żart o zmarłych, drudzy wezmą to za skandaliczną profanację.
Bo każdy ma jakiś słaby punkt. Może się wstydzić, że ma tylko maturę, i najmniejsza krytyczna wzmianka o kiepskim wykształceniu zadziała jak płachta na byka. Albo nie może się pogodzić z nadwagą i najgłupszy żarcik o grubych potraktuje bardzo osobiście, jak największą obelgę. Drażliwym tematem będą nie tylko osobiste kompleksy, ale i kwestie związane z wyznawanymi wartościami, światopoglądem, religią – wszyscy, którzy sobie z tego śmieszkują, są wrogami, niezależnie od intencji. Bo z tych spraw absolutnie nie wolno żartować.
Lecz dystans wcale nie oznacza lekceważenia czy profanacji. Za to jego brak może sugerować niepewność albo chęć narzucenia innym swojego punktu widzenia. Osoby z dystansem to zwykle osoby z wysoką samooceną, pewne siebie, ale nie nadęte. Dystans traktują właśnie jak przekłucie balonika, żeby za bardzo nie odlecieć i nie robić niepotrzebnie z jakiejś pierdoły wielkiego zagadnienia.
Mniej się spinasz, przyjemniej żyjesz
Przewrażliwienie na własnym punkcie paradoksalnie jeszcze bardziej eksponuje jakąś wadę zamiast ją głębiej schować. A kiedy ma się luźniejsze podejście, te wady przestają być tak zauważalne. Mam krzywe nogi? No mam, przynajmniej łatwiej się utrzymam na koniu. I często tak to działa, że jeśli zbywasz temat machnięciem ręki, dając do zrozumienia, jak to mało istotna rzecz, złośliwcom przechodzi ochota na kpinki. Bo jaki sens z kogoś drwić, jeśli po nim to spływa jak po kaczce? Zabawnie jest dopiero wtedy, gdy ktoś się nadyma.
Właśnie to cenne jest w posiadaniu dystansu, że trudniej taką osobę wyprowadzić z równowagi. Dystans nie tylko pomaga spojrzeć na siebie obiektywnie, ale też sprawia, że cudzych słów nie traktuje się zbyt personalnie. Niech se gadają, szkoda czasu na roztrząsanie mało znaczących wypowiedzi.
Co innego, gdy ktoś ma się za osobę niezwykle ważną. Każda krytyka, każdy żart to obraza majestatu. Niedopuszczalne, nie może być na to zgody. Bardzo to zraża ludzi i wręcz zachęca do kolejnych ataków, ale przede wszystkim pogłębia stres i spina jeszcze mocniej, umacnia w negatywnych emocjach i po pewnym czasie można być na wojennej ścieżce z całym światem. No, może z wyjątkiem największych nadgorliwców myślących dokładnie tak samo.
Nikt nie musi być idealny
Pod brakiem dystansu często kryje się jakiś kompleks. I tak właśnie się maskuje swoją niepewność – wymuszaniem szacunku, groźbami, obrażaniem. Ciężko zdobyć się na dystans, bo ten jawi się tu raczej jako słabość i oddanie pola przeciwnikowi. Więc lepiej iść w zaparte, nie przyznawać racji, może się w końcu nauczą trzymać gęby na kłódkę.
Świat się jednak bardzo rzadko nagina do czyjejś woli, dlatego prostszym i o niebo zdrowszym dla psychiki wyjściem jest próba oswojenia się z własnymi kompleksami. Oraz zrozumienie, że osobiste poglądy nie są prawdą objawioną. Dodać do tego jeszcze szczyptę humoru i już mamy przepis na to, jak się pozbyć ponurych myśli zatruwających życie.
Patrzenie na siebie z przymrużeniem oka jest bardzo oczyszczające. Uczciwiej się ocenia własne upadki oraz wzloty, dociera wreszcie, że nie da się być perfekcyjnym w każdym calu i można z czystym sumieniem zaakceptować siebie, jak to zalecają wszystkie poradniki. Dystans to nic innego jak zdrowe podejście do życia – odpuszczam sobie, ale się nie zaniedbuję, po prostu prawidłowo ustawiam priorytety. Dzięki temu jest lepiej mnie i moim bliskim.
Do tego można wykorzystać dystans niejako w samoobronie, wytrącając wrogom broń z ręki, bo kiedy umiesz żartować z siebie i nie oburzasz się każdą nietaktowną uwagą, druga strona nie jest w stanie tak naprawdę cię obrazić. Budzi raczej współczucie, że musi uciekać do tak niskich sztuczek i pewnie jest nieszczęśliwa, skoro podbudowuje samoocenę agresją.
To dlaczego ciężko zdobyć się na dystans?
Bo to w pierwszej kolejności wymaga sporej pracy nad sobą. A z tym jest problem, bo w sumie od małego uczy się nas często zachowań „anty-dystansowych”. Dorośli pouczają dzieci, że te nie mogą sobie z nich żartować, a tym bardziej wytykać błędów. Jednocześnie ci sami dorośli mają zwyczaj ciągłego krytykowania dzieci, bo dość powszechne jest ciągle wychowywanie negatywnymi komunikatami, w myśl zasady, że nadmiar pochwał tylko dzieciaka rozpuści. Więc młody człowiek często tylko czeka, aż w końcu będzie duży i teraz to jemu należeć się będzie posłuch innych.
Po drugie, od dorosłych wymaga się rozsądku, powagi, przestrzegania określonych reguł, bycia porządną, jak gdyby dorosłość wykluczała jakąkolwiek swobodę i radość. Tyle że jak człowiek weźmie sobie owe przykazania do serca, to wychodzi na sztywniaka, czyli znowu źle. I pogłębia się frustracja.
Na szczęście można się dystansu nauczyć, bo to nie jest cecha charakteru, tylko umiejętność, którą nabywa się dzięki zmianie sposobu myślenia. Dystans wymaga pogodzenia się z sobą i odrzucenia krytyki ze strony osób, które życzą nam źle. Oczywiście, strasznie ciężko jest się przestać przejmować wrednymi słowami, ale właśnie branie sobie do serca każdej uwagi, nawet jeśli nie jest ona personalnie skierowana do nas, wpędza w coraz większe rozdrażnienie.
Trzeba też przestać doszukiwać się w każdej wypowiedzi ukrytego dna oraz nauczyć się śmiać z siebie. Emocjonalna walka z ludźmi, którzy dopuścili się zniewagi, zwykle nie przynosi korzystnego rozstrzygnięcia, co najwyżej jeszcze bardziej odsłania najczulsze punkty.
Tylko się nie popłaczcie z oburzenia
Dystans jest wskazany, ale coraz częściej jest to tylko słowo wytrych, by móc innych bezkarnie obrażać. Wygodne usprawiedliwienie, co szczególnie widać w mediach społecznościowych. Ktoś walnie z naprawdę grubej rury, niesmacznie, obrazi masę osób, ale ma doskonałą wymówkę na swoje wątpliwej jakości poczucie humoru – no nie macie ludzie za grosz dystansu. Wyjmijcie kije z tyłków.
To często pada, kiedy ścierają się dwie wrogie strony – nie bądźcie tacy wrażliwi na swoim punkcie, co za propaganda politycznej poprawności, a gdzie wolność słowa, zostawcie ludziom prawo do mówienia co chcą. Czyli, w domyśle: pozwólcie nam dalej mieszać was z błotem. Bo do tego w takich sytuacjach się to wszystko sprowadza, do mówienia podłych rzeczy i oczekiwania, że druga strona grzecznie weźmie to na klatę.
Bo jak nie weźmie, znaczy, że jest bez dystansu. Bez poczucia humoru. Jest słaba, tak słaba, że musi innym siłą zamykać usta, ponieważ boi się przykrej prawdy. Tymczasem owa prawda jest zwykle tylko wyrazem pogardy, lekceważeniem, obrażane osoby traktuje się protekcjonalnie, zbywa właśnie zarzutami o przewrażliwienie i emocjonalność. W czym problem? To tylko takie żarciki! No już nic nie można powiedzieć, co za czasy, zaraz pewnie będą wsadzać nas do więzień za stwierdzanie prostych faktów, bo się zawsze znajdzie jakiś urażony. I tyle z merytorycznej dyskusji.
Dystans nie jest zgodą na obrażanie
Nerwy są fatalnym doradcą i nie ma co pod wpływem gniewu toczyć bojów z agresorem. Ale łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Gdy ktoś rzuca chamskim tekstem, mówi kłamstwa czy posuwa się w krytyce stanowczo za daleko, warto reagować, bo to zachowania zasługujące na potępienie. Tylko nie każdy umie wtedy utrzymać emocje na wodzy, zwłaszcza gdy pada to irytujące „w ogóle nie masz dystansu”.
Niektórzy zwyczajnie nie mają wyczucia, inni robią to z premedytacją, zachęcani przez podobnych sobie koneserów rynsztokowego humoru. Raz można przymknąć na to oko, ale za którymś razem to już nieprzyjemne, bo nie czuć w tym żadnej ironii, dowcipu, są tylko drwiny. O intencjach zresztą łatwo się przekonać, wystarczy zwrócić uwagę i wyjaśnić, dlaczego to jest nieśmieszne. Jak ktoś będzie ciągnął żarcik dalej, wiele mówi to o jego stosunku do innych ludzi.
To prawda, że czasami strasznie trudno zrozumieć, czemu ktoś poczuł się urażony, ale może w tym właśnie problem – w braku zrozumienia. To nie tak, że osobie z dystansem można powiedzieć wszystko i ona przyjmie to z szerokim uśmiechem. Dystans również ma swoje granice, co widać najlepiej w tym, jak reagują piewcy „wolności słowa”, gdy ktoś odda im równie mocno – nagle się okazuje, że jednak nie wszystko można.
Zostaw komentarz