Co to znaczy poznać „odpowiednią osobę”?
Jakież to szczęście, że dzisiaj życiowych partnerów możemy wybierać sobie sami, miast zdawać się na łaskę rodziców, których zazwyczaj młodzieńcze porywy serca kompletnie nie interesowały. Samodzielność w tym względzie bywa jednak czasem prawdziwym przekleństwem, bo skąd pewność, że wybrało się właściwie?
Niby człowiek czuje, że to właśnie TO, tylko ileż to razy własne uczucia sprowadziły zakochanych na manowce? A chłodna, analityczna ocena jakoś do płomiennej miłości nie pasuje, choć odrobina rozsądku pewnie by się w tych sprawach przydała. Ale czy da się wskazać jeden uniwersalny wzorzec odpowiedniego partnera?
To moja druga połówka
Raczej nikt nie planuje zakochiwać się w niewłaściwej osobie, bo nawet wiążąc się z kimś podejrzanym, zwykle jest nadzieja, że ze mną będzie inaczej, przy mnie się zmieni, a tak w ogóle to reszta się co do niego kompletnie myli. Miłosnym partnerem ma być ktoś wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju, i idealnie dopasowany. Bratnia dusza, pełna chemia. I byłoby świetnie, gdyby to już na całe życie.
Jeśli partner jest nieodpowiedni, to nieważne, ile pracy i zaangażowania włoży się w budowany związek – ze złej mąki chleba nie będzie. Przy niewłaściwej osobie zresztą nawet się chce starać, chyba że z desperacji, żeby zyskać cokolwiek, ale gdy tego wewnętrznego musu nie ma, idzie się po linii najmniejszego oporu. A kiedy to miłosny strzał w dziesiątkę? Ooo, wtedy nie boimy się ryzykować i po prostu czujemy, jak ktoś właśnie dopełnił nasze życie.
No tak, ale czy nie w ten sposób zaczyna się niemal każda nieszczęśliwa historia ze złamanym sercem na końcu? Przekonanie „to ten jedyny” bywa często zwodnicze, bo w szaleńczym zakochaniu nie myśli się przecież trzeźwo. Patrząc przez różowe okulary, nie umiemy dobrze ocenić faktów. Albo zwyczajnie nie chcemy.
Czy warto słuchać intuicji?
W kierowaniu się sercem nie ma niczego złego, a intuicja w wielu przypadkach bazuje właśnie na uczuciach. Czy też przeczuciach. Z jednej strony do tego kogoś straszliwie ciągnie, ale zarazem wewnętrzny głos mówi „nie warto”, „uważaj”, „nie rób tego”. Coś jest nie tak, coś tu zgrzyta, i doskonale wiadomo, że nie warto tracić czasu na kontynuowanie mało wartościowej znajomości. Tyle że poryw serca zagłusza obawy i naprawdę łatwo w takim stanie wymyślić miliard usprawiedliwień dla czyjegoś paskudnego zachowania.
Ale obawy dalej są, tyle że mocno zduszone, żeby przypadkiem nie zaczęły zbyt często dochodzić do głosu. Czasem też trudno je skonkretyzować, co jeszcze bardziej sprzyja przymykaniu oczu na niezbyt ładne postępki – to pewnie przewrażliwienie, przesadzam, nic się nie stało, każdemu się mogło przydarzyć, poza tym przeprosił i umył podłogę w kuchni.
Intuicja zazwyczaj ma rację, gdy chodzi o taki podstawowy szacunek do siebie. Znowu, nie muszą to być jakieś bardzo poważne wykroczenia, ale wystarczą drobiazgi sygnalizujące, że druga strona chyba niezbyt poważnie nas traktuje, bo na przykład często się spóźnia, odpowiada lekceważącym tonem, a jej przekomarzanki to w gruncie rzeczy poniżające docinki.
Czuć po prostu pewien dyskomfort, mimo radości z przebywania razem, i chociaż szpileczki najpierw kłują łagodnie, to nie da się w nieskończoność udawać, że tak powinny wyglądać relacje między bliskimi sobie osobami. Wysiłek, by sprawy szły do przodu, jest mocno jednostronny. Nie widać współpracy, jaka napędza zgrane pary – szczęście trzeba sobie wyszarpywać, zarabiać na nie, partner niemalże robi łaskę, pozwalając się adorować.
To nie jest najlepsza pora
Ale nieodpowiednia może być także osoba, której teoretycznie niczego nie da się zarzucić. Jej główny problem to taki, że pojawiła się w kiepskim momencie, bo kilka lat wcześniej to może i coś z tego by było, a może należy troszkę poczekać, jeśli znajomość ma wejść na wyższy, bardziej angażujący poziom.
I nie chodzi tu nawet o klasyczne spławianie „jesteś naprawdę miły, ale…”. Z tym kimś naprawdę dałoby się zbudować coś trwałego, tyle że nie dzisiaj, nie teraz, bo na przykład praca, ważne obowiązki, wyjazd na drugi koniec świata, serce jeszcze niezagojone po wyjątkowo bolesnym rozstaniu. Nie jest to po prostu dobry moment na wchodzenie w bliższe relacje i branie na siebie poważnych zobowiązań.
Cele dwójki ludzi, którzy wpadli sobie w oko, dość ostro się rozjeżdżają, i z różnych powodów nie mogą oni zgrać życiowych grafików, co ich szczerze martwi. Jednak nie na tyle, by zrewidować własne plany. I tego właśnie zazwyczaj najbardziej się żałuje – odpuszczenia obiecującej znajomości z powodu zbytniego skupienia się wyłącznie na sobie. Bo niestety, druga osoba nie będzie czekać, aż komuś zmienić się priorytety.
Kiedy nagle staje się jasne
O ile można zrozumieć, że niewygaszona jeszcze trauma zniechęca do ponownego otwarcia się na miłosne doznania, tak w przypadku czysto egoistycznych pobudek warto się zastanowić, czy to rzeczywiście była właściwa osoba, jeśli pozwoliło się jej odejść. Bo jasne, nikt nie mówi, żeby rzucać wszystko dla związku, ale kiedy czujemy prawdziwe kliknięcie i pełne porozumienie, to zwykle zachęca do modyfikacji wcześniejszych planów, tak żeby znalazło się w nich miejsce dla znalezionej niespodziewanie drugiej połówki.
Po tym właśnie wiele osób się przekonuje, że trafiły na idealnego partnera – są gotowe przewrócić życie do góry nogami, bo w końcu mają dla kogo. Dla kogoś właściwego zawsze znajdą czas, mimo że wcześniej nie mogły wygospodarować dziesięciu minut na spokojne wypicie herbaty. Odpowiednia osoba dodaje bowiem skrzydeł i jest prawdziwą inspiracją – z nią życie wydaje się prostsze, przyjemniejsze i po prostu… właściwe.
Co robi dobry partner?
Doświadczenie pokazuje, że nie wystarczy się zakochać na zabój, żeby związek był trwały i udany. Lokowanie uczuć w niewłaściwych osobach jest powszechne i tak na trzeźwo niemal każdy umie wskazać w czym problem. Realne życie to jednak więcej niż chłodne analizy i mało kto ma na tyle silną wolę, by już po pierwszym sygnale ostrzegawczym zdecydowanie odciąć się od toksycznego partnera, do którego czuje się miętę.
Ktoś stworzony dla ciebie cieszy się z twoich sukcesów zamiast ciągnąć w dół, żeby jakoś podbudować nadwątlone ego. Przy właściwej osobie odczuwa się satysfakcję, a trudne chwile są zwykłymi, rozwiązywanymi we dwoje trudnymi chwilami, a nie pasmem udręk i upokorzeń przeżuwanym w samotności. W dobrym związku dużo się daje, ale i sporo z niego wyciąga, podczas gdy niewłaściwa osoba zachowuje się trochę jak nienasycona pijawka. Ktoś odpowiedni jest jaki jest – rozwija się, oczywiście że tak, ale nie ma potrzeby zmieniania go na swoją modłę, bo bez tego nie wydaje się dostatecznie dopasowany.
Dlaczego zatem, mając taką świadomość, przyciąga się niewłaściwe osoby? One na swój dziwny, pokręcony sposób mogą nawet odwzajemniać uczucie, co daje nadzieję na happy end, ale nie zmienia faktu, że związek z nimi jest błędem, skoro pociąga za sobą manipulację i przemocowe zachowania. Przed dobrymi wyborami powstrzymuje zazwyczaj brak pozytywnych wzorców, zbyt wiele klęsk na koncie albo zbyt sztywno sprecyzowane oczekiwania, w stylu: mój mąż ma być wysokim brunetem, pracującym w banku, lubiącym labradory i kwartety smyczkowe. Przy takich wytycznych szuka się osób spełniających wybrane kryteria, bez sprawdzania, czy jako partnerzy faktycznie byliby tacy fajni. I analogicznie, odrzuca się naprawdę dobrych kandydatów, bo woleli piwo zamiast wina i słuchali koszmarnej muzyki. Nie ocenia się po prostu człowieka, a jedynie jego zgodność z wymyślonym księciem z bajki.
Sto procent zgodności
Od odpowiednich osób całkiem często odpycha nas właśnie ten brak pełnej kompatybilności. Błędnie zakłada się, że ktoś właściwy w każdym punkcie odpowiada naszym potrzebom i preferencjom, a to nie o to chodzi. Może być świetnie na wielu polach, ale wystarczy jedna skaza, by nastrój prysł – w wielkiej miłości nie ma miejsca na jakiekolwiek niedociągnięcia.
Niewielkie ryski przekreślają całą resztę, wszak ten jedyny nie może czymkolwiek irytować. W głowie tworzy się nierealny do spełnienia scenariusz i koniec końców odrzuca się naprawdę wartościowych partnerów za pierdoły. Co gorsza, ich miejsce nierzadko zastępują wybitnie niewłaściwe osoby – tylko dlatego, że wiedzą jak zafundować uzależniający emocjonalny rollercoaster.
Komentarz ( 1 )
Bardzo dobrze ujeta kwestia doboru partnerow, zwlaszcza podobalo mi sie to zdanie, ze nie ocenia sie po prostu czlowieka tylko jego zgodnosc z wymyslonym ksieciem z bajki. Jestem teraz kobieta w szczesliwym zwiazku ale wiem, ze ja i wiele kobiet robi wlasnie ten blad. Super artykul, dziekuje. Anna