Co wybór przyjaciół mówi o tobie?
Rodzina po prostu jest. Nie masz wpływu na to, kim są twoi rodzice, dziadkowie, brat, siostra. To nie twoja wina, że jakiś krewny ma na koncie wyjątkowo świńskie rzeczy. Jak również fakt posiadania wybitnych dziadków nie robi z ciebie automatycznie geniusza. Tak, bez wątpienia dom, w jakim się wzrastało, coś mówi o człowieku, ale czy mówi całą prawdę?
Wpływ na nasz rozwój mają przecież także osoby spoza rodzinnego kręgu. „Jeśli masz wątpliwości co do czyjegoś charakteru, spójrz na jego przyjaciół”, głosi stare przysłowie. Ale czy rzeczywiście można kogoś oceniać przez pryzmat tego, jakimi ludźmi się otacza?
Środowisko kształtuje człowieka
Miłość miłością, ale kandydata na życiowego partnera oceniamy nie tylko na podstawie tego, jaki jest, bierzemy pod uwagę również cały szereg czynników dookoła niego. Gdzie pracuje, jak spędza wolny czas, z kim najczęściej przestaje. I zwykło się uważać, że ogromne znaczenie w tej ocenie ma dom, w jakim dana osoba wyrosła.
Przez długi czas małżonkowie dobierali się w pary na podstawie „jakości” tego domu, a więc czy rodzina szanowana, o odpowiednim statusie społecznym i majątkowym. Dzisiaj też zwraca się na to uwagę, dla wielu osób jest ważne kim są rodzice przyszłego małżonka, co sobą reprezentują, jakie ich łączą relacje, co przekazali swoim potomkom, jakie mają poglądy. Nie jest to jakiś kluczowy wyznacznik, bo dużo łatwiej współczesnym ludziom uniezależnić się od rodziny, pójść całkiem inną drogą. Niemniej wciąż sporo o życiu ze swoim wybrankiem może powiedzieć chociażby to, jak jego ojciec odnosi się do swojej żony, jak syn na to reaguje i jak on sam zachowuje się w stosunku do mamy.
Więc tak, nie da się całkowicie zbagatelizować wpływu rodziny na zachowanie i poglądy drugiej osoby. Można jednak od tego uciec, jeśli ktoś kompletnie nie odnajduje się w rodzinnym środowisku, ma inny pomysł na życie, inne wartości, chce się odciąć od patologii i toksycznych relacji. I skreślenie na starcie kogoś jedynie za to, że jego brat to bandyta, a matka całe życie miała pociąg do butelki, jest niesprawiedliwe, bo nie powinno się przenosić odpowiedzialności za czyjeś postępki na innych członków rodziny.
Przyjaciele jak zwierciadło
Na rodzinę jest się skazanym, ale przyjaciele, dobrzy znajomi to całkiem inna bajka. Wybiera się ich samodzielnie i dobrowolnie, to po prostu ludzie, z którymi chcesz spędzać swój czas. To ludzie, którzy ci pasują, nie trzeba ich tolerować za wszelką cenę jak to się zwykło wymagać w rodzinach.
A skoro przyjaciele to bardziej kwestia dobrowolnego wyboru niż przypadku, wiele wskazuje na to, że osobowość bliskich znajomych w dużym stopniu odzwierciedla również nasz własny charakter. Bo otoczenie mocno determinuje nasze myślenie i postępowanie, przesiąkamy nim, nawet gdy mamy się za indywidualistów – często się słyszy, że ktoś po przeprowadzce do innego miasta, pójściu na studia czy zatrudnieniu w nowej firmie mocno się zmienił, czasem na lepsze, czasem na gorsze, w zależności od perspektywy oceniających. Więc tym bardziej coś jest na rzeczy, gdy mowa u ludziach, do których z własnej woli się lgnie.
Naturalnym odruchem jest próba dopasowania się do otoczenia, jak i chęć przebywania w gronie ludzi o podobnych cechach. W dzieciństwie tego jeszcze tak bardzo nie widać, bo przyjaźnie w tym wieku mają nieco inny charakter, ale dorośli zwykle tworzą grupy dość jednorodne – duże rozbieżności w światopoglądach prędzej znajdzie się w znajomościach jeden na jeden, podczas gdy większe paczki spaja zwykle wspólny punkt widzenia.
Kiedy wejdziesz między wrony…
Generalizując, interesujący ludzie mają interesujących przyjaciół, a smutasy otaczają się podobnymi do siebie smutasami. To normalne, że jak kochasz sport, to wolisz spędzać weekendy z maniaczkami pieszych wycieczek niż na degustacjach wina, które uważasz za straszliwie nudne, a jeśli praca nie jest całym twoim życiem, to szybko zmęczą cię spotkania z koleżankami oddanymi bez reszty karierze. Styl życia, hobby, tematy rozmów – zazwyczaj najmilej jest w towarzystwie zgodnym z naszymi preferencjami.
Oczywiście, podobni nie znaczy identyczni, ludzie wciąż jakoś się różnią, niemniej widać w tych paczkach znajomych sporo pokrywających się punktów, na podstawie których osoby postronne tworzą sobie określony obraz danej grupy. Dlatego poznanie dobrych kumpli faceta, z którym właśnie zaczęło się chodzić na randki, i spędzenie z nimi wieczoru, może odsłonić nawet więcej niż kolejne spotkanie sam na sam.
Krąg znajomych potrafi mieć wpływ na rzeczy, z których nawet nie zdajemy sobie sprawy. Jak na przykład to, że jeśli większość dobrych koleżanek gotuje sobie warzywa na parze, to jest spora szansa, że po jakimś czasie ty prawdopodobnie też kupisz sobie takie urządzenie i przekonasz się do brokułów. Nikt nie musi do niczego namawiać, po prostu przez samo przebywanie z innymi człowiek rewiduje swoje poglądy polityczne, gusta kulinarne, sposoby na spędzanie wolnych wieczorów.
Pod tym względem znajomi są trochę jak wirus, zarażają sobą i jednocześnie przejmują cechy innych, by lepiej się dopasować. Taka pamiątka po instynkcie przetrwania. I jeśli zmiany idą za daleko, w niepożądanym kierunku, a z grupą coraz trudniej się dogadać, zwykle zaczyna się myśleć o rozstaniu i poszukaniu sobie paczki, z którą będzie bardziej po drodze.
Czy to przeznaczenie?
Przyjaciele to druga rodzina, grupa sojuszników, czasem nawet bliższa od osób, z którymi łączą więzy krwi – bo poza genami nie ma nic, żadnej bliskości i porozumienia. A przyjaciele są bardziej wyrozumiali, akceptują wady, choć potrafią potrząsnąć człowiekiem, gdy ten zbacza w niebezpieczne rejony. Dobra przyjaźń nie tłamsi, nie ogranicza, czujesz się wśród tych ludzi naprawdę jak wśród swoich.
Ale… jest pewna różnica między wsparciem a przyzwoleniem na wszystko. Przyjaźń, w sumie podobnie jak związek, powinna pchać do góry, inspirować, zachęcać do tego, by stać się lepszym człowiekiem. Niezbyt dobrze to świadczy o ludziach, gdy kiszą się we własnych problemach i zamiast wspólnymi siłami wydrapać się z bagienka, wolą trzymać niski poziom, bo tak wygodniej, a my się przecież akceptujemy niezależnie od okoliczności. Coś brzydkiego wydarzyło się po drodze? Dopóki to nasi, zamykamy oczy.
I tu dochodzimy do tego, według jakiego klucza dobieramy sobie krąg bliższych i dalszych znajomych. Czy faktycznie liczą się przymioty ducha, czy to czyste wyrachowanie? A może ktoś liczy wyłącznie na awans społeczny, przynależność do lepszej grupy, lub odwrotnie, najpewniej się odnajduje w szemranym towarzystwie?
To, że do kogoś ciągnie, wcale nie musi oznaczać ciągątek w pożądanym kierunku. To jak w miłości – iskrzenie przysłania mroczną stronę czyjejś osobowości. I można nawet mieć tego świadomość – znajomi szkodzą, ale w ich towarzystwie ktoś czuje się jak ryba w wodzie. I w sumie to ciężko powiedzieć, że koledzy czy koleżanki mają zły wpływ i sprowadzają na manowce. Oni jedynie wydają się atrakcyjni ze względu na swoje cechy, na podobny tok myślenia, są bratnimi duszami, po prostu ich system wartości jest odmienny od tego, co wyznają zbulwersowani obserwatorzy. Dlatego można taką osobę wywieźć na drugi koniec świata, odciąć od złego towarzystwa, a i tak najpewniej skończy się na tym, że pozna nowych „niewłaściwych” ludzi.
Kółeczko wzajemnej adoracji
Przyjaciele myślą podobnie i czują podobnie, ale chociaż to właśnie podobieństwa przyciągają, trafiają się też grupy znacznie bardziej zróżnicowane. I jak się okazuje, ludzie potrafiący utrzymywać dobre stosunki z osobami z przeciwnych biegunów dobrze rokują jako partnerzy na poważny związek. To bardzo wartościowa cecha, jeśli umie się uszanować czyjąś odmienność, okazuje się empatię i próbuje najpierw coś zrozumieć zamiast z góry potępić. Otwartość w kontaktach sugeruje, że ktoś potrafi się pogodzić z tym, że nie wszyscy myślą identycznie, stać go na dialog, kompromisy i szacunek dla cudzego zdania.
Jasne, kiedy znajomi są praktycznie z jednego klucza, i facet ma znajomych tylko po studiach i na stanowiskach to jeszcze nie znaczy, że jest snobem i gardzi nieukami, po prostu tak się mogło złożyć, że zakumplował się z osobami, z którymi najczęściej się stykał. Ale gdy on po studiach podyplomowych ciągle przyjaźni się z gościem po zawodówce, to już sygnał, że najwyraźniej w ludziach ceni sobie coś więcej niż same zewnętrzne oznaki statusu.
To zahacza o kolejny problem: powierzchowne ocenianie obcych. Ktoś chce się czegoś dowiedzieć o drugiej osobie, ale patrzy nie tam gdzie trzeba – znajomi wydają się fajni, bo ustawieni i wpływowi, więc można pominąć to, że wzajemnie kryją popełnione podłości i więcej tu wyrachowania i kolesiostwa niż autentycznej przyjaźni. Ocena jest uproszczona, bez zagłębiania się w detale, które w kontaktach międzyludzkich są akurat szalenie ważne.
Dlaczego ktoś ma takich, a nie innych znajomych? Za co ich ceni w pierwszym rzędzie? Czy pozwala sobie na kiepskie traktowanie, a może przeciwnie, traktuje otoczenie z góry? Czy są to przyjaźnie naprawdę szczere, czy raczej podszyte interesownością? Jak rozumiana jest lojalność? Oczywiście, że tylko na podstawie znajomych nie da się kogoś rzetelnie ocenić, ale na pewno są to ważne wskazówki, których nie warto lekceważyć, zwłaszcza gdy zapalają czerwoną lampkę w głowie.
Zostaw komentarz