Główne menu

Człowiek istota delikatna, czyli nadchodzi era słabeuszy?

Wyobraźmy sobie statystycznego, współczesnego człowieka z kraju tak zwanego Zachodu. Mieszka wygodnie, ma samochód, telefon i całą masę gadżetów. Jego bezpieczeństwa na każdym kroku pilnuje policja i monitoring. Mięsa nie zdobywa, po prostu kupuje w sklepie. Facet nie ciągnie niewiasty za włosy między skałki, lecz kupuje jej kwiaty i prosi ją o rękę, a ona nie chodzi wiecznie w ciąży i nie musi doglądać ogniska. Wychodząc z domu, nie trzeba na wszelki wypadek zabierać broni. Ot, cywilizacja.

A teraz wyobraźmy sobie tego samego człowieka, kiedy odetną mu prąd. Odetną bieżącą wodę. Zamkną sklepy. Wyłączą ogrzewanie. Zabiorą GPS, internet i komórki. Ktoś zamknie ten wielki, ochronny parasol i pozostawi człowieka samego sobie. Nie, on nie umrze po jednym dniu, bez przesady. Ale przeważają głosy, że na dłuższą metę człowiek nie podoła takim wyzwaniom, zginie marnie, bo otaczając się z każdej strony komfortem, zatracił niemal wszystkie naturalne instynkty. Bez technologii, służb i opiekuńczego państwa będzie tylko małą, słabą istotką, którą byle przeciwnik zdepcze kopytkiem.

Idziemy naprzód?

Gdyby nasz praprzodek jakimś cudem trafił do współczesnych czasów, pewnie byłby bardzo szczęśliwy, widząc, że można żyć bez ustawicznego strachu o to, że jakaś bestia wejdzie do jaskini i pożre dziecko, że złamaną rękę da się znieczulić i elegancko nastawić, a dobicie do 70-tki nie jest wcale jakimś niewiarygodnym wyczynem.

Człowiek istota delikatna

 

 

Jedzenie jest na wyciągnięcie ręki, a swoich racji nie trzeba za każdym razem dowodzić maczugą. Pioruny to nie kara boska, tylko wyładowania ele-cośtam. A jak się wciśnie guziczek w ścianie, w środku robi się jasno, choć dawno temu zapadła noc, jest nawet „skrzynka z trubadurami”. Żyć nie umierać.

Bez dwóch zdań, dzisiaj żyje się wygodniej i bezpieczniej. Ale czy lepiej? Pewnie nikt by nie chciał cofać się do epoki kamienia łupanego czy choćby do średniowiecza, jednak współczesna cywilizacja też ma swoje ciemne strony.

Stajemy się słabi i leniwi. Zbyt wrażliwi i delikatni. Dopóki przebywamy w swoich oazach spokoju, problemu nie ma, ale w starciu sam na sam z naturą przeciętny obywatel Zachodu nie miałby raczej wielu argumentów po swojej stronie. A najzabawniejsze jest to, że do owego „upadku” doprowadził nas własny mózg, który nie ma sobie równych w świecie zwierząt.

Jako ludzie jesteśmy coraz mądrzejsi i bardziej świadomi. Mamy naukę i technikę, dzięki czemu potrafimy wyeliminować całe mnóstwo zagrożeń ze swojego otoczenia. Na punkcie zdrowia i czystości mamy wręcz lekkiego bzika, bo zarazki są takie be. Domowe łazienki dezynfekujemy niczym w szpitalach zakaźnych, żeby broń Boże nie zaatakowały nas jakieś bakterie. Warzywa i owoce muszą mieć idealny kształt i kolor, bo przecież krzywa marchewka pewnie jest jakaś gorsza, a jabłko z robakiem to już w ogóle. Nosimy specjalną bieliznę termoaktywną i puchowe kurtki, żeby przypadkiem nie zabił nas kilkustopniowy mróz, latem prawie umieramy, jeśli przyjdzie nam spędzić kilka godzin w pomieszczeniu bez klimatyzacji. Przy pierwszym kaszlnięciu sięgamy po antybiotyki, prócz tego prewencyjnie łykamy dziesiątki witamin i suplementów. Pieścimy się ze sobą tak bardzo, że najmniejszy choćby dyskomfort jest niczym katastrofa, dlatego wiecznie jest nam albo za zimno, albo za gorąco, za twardo, za ciasno, za krzywo…

Nie kop pana, bo się spocisz

Swoje paranoje przenosimy oczywiście na potomstwo. Nasila się tendencja do chowania dzieci pod kloszem. A w zasadzie to nawet nie pod kloszem, tylko w jakimś antyseptycznym bunkrze, gdzie nie ma prawa pojawić się choćby zalążek brudu, drobnoustrojów i zła. To spora odmiana po puszczaniu dzieci samopas, sęk w tym, że w swojej troskliwości rodzice zdają się nie mieć żadnego umiaru.

 

Nadopiekuńczość staje się zmorą naszych czasów. Może i szkoła jest po drugiej stronie ulicy, ale nikt o zdrowych zmysłach nie puści dziesięciolatka samego na pasy, przecież po drogach jeżdżą sami idioci. I nieważne, że kolega mieszka na sąsiednim podwórku, synka trzeba do tego kolegi osobiście zaprowadzić i odprowadzić z powrotem, bo a nuż spotka po drodze pijanego menela albo śpiewających kiboli. O wywiadzie do trzeciego pokolenia wstecz nie wspominając, przecież dziecko nie może się zadawać z byle kim.

 

Wyjście na podwórko? Pod bardzo czujnym okiem mamy i taty, ale lepiej, niech się dziecko wyżywa na tenisie, pod opieką instruktora z dziesięcioma zagranicznymi certyfikatami, zamiast biegać jak plebejusz po trawie i błocie. Nie wiadomo, co w tej trawie czyha, zresztą ganiając jak wariat dzieciak się przemoczy, zmarznie, przeziębi albo i gorzej. Stłukło się kolano? Tragedia, prawie jakby się przerwał rdzeń kręgowy. I jeszcze te obce dzieciary, pewnie zrobią mu przykrość, wyzwą, popchną.

    12 komentarzy

  • Maks

    Myślę, że nie jest z nami najgorzej. To prawda, że wielu kierowców nie potrafi jeździć bez nawigacji, a wielu nastolatków nie przeżyje dnia bez smartfona. Zażywamy też sporo tabletek przeciwbólowych, a windą wjeżdżamy nawet na pierwsze piętro.
    Ale gdy idę do klubu fitness, widzę tam tłumy ludzi. Nieważne, czy jest rano czy wieczór. Na ulicach widać sporo biegaczy i rowerzystów.
    A gdy wchodzę na blogi, widzę, że blogerzy czytają sporo książek, niektórzy nawet piszą książki.
    Pozdrawiam:)

  • Maluch w domu

    Fakt, mamy łatwiejszy dostęp do wszystkiego, ale doba w dzisiejszych czasach dziwnie się kurczy. Nie ma czasu dla znajomych, (ale na fb aż nadto), na dancingi (jak kiedyś :-P), ciągle się spieszymy, ale od technologii jesteśmy skrajnie uzależnieni. Moim zdaniem wszystko wcale nie zmierza w dobrym kierunku

    • dorota

      Ech…z tym czasem i odsuwaniem się od bliskich to niestety prawda…Ja dla równowagi raz na jakiś czas odcinam się od mediów, wyłączam telefon, nie oglądam w ogóle tv (choć oglądam mało) – działa.

  • Monika

    może i kwękamy, jednak większość ludzi żyje w rytmie: nieproduktywna praca – powrót do domu na kanapę – jedzenie – sen.
    Lubię oglądać seriale o różnych armagedonach, które spotykają ludzkość (Walking Dead, Falling Skies, Leftovers), gdzie pokazane jest jak się powoli odbudowuje w człowieku instynkt przetrwania.
    a może on nie jest nam potrzebny? a może przyda się tylko w przypadku jakiegoś nieszczęścia, które nigdy nie nastąpi? to skomplikowany temat, niejednoznaczny.

    • Edyta

      No właśnie, a co jeśli nastąpi? Nawet nie chodzi o jakiś kosmiczny armagedon, ale na przykład wojna? Wydaje mi się, że tak optymistycznie zakładamy, że podobne nieszczęście to tylko gdzieś daleko, a co jeśli pojawi się u nas i nie będziemy nawet mieć siły, żeby się obronić?

  • Diana z Pieniądzjestkobietą

    W dzisiejszych czasach mamy inne wyzwania – ostatnio gdzieś przeczytałam, że współczesny człowiek dostaje taką dzienna dawkę terabajtów informacji dziennie, ile dawniej – przed rewolucją przemysłową – otrzymywał i przyswajał przez całe swoje życie…Nie ma się co dziwić, że „mamy mniej czasu” na real niż nasi przodkowie 😉

    • dorota

      Potop informacji to wyjaśnia, masz rację. Tak samo jak brak umiejętności szybkiego i bezproblemowego filtrowania danych – to biorę, a to odrzucam.

  • Amelia

    Żyjemy otoczeni technologią, non stop przy smartfonie/tablecie/komputerze – z jednej strony to okno na świat, z drugiej – nie znamy do końca jego wpływu na nasze organizmy…i pewnie dowiemy się po latach, czy to ten szybki postęp wyszedł nam na dobre…sceptycznie podchodzę do tych dobrodziejstw, bo…im nie ufam. 😉

    • dorota

      Amelio, historia zna niestety takie przypadki – uważano, że coś nie ma wpływu na zdrowie, a potem okazało się zupełnie inaczej…

  • Socjopatka

    Czasem wydaje mi się, że gdybyśmy zostali postawieni przed trudną sytuacją jak np. wojna to padlibyśmy jak muchy. Nie poradzilibyśmy sobie.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>