Czy brak wstydu jest czymś złym?
Wstyd to dosyć nieprzyjemne uczucie. Niekiedy do tego stopnia, że jeszcze po wielu latach pamięta się ten niekomfortowy ścisk w środku i z zażenowania policzki oblewa palący rumieniec. A najgorzej jest wtedy, gdy ów powód do wstydu wydaje się kompletnie nieuzasadniony, bo niby czego tu się wstydzić? Normalna, ludzka rzecz, zdarza się. Innych po prostu cieszy nasze zakłopotanie i upokorzenie.
I jest w tym sporo prawdy. Wstydu całkiem często używa się dokładnie po to, by kogoś zmanipulować, ukarać, przymusić do posłuszeństwa. Tylko czy brak wstydu byłby dla nas czymś korzystniejszym? Może bycie „bezwstydnym” nie bez powodu uchodzi za obelgę?
Czy wstyd to szkodliwa emocja?
Wstyd odczuwamy całkiem często. Z różnych powodów, bo czasem chodzi o drobiazgi, o których na szczęście szybko się zapomina, czasem to po prostu przewrażliwienie, ale są też sprawy większego kalibru, słusznie zawstydzające, w żadnym razie niebędące powodem do dumy. Najbardziej dotkliwy jest zwykle wstyd dotyczący rzeczy autentycznie dla nas ważnych, jak wtopa na firmowym spotkaniu decydującym o awansie czy wpadka przed
ukochaną osobą, na której chciało się zrobić dobre wrażenie.
Wstyd potrafi zaważyć na kluczowych decyzjach. Na samoocenie. Realnie może wpłynąć na życie, bo gdyby nie to wstydliwe wydarzenie, wszystko mogłoby się potoczyć w odmiennym kierunku, niewykluczone, że lepszym.
Dlatego wstyd często ma się za coś negatywnego, i fajnie byłoby to paskudztwo wyeliminować z codziennego życia. Ale podobnie jak inne nieprzyjemne emocje – strach, gniew, smutek – wstyd tak samo występuje nie bez powodu.
Wstyd jest bowiem jednym z czynników kształtujących nasze relacje z otoczeniem, wpływa także na naszą osobowość. Prawda, ten wpływ nie zawsze okazuje się pozytywny, niemniej to istotne narzędzie w procesie osobistego rozwoju. Dlaczego więc tak bardzo nie lubimy się wstydzić? Po pierwsze – bo niezwykle łatwo w chwili zawstydzenia uznać się za kogoś bezwartościowego. Wstyd to więcej niż poczucie winy, i mnóstwo osób myśli wtedy nie tyle o tym, że zrobiło coś złego, ile że oni sami są źli. Są do niczego. Pod wpływem wstydu można zacząć kwestionować własną „przydatność” i „jakość”, szczególnie kiedy reakcja drugiej strony jest druzgocąca, z szyderczym śmiechem, docinkami, werbalnym albo fizycznym atakiem.
Nie byłoby nas bez wstydu
Jak jednak stworzyć społeczność, której członkowie będą pokojowo żyć razem i współpracować? Jest rzecz jasna prawo, ale równie ważne są te niepisane zasady, dobre obyczaje, mentalność. Wstyd nam mówi, że określone zachowania są niemile widziane czy wręcz potępiane przez resztę, dzięki czemu unikamy poważniejszych konfliktów i możemy liczyć na wzajemność otoczenia.
Bo nawet będąc odludkiem, który nie przepada za towarzystwem ludzi, wciąż pozostaje się zależnym od innych. I dobrze, kiedy ci inni nie naruszają naszej prywatności, nie stanowią zagrożenia, a jak nadejdą kłopoty to da się je wspólnie przezwyciężyć. Zdrowy wstyd przypomina trochę empatię – pozwala się wczuć w położenie drugiej osoby. Wstydząc się pewnych zachowań i wyborów, zaczynamy postępować słuszniej, rozwijamy się, nie posuwamy się do czynów niemoralnych.
Bez wstydu nie da się po prostu zbudować zdrowego, dobrze funkcjonującego społeczeństwa. Dziś to może nie odgrywa aż tak wielkiej roli jak w przeszłości, kiedy ludzie byli znacznie mocniej zależni od siebie, przez co każde odstępstwo od normy mogło doprowadzić do groźnej katastrofy. Ale i teraz człowiek, który absolutnie niczego się nie wstydzi, raczej nie zachwyci swoją bezpośredniością, bo najpewniej za jego totalnym brakiem wstydu idzie
zarazem brak jakichkolwiek zasad.
To pokazuje, że wstyd nie musi być toksyczny, i odpowiednio zarządzany przynosi sporo korzyści. Tak dla nas, jak i naszych bliskich, współpracowników, sąsiadów, współobywateli. Wstyd pokazuje, gdzie znajdują się granice, co wypada, a co kogoś zrani, nad jakimi cechami warto popracować – łatwiej zrozumieć, że nie jesteśmy samotnymi wyspami, a prawo do wolności nie oznacza, że wolno dosłownie wszystko i nie ma żadnych konsekwencji.
Jak wstyd może zniszczyć
Pięknie to brzmi, jak się o tym myśli teoretycznie, na modelowych grupach, ale życie już nieraz udowodniło, że z przydatnych narzędzi można stworzyć szkodliwy aparat opresji.
Oczywiście wstyd jest tylko jednym z elementów układanki, zalicza się jednak do tych wyjątkowo skutecznych w działaniu. Bo nie chodzi jedynie o samo uczucie – ważne są także reakcje otoczenia. Wstyd dałoby się bowiem jeszcze przełknąć, gdyby nie idące za nim odrzucenie, surowa kara, piętno.
W tym wydaniu wstydem niczego się nie buduje – jest to emocja robiąca krzywdę, ograniczająca, prowokująca do odwetu. Pełni funkcję niemal wyłącznie dyscyplinującą – masz robić, co ci każemy, a jak się wyłamiesz, na długo to popamiętasz. Ludzie pod wpływem toksycznego wstydu nie tyle pragną się poprawić, co zwyczajnie się boją, nie chcą wychodzić przed szereg, a gdy atmosfera zastraszania wyjątkowo mocno się zagęszcza, niektórzy stają się świętsi od papieża i urządzają przysłowiowe polowanie na czarownice. „Jak ci nie wstyd” błyskawicznie usadza i szybko przechodzi chętka do buntowania.
Można wprawdzie powiedzieć, że dzięki temu panuje porządek, ale jest to raczej bliższe terroru niż zdrowej przyzwoitości trzymającej ludzkie popędy w ryzach. Ogólnie ludzie nie czują się w takim systemie szczęśliwi – czują się stłamszeni. Wstydu używa się jak broni, często zamiast logicznych argumentów, po prostu po to żeby przeciwnika usadzić, no bo nikt nie chce być „TĄ osobą”. Nie chce być przykładem do straszenia, czarną owcą, ponieważ
nawet mając w nosie cudze opinie, to niestety, ich wytykanie palcami może np. utrudnić szukanie pracy albo narazi na zaczepki, a po doznanej krzywdzie otoczenie solidarnie odmówi pomocy i uzna, że „sama to sprowokowałaś swoim bezwstydnym zachowaniem”. A mając naprzeciwko siebie wrogo nastawiony tłum, nie ma co bawić się w tłumaczenia, że wcale się tego nie chciało i to nie moja wina.
Właśnie toksyczny wstyd często podkręca uprzedzenia i zabobony, zachęca do okrucieństwa, krzywdzi ludzi, których jedynym występkiem jest nieszkodliwa odmienność. Nie jest też wychowawczy jak zwykło się twierdzić – upokarzające zawstydzanie istotnie może kogoś zniechęcić do pewnej aktywności, podobnie jak zadawanie bólu, przeważnie jednak odreagowuje się to na innych polach, czyli problem nie znika, a jedynie zmienia lokalizację.
Jak na przykład u osoby, którą bezlitośnie wyszydzano za nadwagę – co z tego że schudła, skoro te docinki przy okazji uczyniły ją strasznie wredną i bezwzględną dla niżej postawionych pracowników.
Czy bezwstydnicy są godni potępienia?
W normalnym środowisku wstyd będzie przykry, lecz ostatecznie doprowadzi do pozytywnych rozwiązań albo po prostu się o danym wydarzeniu zapomni, wszak trudno żeby człowiekowi nigdy nie przytrafiło się coś głupiego czy niewłaściwego. Sęk w tym, że wstyd jest zwykle emocją współdzieloną i poza własną reakcją liczy się także odzew świadków. To właśnie oni bardzo często „psują” wstyd – swoim wytykaniem i wyśmiewaniem w nieskończoność zwykłej wpadki mogą sprawić, że ktoś mniej śmiały zamknie się w sobie, nabierze kompleksów, przestanie ryzykować. I nie będzie to wcale brak dystansu, tylko
nieadekwatna odpowiedź, podbijana wyczuciem czyjejś słabości, co po prostu oznacza znęcanie.
Czy zatem nie powinno się nigdy nikogo zawstydzać? Cóż, nie wstydząc się na każdym kroku ludzie są bardziej przyjaźnie nastawieni, otwarci, empatyczni, serdeczni, tolerancyjni. Nie przejmują się ciągle, że powinno to czy tamto, nie dają się zastraszyć i odważnie bronią własnych wartości. Znaczy to jednak, że nie krępują ich żadne więzy – oni też wiedzą, że istnieją pewne bariery. Różnica polega na tym, że wstyd nie jest upokarzającą karą, ale bardziej sygnałem, że coś nie gra i należy to szybko poprawić. Słowem, wstyd motywuje do tego, aby zostać lepszym człowiekiem.
Nie mając nawet grama wstydu bardzo ciężko jest utrzymać właściwy kurs. Bezwstydność dodaje wprawdzie odwagi do przełamywania konwenansów, co jest przecież bardzo nam potrzebne, jednak bez żadnych ograniczeń te pozytywne cechy mogą przejść szybko w poważne wady – dobrze jest nie przejmować się każdą krytyką, lecz odrzucanie wszystkich uwag trąci egocentryzmem, dobrze jest walczyć o siebie, jednak bezwstydna autopromocja i dążenie po trupach do celu nie brzmią jak opis fajnej osoby, i tak dalej.
Brak wstydu zwyczajnie grozi samowolką i zawsze znajdą się tacy, którzy pójdą krok za daleko – widać to chociażby w polityce, kiedy ktoś bez cienia żenady kłamie i wypiera się wcześniejszych słów, widać to czasami w mediach albo korporacjach. Bezwstydni ludzie często wcale nie są wyzwoleni, twórczy i przecierający szlaki, tylko po prostu mają otoczenie w czterech literach i z nikim się nie liczą – i dla wszystkich chyba byłoby lepiej, gdyby ze wstydu nie mogli spojrzeć rano w lustro.
Zostaw komentarz