Czy ciche dni niszczą związek?
Związków często wcale nie rozwalają jakieś dramatyczne bomby. Najgorsi bywają cisi zabójcy: narastająca obojętność, coraz mniej czułych gestów, nużąca rutyna, brak wsparcia, za to pretensji, wyrzutów i połajanek jest aż w nadmiarze. I także ta cisza jak najbardziej dosłowna – para po prostu nie odzywa się do siebie.
Ale nie tak po prostu nie odzywa. To milczenie demonstracyjne, z urażoną miną, wykonywanie niemych gestów, afiszowanie się ze swoją urazą, tyle że bez słowa wyjaśnienia, aby dobitniej podkreślić jak ktoś nas mocno zranił. Milczenie jest karą i zarazem próbą, by na drugiej stronie coś konkretnego wymusić. Z jakim skutkiem?
Nie gadamy ze sobą
Czy jest coś dziwnego w fakcie, że para ze sobą nie rozmawia? W żadnym razie. Większość związków doświadcza okresów ciszy, i nie kryje się za tym nic złego, po prostu nie ma w danym momencie potrzeby mówienia. To już ten stopień zażyłości, kiedy da się być razem, blisko, bez słownych zapewnień. Albo ktoś chce być przez chwilę sam, odpocząć, ogarnąć myśli, przeczekać trudny moment, na zasadzie: nie teraz, daj proszę spokój, ale za chwilę możemy pogadać.
Ciche dni to jednak całkiem inna historia. To wychodzi daleko poza zwykłe niemówienie. To ignorowanie partnera. Celowe lekceważenie. Chęć zrobienia przykrości. Unikanie dialogu często połączone z zachowaniem prowokującym – w normalnych warunkach tu byłaby rozmowa, ale o to właśnie chodzi, żeby pokazać, że nie chcę z tobą gadać. Nie chcę. Teraz dla mnie nie istniejesz. Zobacz, jak zostałam skrzywdzona i do czego mnie doprowadziłeś.
W normalnej ciszy jest zgoda, nikt nie chce być złośliwy, to żadna manipulacja. Za to cichym dniom towarzyszy wrogość. Nie otwarta, ale czuć ją bardzo wyraźnie – ma boleć i doprowadzić do kapitulacji. To bardzo powszechna praktyka, obliczona na to, by drugą osobę złamać – sprawdzamy, kto pierwszy się ugnie, przeprosi i podporządkuje. Milczenie podszyte chłodem wywołuje u partnera niepewność, podkopuje jego samoocenę, można powiedzieć: sprowadza na ziemię. W ten sposób da się kogoś mocniej do siebie przywiązać, zemścić za jakieś wcześniejsze sprawki, przymusić do przyjęcia określonych warunków.
Milczenie gorsze od słów?
Karanie milczeniem to wyjątkowo perfidna taktyka. Zwykle źle znosimy to, że bliska osoba nagle przestaje się odzywać i tylko wrogo na nas spogląda. Wiadomo, że robi to celowo, więc dopytywanie o przyczyny odbierze jako słabość, jednak podjęcie gry też wywołuje niemały dyskomfort.
Uparte milczenie partnera frustruje, tym bardziej, gdy nie do końca wiadomo w czym rzecz. Rodzi się niezrozumiałe poczucie winy, przeplatane ze złością, bo niby czemu to ja mam przepraszać i w ogóle za co? Ale co spojrzysz na swoją drugą połówkę, to tylko zbolała mina, grymas niechęci lub totalna olewka. Nie wiesz, co ta osoba czuje – jest zła, to akurat widać, ale dlaczego? Oto zagadka. Nie ma kłótni, cały spór tkwi w zawieszeniu, jest nieznośne napięcie, którego najwyraźniej nie da się rozwiązać w cywilizowany sposób.
Lecz wbrew intencjom niektórych, ciche dni nie zawsze okazują się być taką katorgą. Mężczyźni zdają się taką karę znosić całkiem dobrze. Rzecz jasna nie wszyscy, ale naprawdę spora ich część we wrogiej ciszy odnajduje się lepiej niż w ciągnących się godzinami potyczkach słownych – walka na słowa z reguły lepiej wychodzi kobietom, które mają tysiąc gotowych odpowiedzi na każdy zarzut, wyciągają jakieś drobiazgi z prehistorii, potrafią usprawiedliwić każdą rzecz i do każdej męskiej odpowiedzi dorobić kilka obciążających faceta teorii. Do tego jeszcze płaczą. Z dwojga złego milczenie lepsze niż międlenie po raz setny tego samego problemu. Przynajmniej nie kłapie dziobem, można odetchnąć.
Dla kogo to jest kara?
Więc czasem wprowadzić ciche dni to jak trafić kulą w płot. Kompletnie przestrzelone, bez sensu i obraca się przeciwko nam. Zwłaszcza gdy idzie za tym jakaś demonstracja – nie poproszę bydlaka o nic, sama wszystko zrobię, niech się wypcha, niech zobaczy, że dam radę i on nie jest do niczego potrzebny.
Milcząca kara miała zawstydzić i pobudzić do refleksji, tymczasem winowajca, jak gdyby nigdy nic, korzysta z upragnionej ciszy i tego, że nie musi się już wysilać. Miał posprzątać w piwnicy, teraz sobie w spokoju ogląda mecz, a karcące, pełne wyrzutów spojrzenie partnerki nie robi większego wrażenia. I tak by było gderanie, i tak by była niezadowolona, jeszcze na dokładkę spadłyby na głowę porządki. Focha pewnie nie dałoby się uniknąć, a tak przynajmniej to ona wzięła cały trud na siebie, jest przecież taka honorowa i nie poniży się złamaniem osobiście narzuconych ślubów milczenia.
Krótko mówiąc, karana strona czuje się wolna od wszelkich zobowiązań, bo przecież chodzi o to, kto pierwszy przerwie ciszę. Znaczy – kto przegra. I to, co miało być gorzką nauczką, zamienia się w przeciąganie liny. Ze szkodą głównie dla narzucającego karę, jeśli milczenie nie okazało się być dla niegodziwca szczególnie dotkliwe. Ba, kiedy mu wręcz na rękę jest podobne zachowanie.
Pozorna wygrana
Oczywiście to nie tak, że grobowa cisza absolutnie nie przeszkadza, gdy ciągnie się w nieskończoność. Korzyści są, ale na dłuższą metę życie w podobnej atmosferze jest raczej uciążliwe. Więc wykonuje się jakiś gest pojednania. Najpierw próbuje się dociec, o co w ogóle poszło, bo rzeczywiście czasami ten powód jest bardzo nieczytelny, a nie wszyscy są wyposażeni w dar jasnowidzenia.
Potem są przeprosiny. Sęk w tym, że nie tyle ze szczerej skruchy, ile dla świętego spokoju. Po długich dniach nieodzywania się do siebie obie strony są tak naprawdę zmęczone, więc prawdopodobnie ugłaskać obrażoną osobę będzie dużo łatwiej niż w pierwszym dniu konfliktu. Dalej może dojść do wybuchu emocji, ale jest spora szansa, że mimo wszystko przeważy ulga z powodu długo oczekiwanego rozejmu.
On przyjdzie z kwiatami i powie coś miłego. Ona ugotuje jego ulubione danie. Pozornie wszystko wraca do normy, już się na siebie nie gniewamy, ale cała ta sytuacja daje wrażenie, że ciche dni faktycznie działają. A skoro tak, to mogą wejść w nałóg, i schemat będzie się regularnie powtarzał, dając złudne poczucie władzy nad drugą osobą, którą wystarczy trochę przetrzymać, żeby zechciała się wkupić w nasze łaski, godząc się na narzucony pseudo-kompromis.
Tyle że druga strona po jakimś czasie może się poczuć wykorzystywana. Spokój spokojem, lecz ileż można odgrywać te same scenki i dobrowolnie brać winę na siebie? To może skłonić do poważniejszego zastanowienia się nad przyszłością związku albo zachęcić do działań odwetowych, co raczej nie jest korzystnym rozwiązaniem.
Kiedy milczenie zabija związek
Ciche dni na swój sposób ustalają hierarchię w związku i uczą bardzo niezdrowej komunikacji. Nie łagodzą konfliktu, choć na pozór to może tak właśnie wyglądać. Jak regularnie się powtarzają, można do nich przywyknąć i uznać, że to po prostu koszt bycia w związku. Kiedy dwie strony stosują ten zabieg w miarę po równo, jest przynajmniej poczucie równości – raz ja się poobrażam, raz on/ona, no takie życie. Ale częściej jest tak, że ugina się głównie jedna osoba i tu już trudniej doszukiwać się sprawiedliwości.
A wymuszanie na kimś uległości chłodnym milczeniem jest szkodliwe pod wieloma względami. Drażliwy temat wisi w powietrzu, jak trujące opary. Karany wymuszoną ciszą partner czuje się odrzucony, widzi, że nie jest traktowany poważnie, nie okazuje się mu szacunku. Jego potrzeby zdają się być na dalszym planie, akceptowalne jedynie wtedy, gdy drugiej osobie też są one na rękę.
Najgorzej, gdy przed zakończeniem cichych dni karany partner musi przynajmniej kilka razy spróbować wyciągnąć rękę na zgodę, nim druga strona łaskawie zechce się do niego odezwać. Taka nieustępliwość, paskudna gra na czyichś uczuciach miewa zwykle opłakane skutki – wielokrotnie odpychany, poniżany partner nie zawsze ma siłę by wyjść z toksycznego układu, co mocno się odbija na jego psychice i zdrowiu. O tym, jak to wpływa na jakoś związku, nawet nie ma co mówić.
Czy cisza może pomóc?
Otwarta kłótnia na ogół jest lepsza od fochów, niedomówień, wyobrażania sobie najgorszych scenariuszy i zadręczania się nieznanymi powodami złości u drugiej osoby. Na ogół, bo przecież kłótnie też różnie przebiegają, nie zawsze jest to uczciwe wyłożenie kart na stół. Nie brak par, które podczas ostrego sporu mówią sobie rzeczy paskudne i przykre, używają wyzwisk, kłamią, byle tylko dopiec drugiej stronie jak najmocniej. Uderzają w najczulsze punkty, raniąc boleśnie. A tego nie da się „odsłyszeć”. I na nic tłumaczenia, że to w nerwach i wcale się tak nie myśli.
Ciche dni są o tyle pomocne, że w ich trakcie jakoś się te emocje uspokajają. Największe wzburzenie mija, nie pada to jedno słowo za dużo. Można przemyśleć sytuację, wyciszyć gniew, przejść awanturę „w głowie”, co też da jakąś ulgę, za to bez krzywdzenia drugiej osoby. Nie jest to idealne rozwiązanie, lecz chyba lepsze niż wytaczanie najcięższych dział.
W cichych dniach to nawet nie samo milczenie jest najgorsze, ile otoczka wokół niego. Oraz to, co dzieje się później. Milczenie może być oczyszczające, jeśli obie strony przyznają się do swoich błędów i będą gotowe przeprosić, okazać dobrą wolę i pójść na jakieś ustępstwo. O co poszło, że skończyło się sporem? Dorośli ludzie naprawdę powinni umieć to sobie wyjaśnić, wszak nawet dzieci w przedszkolu się uczy, że nieme dąsy to nie jest metoda na rozwiązywanie konfliktów.
12 komentarzy
Czasem lepiej najpierw pomyśleć co się chce powiedzieć aby nie gadać głupot w złości,których później będzie się żałować. Dlatego chwila milczenia czasem ma lepsze efekty niż emocjonalny jazgot.
Nie wiem jak można się nie odzywać dla mnie zawsze musi być rozmowa, lepiej sobie powiedzieć wszystko nawet to co najgorsze niż milczeć i każde ma się domyślać o co chodzi.
”niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce”
Ja z mezem nie rozmawiam od Roku(tylko sluzbowo)juz mi sie walczyc nie chce.Zbieram na rozwod.
Ciche dni to pasywna agresja. I manipulacja, nic więcej.
niektórym może jest tak wygodniej. Tylko nie wiem czemu zwykle obwinia się baby o focha, bo i faceci je strzelają
Jak gada się wiecznie to samo bez żadnej reakcji to już lepiej wogole nie mówić. Sytuacja męcząca więc lepiej zakończyć coś co nas niszczy.SAAga
Polecam „Porozumienie bez przemocy” pomaga w komunikacji zeby tych dni nie było.Marta
Poznam intelektualistkę o szerokich horyzontach wiedzy, posiadającą mądrość życiową i wiedzącą czego chce w życiu oraz zdającą sobie sprawę, że by osiągnąć cele wymagana jest ciężka praca i współdziałanie. Pozdrawiam mądre Panie.
Są takie sytuacje, że ma się po prostu dosyć gadania o tym samym skoro nic się nie zmienia w danym temacie. Czasami zamiast znowu się unosić o to samo ma się ochotę po prostu pomilczeć, jak to w artykule napisano by nie powiedzieć za dużo w przypływie złości. Ale gdy milczenie staje się nawykiem to nie prowadzi do dobrego zakończenia… samo życie!
Rozmowa nie zawsze jest potrzebna, tylko dzienna bliskość.
Ktoś gra na dwa fronty