Czy jesteś postępową kobietą?
Świat nieustannie się zmienia, czy tego chcemy, czy nie. Oczywiście, te zmiany budzą często wątpliwości, i zawsze się znajdzie ktoś mówiący, że „kiedyś to było, i nikomu to nie przeszkadzało, ludzie żyli, po co to zmieniać”. Widać przy tym, że niechęć dotyczy głównie spraw obyczajowych, bo postęp technologiczny, mimo wszystko, nie natrafia na tak wielki opór.
Skąd ten lęk przed postępem? Cóż, zmiany społeczne dotykają zazwyczaj tych najważniejszych dla ludzi kwestii – ich poglądów oraz wartości, których nie zmieni się nagle z dnia na dzień, bo ktoś proponuje nowy, lepszy porządek. Skąd zresztą wiadomo, że lepszy? Czy cały ten obyczajowy postęp nie prowadzi nas prosto do zguby?
Nieuniknione nadchodzi
Ostatni wiek obfitował w tak wielkie, rewolucyjne zmiany, że niemożliwością wydaje się powrót do starego świata bez technicznych nowinek. Ludzie wprawdzie boją się wielu wynalazków i podchodzą do naukowych osiągnięć z rezerwą, koniec końców jednak dają się przekonać, ulegają nowoczesności, nawet jeśli technika wydaje się im bezduszna, niebezpieczna i nieprzewidywalna.
Świat został tak zdominowany przez nowe technologie, że aby przetrwać, trzeba się z nimi zaprzyjaźnić. To w sumie nie jest aż tak wielkie wyzwanie – nowoczesne urządzenia okazują się niezwykle pomocne w pracy i codziennych obowiązkach, dostarczają rozrywki, ułatwiają nawiązywanie i podtrzymywanie znajomości z różnymi ludźmi. Zwalniają z myślenia, zdejmują część odpowiedzialności, przejmują te najbardziej żmudne i męczące zadania. Coraz trudniej się bez nich obejść. I czeka się na kolejne, przełomowe rozwiązania, dzięki którym życie stanie się jeszcze łatwiejsze i przyjemniejsze.
Owszem, jest świadomość tego, jak postęp technologiczny bywa groźny, czy wręcz zabójczy dla ludzi. Ale plusy wydają się wciąż przysłaniać minusy, dlatego praktycznie nie ma protestów przeciwko kolejnym wynalazkom – jeśli wydają się zbędne, ludzie po prostu ich nie kupują. Co innego, gdy postęp dotyczy samych ludzi.
Zmienia się, ale na gorsze
Do postępu technicznego łatwiej się przekonać, ponieważ szybko widać, jak bardzo nowoczesny sprzęt pomaga w życiu. A co daje postęp obyczajowy? Teoretycznie równie dużo, a nawet więcej, bo zmiany społeczne odnoszą się nie do rzeczy materialnych, lecz do tych najwyższych, duchowych wartości.
Wartości jednak każdy człowiek sam definiuje sobie we własnej głowie, więc nawet gdy chodzi o sprawy, które powszechnie uchodzą za jedyne właściwe rozwiązanie, jak na przykład zniesienie niewolnictwa, bez większego trudu da się znaleźć ludzi, którzy myślą zupełnie inaczej – dla nich ów postęp jest regresem, jest burzeniem fundamentów cywilizacji, której spadkobiercami się czują. I taka postawa to żadna nowość, już w starożytności płakano nad upadkiem moralnym, a rodzina, naród i religia giną od kilku wieków.
I choć te próby zatrzymywania zmian obyczajowych wydają się często idiotyczne, to wcale nie tak łatwo wytłumaczyć, dlaczego progresywne poglądy miałyby być tymi właściwymi – wielu ludzi bardziej to czuje niż ma jakieś naukowe uzasadnienie, coś po prostu wydaje się złe i niesprawiedliwe, dlatego należy to znieść. Ludzie postępowi mają się za bardziej cywilizowanych od swoich przodków, lecz są też grupy, dla których to minione pokolenia są symbolem cnót i prawdziwych wartości, podczas gdy współczesny kierunek zmian woła o pomstę do nieba.
Sprzeciw napędza często brak przygotowania na nową rzeczywistość, która w dodatku wymaga niemałego wysiłku, co każe postępowe pomysły wyśmiać i okopać się na starych pozycjach – ochrona zwierząt i ograniczenie spożycia mięsa to wyższe ceny i mniej kotlecików na talerzu, koniec wyzyskiwania taniej siły roboczej z Azji to droższe dżinsy i smartfony, walka ze smogiem to zatłoczony autobus zamiast wygodnego samochodu. Postęp dzisiaj coraz częściej oznacza rezygnację z rozlicznych wygód oraz przestarzałych oznak statusu społecznego, a to nie wszystkim przypadnie do gustu.
Postęp zabija tradycję
Główny argument przeciwko zmianom to jednak strach o zniszczenie tradycji. A tradycja rzecz święta, tyle że czasem chodzi nie o samą wartość, jaka za tradycją stoi, ile o pewną stałość, punkt odniesienia, coś dobrze znanego i oswojonego. To taki emocjonalny łącznik z przeszłością, przodkami, ojczyzną, religią, postęp zaś grozi oderwaniem od korzeni i nie wiadomo, w którą stronę rewolucja skręci – lepiej nie ryzykować, bo jeszcze stracimy to, co najważniejsze.
Postęp to zmiany, zmiany to coś nowego, a nowe budzi przerażenie. Nie umiemy przewidzieć przyszłości, prognozy są często kompletnie nietrafione, a w rewolucyjnych postulatach słychać wiele myślenia życzeniowego, a nie konkretne fakty. Ciężko ocenić, jakie będą konsekwencje śmiałych kroków, a historia pokazuje, że można się nieźle naciąć – śluby z miłości miały być fajniejsze od kontraktów zawieranych przez rodziny, tymczasem mamy plagę rozwodów i gabinety pełne sfrustrowanych małżonków.
Postęp obyczajowy drażni, ponieważ zwykle wiąże się z utratą przywilejów przez jakąś grupę – w zmianach bowiem najczęściej chodzi o równość, co oznacza, że biali nie mogą się wywyższać ponad czarnych, mężczyźni muszą się liczyć z kobietami, biedni nie są już na usługach bogatych. Choć nie tylko, bo przeciwko zmianom protestują niekiedy również ci, którym nowe propozycje dałyby jasno sprecyzowane korzyści – kiedy ruch feministyczny przybierał na sile, przeciwko byli nie tylko mężczyźni, ale i część kobiet.
Tak silnie działa strach przed zmianami. Jest kijowo, to fakt, ale jak będzie jeszcze gorzej? Przez ten postęp trzeba uczyć się życia od nowa, znaleźć dla siebie miejsce w nieznanej rzeczywistości, kto wie, czy nie będziemy na tym stratni? Jest też trochę lęku o to, że straci się sympatię ludzi stojących wyżej, którzy teraz, gdy się pokornie im usługuje, zdobywają się na łaskawe gesty, ale co będzie, kiedy staniemy się równi? Nie ma sensu niepotrzebnie ich drażnić.
I na co to komu potrzebne?
To, co często niepokoi przeciwników zmian obyczajowych, to wyzwolenie ludzi. Traci się w ten sposób kontrolę nad innymi, nie można ich już tak łatwo do czegoś przymuszać albo w ogóle jest to zabronione. Nie działa ciskanie gromów o niemoralne prowadzenie się, jest coraz trudniej kogoś zawstydzić i potępić. Luźniejsze zasady utrudniają piętnowanie, a tym bardziej zastraszanie – kiedyś można było to robić, co dawało władzę.
Można zapytać: a co w tym złego, że ludziom nakładało się pewne ograniczenia? Bez tego byliby przecież gorsi od dzikich zwierząt. Poniekąd to prawda, ale surowe reguły współżycia w danej społeczności nierzadko były przyczyną wielu ludzkich dramatów i prowadziły do tragedii, choć tak naprawdę nikomu krzywdy nie czyniły – godziły jedynie w wymyślone przez innych reguły.
W postępie obyczajowym chodzi głównie o to, by dać ludziom więcej swobody, by mogli oni wybierać różne style życia, a nie tylko ten jeden, stereotypowy, który dla mnóstwa osób jest strasznie ograniczający. Ta wolność kojarzy się jednak z niczym innym jak z rozpasaniem i moralnym upadkiem człowieka – spójrzcie na dzieci rewolucji seksualnej, biedactwa kopulowały z kim tylko popadnie, i co niby dobrego przyniosło to ludzkości?
Niechętni postępowym poglądom skupiają się właśnie na negatywach, a nie pozytywach przeprowadzonych zmian. Co dała emancypacja kobiet? Spadek dzietności. Zniesienie pańszczyzny? Chłopi przynajmniej mniejsze podatki płacili. Prawa pracownicze? Przedsiębiorcy ledwo zipią. Śluby dla par homoseksualnych? No nawet nie warto komentować, czekamy na śluby z kozami. Prawa człowieka? Eee, no to dopiero są bzdury.
Kiedyś tego nie było…
Stary porządek ma przywrócić dobrobyt, który rzekomo kiedyś był. Rzekomo, bo dane zwykle tego nie potwierdzają – przestępczość spada, ludzie żyją dłużej i zdrowiej, zakres nędzy się zmniejsza, choć oczywiście, nie wszyscy są beneficjentami tych zmian. Lecz przeszłość jest wciąż gloryfikowana, a teraźniejszość demonizowana, mimo że wiele zwyczajów naszych przodków budzi dziś zniesmaczenie – to ci wspaniali ludzie z dawnych czasów pozwalali dzieciom pracować w kopalniach, a niepełnosprawnych wozili po jarmarkach ku uciesze gawiedzi.
Najgorzej jest wtedy, gdy postęp nie toczy się wolno, swoim tempem, tylko odgórnie coś się zaleca i już, koniec dyskusji, wszyscy muszą się dostosować, w przeciwnym razie będą kary – i nawet nie można sobie tego pokrytykować, gdyż poprawność polityczna. W takim trybie nie ma czasu, by się przyzwyczaić i spróbować te zmiany zrozumieć, i to strasznie wkurza, bo ludzie nie lubią, gdy się im rozkazuje, co mają sobie myśleć. Kłopot jednak w tym, że gdyby pozwolić na samoistne zmiany, trwałoby to długie, długie lata i tylko przedłużało cierpienie tych, których dany problem dotyka. I jak tu znaleźć złoty środek?
Postęp technologiczny łatwiej przełknąć, ponieważ rzadko kiedy wpływa on na nasze uczucia, co najwyżej może zagrozić interesom. Ale wciąż łatwiej jest zmienić branżę i zaciągnąć kredyt na firmę niż przestawić się na inny tok myślenia, więc ludzie się buntują – zmiany społeczne zbyt mocno, zbyt boleśnie dotykają wyznawanych wartości. Od własnej wizji idealnego świata zależy więc to, czy dany człowiek jest za ewolucją, czy woli stan obecny.
Bo to sprzeczne z naturą
Ciekawym argumentem jest powoływanie się na „sprzeczność z naturą” – znamienne, że w przypadku internetu, znieczulenia u dentysty, samolotów czy ogrzewania centralnego raczej nikt się nie domaga powrotu do korzeni, to trafia do dyskusji dopiero wtedy, gdy mowa o obyczajach i poglądach.
„Natura” jest w gruncie rzeczy po prostu zestawem poglądów, które akurat pasują. Podobnie jak „tradycyjne wartości” – chętnie się po nie sięga, gdy trzeba uderzyć w nielubianą grupę, ale wystarczy wywołać na przykład seks przedmałżeński, by nagle się okazało, że w tym punkcie postęp zrobił dobrą robotę. Nie mówiąc już o tym, że pod niechciany postęp podciąga się często rzeczy, które żadnym postępem nie są – one zawsze były, ludzie zawsze mieli takie ciągotki, tyle że dzisiaj głośno się o tym mówi. I nie tylko dlatego, by coś odczarować, ale również po to, by skuteczniej z problemami walczyć i pomagać zagubionym ludziom zamiast zostawiać ich na pastwę losu.
Ale znowu, ta pomoc i wsparcie nie do każdego przemawia, bo daje przyzwolenie, by rozczulać się nad sobą i tak oto tracimy dawne, piękne cnoty. Zanika męskość, gubi się gdzieś kobiecość, cała ta zachodnia cywilizacja jakaś taka rozmemłana, bezpłciowa, niemrawa, wymyśla sobie zagrożenia i jednocześnie jest ślepa na realne niebezpieczeństwa.
Czy żyje się nam lepiej?
Miarą postępu jest to, czy jakość życia się poprawia. O ile ze świata nowoczesnej techniki większość jest zadowolona, tak nowa obyczajowość budzi ogromne kontrowersje. I każda ze stron tego sporu ma swoje racje oraz odczucia. Pogodzić je wydaje się niemożliwością, bo wprawdzie postęp daje coraz więcej praw dla coraz liczniejszych grup ludzi, to właśnie takie wyrównywanie szans odbierane jest jako zamach na tradycyjny system wartości.
Postęp obyczajowy rzeczywiście odbiera przywileje – równouprawnienie podniosło status kobiet, ale zarazem ukradło niektórym facetom ich jedyny atut, przez co mają oni teraz dużo większy kłopot ze znalezieniem partnerki, więc zero zdziwienia, że marzy się im powtórka z rozrywki. Postęp też bardzo zmienia wrażliwość – dzisiaj wolimy dyplomację niż rozwiązania siłowe, rozczulamy się losem kotków i żab błotnych, patriotyzm to raczej uczciwe płacenie podatków niż zaciąganie się do wojska.
Można powiedzieć, że postęp wydelikaca ludzi, odbiera im dystans i poczucie humoru, zniechęca do walki, bo na wszystko można sobie znaleźć wygodne wytłumaczenie. Pytanie tylko, czy stare rozwiązania istotnie były takie fantastyczne, skoro większość wolała od nich odejść?
Bo tak się składa, że lepsze „kiedyś” nie jest konkretnie umiejscowione w czasie. „Zawsze” jest bardzo dziwnym odnośnikiem – wszak każde pokolenie, każde stulecie przynosiło jakieś zmiany, stare prawa i obyczaje znikały, w ich miejsce pojawiały się nowe. Może więc zamiast walczyć z postępem, który tak czy siak nastąpi, lepiej spróbować dojrzeć w nim korzyść dla siebie?
Komentarz ( 1 )
Myślę, że wszystko sprowadza się do tego, że boimy się wszystkiego co nieznane, więc wolimy tkwić wygodnie w starym, które niczym nas nie zaskoczy. Na szczęście są jednostki skłonne do ryzyka i dzięki nim świat idzie do przodu.