Główne menu

Czy jesteśmy dzisiaj zbyt przewrażliwieni?

Od najmłodszych lat stykamy się z drwinami. Zawsze trafi się ktoś, kto wyśmieje nasz wygląd, sposób wymowy, ubranie, poglądy, towarzyską wpadkę. Nie jest to miłe, czasem usłyszane szyderstwa nosi się w sobie przez całe życie, ale świat, w którym wszyscy są dla siebie uprzejmi i dobrzy, to mrzonki idealistów. Od ludzkiej złośliwości po prostu nie da się uciec.

Możemy karać za „mowę nienawiści”, piętnować „cywilizacyjnych zacofańców”, lecz wrogości między ludźmi nie da się w stu procentach wyeliminować. Fajnie żyć w świecie, w którym każdy klepie drugiego po pleckach, co jednak, gdy z takiego sympatycznego miejsca trafi się do bezwzględnego otoczenia? Czy nie lepiej byłoby się jakoś uodpornić na nieprzyjemne wydarzenia? A co bardziej zahartuje, niż nauka na własnym przykładzie?

Musimy się szanować

Z dzisiejszej perspektywy, pewne zachowania naszych przodków mogą się wydawać okrutne i nieludzkie. Niepełnosprawnych umysłowo nazywano wprost debilami, biedotą wolno było pomiatać, poniżanie czarnych nikogo nie dziwiło, fizyczne wady wytykano palcami, mniejszościom religijnym obrywało się mocno za ich wiarę. Byli po prostu lepsi i gorsi, a ci pierwsi mieli prawo demonstrować swoją wyższość.

Dzisiaj to się trochę nie mieści w głowie. Owszem, można wyśmiać dziecko z zespołem Downa, ale większość świadków takiej sceny mocno się oburzy. Prześladowania z powodu koloru skóry, wyznania, płci czy orientacji seksualnej w wielu państwach są karane. Nie wypada śmiać się z chorych, grubych, łysych czy niezbyt mądrych, a szydercze wypowiedzi o mniejszościach albo ludziach z jakimiś ubytkami mogą przerwać zawodową karierę. Wydłużyła się lista rzeczy nieakceptowalnych, bo dobre samopoczucie i godność osobista stały się równie ważne jak dach nad głową oraz pełna lodówka.

Ma to sens, bo szyderstwa przeważnie dotyczą osób słabszych i bezbronnych – cała klasa dokuczała jednej dziewczynce w okularach albo otyłemu chłopcu, biali poniżali czarnoskórych niewolników, hetero kpili sobie z homoseksualistów, mężczyźni lekceważąco traktowali kobiety, pan domu nie szczędził ostrych słów swojej służbie. Rzadko kiedy na odwrót. I często nie chodziło wyłącznie o żarty, bo nie dość, że padały bolesne słowa, to za nimi szły jeszcze czyny fizyczne – tych „gorszych” bito, zastraszano, prześladowano.

Uwrażliwienie ludzi na cudzą krzywdę miało wyeliminować niepotrzebną przemoc, która w zasadzie służyła tylko do tego, by zabawić się cudzym kosztem i mieć okazję do wywyższenia własnej osoby. Tym ważniejsze się to okazało, że przecież często szyderstwa dotyczyły spraw, na które nie miało się wpływu.

wyśmiewanie innych

Ciii, ani słowa

Krótko mówiąc, nie wypada się z innych wyśmiewać, szydzić z ich przywar czy poglądów. Zawsze należy mieć na uwadze czyjeś uczucia. Lepiej hamować się z ostrymi sądami, żeby kogoś nie urazić. Ale rozwinęło się to już do takiego stopnia, że czasem strach w ogóle się odezwać, żeby nie zostać posądzonym o jakąś –fobię lub –izmy. Bo wystarczy, że sprawa jest leciusieńko kontrowersyjna, by znalazło się grono śmiertelnie oburzonych, którzy domagać się będą przeprosin i wyeliminowania podobnych sądów z przestrzeni publicznej oraz tej prywatnej.

I tu właśnie jest kłopot z postawieniem granic, bo teoretycznie, nie wolno nikogo krzywdzić swoimi słowami, ale w którym dokładnie momencie to następuje? Łatwo przecież powiedzieć, że to tylko moja opinia, do której mam święte prawo, a nie żaden hejt, i jeśli ktoś się czuje tym urażony, to jego problem, skoro tak wszystko bierze do siebie. A dowcipy, skecze, komedie? Cały myk polega na tym, że w nich zwykle coś/kogoś się wyśmiewa, czyli co, mamy w ogóle zrezygnować z humoru? Raz przywali się w jednego, raz w drugiego, każdy oberwie, nie ma się co dąsać.

Tak się jednak dzieje. Dowcipy zahaczające o rasę, religię czy płeć praktycznie zawsze poddawane są krytyce, że przecież nie można tak stygmatyzować ludzi. Z wyrazistymi poglądami wcale nie chce się dyskutować, tylko od razu przyczepia się łatkę oszołoma, betonu, ksenofoba czy kogo tam jeszcze. I co gorsza, nawet gdy nie miało się żadnych złych zamiarów, ale jednak ktoś się poczuł urażony, może to prowadzić do przykrych konsekwencji – nie tylko zwrócenia uwagi, ale na przykład do wyrzucenia z pracy.

Jesteśmy tacy wspaniali

Czy w tym dbaniu o dobre samopoczucie nie rozczulamy się nad sobą za bardzo? Nie brak ludzi, którzy naprawdę przesadzają z reakcjami, w zwykłych żartach dopatrują się nienawiści, krytykę odbierają jako próbę linczu, każde mniej przychylne słowo jest zamachem na ich godność. Nie wyczuwają ironii, dowcipu, satyry.

Ważne skądinąd tematy sprowadza się przez to do absurdu, bo urażeni obrażają się nawet o prawdę, z kolei atakujący prześcigają się w wymyślaniu nowych obelg czy też „uprzejmości”, za którymi kryje się mocna złośliwość. Hasło „mnie to obraża” staje się niekiedy wygodnym narzędziem, by uciszyć kogoś, z kim nam nie po drodze. To właśnie ta źle rozumiana polityczna poprawność.

Jest coś takiego, jak granie kartą ofiary. Nie tyle ktoś się czuje dotknięty do żywego czyjąś wypowiedzią, ile używa jej do swoich rozgrywek, domaga się z tego tytułu specjalnego traktowania, szczególnej ochrony ocierającej się o cenzurę. Niewiele ma to wspólnego z walką o dobre traktowanie współobywateli, myśli się tylko o swoim interesie. Intencje początkowo mogły być jak najbardziej szlachetne, lecz z czasem przerodziło się to w zwykłą wymówkę ucinającą niewygodną dyskusję.

Nie wolno być lepszym

Unikanie krytyki i złośliwości może dawać fałszywe wrażenie, że wszędzie jest jak w naszej milusiej banieczce. Wielu rodziców popełnia ten błąd, odcinając dziecko od negatywnego przekazu, ratując malucha z najdrobniejszych opałów, żeby tylko nie psuć mu „strefy komfortu”. Ale i wśród dorosłych bywa podobnie – przyjemniej żyje się w kółeczku wzajemnej adoracji.

Nie rozwiązuje się problemów, lecz udaje, że ich nie ma. Nie zachęca do walki, bo ta z definicji zawsze jest zła. Namawia do mówienia rzeczy wyłącznie miłych, chociaż one nie przynoszą pozytywnego skutku, raczej pogłębiają problem, bo kiedyś trzeba będzie się zmierzyć z bardziej grubiańskimi przeciwnikami i co wtedy?

Zakłada się, że wystarczy publicznie potępić ataki na grubych albo wierzących, zamiast przy okazji uczyć, jak wziąć te niedogodności na klatę, jak nie przejmować się głupimi komentarzami, co odpowiadać na szyderstwa, a kiedy lepiej uznać coś za niesmaczny żart i po prostu zapomnieć. Piętnowanie drwin ma załatwić całą sprawę ale tego nie robi, ponieważ nie da się uciszyć wszystkich i na każdy temat, no chyba że chcemy żyć w świecie prawdziwego zamordyzmu.

Kpiny bolą, ale czasem wskazują bolączki pewnych ideologii, luki w światopoglądzie, uwypuklają wady, nad którymi warto popracować. Owszem, można to zrobić w kulturalniejszy sposób, ale cóż, ludzie są jacy są. Owszem, czasami są to złośliwości dla czystej złośliwości, ale nie zawsze – czasem może to być motywacją dla poprawy jakości własnego życia.

Bo jak przezwyciężyć własne słabości, jeśli się słyszy, że to nic takiego? Jak wybić się ponad przeciętność, skoro wszyscy są równi i nie wolno się chwalić, bo to rani mniej zdolnych? Jak dojść do porozumienia w spornych kwestiach, gdy trzeba uważać na każde słowo i hamować się z krytycznymi opiniami? Wreszcie, jak być sobą, jeżeli byle gest, byle zdanie mogą zachwiać czyjąś samooceną i uczuciami?

 

Ech, polityczna poprawność

Kilka słów gorzkiej prawdy może pomóc stanąć na nogi, a usłyszane od czasu do czasu podśmiechujki czynią odporniejszym na kolejne ataki. Rzeczywiście, można w ten sposób wzmocnić swój charakter, tyle że w wielu żartach i szyderstwach wcale nie chodzi o to, by kogoś zahartować i zmotywować, ile upokorzyć, pokazać własną przewagę, podgrzać konflikt, w którym nie idzie o coś ważnego, ile o zaakcentowanie własnej lepszości. Kogoś się ośmiesza, żeby poczuł się mniejszy, a nie silniejszy na przyszłość.

To często zwykła nagonka – nawet jeśli ktoś się zbłaźnił, to jednak masowy odzew wytykający jego głupotę bywa nieadekwatny do skali przewiny. Usprawiedliwia się własne chamstwo wolnością słowa. Tworzy policję jedynych słusznych poglądów, aby dyskredytować tych myślących inaczej.

Z jednych rzeczy śmiać się wolno, z innych absolutnie nie. Autorzy jadowitych komentarzy bronią się, że druga strona nie ma dystansu, poza tym to przecież fakty, oni są nadwrażliwi i boją się prawdy. Agresywne zachowanie to walka o normalność, wredne słowa to nazywanie rzeczy po imieniu. Podwójne standardy to już norma – nam wolno walić w grubej rury, ale od naszych trzymajcie się z dala. I nie ma się co oburzać, a komu to nie pasuje, znaczy poddał się już terrorowi politpoprawności i teraz próbuje reszcie zakneblować usta.

Jesteśmy coraz słabsi?

Tak naprawdę ludzie są dzisiaj nie tyle przewrażliwieni, ile bardziej chcą narzucić własną wolę, co szczególnie widać w sieci. Dawniej ludzie nie zastanawiali się nad swoimi uczuciami i doznanymi krzywdami, ale to nie znaczy, że wszystko spływało po nich jak po kaczce – swoje frustracje objawiali agresją wobec innych.

Patrząc na to, jak często zachowujemy się wobec siebie, trudno powiedzieć, że staliśmy się mięczakami, raczej więcej skaczemy po ekstremach – jeśli coś jest dla kogoś ważne, to nawet najdrobniejsza wzmianka podszyta kpiną wywoła ostry sprzeciw, ale gdy czegoś się nie lubi, to droga wolna, żadnych hamulców, i nie bądźcie już tacy delikatni. We własnym przypadku to nie jest żadne cackanie się ze sobą, płaczliwymi sierotami są ci drudzy.

Ludzie bezwzględni, podli i złośliwi bynajmniej nie są rzadkością, dzisiaj po prostu częściej i bardziej zdecydowanie na to reagujemy, mamy więcej empatii. A na przewrażliwione niedojdy narzekają głównie ci, którzy z nikim się nie liczą i sądzą, że przemoc to idealne rozwiązanie wszystkich problemów.

Oczywiście, wstyd, stres, zakłopotanie czy złość to uczucia nieprzyjemne, ale są po coś. Rzecz w tym, że szydzenie z cech, które są dla kogoś wielkim kompleksem, w niczym nie utwardzi, prędzej doprowadzi do depresji. Wyśmiewanie drugiego człowieka za jego słabości to żadna próba charakteru, to zwykła podłość, jeśli nie idzie za tym żaden pozytywny przekaz. I tego właśnie najbardziej brakuje – chętnych do znieważania jest wielu, ale żeby pochwalić, to już niekoniecznie.

    5 komentarzy

  • Magdalena Szymańska

    Ludzie wykorzystują naszą wrażliwość, ale niektórzy sa faktycznie przeczulenie i strach im cokolwiek powiedzieć!

  • jotka

    Zawsze powtarzam, ze najlepiej postępować wedle zasady – nie rób drugiemu, co i tobie nie jest miłe…
    Świetny artykuł:-)

    • Ania

      Tekst świetny
      Dzisiejszy świat jest pełen nienawiści.ale co powiecie jak ktoś sugeruje osobie bezdzietnej po kilkukrotnych poronieniach że dzieci mąż nie umie zrobić.i że kobieta nie umie ubijać”-doslownie!
      Po czym po roku spotyka się tą samą osobę która sama poroniła.i już zmieniła zdanie.wrecz mąż tej osoby ja chroni żebym czegoś w zamian nie powiedziała..chyba się głupio czuje.nie wiem…na dodatek osoba która usłyszała tego typu docinki podczas spotkania z tymże osobami mogła się pochwalić swoim nowo narodzonym dzieckiem..a kobieta która poroniła wręcz wyrywała jej to dziecko z rąk..z tęsknoty.z bólu..nie wiem.wiem tylko tyle że ja nie mogłam tego samego powiedzieć do niej bo sama znam ten ból.a mogłam..skoro wg nich takie życie jest to chyba będę musiała

  • Królowa Karo

    Przewrażliwienie wynika z kompleksów, kompleksy często ze sposobu wychowania. Potrzeba nam dystansu, a to coraz bardziej deficytowy towar.

  • Ismena

    Dziękuję za wizytę na moich zielonych szumiących stronach.
    Jak trafiłaś do mnie?
    Będzie mi miło, jak czasem zajrzysz do mnie.
    Nie mogę zaoferować Ci herbatki i czegoś słodkiego, ale zawsze znajdziesz ciepłe słowo.
    Pozdrawiam ciepło

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>