Czy kobieta może kierować mężczyzną?
Głową domu jest mężczyzna. Powinien być. Cokolwiek by te męskie rządy nie przyniosły, i tak są lepsze, nie ma sensu z tym walczyć. A są kobiety, które walczą. Które sądzą, że wiedzą lepiej, więcej potrafią, mogą podjąć sensowną decyzję, czyli po prostu wchodzą w męską rolę, kompletnie zaburzając dynamikę „normalnego” związku.
Oczywiście, dzisiaj ten płciowy podział nie jest aż tak sztywny i jednoznaczny, sporo mówi się o partnerstwie, o tym, że związek powinien być jak drużyna, nie układ pan-sługa. Tyle że każdej drużynie powinien być kapitan, więc znowu – ktoś musi mieć ten decydujący, ostateczny głos. Ale czy kapitanem musi być zawsze jedna i ta sama osoba?
Nie przesadzajmy z tą równością
Dla wielu mężczyzn, przyznać kobiecie rację to wstyd. Być „pod nią”, na przykład w sytuacji służbowej, tak samo. To nienaturalne. Kobieta nie nadaje się do roli lidera, nawet gdy wielokrotnie udowodni, że owszem, tak, nadaje się, w niczym nie ustępuje swoim kolegom. Boli ich po prostu, że to ona okazała się mądrzejsza, bardziej kompetentna, lepiej zorientowana. Ok, można się zgodzić co do wyjątków, że moja szefowa jest ok, zna się na swojej robocie, ale to nie zmienia faktu, że baby, tak ogólnie, nie mają ku temu żadnych predyspozycji.
I jeśli mężczyzna wychodzi z tego założenia, to bardzo źle znosi myśl, że kobieta mogłaby czymkolwiek dyrygować. To dyshonor, by jej było na wierzchu. Tak zresztą się to właśnie postrzega, w wojennych barwach, robiąc jakąś międzypłciową przepychankę ze zwykłej sytuacji, chociażby w pracy, gdy to kobieta ma kierownicze stanowisko. Nie ma po prostu zgody na to, by baba mówiła, co chłop ma robić, i co z tego, że ona się na tym zna, poza tym pewnie wcale się nie zna, i my już dobrze wiemy, czemu zawdzięcza swoją wyższą pozycję.
Kierowanie z tylnego siedzenia owszem, to jeszcze przejdzie, co często widać w polityce. Żona jest często przedstawiana jako największy sojusznik polityka mężczyzny. Jest mądra, doświadczona, rozważna, podsuwa świetne pomysły, mistrzyni organizacji, umysł jak brzytwa. Ale gdy przychodzi co do czego, na czele jest jednak on. On jako lider, ona przy nim jako wsparcie, bardzo cenny pomocnik, ale tylko pomocnik. Mimo tych rozlicznych zalet jakoś nie mógłby się z nią zamienić rolami, no bo co za dużo, to niezdrowo. Wspierajmy się, doceniajmy, ale nie zaburzajmy naturalnego porządku.
Słuchasz żony? Pantoflarz!
Stąd właśnie popularne powiedzenie, że mężczyzna głową, a kobieta szyją. Ona może kierować, ale dyskretnie, zza fotela, bez obnaszania się, jak to świetnie umie zarządzać i w czymkolwiek przewyższa partnera. Tak, żeby to jednak on miał ostatnie słowo, nawet jeśli to wyłącznie pozory. Musi być wiadome, kto najważniejszy, kto stadem przewodzi. Kobiece rządy po prostu kiepsko się kojarzą.
Bo każdy wie, jakie one są – w dużym skrócie, słabe i chwiejne. Nie są więc w stanie wziąć na swoje barki przywódczej roli, jak to robią mężczyźni. Jest takie pojęcie jak „kobieta kastrująca”, ale co do tego można się zgodzić, że jest złe, dla wszystkich zainteresowanych. Problem często widać jednak i wtedy, gdy mowa o zwyczajnych, życiowych sprawach, kiedy to kobieta coś wie lepiej. Nie jest domowym dyktatorem, który we wszystkim musi mieć rację i bez dyskusji pcha całą rodzinę na wytyczoną przez siebie ścieżkę. Ale nie jest też nieporadną istotką, którą wiecznie trzeba prowadzić za rączkę. Czasem przyzna słuszność mężowi, a czasem lekko go popchnie, zachęci, zainspiruje, wskaże właściwy kierunek. Ma korzystniejsze rozwiązanie dla trudnej sytuacji.
I już tylko to jest dla części mężczyzn nie do zniesienia, bo czują oni, że ktoś chyba chce ich zepchnąć do narożnika, stłamsić czy wręcz upokorzyć. Jak facet przyzna rację kobiecie, z automatu jest białorycerzem, simpem, naiwnym durniem, bo co niektórzy zwykłe przytaknięcie odbierają jako postawę służalczą, mimo że nie ma to w rzeczywistości nic wspólnego z nadmiernym zabieganiem o czyjeś względy – jest normalnym partnerstwem. Żona zadecydowała? Ahahaha, gdzie zgubiłeś jaja? Trzeba mieć strasznie słaby charakter by uznać, że kobieta słusznie prawi.
Te nasze kobiece sztuczki
„Widać, kto tu rządzi”, ze znaczącym spojrzeniem na kobietę, wywołuje lawinę śmieszków. I właśnie mało przychylne otoczenie bywa niekiedy przyczyną tego, że mężczyzna sprzeciwia się swojej partnerce bardziej dla zasady, niż z faktycznego przekonania, bo sam z siebie widzi, że w sumie warto by było pójść za jej radą. Ale koledzy, a czasem także i koleżanki, sączą jad – tak, słuchaj się baby, słuchaj, już za niedługo też dostaniesz miesiączki, i nie zdziw się, jak twoje dzieci okażą się nie być twoje, bo komplet genów przekazał jakiś turbo samiec alfa, a ty jesteś tylko do harowania na ich utrzymanie. Więc on się buntuje, robi po swojemu, może na tym stracić, ale przynajmniej to był jego błąd – lepiej przegrać niż wyjść na słabeusza bez charakteru, co daje się żonce wodzić za nos.
Tymczasem problemy rodzi nie tyle płeć osoby, która aktualnie kieruje, co jej przekonanie do własnej nieomylności – tak samo, jak kobieta może być w błędzie, próbując coś przeforsować, tak i jej partner nie we wszystkim ma wyższe kompetencje tylko dlatego, że jest mężczyzną. Ktokolwiek idzie w zaparte i nie słucha argumentów drugiej strony, niszczy swój związek.
Efektem tego lęku o naruszenie naturalnych ról jest często praktykowana przez kobiety manipulacja, czyli kontrolowanie mężczyzny tak, by ten się nie zorientował. Zamiast normalnie pogadać, przekonać w otwartej rozmowie, kobiety kombinują, zastawiają pułapki, podstępem doprowadzają do wymarzonego rozstrzygnięcia, i tak lawirują, by partner na koniec myślał, że to jego dzieło. I wcale nie musi to być dlatego, że kobiety tak kochają intrygi. Czasami nie widzą innego wyjścia, bo to właśnie ten paradoks – mężczyźni ciągle skarżą się na babskie knucie, ale gdy ich partnerki stawiają sprawę wprost, jest wielki opór, że chyba droga dziewczynko zapomniałaś, kto z nas dwojga nosi spodnie.
Co jeśli ona przestanie mnie kochać?
Strach przed przyznaniem partnerce racji nie zawsze wynika ze staroświeckich poglądów czy ukrytych kompleksów maskowanych agresją. Czasami to po prostu obawa, że ulegając partnerce w jakiejś sprawie, traci się cząstkę swojej męskości, a potem kolejną i kolejną, aż już nic nie zostanie. Okazywanie miękkości przed kobietami to wielkie ryzyko, wszak one preferują mężczyzn silnych, zdecydowanych, odważnych, mających własne zdanie. Zrobisz jej przyjemność, okażesz się mniej władczy, a ona, niezadowolona, odejdzie do takiego, co umie walnąć pięścią w stół.
Tylko że tu nie chodzi o trzymanie chłopa za pysk i odebranie mu całej sprawczości. To, że ludzie się dogadują i potrafią ze sobą współpracować, nie jest odbieraniem męskości. Wielu kobietom chodzi jedynie o to, by mężczyzna nie traktował zbyt serio swojej przywódczej roli i co jakiś czas oddawał ster w dłonie partnerki, a od tego do bycia bezwolnym podnóżkiem jest bardzo daleka droga. Mężczyźni często podkreślają, jak lubią się czuć docenieni i zauważeni. Dokładnie to samo lubią kobiety – chcą widzieć, że dla swojego partnera są czymś więcej niż parą cycków i że on się z nią naprawdę liczy.
Utrudnieniem jest tu fakt, że gdy mężczyzna, choćby w niewielkim stopniu, odda nad czymś kontrolę kobiecie, jest dla bardzo wielu jednostką upośledzoną, wybrakowaną, którą można pogardzać jako niemęską albo żałować, że trafił na jędzę i nie wie, jak nad nią zapanować. Tak czy owak, facet pipa, i kompletnie nie ma tu znaczenia, jak on sam się w tym układzie odnajduje. Ba, jeśli czuje się z tym szczęśliwy, to już w ogóle nie ma dla niego nadziei.
Tak kochanie, naprawdę masz rację
Idea związków partnerskich nie wszystkich przekonuje, a jednym z powodów jest właśnie „zdegradowanie” mężczyzny. Gdy się jednak wsłucha uważnie w męskie głosy, to wcale nie wszyscy chcą być wodzami, nierzadko wchodzą w tę rolę pod presją środowiska, żeby nikt się nie śmiał, jak to dali się omotać. Związek bardziej partnerski, czy nawet z mocniej dominującą pozycją kobiety, nie jest z góry skazany na niepowodzenie, jeśli dwójka ludzi tak między sobą ustali.
Jest tu widoczna korzyść dla kobiety – ma ona realny wpływ na życie rodziny, może wprowadzać zmiany, decydować, działać samodzielnie zamiast za każdym razem czekać na aprobatę małżonka. A co z korzyścią dla mężczyzny? Tych też jest całkiem sporo. Przede wszystkim, mężczyzna nie jest dzięki temu z problemami zupełnie sam, otrzymuje realne wsparcie, może się podzielić emocjami zamiast dusić je w sobie, co na dłuższą metę jest bardzo szkodliwe. Nie jest stale pod presją, a część obowiązków przejmuje na siebie jego partnerka. Nie jest przytłoczony odpowiedzialnością. I jeśli udaje się zachować równowagę, nikt nie traci swojej wrodzonej kobiecości czy męskości.
Wypracowanie balansu, który pozwoli obu stronom poczuć się dobrze w swoim związku, jest oczywiście trudne i wymaga pracy, bo tak naprawdę to prawie każdy lubi się trochę porządzić, a jeśli dogadania brak, to ustępuje się partnerowi głównie dla świętego spokoju, żeby już dalej nie podsycać negatywnych emocji. Dojrzali ludzie nie dążą do konfrontacji, ale też jej nie unikają, gdy pojawia się kryzys. Potrafią przyznać rację drugiej stronie, słuchają tego, co ma do powiedzenia i rozumieją, że nie są alfą i omegą. I dlaczego miałoby być w tym coś złego?
10 komentarzy
Kierować kimś? Żenada. Trzeba się wspierać, doceniać, dbać. Oczywiście delikatne sugestie wchodzą w grę, ale kierować to można samochodem, a nie człowiekiem. I dotyczy to obu płci.
Może…w pracy ,jeśli ma taką funkcję! W życiu??!! Ani facet kobitką ani odwrotnie. Każdy ma swój rozum bynajmniej…..tak powinny mieć osoby dorosłe
Trzeba być dokumentnie i nieodwracalnie skretyniałym, aby poczytywać sobie za dyshonor posiadania kobiety nad sobą w relacjach służbowych. Równie skretyniałym trzeba być, by nie słuchać kobiety w relacjach prywatnych, kiedy ona ma rację. I wreszcie tak samo trzeba być przygłupem skończonym, żeby nie przyznawać się do błędu tylko dlatego, że kobieta miała rację.
Hmmm Są szefowe, które są świetnymi i kompetentnymi np.. Dyrektorami. Jak i są szefowe, które nie powinny niczym zarządzać bo cały czas próbują być bardziej męskie, niż facet i reagują na wszystko zbyt emocjonalnie.. To samo dotyczy niektórych facetów w rolach zarządzający.
Moze ale po co??? To nie auto czy traktor!!! To człowiek jak i kobieta a zwiazek opiera sie na wspolnej pracy a nie kierowaniu kims
Ile znacie kobiet które uczciwie sie przed Wami przyznało że to przez nie rozpadł się ich zwiazek?- kobiety która uczciwie przyznaje że to ona była winna rozpadowi to z świecą szukać, prawie każda zawsze obarcza byłego partnera o wszelkie zło.
Trzeba być ładnie zakompleksionym by bać się w ten sposób kobiet
Słuszność nie ma płci. Każdy kto myśli o tym wie.
Nikt nikim nie powinien w związku kierować…obie strony powinny mieć swoje zdanie,hobby, obowiązki domowe,znajomych ew.w kwestii potomstwa,zakupu do domu,czy jakieś inwestycji powinno się decyzje podejmować wspólnie równoprawnienie mamy
Myślę że w pracy trzeba słuchać polecenia szefa niezależnie od płci W związku to powinno jedno drugie rozumieć i tam gdzie jest więcej za tak w danej sprawie się dogadać a nie pokazywać swoje wybujałe ego W związku dwoje ludzi mają coś do powiedzenia aby szło w dobrym kierunku i wcale to nie jest żadne poniżenie