Główne menu

Czy kobiety faktycznie są bardziej konfliktowe w miejscu pracy?

Co jest najgorsze w robocie? Bardzo często można usłyszeć: praca z babami. Nawet jak zniesmaczona babskim towarzystwem sama jest kobietą. Utarło się bowiem, że baby w pracy to koszmarkłótliwe są, zawistne, zazdrosne o wszystko, na każdym kroku obrabiają tyłek i podkładają świnie. I na dokładkę pracują gorzej od mężczyzn, a nawet są od nich głupsze.

Czy kobiety faktycznie są bardziej konfliktowe w miejscu pracy?

Co prawda, kiedy się spojrzy na różne badania, to jakoś nie bardzo widać potwierdzenia dla powyższych tez, ale wiadomo, to tylko suche cyferki. A rzeczywistość jaka jest, każdy widzi. Tylko czy naprawdę z kobietami aż tak źle się pracuje?

Baby sieją zamęt

Nawet zakładając, że do pewnych prac kobiety mają odpowiednie kompetencje, to wciąż żywy pozostaje zarzut wobec ich nadmiernej emocjonalności, czy też idąc dalej – wrednego charakteru. Krótko mówiąc, jeśli miejsce pracy przemienia się w babiniec, skończy się to katastrofą. Damski zespół to przepis na porażkę, bo kobiety nie potrafią ze sobą współpracować, są wobec siebie wredne i z byle powodu beczą, a w pracy przecież stresu uniknąć się nie da.

Ogólne przekonanie jest takie, że faceci są bezproblemowi, nastawieni zadaniowo, trzymają emocje na wodzy. Kobiety odwrotnie, rządzą nimi hormony, i zamiast zająć się konkretną pracą wolą knuć, ględzić i przeżywać miesiącami najmniejsza pierdołę. Cóż, gdyby faktycznie tak było, nikt by nawet nie myślał o zatrudnianiu kobiet, a męskie firmy odnosiłyby wyłącznie sukcesy i słynęły z sielskiej atmosfery, a tak nie jest. Mimo to częstą myślą przy wejściu do firmy z dużą kobiecą załogą jest: „ależ kłębowisko żmij”. Nim jeszcze
owe pracowniczki zdołały się w ogóle odezwać.

Jednak praca z nimi niekoniecznie rewiduje pierwsze wrażenie. Skargi na wredotę koleżanek z biura są bardzo powszechne, a jak pokazują liczne dane, to bardziej kobietom przeszkadza praca z przedstawicielkami własnej płci – odsetek mężczyzn nielubiących współpracy z kobietami jest o kilka punktów procentowych niższy. Dla zdecydowanej większości kobiet i mężczyzn płeć współpracowników nie ma jednak tak naprawdę znaczenia, podobnie jak mało istotne jest to, czy ma się nad sobą szefa czy szefową – coraz częściej liczy się po prostu
osobowość i zawodowe kompetencje.

Czy to zazdrość?

Wytłumaczeń dla tego zjawiska jest wiele, chociaż często sprowadza się to do kobiecej zazdrości – dziewczyny generują konflikty, bo chcą wyeliminować groźną konkurencję, dlatego w złośliwościach częściej się odnoszą do wyglądu i spraw damsko-męskich niż do samych obowiązków zawodowych. Bo owszem, Anetka fatalnie sobie z czymś radzi, ale najgorsze jest to, że ubiera się jak dziw…, a awans pewnie i tak dostanie, już my wiemy jak.

Przytyki potrafią być bezlitosne, a z drugiej strony, w profesjonalnych kontaktach jest sporo fałszu – dziewczyny będą się do siebie uśmiechać, by za chwilę na pogaduszkach w toalecie sprzedać obrzydliwą plotkę. Najgorzej, kiedy kobiet jest wyraźnie więcej niż mężczyzn, bo już nie dostaje się od panów takiej uwagi, jak przebywając z nimi sam na sam, co może sprowokować do nieczystych zagrywek.

Gnębienie współpracowniczek daje poczucie władzy i przewagi, można poczuć się dzięki temu lepszą i mądrzejszą. Dziewczyny rzadziej zastraszają fizycznie, natomiast w psychologicznych gierkach są bardzo dobre, i jeśli znajdą ofiarę, będą się pastwić bez najmniejszej litości. Ale robią to rzadziej niż mężczyźni, bo to w większości oni dopuszczają się mobbingu i rozsiewają toksyczną atmosferę, lecz co ciekawe, są w swoim zachowaniu bardziej równościowi – jeśli gnębią, to wszystkich. Kobiety natomiast znęcają się głównie nad innymi kobietami, i może dlatego powoduje to takie rozżalenie.

Jest takie specjalne miejsce w piekle…

W kobiecym środowisku konflikty nasilają się im większe widać nierówności. Jeśli jesteśmy wszystkie na równi, będzie ok, ale gdy któraś się wychyli, może się zrobić nieprzyjemnie.

Awans sprowokuje plotki, knowania, nagły chłód we wzajemnych relacjach, złośliwość, ostracyzm. W drugą stronę zresztą też podejście potrafi się zmienić, bo wchodząc wyżej, niektóre kobiety chcą się wykazać bardziej męską stroną osobowości, aby podkreślić, że nie są takie jak reszta.

Z tego względu kobiety częściej niż mężczyźni czują, że ich pozycja jest zagrożona i że dużo bardziej muszą udowadniać swoją zawodową przydatność. A to nie sprzyja przyjaznym stosunkom, wręcz przeciwnie, skłania raczej do wrogości – podstawiając nogę damskiej konkurencji można zapewnić sobie większy szacunek, utrzymanie stanowiska i status wyjątkowej.

Nie powinno więc być zaskoczeniem, że tępienie współpracowniczek zdarza się przede wszystkim w branżach i środowiskach uważanych za męskie, gdzie wybicie się ponad przeciętność jest dla kobiety sporym wyzwaniem. Nie jest rzadkością postawa pt. „ja dałam radę, wy też możecie”, a zamiast mentoringu i wsparcia ma się dla koleżanek uszczypliwości, ostrą krytykę, wbijanie noża w plecy.

Kobiety po prostu często nie widzą we współpracowniczkach potencjalnych sojuszniczek, lecz z góry zakładają, że to konkurencja, którą lepiej mieć na oku i zaatakować wcześniej, na wszelki wypadek. To rzecz jasna prowokuje odwet, i tak wzajemna wrogość systematycznie się nakręca. Co gorsza, ataki zaskakująco często odbywają się według tego samego schematu, jakiego wcześniej doświadczyło się od mężczyzn.

Brak praktyki

Kobietom w miejscu pracy czasem faktycznie trudno się dogadać, bo wciąż panują tutaj zasady bardziej męskie. Coś, do czego dziewczynek aż tak się nie przygotowuje – nacisk jest raczej na bycie miłą, uprzejmą, troskliwą, bez nadmiernej asertywności. Jeśli jeszcze słyszy się, jak to kobiety są „wybrakowanymi mężczyznami” i zawsze będą przynajmniej kilka kroków za nimi, trudno się dziwić, że zamiast tworzyć sojusze, tak wiele pracowniczek wybiera drogę konfliktu, właśnie ze strachu o utratę już zdobytych zasobów.

Faceci zawsze mieli swoje kręgi, kluby, załatwiali różne interesy przy alkoholu lub graniu w golfa, podczas gdy kobiety do tego świata wstępu nie miały. Inaczej mówiąc, czasem zwyczajnie nie wiedzą, jak skutecznie ze sobą współdziałać, także na tej półformalnej płaszczyźnie. Nie ułatwia tego też demonizowanie kobiecych zachowań, które robiąc to samo co panowie nie są „stanowcze”, są „wściekłe”, nie „planują” tylko „spiskują”, nie tworzą grupy, tworzą „rój”, którym kieruje nieracjonalna solidarność jajników.

Same kobiety też chętniej zdają się powoływać na te nieprzyjemne doświadczenia z własną płcią – będą się skupiać na wrednych zołzach, zupełnie pomijając te, które wielokrotnie okazały wsparcie, i to całkiem bezinteresownie. I z jakiegoś powodu to mężczyznom chętniej wybaczą ich podłe zachowania. Efektem jest właśnie przekonanie, że mężczyźni są mniej problematyczni i to z nimi lepiej wiązać swój zawodowy los.

To one są złe, ja nie

O ile można jakoś tam zrozumieć mężczyzn, że mają wciąż różne „ale” do pracowniczek w spódnicach, tak niechęć kobiet do własnej płci jest nieco zaskakująca. „Jestem inna niż reszta kobiet” to postawa bardzo popularna w pracowniczym środowisku. I choć w męskim podejściu do kobiet współpracowniczek jest jeszcze sporo do naprawienia, to nie zmienia faktu, że dziewczyny często same sobie robią pod górkę paskudnymi gierkami.

Brzydkie zagrywki nie są wcale czymś rzadkim w męskim świecie, lecz mimo wszystko mężczyznom łatwiej będzie okazać płciową solidarność, gdy w tym samym czasie kobiety będą rzucać sobie kłody pod nogi, w nadziei, że im to pomoże w dotarciu na szczyt.

Może tak być i dlatego, że akurat w świecie biznesu kobiety nie zawsze chcą być częścią kobiecej grupy, wolą być jednostkami, właśnie żeby odciąć się od niepochlebnych stereotypów – choć swoim zachowaniem częściowo je utrwalają. Problemem dla takiej kobiety są i te wyżej, bo już mają sukces, i te ambitne dopiero na początku drogi, bo dodatkowo zaostrzają rywalizację, i te mniej bystre, które dają otoczeniu dowód na babską nieudolność.

Dogryzając rywalkom, można sobie zrekompensować doświadczone wcześniej upokorzenia, bo niby czemu one miałyby mieć lepiej ode mnie? Lecz wcale nie jest tak, że to kobiety są bardziej humorzaste i podstępne, tylko do ich postępowania przywiązuje się więcej uwagi i łatwiej generalizuje.

Kiepski szef to kiepski szef. Fałszywy pracownik to fałszywy pracownik. Niech ich będzie nawet setka, to niczego nie zmienia. Ale kiedy zmorą jest jedna biurwa… niemal automatycznie przechodzi to na całą płeć. Bo nawet kiedy facet zachowuje się fałszywie, knuje, rzuca pomówienia, wbija szpileczki, to często przyrównuje się go właśnie do kobiety i sugeruje, żeby sprawdził, czy nie ma w torebce tamponów. A to niezbyt przyjazny nastrój do budowania pozytywnych wzorców kobiecości.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>