Czy kobiety lubią być zdominowane?
Kobiety podobno wcale nie lubią być takie wyzwolone. Jest dużo śmiechu z „silnych i niezależnych”, bo koniec końców zostają z tą swoją siłą całkiem same i wrażenie robią co najwyżej na innych samodzielnych koleżankach, równie nieszczęśliwych, że nikt nie docenił ich rzekomych walorów. Zresztą, w głębi ducha one same tych przymiotów i osiągnięć aż tak bardzo nie cenią, bo siłę wolałyby raczej poczuć w męskich ramionach.
Bo jak przychodzi co do czego, gadki o równouprawnieniu i partnerskich związkach sprawdzają się jedynie na papierze. One chcą tak naprawdę, by ktoś je wziął, oczywiście siłą, zadecydował, poprowadził, stanowczo ukrócił babskie marudzenie. Zdominował po prostu.
Ale czy jest to marzenie samych kobiet, czy raczej zaklinanie rzeczywistości przez mężczyzn, którym się nie podoba „odwrót od tradycji”?
W sypialni wygrywa natura?
Powszechnym przekonaniem jest, że kobiety lubią, kiedy się je w łóżku całkowicie zdominuje. To nie ten czuły i delikatny, co grzecznie pyta o zgodę, rozpala lędźwie swojej kochanki, a właśnie ten, co bez skrupułów bierze co swoje. On właśnie słyszy uległe „jeszcze”. Bo jako ten dominujący zasługuje na miano „prawdziwego mężczyzny”, a tylko ci prawdziwi mają szansę zdobyć upragnioną kobietę.
To jednak nie jest aż takie proste. Po pierwsze, o ile faktycznie spora część pań lubi ostre zabawy w sypialni i chętnie wchodzi w rolę uległej kochanki, to nie jest jakaś ogólna zasada odnosząca się do wszystkich kobiet. Po drugie, nawet te lubiące dominujących kochanków, nie zawsze chcą uprawiać seks właśnie w ten sposób – czasem mają ochotę tylko na czułe zbliżenie, a nie ciągnięcie za włosy. Wreszcie, po trzecie, zgoda na uległość bywa wymuszona, albo autentycznym strachem, że agresywnie zachowujący się w łóżku mężczyzna bardzo źle zniesie odmowę kochanki, albo wyrachowaniem, bo dając się facetowi porządzić można później skuteczniej wynegocjować jakieś korzyści dla siebie.
Aby jeszcze bardziej pokomplikować ten obraz, mamy też kobiety, które z różnych względów, na przykład religijnych, wstydzą się być w łóżku „jak zwierzę”, więc trzymają swoje pragnienia na wodzy. No i wciąż jeszcze można usłyszeć, że te, które odmawiają zdominowania przez mężczyznę, najpewniej kłamią, same się oszukują, nie wiedzą co dobre i nikt im jeszcze nie pokazał, na czym polega seks. Bo wiadomo, baba bez bolca, i tak dalej.
To dlaczego lubicie Greya?
Zasadniczo większość kobiet nie jest jakoś mocno nakręcona na zgrywanie uległej i jeśli chcą się poczuć zdominowane przez kochanka, to bardziej na zasadzie urozmaicenia niż robienia z tego stałego elementu gry. Lecz skoro tak, to skąd fenomen książek/filmów w rodzaju „50 twarzy Greya”? No właśnie, to jest kolejna rzecz, której się często błędnie przypisuje różne znaczenia.
Już pomijając fakt, że nie dla wszystkich greyopodobne powieści to strasznie pasjonująca literatura, są one tylko odpowiedzią na typowe kobiece fantazje, które niekoniecznie ma się ochotę zrealizować w prawdziwym życiu – fani horrorów pewnie wcale by nie chcieli zostać zamknięci w opuszczonym hostelu z jakimś psycholem, a miłośnicy gier wojennych zwykle nie marzą o konfrontacji z realnym wrogiem. Fantazja jest fajna, bo jest w pełni kontrolowana, można ją przerwać w dowolnym momencie. Marzenia nie pójdą w złą stronę, nie zrobią krzywdy, podczas gdy pikantne zabawy z drugim człowiekiem już takie ryzyko za sobą niosą.
Bardzo charakterystyczna dla zabaw w dominację jest właśnie chęć, by większość rzeczy poszła zgodnie z wymyślonym scenariuszem – dotyczy to nie tylko sfery marzeń, ale i realizowania własnych fantazji. Mężczyzna jest panem, lecz nawet kiedy pozwala sobie na naprawdę bardzo wiele, stoi za tym zgoda kobiety. Bo jeśli sprawy toczą się już bez jej zgody, to pożądaną dominację zastępuje zwykła przemoc. A z tego to już się nie czerpie przyjemności.
Siła pociąga, ale…
Gdy mowa o tym, co naprawdę kręci płeć przeciwną, błąd wkrada się już w pierwsze zdanie, bo nie ma czegoś takiego jak „kobiety lubią”. To trochę jak mówić: mężczyźni jedzą mięso, a kobiety wolą sałatki. No jedne wolą, inne niekoniecznie, znajdą się też faceci weganie, a i same sałatki będą się znacząco między sobą różnić. I tak samo preferencje odnośnie związków czy seksu nie są jednakowe dla wszystkich kobiet. A to, że kilka koleżanek dobrze
się czuje jako tradwife nie czyni z tego zasady dla całej płci, i tym bardziej nie można mówić, że kobiety myślące inaczej są nienormalne albo nieprawdziwe.
Czy jednak nie jest tak, że dla kobiety pociągający jest zazwyczaj mężczyzna silny i przywódczy? Owszem, to prawda, choć nie dla wszystkich w tym samym stopniu, poza tym różnie się definiuje tak siłę, jak i zdolności przywódcze. I co prowadzi do głębokich nieporozumień – wielu mężczyzn wyobraża sobie własną dominację kompletnie inaczej niż
ich potencjalne partnerki. Raz, że już po wyjściu z sypialni kobiety często oczekują właśnie równości i partnerstwa, a nie kontynuacji łóżkowej dominacji na codzienne, domowe sprawy.
Dwa, że szukające władczego mężczyzny kobiety na ogół nie pożądają gościa, który będzie nimi pomiatał.
Dominujący partner ma swoje prawa, na przykład do podejmowania ostatecznej decyzji, ale też obowiązki, czyli troszczenie się o swoją rodzinę. Mało której kobiecie podoba się facet rozstawiający swoją drugą połówkę po kątach, egoistyczny, nadmiernie agresywny, wręcz niebezpieczny. Nie ma też nic miłego w dzieleniu życia z mężczyzną, który na każdym kroku cię lekceważy, nigdy nie pyta o zdanie bo jesteś za głupia, i zasadniczo trzyma cię przy sobie jedynie dla seksu oraz wykonywania nudnych, gospodarskich czynności. Że są takie związki?
No są. Ale dość rzadko się słyszy od takich kobiet, by mówiły z zachwytem „mój mąż jest taki wspaniały!”
Posłucham się, ale z własnej woli
Dość trudno jest dzisiaj opisać jeden obowiązujący wzorzec dla związku romantycznego. Na pewno jest więcej związków partnerskich i mnóstwo kobiet oczekuje takiego właśnie układu – nie chcą żeby ktoś nimi rządził, tylko chcą z kimś faktycznie iść przez życie razem. Co nie znaczy, że tylko taki model jest pożądany i jedyny słuszny – grunt, żeby ludzie dopasowali się wzajemnie pod kątem oczekiwań.
Sporo tu też zależy od samego mężczyzny, bo ta sama kobieta z jednym partnerem mocno będzie bronić swojej niezależności, natomiast drugiemu da się podporządkować, dobrowolnie albo wskutek perfidnej manipulacji.
Dominacja wiąże się bowiem z utratą przynajmniej części swojej autonomii, sprawczości i decyzyjności, więc jeśli się coś oddaje, to chce się automatycznie osiągnąć coś równie cennego w zamian – inaczej mówiąc, partner musi być
wart tego, by uznać jego zwierzchnictwo. Ewentualnie ma się nieszczęście trafić na toksycznego manipulanta, skąd później biorą się te „prawdy” jak to kobiety lubią, gdy się nimi wyciera podłogę.
Dominacja ściśle wiąże się z hierarchią, dobry lider nie jest jednak tyranem, i za jego pozycją idzie wielka odpowiedzialność. Agresja, brak empatii, nieszanowanie stojących niżej to nie są cechy pociągające, i jeśli się reszta kogoś takiego słucha, to głównie dlatego, że się boi okazać sprzeciw albo po prostu nie ma innego wyjścia. Osoby ciągle okazujące swoją wyższość, przesadnie dominujące, większość woli omijać z daleka – bo taka postawa nie jest ani ujmująca, ani nie obiecuje udanego współżycia. I nie jest przypadkiem, że opacznie
pojmujący dominację mężczyźni celują przeważnie w bardzo określony typ kobiet, które łatwo urobić i nagiąć do swojej woli.
A czy koniecznie ktoś musi rządzić?
Upraszczając, wiele kobiet lubi poczuć się zdominowaną w sypialni, ale niespecjalnie pragną związku z mężczyzną, który będzie je kontrolował na każdym kroku, wydawał rozkazy i zbyt dosłownie traktował bycie głową rodziny. Są mężczyźni, którzy naprawdę mają problem z uznaniem swojej partnerki za równego sobie człowieka i sądzą, że jeśli przyznają kobiecie rację, to ona od razu przestanie ich szanować, bo szanuje wyłącznie nieugiętą wolę i siłę.
Z różnych badań wynika, że współczesne kobiety – oczywiście generalizując – potrzebują mężczyzny nie po to, żeby zarabiał i wykonywał te tradycyjne męskie powinności, ile żeby po prostu był blisko, okazywał wsparcie. I to właśnie w tym wsparciu często ma się objawić dominacja, na zasadzie – kiedy ona nie wie co zrobić, on bierze sprawy w swoje ręce, prowadzi, nie boi się podjąć ryzyka. W tym często nawet nie chodzi o to, by partner okazał się sprawnym przywódcą, ile o poczucie, że nie jest się samą i że temu mężczyźnie faktycznie zależy, dlatego się angażuje, działa, prowadzi za sobą.
Bo i czy sami mężczyźni aż tak bardzo lubią być dominatorami? Na początku znajomości nierzadko tak, wszak dzięki słabej kobiecie można się poczuć silniejszym, mądrzejszym, bardziej ogarniętym. Ale to może w pewnym momencie znudzić i zmęczyć, bo jak rządzisz, to wszystko jest na twojej głowie, więc może lepiej, aby partnerka była bardziej zaradna i samodzielna? Co z kolei może czasem prowadzić do jeszcze innych problemów – jesteś
nowoczesna, to zarabiaj sama na siebie, ale męża się słuchaj, bo to zgodne z naturą. Co w
sumie najlepiej pokazuje, jak często ci pragnący dominować nad partnerką nie mają jej tak
naprawdę nic ciekawego do zaoferowania.
2 komentarze
Ten artykuł w wielu miejscach jest okropny (fragmenty o budowaniu siły na słabościach partnerki, nietraktowaniu partnerki jak.. człowieka obdarzonego wolą i rozumem, przenoszenie jakichś zabaw z łóżka do codzienności). Wydaje mi się, że ja na szczęście takich par nie znam (choć nigdy też nie dopytuje o tak prywatne sprawy). Nie zaprzeczam temu, ale aż trudno w to uwierzyć że tak wygląda heteronorma.. dla mnie jako dla lesbijki te rozkminy przedstawione w artykule są zupełnie obce. Wiadomo jako osoba z mniejszości seksualnej też doświadczam dyskryminacji, ale nie wyobrażam sobie jak bolesne musi być doświadczanie tego we własnym związku.
To jest cudowne jak ksiądz z ambony gada o wychowaniu dziecka albo jak wyżej – lesbijka krytykuje obraz relacji hetero. 🙂
Artykuł wyważony i nie stronniczy. Ludzie są różni i budują najróżniejsze relacje. Problem polega zwykle na tym ( nie tylko w związkach), że nie jesteśmy prawdziwi i nie mówimy tego, co chcemy powiedzieć. A potem zdziwienie, że nam w życiu źle.