Czy kobiety muszą się malować?
Makijaż nie jest obowiązkowy. Chcesz się malować, to się maluj, nie chcesz, twoja sprawa, nie musisz. Ale w praktyce to nie jest takie proste. Najlepiej, gdy wyglądasz naturalnie i kobieco, tyle że ten prawdziwie naturalny wygląd, bez żadnych poprawek, jest często krytykowany. Brak makijażu bywa odbierany po prostu jako zaniedbanie, bo cera jakaś blada, są przebarwienia, krostki, cienie pod oczami. Gdzie to kobiece piękno?
Oczywiście, ta skrząca się wszystkimi kolorami tęczy tapeta też jest niemile widziana, ale na tym przecież makijaż się nie kończy. Może być dyskretny, dobrze zrobiony, niemal niewidoczny, dzięki czemu pięknie podkreśla urodę. Czy jednak bez niego naprawdę nie da się zrobić dobrego wrażenia?
Poprawiać czy nie poprawiać?
Nie wszystkie kobiety się malują i nie wszystkim brak makijażu szkodzi. Jednak da się zauważyć, jak często kompletnie goła twarz uchodzi za mniej atrakcyjną. Nie musi to być zaraz wieczorowy makeup, ale chociaż drobne muśnięcie policzków różem, puder na świecące czoło, mascara na rzęsach, błyszczyk. Cokolwiek, byle naturalna twarz nie wyglądała bezbarwnie. I niezdrowo, bo właśnie taka jest często reakcja na brak makijażu – kobieta wygląda na chorą.
Zwykła rzecz, codzienna rutyna milionów kobiet, a jednak wciąż ciężko utrafić z dobrym „wykończeniem twarzy”. Stawiamy na naturę, po co się szpecić tapetą, ale gdy cera jest daleka od doskonałości, słychać komentarze, że laska mogłaby coś ze sobą zrobić zamiast straszyć niewyględną paszczą. Jak niedoskonałości się zamaskuje, to nagle oszustwo, że udaje ładniejszą, bo po zmyciu jest całkiem inną osobą.
Jeśli makijaż jest mocny, to lambadziara bez gustu, i pewnie łatwa, to widać. Ale bez makijażu to szara, zabiedzona myszka. Najlepiej, gdy kobieta umalowana jest tak, że wydaje się naturalna, bez przesady w żadną stronę, co jednak, gdy ona wcale tego nie chce robić? No, wtedy może usłyszeć, że pewnie coś manifestuje.
Po co kobiecie makijaż?
Kobiety malują się z wielu powodów. Nierzadko robią to po prostu dla siebie, bo przyjemność im sprawia cała ta zabawa kolorowymi kosmetykami. Czasem robią to żeby poczuć się atrakcyjniej, zakryć wady, wyeksponować zalety. Chcą zrobić wrażenie na imprezie albo na ważnej randce. Czują, że to podkreśla ich osobowość, tworzy profesjonalny wizerunek.
I nic w tym złego, dopóki nie czują przymusu, że bez pomalowanej twarzy nie będą traktowane poważnie. A trochę niekiedy są, odkąd makijaż stał się domyślną wersją kobiet w przestrzeni publicznej. Dziennikarki, polityczki, prezenterki telewizyjne, aktorki, piosenkarki zazwyczaj są pomalowane. Nie tylko w showbiznesie widać ten trend, prowadząca konferencję naukową też powinna mieć określoną prezencję – jasne, kompetencje są kluczowe, jednak nie powstrzymuje to od ciągłego oceniania wyglądu kobiet.
Wydawać by się mogło, że to błahy problem, albo w ogóle żaden problem, bo co to ma do rzeczy, że babka się nie maluje? A jednak tak się utarło, że z makijażem jest lepiej. Modelki są piękne, a mimo to i tak się im zawsze twarz jakoś poprawia, jak gdyby nie wystarczyła uroda, jaką obdarzyła je natura. Tak bardzo weszło to w nawyk, że dla niektórych brak makijażu to zwykłe niedbalstwo i zapuszczenie, choć nie mówimy o kobiecie, która od miesiąca się nie kąpała i nie czesała włosów. Podobnie jak z depilacją – nie golisz nóg, to prawie jak byś nie myła zębów.
Zdrowsza, ładniejsza, po prostu lepsza
W dobie mediów społecznościowych, gdzie kobiety nawet ćwicząc na siłowni czy wynosząc śmieci, prezentują się świetnie, w nieskazitelnym makijażu, trudno uciec od porównań. Gdy zewsząd bombardują wygładzone, perfekcyjnie wymalowane twarze, ta własna wydaje się mocno nieciekawa. Więc czasem to nie tak, że ktoś naprawdę lubi się malować. Raczej czuje, że powinien.
A twarz to dość specyficzny obszar, zawsze na wierzchu, prawdziwa wizytówka – ciężko kogoś poznać po samych nogach czy plecach, ale patrząc na twarz, od razu identyfikujesz osobę. Dlatego właśnie malowanie to coś innego niż ubiór, zmieniając wygląd twarzy znacznie mocniej ingeruje się w siebie niż zakładając seksowne dżinsy albo buty na szpilkach. I dlatego część kobiet maluje się głównie dlatego, że nie do końca się akceptuje, bez makijażu traci pewność siebie, nie wyjdzie z domu z naturalną twarzą, bo czuje się w takiej wersji brzydka i gorsza.
Jesteśmy tak przyzwyczajeni do umalowanych kobiet, że te w stu procentach naturalne zwykle uchodzą za najmniej interesujące, co potwierdzają różne badania. Twarz wykończona podkładem i różem wydaje się zdrowsza, ładniejsza, seksowna, budzi erotyczne skojarzenia. Podkreślone kosmetykami oczy też sporo dodają do atrakcyjności, prócz tego kobiety w takim makijażu oceniane są jako bardziej profesjonalne, dominujące, kompetentne. Szminka, wiadomo, kolejny erotyczny sygnał. Czemu zatem mężczyźni się nie malują? Cóż, w naszej kulturze mężczyzna swoje walory pokazuje raczej pozycją i materialnymi zasobami, więc nie musi tak skrupulatnie maskować podkrążonych oczu, krótkich rzęs i popękanych naczynek.
Nie musisz, ale powinnaś
Makijaż bądź jego brak nie jest tylko kwestią osobistych preferencji i nawet mając gdzieś cudze opinie, nie zawsze da się uciec od przymusu malowania, czego doskonałym przykładem jest praca zawodowa. Pracodawca nie zmusza do noszenia makijażu, zdarza się jednak, że dość mocno to sugeruje, w niektórych branżach to wręcz odgórny nakaz.
Szczególnie tam, gdzie jest kontakt z ludźmi. Jest dress code, masz elegancko się ubrać, i do tego jeszcze jakoś przygotować swoją twarz, by wyglądała zachęcająco dla klientów. Bez szaleństw, jesteśmy w pracy, ale lekko wypadałoby skorygować swoją urodę. To część wizerunku, jak czyste buty, wyprasowany żakiet i starannie upięte włosy. Tam, gdzie wygląd odgrywa kluczową rolę, na przykład w zawodzie hostessy, trudno sobie wyobrazić dziewczynę bez makijażu, choćby była naprawdę bardzo ładna. Prezentacje, ważne rozmowy z biznesowymi partnerami – tu również od kobiety oczekuje się odpowiedniego makijażu.
To nic dziwnego, że pracowniczka powinna zadbać o swój wizerunek, mężczyznom przecież też stawia się pewne wymagania chociażby co do zarostu. Tylko znowu, można się zastanawiać, czy nakaz pomalowania twarzy nie jest pewną przesadą, bo jeśli nie da się zaakceptować kobiecej twarzy z pajączkami i bladymi ustami, to jakby zwolnić faceta za niski wzrost, przez co on nie wygląda dostatecznie męsko i przekonująco. A to chyba wywołałoby słuszny sprzeciw.
Bez makijażu wygodniej
Ta presja na idealnie zrobioną twarz jest dla wielu kobiet męcząca, bo makijaż może być przyjemnością, ale bywa też przykrym obowiązkiem, jeśli trzeba go robić w imię narzuconych standardów, bez wewnętrznego przekonania. Ten przekaz, że musisz poprawić twarz bywa bardzo deprymujący, wszak wychodzi, że ty jako ty jesteś nie do przyjęcia, masz się zmienić pod cudze gusta.
Więc przestają się malować, nawet nie z pobudek ideologicznych, ile po prostu z wygody. Po pierwsze, jest oszczędność czasu, po drugie, jest oszczędność pieniędzy, bo kosmetyki potrafią pochłonąć niemałą część miesięcznego budżetu. Co innego od czasu do czasu, gdy chce się zrobić wejście smoka na przyjęciu, co innego, gdy każdego dnia, na każdą okazję jest mus przeobrazić się w inną osobę, nawet schodząc na dół do Żabki.
Nie mówiąc już o tych praktycznych aspektach. Ciężko chodzi się w pełnym makijażu, gdy na dworze skwar leje się z nieba. Ciągle ten makijaż poprawiać, sprawdzać, czy się nie rozmazało. Ślady na ubraniu i pościeli. Nie można potrzeć oka, mocniej podrapać się po policzku, picie i jedzenie automatycznie oznacza konieczność wyciągnięcia lusterka i dokonania poprawek. O ileż przyjemniej rano troszkę dłużej sobie pospać zamiast skoro świt zasiadać przed toaletką!
Czy niepomalowana może być ładna?
Trochę to zabawne, że kobiety nazywane płcią piękną, okazują się tak mało doskonałe w swojej oryginalnej wersji. I jak wiele tu zrobiło rozpowszechnienie makijażu – w przeszłości malowanie się było przywilejem, zwykłe kobiety nie miały tylu środków do upiększania, więc faktycznie bardziej można było docenić ich naturalną urodę. Teraz wychodząc do ludzi, wypadałoby się trochę ulepszyć, zakryć co nieatrakcyjne, wszystko co potrzebne do tych zabiegów jest na wyciągnięcie ręki.
Otoczenie bywa mocno krytyczne w stosunku do nagich twarzy, nie chce patrzeć na trądzik, zaczerwieniony nos, małe oczka, wąskie usta o koszmarnie bladym odcieniu. Jak można się pokazać w takim stanie? Czy ona się zupełnie nie wstydzi? Bo dla niektórych to naprawdę problem, że kobieta naprzeciwko nie wytuszowała swoich świńskich rzęsek albo co gorsza przyszła tak na imprezę.
Z drugiej strony, nieuczciwie jest mówić, że każda malująca się kobieta ma kompleksy i nie potrafi się pogodzić z tym, że wygląda jak wygląda. Co rodzi kolejny problem – krytykowanie makijażu jako takiego, połączone z przekonywaniem, że jeśli naprawdę lubisz siebie, to nie potrzebujesz szuflady z fluidami, cieniami, szminkami i resztą tego szajsu, nie musisz się dowartościowywać w tak żałosny sposób.
Sama walka, by nie robić z pomalowanej twarzy jedynej dopuszczalnej wersji normalności wydaje się ok, ale kłopot w tym, że różne akcje „no makeup” mają ideologiczne zabarwienie albo nie do końca są szczere – dziewczyna makijażu owszem, nie ma, ale zdjęcie jest stylowo oświetlone, wyretuszowane, więc nie bardzo widać w tym pochwałę dla naturalnego piękna. Niepotrzebnie też dodaje się te piętnujące komentarze w rodzaju: kobieta z klasą nie potrzebuje makijażu. To bowiem jest tak samo narzucaniem określonego wyglądu kobiecie, tym razem w odwrotnym kierunku.
Zostaw komentarz