Czy kobiety w ciąży są źle traktowane?
Ciąża jest czymś naturalnym, ciało kobiety zostało specjalnie do tego stanu „zaprojektowane”. Bycie w ciąży nie jest więc żadną sensacją – ciągle jeszcze bardziej dziwi, że jakaś kobieta nigdy w ciąży nie była niż że w nią zaszła. Nie znaczy to jednak, że ciążę przechodzi się ot tak, bo różnego rodzaju niedogodności i dolegliwości przeżywa praktycznie każda przyszła mama, również gdy jest w pełni sił, młoda i zdrowa.
To bowiem jest stan szczególny. Dziś trochę inaczej do niego podchodzimy, jako że śmierć w ciąży, przy porodzie albo w połogu jest już na szczęście czymś rzadkim, przez co dla wielu osób specjalne traktowanie ciężarnych jest nieuzasadnionym przywilejem, wszak nie robi ona niczego niezwykłego, kiedyś nikt się z nimi nie cackał, więc z jakiej paki mamy je dzisiaj traktować ulgowo?
Twój dzieciak, twoja sprawa
Generalnie ludzie są zgodni co do tego, że kobietom w ciąży przysługują dodatkowe przywileje. Jest sporo tolerancji dla zachcianek i humorów w tym okresie, i większość zdaje się rozumieć, że to nie są żadne nieuzasadnione fochy czy branie na litość, bo ciąża jest po prostu bardzo wymagająca. Pewne udogodnienia są związane z dobrym obyczajem, inne uregulowano prawnie – przyszłej mamie przysługuje m.in. pierwszeństwo w kolejkach, wolne miejsca w środkach transportu publicznego, priorytetowe obsługiwanie w urzędach, bankach czy placówkach medycznych.
Ale nie zawsze jest tak słodko. I również ci, którzy teoretycznie zgadzają się na „ciążowe” przywileje, w praktyce bywają dla takich kobiet opryskliwi, udają że ich nie widzą, oburzają się na obsługę poza kolejnością, bo im się przecież też spieszy, też są zmęczeni, też im gorąco/zimno, każdy długo czeka i dlaczego na każdym kroku mają komuś ustępować.
Kobieta w ciąży jest dość łatwym celem – zmęczona i z pokaźnym brzuszkiem raczej nie będzie się z tłumem wykłócać ani tym bardziej wdawać w szarpaninę. Dlatego większość ciężarnych słyszała docinki w swoim kierunku, spotykała się z odmową przepuszczenia w kolejce czy ustąpienia miejsca, doświadczała wymownych spojrzeń i sapnięć wyrażających głębokie niezadowolenie „poszkodowanych” jej obecnością.
Jednak takich otwarcie wrogich i agresywnych zachowań na szczęście jest niewiele.
Nierzadko też za ciężarną ktoś się wstawia, w reakcji na czyjąś gburowatość i odmowę ustąpienia. Mimo to dość powszechne jest chłodne lekceważenie, a w wielu przypadkach ciężarna kobieta liczyć może na uprzejme potraktowanie dopiero po stanowczej interwencji kogoś z personelu: kierowcy autobusu, pielęgniarki, kasjerki. Bez tego otoczenie będzie się złościć nie tylko na przywileje, ale też na to, że „ciężarówka” wolno się rusza, że za długo
wstaje, pcha się z tym brzuchem, ciągle biega siku, przeszkadza jej mocniejszy zapach, nie jest tak zwrotna i wydajna jak „normalny człowiek”.
Słychać wręcz głosy, że o życzliwość dla kobiet w ciąży jest coraz trudniej, i takie zachowania kiedyś były niedopuszczalne, a dzisiaj powoli stają się smutną normą, wynikającą prawdopodobnie z wszechobecnego i stale narastającego indywidualizmu – niech każdy troszczy się o siebie i nie ogląda na innych. Jednocześnie ciężarne są regularnie pouczane, jak powinny się zachowywać, jak odżywiać, co robić, czego unikać, dostają masę nieproszonych rad, a co gorsza, opowieści niczym z horroru, jak to czyjaś kuzynka dostała rzucawki, poroniła, dostała cukrzycy, trafiła na patologię – wypowiadane oczywiście „w dobrej wierze”.
Ojej, oczekujesz medalu?
Bardzo wiele kobiet w ciąży skarży się na to, że o swoje przywileje muszą się upominać, nierzadko w upokarzający sposób, jak gdyby inni wyświadczali ogromną łaskę. Ale nie każdy rozumie te pretensje – co w tym takiego strasznego, że trzeba poprosić? Ludzie naprawdę nie zawsze widzą, że ciężarna znajduje się obok i wymaga specjalnego potraktowania, poza tym niektórym oberwało się w przeszłości za okazywaną uprzejmość, to się teraz wolą nie wychylać.
Tyle że właśnie i z tej drugiej strony, czyli bycia ciężarną kobietą proszącą o wsparcie, otrzymywane reakcje potrafią wbić w osłupienie czy nawet doprowadzić do łez. Serio, jesteś w ciąży? No wielkie mi osiągnięcie, nasze babki kilka godzin po porodzie szły w pole wykopywać ziemniaki, a ty oczekujesz czerwonego dywanu za najnaturalniejszą rzecz na świecie. Komentarze w internecie to w ogóle osobna historia, i nawet uznając, że to w sporej mierze zwykły trolling, i tak włos się czasem na głowie jeży od ilości jadu, nienawiści i totalnie absurdalnych argumentów przeciwko ułatwianiu ciężarnym życia.
Mężczyźni nie szczędzą złośliwości w kwestii wyglądu – wyzywają od ulańców i macior, wytykają zapuszczenie i mało seksowny wygląd (usprawiedliwiając przy okazji zdradę męża, bo trudno się chłopu dziwić, gdy ma w domu „spasioną, rzygającą świnię”), i oczywiście uważają, że ciężarne „żrą” za dużo i za dużo się wylegują. Kobiety również potrafią dowalić, może nie tyle odnośnie samego wyglądu, ile cackania się ze sobą, na zasadzie – ja miałam ciężko, czemu więc ty miałabyś mniej lepiej. Żadnego ulgowego traktowania.
Mogłaś nie rozkładać nóg
Szczególnie interesujące jest podejście do ciężarnych kobiet w wydaniu tzw. obrońców tradycyjnego stylu życia. Mowa o ludziach, którzy strasznie utyskują na upadek wszystkiego i zgniliznę moralną, i ciągle straszą wymarciem, jako że kobiety rodzić dzieci nie chcą, można by więc sądzić, że do tych jednak chcących będą podchodzić z szacunkiem. Cóż, nic bardziej mylnego. Wielu takich obrońców nie szczędzi przyszłym mamom kąśliwych uwag, zwłaszcza gdy skarżą się one publicznie na coś związanego ze swoim stanem.
Ciąża nie jest wtedy żadnym „błogosławionym stanem”. Jest nie wiedzieć czemu karą za seks, nawet jeśli to nie była żadna nastoletnia wpadka z przypadkowym gościem, tylko planowane dziecko ze stałym partnerem. I można się po niewinnej uwadze nasłuchać naprawdę paskudnych rzeczy. Rozłożyłaś nogi, to teraz nie narzekaj, i nie oczekuj, że wszyscy będą ci ustępować. Jeśli ci przeszkadza jeżdżenie tramwajem, to się przesiądź do
samochodu, a jak nie masz samochodu, to twoja wina, że se wzięłaś na męża chłopa niepotrafiącego zarobić. Miałaś siły żeby zaciążyć, to i na inne też powinno sił starczyć. Było myśleć wcześniej, a nie teraz narzekać. Więc może po prostu zostań w domu i nie naprzykrzaj się otoczeniu.
Jest jakaś dziwna, niezrozumiała satysfakcja z tego, że ciężarna się męczy, ma trudności, źle znosi ten stan, ktoś jej zrobił przykrość – najlepiej, gdyby przez cały ten czas czuła ból istnienia i dostawała za swoje, chociaż nie zrobiła niczego złego. Nie że tylko pseudo- konserwatyści pozwalają sobie na podobne złośliwości, ale właśnie ich postawa jest wyjątkowo irytująca, bo niby ma być jak kiedyś, ale kiedy faktycznie jest, to zero litości. Co zresztą często rozciąga się też na już urodzone dzieci – to straszne, że jest ich coraz mniej, trzeba z tym koniecznie coś zrobić, ale jednocześnie dzieci be, bo bawią się pod blokiem, bo płaczą, bo dostają darmowe książki czy laptopy do szkoły, biegają po plaży, siedzą w restauracjach, marudzą w sklepach.
Ciężarne to cwaniary
Największym chyba problemem jest ciąża w miejscu pracy, ponieważ tutaj pracodawca, i zwykle też pozostali pracownicy, ponoszą konkretne koszty. Kobiet w ciąży zasadniczo nie można zwolnić (poza paroma wyjątkami), muszą mieć zmieniony grafik, nie wolno im dźwigać i wykonywać innych ryzykownych czynności, nie można im dawać dyżurów nocnych oraz nadgodzin. No a potem mama idzie na długie zwolnienie, co oznacza kolejne
wydatki i dodatkowe obowiązki dla reszty załogi.
Słowem, jak się zdecydowałaś rozmnożyć, to dlaczego nie na własny rachunek? Co jest swoją drogą ciekawym argumentem – dzieci powinny się rodzić dla przetrwania społeczeństwa, ale kiedy kobieta na ów trud się decyduje, to nagle okazuje się być tylko jej sprawą, a nie całego narodu. Jest oczywiście zjawisko oszukiwania pracodawców i wyłudzania L4, tyle że nie ogranicza się ono wyłącznie do ciężarnych, a po drugie, jak się tak posłucha historii tych
„oszustek”, to wcale nie ma się co dziwić, że postąpiły jak postąpiły – na ucieczkę na zwolnienie często decydują się te kobiety, które mają ciężką pracę, fatalnego szefa, notorycznie doświadczają w miejscu pracy stresu i mobbingu. Więc skoro im się wolne należy, czemu nie skorzystać? Po co ryzykować zdrowiem własnym i dziecka? W końcu też płacą składki i podatki. Ale… kiedy pracują do końca, są nieodpowiedzialne, nie dbają o siebie, nie myślą o dziecku. Bo co jeśli praca zaszkodzi? Chyba lepiej na te parę miesięcy odpuścić niż potem żałować i płakać na szpitalnym łóżku.
No i argument ostateczny – jak przywileje dla ciężarnych mają się do równouprawnienia? Jak to w końcu jest, drogie panie, jesteście równe mężczyznom, czy jednak nie jesteście, skoro się domagacie specjalnego traktowania i dodatkowych korzyści, z których druga płeć nie skorzysta? Trudno nie dostrzec w takich stwierdzeniach złej woli, bo chociaż ciąża to nie choroba, to jednak mimo przystosowania do tego stanu, kobiecy organizm w trakcie ciąży jest mocno obciążony i narażony na rozmaite przypadłości, z ryzykiem rozwoju ciężkiej choroby i śmiercią włącznie. Wiele normalnych zajęć podczas ciąży staje się ryzykownych, tak dlamamy, jak i przyszłego dziecka – zwykłe stanie przez dłuższy czas może zakończyć się
osłabieniem, zemdleniem i upadkiem, co ma poważne konsekwencje, o bardziej wymagających zajęciach nie wspominając. Że kiedyś kobiety nie miały nawet jednej dziesiątej opieki i uwagi co dzisiaj? Prawda, ale może warto sobie przypomnieć, czy to się ostatecznie kończyło.
Zostaw komentarz