Główne menu

Czy krzyczenie to przemoc?

Nie jest fajnie kiedy ktoś krzyczy. Nawet dla osób będących tylko świadkami takiej sytuacji. Owszem, są także okrzyki radości, wręcz zaraźliwe dla reszty, tak że radosny entuzjazm udziela się otoczeniu i wszyscy się dobrze bawią. Ale częściej krzyk to po prostu agresja. Ktoś jest zły, ktoś ma z czymś problem, puściły mu nerwy i niewykluczone, że za chwilę przejdzie od słów do czynów.

Krzyk gasi, zwłaszcza gdy nie ma równowagi sił, bo choć teoretycznie można odpyskować, to jednak dość trudne, gdy jesteś sam naprzeciw dwóch rozjuszonych byczków lub jako szeregowy pracownik zbierasz ochrzan od szefa. Albo gdy jesteś małym dzieckiem i wścieka się na ciebie rodzic. Czy jednak da się funkcjonować zupełnie bez krzyku?

Dlaczego musimy krzyczeć?

Krzyk to często instynktowna reakcja – na zagrożenie, ból, stres, rozczarowanie, coś nieprzyjemnego. Ciężko jest go zignorować, dlatego uchodzi za skuteczne narzędzie i poniekąd to prawda – krzyk często daje więcej niż grzeczne prośby i uprzejme zalecenia. Jest komunikatem krótkim i treściwym, co zwiększa szansę, że adresat dobrze zrozumie jego treść. No bo czy widząc kogoś zamyślonego, idącego wprost na latarnię, lepiej krzyknąć głośno „uważaj!”, czy raczej podejść i cichym głosem zacząć „przepraszam bardzo, nie chcę się wtrącać, ale jest bardzo prawdopodobne…”. Ciągu dalszego nie będzie, bo ów ktoś już się zderzy z latarnią. I też krzyknie. Z bólu i złości.

Krzyczą kibice, kiedy nasi zdobędą bramkę albo przeciwnik strzeli gola. Fani na koncertach. Widzowie na horrorach. Krzyk nie jest zawsze wyrazem gniewu i nie prowadzi do przemocy, a wręcz może uratować niekiedy czyjeś zdrowie i życie, jak krzyk ostrzegawczy albo głośne wołanie o pomoc. Ale nie oszukujmy się, w większości przypadków, kiedy ktoś się wydziera, to ani nie ma dobrych intencji, ani niespecjalnie obchodzą go inni ludzie. Chce się jedynie wyżyć, zagrozić, zademonstrować dominację. Dlatego słysząc krzyki, zazwyczaj czujemy się nieswojo.

Ludzie podnoszą głos, bo chcą w taki sposób sobie kogoś podporządkować. Darcie się na podwładnych bądź uczniów jest często traktowane jako część budowania autorytetu. W wielu miejscach, gdzie jest istotna dyscyplina, synchronizacja, dotrzymywanie terminu, „bez krzyku się nie da” – nawet nie dopuszcza się myśli, że sukces można osiągnąć inaczej, niż stojąc nad tłumem z batem. Krzyczymy „z troski”, na dziecko lub na partnera, bo przecież „inaczej nie zrozumieją”.

Wydzieranie się jest tak powszechne, że już niespecjalnie zwraca się na nie uwagę. Rzeczywiście irytuje, ale jest jakby czymś normalnym, bez czego nie da się funkcjonować, przy czym często pojawia się tu dobrze znany mechanizm – ja mam rację podnosząc głos, ale ci, co drą się na mnie, to chyba mają coś z głową. Wszechobecność krzyku pokazuje zresztą, że nie jest on wcale tak produktywny, bo o ile może zadziałać motywująco w kryzysie, to na dłuższą metę ludzie nauczą się go ignorować. A i w tych trudnych momentach, kiedy na przykład trzeba nagle ewakuować setkę pracowników z budynku, znacznie sprawniej ów proces przebiega pod nadzorem kogoś, kto jest stanowczy, zorganizowany i umie zarządzać tłumem bez podnoszenia głosu – bo wrzaskami tylko podkręca się negatywne emocje, co pewnie doprowadzi do jeszcze większej katastrofy.

Rozpacz i desperacja

Dlaczego rodzic krzyczy na dziecko? Co skłania dorosłe osoby do komunikowania się krzykiem? Nie potrafią inaczej? Otóż potrafią, tylko po prostu puściły im nerwy. Konflikty, niedomówienia, to że ktoś znowu nie dotrzymał słowa – no nie da się dłużej ze stoickim spokojem dopominać o swoje. Złość jest już za duża, rozczarowanie za gorzkie, aby dało się utrzymać emocje na wodzy, krzyk zaś bardzo skutecznie przyciąga uwagę i zmusza drugą stronę do liczenia się z przeciwnikiem.

Ten efekt jest jednak krótki. Tym bardziej, że krzycząc, nie działamy racjonalnie, ponieważ jest to sytuacja wysoce stresująca i to emocje dyktują wywrzaskiwane słowa. Reakcją drugiej osoby może być jeszcze donośniejszy krzyk, a może nawet i uderzenie, natomiast gdy podniesiony ton zdaje się odnieść pożądany skutek, sukces jest tylko pozorny – ktoś zrobił co mu kazano, ale na pewno o tym nie zapomniał.

I chociaż trudno mówić, że kiedy ktoś raz na ciebie krzyknął, to będziesz mieć ciężką traumę do końca życia, tak ciągła ekspozycja na podobne wybuchy jest niszcząca. Tak dla małego dziecka, jak i dorosłego. Również kiedy umiemy się krzykaczowi postawić, to nie jest wcale dużo lepiej, bo notoryczne ścieranie się z drugą osobą zwyczajnie męczy, jest wyczerpujące psychicznie i jasno sugeruje, że coś między tą dwójką jest mocno nie tak.

Czy krzyk naprawdę oczyszcza?

Znane jest powiedzenie, że po burzy zawsze świeci słońce. Otóż nie jest to cała prawda, bo słońce może i świeci, ale jak piorun rozłupał drzewo, ktoś musi zwalone kłody uprzątnąć. Naiwnością byłoby twierdzić, że nikt nigdy nie powinien krzyczeć – no nie powinien, ale ludzie są ludźmi i nie ma szans, żeby zawsze zachowywali się prawidłowo. Mogą natomiast wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, czego właśnie często brakuje.

Większość po tym, jak dała się ponieść nerwom, czuje wstyd i wyrzuty sumienia, a jednak z jakichś powodów nie wszyscy potrafią za swój wybuch przeprosić. Czują, że reakcja była przesadzona, ale przyznanie tego oznaczałoby jeszcze większą porażkę. Usprawiedliwiają się tym, że zostali sprowokowani. Że przecież tłumienie emocji jest bardzo niezdrowe – i to prawda, tyle że rozładowanie frustracji na drugim człowieku nie prowadzi do żadnego katharsis. Ba, nawet gdy drzemy się w pustym pokoju i walimy pięścią w poduszkę, ulga jest jedynie chwilowa. Nie krzywdzimy nikogo, lecz do prawdziwego oczyszczenia potrzebny jest dłuższy i bardziej wymagający proces.

Krzyczenie oczyszcza w tym sensie, że wyrzuca się te najgorsze emocje. Mówisz na głos to, co chciałaś powiedzieć wrednemu szefowi. Wymyślasz na spóźniającego się ponad godzinę męża, pomstujesz na niesłowną koleżankę. Nikt tego nie słyszy, a część napięcia zeszła. Ale na jak długo? No właśnie. Jeśli tylko spuszcza się parę, bez żadnego zastanowienia na przyczynami krzyku, agresja szybko wróci, jako jedyny „sprawdzony” sposób na oczyszczenie głowy.

Jak inaczej się złościć?

Krzyk tak średnio rozładowuje emocje, a przede wszystkim niewiele załatwia. Pół biedy, gdy krzyczy się w samotności, w domowym zaciszu, w samochodzie, podczas samotnego spaceru gdzieś z dala od cywilizacji. Ale gdy ma się świadków swojego krzyku, to zwykle jest dla nich nieprzyjemne, szczególnie jak nie mogą powiedzieć, że czas się już uspokoić. To nie tak, że złe emocje da się zneutralizować wyłącznie krzykiem albo że nieuniknione jest wydzieranie się na podwładnych, kiedy ich praca nie idzie według planu. Jest całkiem sporo środków zastępczych dla krzyku – aktywność fizyczna, przelewanie frustracji na papier, wyjście na spacer, antystresowa zabawka do ściskania, sprzątanie. Jakkolwiek banalnie mogą one brzmieć, zaskakująco często pomagają. Nam i otoczeniu.

Najważniejsze jest jednak zrozumieć, skąd bierze się potrzeba krzyku. Niektóre sytuacje są jasne – ktoś nagle zajechał na chodnik, z klatki wybiegł groźny pies, mąż źle się ustawił i zaraz walnie głową w szafkę. Ale dlaczego na bliskie osoby krzyczy się stale? Aż tak są niesubordynowane? Czy może jest błąd w komunikacji, nierozwiązane problemy? Tak, po głośnym kazanku partner wrzuci te nieszczęsne skarpety do kosza. Po czym nie wstawi talerza do zlewu, nie umyje prysznica, rozwali kable po całej podłodze, piąty dzień z rzędu założy ten sam sweter. Drzeć się za każdym razem?

Już pomijając, jak bardzo krzyczenie jest zaraźliwe, to szybko stać się ono może naturalną, domyślną reakcją na wszystko. Bo działa. Działa w tym sensie, że druga strona ustępuje. Wypełnia polecenia. Czasem już nawet nie wdaje się w żadne dyskusje, po prostu milcząco robi, co należy. Czyli osiąga się cel. Co prawda dręczona krzykami osoba jest zestresowana, zniechęcona, zmęczona życiem, traci wiarę w siebie, no ale się słucha.

Krzyczysz – przegrywasz

Świat nie jest idealny, od krzyku nie uciekniemy. I nam się to kiedyś zdarzy, i naszym bliskim, znajomym i nieznajomym. Rzecz w tym, by umieć wyjść z tego z twarzą oraz zatroszczyć się o komfort świadków głośnego wybuchu. Sam krzyk tylko pogarsza sytuację, lecz gdy się wyjaśni już na spokojnie, co wywołało agresję, łatwiej będzie drugiej stronie zdobyć się na wyrozumiałość. Tak, krzyknęłam, a to dlatego że… Byle nie zrzucać na kogoś, że to pewnie jego wina.

Dlaczego o krzyku często się mówi, że jest oznaką słabości? Bo często jest właśnie efektem sztucznego tłumienia emocji i pozowania na kogoś, kogo to niby żadne emocje się nie trzymają, jest twardy, idealnie opanowany. A żaden człowiek taki nie jest. Więc kiedy tylko udaje się dystans, przyjdzie moment, że się gorycz uleje, w niezdrowy, krzywdzący sposób.

Krzykiem przewagę zdobywa się na krótko, a nadużywanie podniesionego głosu to dowód nie siły, tylko braku kompetencji. Człowiek, który wciąż musi swoją pozycję podkreślać krzykiem, nie radzi sobie z emocjami, boi się zdemaskowania, nie umie kontrolować sytuacji. Dopóki czuje swoją przewagę, będzie poniżał, wyklinał, wygrażał. W przekonaniu, że zdobył szacunek, choć jedyne co mu się udało, to wymusić posłuszeństwo.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>