Czy liczba partnerów seksualnych rzeczywiście ma znaczenie?
Wchodząc w związek, zwłaszcza taki z intencją stworzenia czegoś poważnego, nie sposób nie pomyśleć o przeszłości partnera. Bo zwykle jakaś tam przeszłość jest. Szczególnie interesująca jest historia seksualna, czyli ile kto miał dziewczyn/chłopaków. Ciekawość jest zrozumiała, ale zdumiewać może, dlaczego właśnie do tej kwestii tak wiele osób przywiązuje ogromne wagę, jak gdyby ta jedna liczba – bo nawet nie życie seksualne jako takie – mówiła o danym człowieku wszystko.
U niektórych mężczyzn to wręcz zakrawa o obsesję, i praktycznie od tej jednej rzeczy uzależniają oni całe swoje plany wobec upatrzonej wybranki. No, przynajmniej w sferze deklaracji, bo jak przychodzi co do czego, to liczba byłych kochanków zdaje się wcale nie mieć aż takiego znaczenia i nie-dziewice oraz nie-prawiczki również stają na ślubnym kobiercu. Lecz może to tylko przez „takie czasy” i jest to w gruncie rzeczy wymuszony kompromis, a wysoki body count jest naprawdę problemem?
Najlepiej, gdy jest to zero
Nie to, że kiedyś ludzie prowadzili się bardzo cnotliwie i nie zdarzały się im żadne erotyczne przygody, niemniej robiło się to zwykle po cichu, dyskretnie, zachowując pozory, bo i konsekwencje seksualnego rozpasania, szczególnie u kobiet, były mało przyjemne. A jak to wygląda dzisiaj? Długie listy seksualnych podbojów są tak naprawdę rzadkością – większość ma w ciągu życia średnio kilku partnerów, i już powyżej 10 uważa się za sukces. Albo „sukces”, w zależności od tego, kogo owa liczba dotyczy.
Co ciekawe, obecnie obserwuje się tendencję spadkową, co po części ma związek z niedawną pandemią (przymusowe lockdowny), a po części wynika ze zmiany nastawienia do związków i seksualności – ludzi powoli nuży pełna swoboda, nie chcą tylko szybkich numerków zaaranżowanych przez Tindera, tęsknią za bliskością. Mniejsza aktywność seksualna jest też konsekwencją współczesnego stylu życia – internet stał się nieodłączną częścią codzienności, więc biznes porno i portale typu OnlyFans mają się świetnie, za to na randkowanie w realu brakuje czasu, ochoty, odwagi.
Mimo że już od dawna w naszym kręgu kulturowym nie obowiązuje przymus czekania do nocy poślubnej, to kwestia liczby byłych kochanków nadal budzi spore emocje. A najbardziej są tym zainteresowani mężczyźni i w zasadzie można czasem odnieść wrażenie, że nic więcej dla nich się nie liczy, żadne tam zainteresowania, osobowość, zalety, wady, słabostki, urocze cechy charakterystyczne, tylko ta błonka w narządach rozrodczych. Dlaczego? Bo raz, że ktoś zużył kobietę i zostawił w niej nieodwracalny ślad, a dwa, że sypianie przed ślubem określa cały charakter i nie ma bata, by nie-dziewica miała w sobie cokolwiek pozytywnego.
Wyszumieć się i zapomnieć
Z jakiegoś powodu, seks z więcej niż jedną osobą negatywnie odbija się wyłącznie na kobietach. U mężczyzn wspomniane „zużycie” jakoś magicznie nie występuje, nie zostawia piętna, facet nie staje się „przechodzony”. I jakoś nie działa argument o smaku wcześniejszych kochanków – jedynie mężczyzna dojada resztki, czuje pozostałości po byłych partnerach i brzydzi się całować usta, które całowały też innych, podczas gdy dla kobiety najwyraźniej nie ma żadnego znaczenia, że usta męża wędrowały po obcych ciałach.
Bujną przeszłość mężczyzny tłumaczy się „męską naturą” i że chłop musi się przed ślubem wyszumieć, więc to nie powinno mieć dla przyszłej żony znaczenia. Jak się jednak okazuje – ma. Kobiety w większości wcale nie są zachwycone mężczyznami, którzy „zaliczają jak leci”, i takie wyniki imponują przede wszystkim kolegom, a jeśli dziewczyna stawia na wstrzemięźliwość, od partnera na ogół oczekuje tego samego. I dlatego właśnie nie jest prawdą, że jedynie kobiety ukrywają swoje łóżkowe podboje. Robią to także mężczyźni, kiedy widzą, że wybranka ma określone standardy, a im bardzo na niej zależy – nagle to, czym tak szczycili się w gronie znajomków, przestaje być powodem do wielkiej dumy.
Co w takim razie z doświadczeniem? No cóż, kobiety rzeczywiście częściej od mężczyzn oczekują, że druga strona będzie się znała na rzeczy, tyle że sprawności seksualnej wcale nie wiążą z wysoką liczbą kochanek, choć niewątpliwie taki bajerant jest dla niektórych dziewczyn wyzwaniem i zechcą one być tą jedyną, która usidli amanta na stałe. Generalnie jednak, niespecjalnie widać, aby kobiety chciały mieć męża, który obskoczył pół miasta.
Kobietom istotnie łatwiej przychodzi zaakceptować bujniejszą przeszłość partnera, ale to często efekt społecznego przyzwolenia na męską swobodę seksualną i różnych porzekadeł o potrzebie wyżycia się przed ślubem.
A z drugiej strony, badania często pokazują, że masa mężczyzn wcale nie skreśla swoich partnerek za to, że miały kogoś przed nimi, i nawet większa liczba nie zniechęca do ślubu czy zamieszkania razem. Grubo ponad połowa pytanych, obu płci, stwierdza, że fakt uprawiania seksu bez zobowiązań nie wpływa na ich ocenę drugiej osoby. Większość ludzi ma jednak pewną granicę akceptacji i nadmierna rozwiązłość może przyczynić się do zmiany nastawienia czy wręcz rozstania. Bo jeśli ktoś skacze z kwiatka na kwiatek i nigdzie nie umie się zatrzymać na dłużej, to najwyraźniej jest z nim coś nie tak.
Łatwy seks – niska wartość
Przelotne romanse nie są niczym niezwykłym, ale gdy jest ich bardzo dużo, dla niektórych osób będzie to nie do zaakceptowania. Najczęściej tak myślą ci, którzy do seksu przywiązują dużo wagi i chcą go uprawiać jedynie z miłości, z bliską osobą, więc nie rozumieją konceptu seksu dla samej fizycznej przyjemności. Jednorazowe numerki i luźne znajomości są dla nich aktem desperacji i obniżania własnej wartości, bo skoro tak lekko oddają swoje ciało obcym, to chyba niezbyt mocno się cenią.
Bardzo wysoki body count postrzega się jako brak samodyscypliny, brak jakichkolwiek standardów oraz przeróżne problemy psychiczne. Znowu, głównie u kobiet, choć tak naprawdę seks z licznymi partnerkami po mężczyznach wcale nie spływa tak zupełnie bez śladu. Ciężko co prawda ocenić, kiedy kochanków/kochanek jest już za dużo, ale jest coś takiego jak hiperseksualność – to zespół zaburzeń, objawiający się między innymi częstą zmianą partnerów seksualnych, co może przerodzić się w uzależnienie od seksu.
Kiedy seks staje się przymusem, a zamiast bliskich więzi poszukuje się jedynie mocnych wrażeń z coraz to nowymi partnerami, to istotnie jest problem. Osoby, które nie są w stanie kontrolować swoich popędów i potrzeb, lub nie chcą tego robić tłumacząc się „naturą”, nie bardzo rokują na dobrego towarzysza – instrumentalne podejście do seksu i ambicja w podkręcaniu licznika zazwyczaj nie ustępuje po wejściu w poważny związek. Tak rozumiana rozwiązłość zwiększa szanse na zdradę, do tego trzeba dodać wysokie ryzyko chorób przenoszonych drogą płciową.
Czy uda się żyć długo i szczęśliwie?
Liczba partnerów wyższa niż 1 na szczęście nie zawsze oznacza patologiczne zachowania. Pewne zagrożenia jednak są. U kobiet to wiadomo, im dłuższa lista, tym większe ryzyko popsucia sobie reputacji. U mężczyzn natomiast jest często presja nie tylko na dużo seksu, lecz przede wszystkim na różnorodność partnerek, choć wielu z nich chciałoby po prostu ciepłej dziewczyny, z którą się można wieczorami poprzytulać. Dąży się więc do seksu jak do wyznacznika statusu, co początkowo jest nawet fajne, ale po czasie męczy, a odczuwalną pustkę rekompensuje się kolejnymi, nic nie znaczącymi podbojami.
Bardzo wysoka liczba partnerów seksualnych rzadko kiedy jednak prowadzi do depresji lub
innych zaburzeń, natomiast hiperseksualność może być objawem np. BPD (borderline personality disorder) lub chorób neurologicznych i psychicznych. Jest natomiast zależność
między częstą zmianą partnerów a uzależnieniem od alkoholu bądź narkotyków, i w większym stopniu dotyka to kobiety – w najgorszej sytuacji są dziewczyny, które wcześnie zaczynają współżycie i od razu wchodzą w tryb relacji bez zobowiązań.
Sama liczba to jednak zdecydowanie za mało, by wysnuć sensowne wnioski. Liczba partnerów może coś powiedzieć, gdy się ją umieści w szerszym kontekście, bo kto wydaje się bardziej wiarygodny, dojrzała kobieta która miała 9 nieformalnych związków i była wierna swoim partnerom, czy jej koleżanka, która młodo wyszła za mąż, mąż był pierwszy, ale kierowała nią nie miłość, tylko materializm, i teraz ma jednego kochanka na boku? I co złożyło się na wynik, tylko przygody na jedną noc, czy może związki, z których po prostu nic
nie wyszło? I dlaczego nie wyszło? Jak długa była ta faza młodości, która musi się wyszumieć? A może liczne przygody były sposobem na podpompowanie sobie samooceny, potwierdzenia atrakcyjności?
Problematyczne jest zazwyczaj sypianie z byle kim, jakieś przypadkowe spotkania, po pijaku, w klubowym kiblu albo na zapleczu, ale zupełnie inaczej wygląda historia seksu z osobami, do których miało się jakieś uczucia, i to nie samo pożądanie, ale też fascynację, sympatię, szczere zaciekawienie, co ów ktoś ma do powiedzenia. A kiedy się nie myśli o niczym innym, tylko o suchym numerze, jak gdyby seks decydował o wszystkim, to chyba niezbyt dobrze wróży to na przyszłość.
Komentarz ( 1 )
Dzieki Edyta