Główne menu

Czy małe rzeczy są dla związku ważniejsze od dużych romantycznych gestów?

Gdy człowiek się zakocha, to zwykle nie ma wątpliwości co do natury swoich uczuć. Ale ta druga strona nie zawsze wie, że jest kochana. A nawet gdy teoretycznie wie, to pragnie potwierdzenia i dodatkowych zapewnień o miłości. Jakiegoś romantycznego gestu, a im większy będzie jego rozmach tym lepiej. Tylko czy na pewno?

Kłopot w tym, że wielkie gesty bywają puste i wcale nie stoi za nimi głębokie, szczere uczucie. Przeciwnie, są często właśnie po to, by zamaskować brak prawdziwego przywiązania – mają jedynie pokazać, że zależy, i uśpić czujność partnera. Bo jak przychodzi co do czego, to najbardziej wartościowe okazują się te wszystkie codzienne drobnostki, łatwe do przeoczenia, dlaczego więc tyle osób łapie się na teatralne manifestacje?

Czy małe rzeczy są dla związku ważniejsze od dużych romantycznych gestów?

Niby niewiele, a cieszy

To nie tak, że wielki kosz z setką świeżo ściętych róż nie może być dowodem prawdziwej miłości, bo może. I nie ma się co oszukiwać, że takie gesty nie robią wrażenia, bo robią. Lecz koniec końców wielu osobom najwięcej radości sprawiają niepozorne drobnostki. Na przykład to, że żona codziennie rano z czułością poprawia mężowi krawat i żartobliwie go czochra po włosach, kiedy on przeżywa mecz w TV. Albo że mąż robi żonie do śniadania jej ulubioną kawę z sosem czekoladowym i wysyła jej śmieszne filmiki dopisując żarcik, który tylko ona zrozumie.

Żadne tam wielkie rzeczy, a jednak cieszą, i to bardzo. Właśnie dlatego, że od razu rozjaśniają szarą codzienność, w dodatku często są spersonalizowane – ktoś robi dla ciebie dokładnie to, co tak lubisz i czego w danej chwili potrzebujesz. Pięknie taki gest podkreśla, że ktoś cię zna, rozumie i że mu zależy, co może mieć znacznie większą siłę oddziaływania niż gest imponujący, lecz w gruncie rzeczy dosyć banalny, jak ów wspomniany bukiet róż.

Zazwyczaj to właśnie tymi małymi gestami ludzie próbują okazywać sobie uczucia i jednocześnie w wielu związkach, na pewnym etapie wspólnego życia, zapomina się o nich, bo zmęczenie, brak czasu, różne problemy, trochę rozczarowania albo złości na partnera – niby to żaden wielki wysiłek przykleić karteczkę z serduszkiem do drzwi lodówki, a jednak brakuje motywacji. Więc kiedy partnerzy potrafią mimo trudności wciąż obdarzać się
drobnymi czułostkami, ich związek kwitnie i dużo łatwiej rozwiązywać ewentualne problemy.

Więcej szczerości

Moc drobnych gestów tkwi w ich powtarzalności. Przez to, że ich doświadczamy często, przy różnych okazjach, rośnie nasze zaangażowanie i zaufanie do drugiej osoby. Rośnie także samoocena, bo partner regularnie pokazuje, jak jesteśmy dla niego ważni i wyjątkowi, nadal, po tylu latach, każdego dnia, a nie tylko w szczególnych okolicznościach. Drobny gest często mówi więcej niż słowa i daje mnóstwo satysfakcji. „Robi dzień”, co pozytywnie wpływa również na życie seksualne, bo mając w pamięci czułe chwile, łatwiej rozbudzić w sobie
pożądanie, nawet będąc zmęczonym.

W drobnych gestach wspaniałe jest to, że trudno je udawać, bo najczęściej wychodzą one ot tak, spontanicznie, z miłości, chęci uszczęśliwienia drugiej osoby. A wielki romantyczny gest wymaga planowania, jest celowym działaniem, przez co częściej kryją się za nim nieuczciwe motywy. I dlatego jeśli ktoś chce zmanipulować partnera, to prędzej zdecyduje się na rzecz spektakularną niż coś skromnego, bo duży gest ciężko odrzucić – w końcu ktoś się bardzo postarał, no nie możesz być świnią, która dalej się dąsa i odmawia.

Oczywiście nie zawsze tak jest, ale w wielu przypadkach wielki gest ma po prostu doprowadzić do tego, żeby druga strona nagięła się do czyjejś woli. Wbrew sobie. Ma się na coś zgodzić, wybaczyć, odpuścić, zmienić swoje zdanie. Regularnie powtarzane wielkie gesty są domeną emocjonalnych szantażystów i manipulatorów, którzy z jakiegoś powodu chcą utrzymać ofiarę przy sobie. Lub są niedojrzali i nudzą ich zwykłe obowiązki, nie tęsknią do stabilizacji, nie można na nich liczyć, ale i nie sposób się im oprzeć, skoro w ramach rekompensaty wznoszą się na wyżyny fantazji.

Wielkim gestem można wymusić na partnerze konkretną decyzję i jest to wyjątkowo perfidne zagranie, bo co, zarzucisz romantykowi przemoc? Otoczenie przecież tylko cię wyśmieje. Jest to dosyć powszechna zagrywka przy wymuszanych oświadczynach – mężczyzna przygotowuje coś niezwykłego, na meczu albo koncercie pełnym ludzi, i teraz powiedz „nie” przy tłumnej publiczności. Rzecz jasna możesz, jednak zdecydowana większość świadków nie zostawi na „niewdzięcznicy” suchej nitki.

Kiedy wielki gest nie zadziała, bardzo prosto zarzucić drugiej stronie, że jest roszczeniowa, oczekuje nie wiadomo czego, nie da się jej niczym zadowolić. Co zwykle jest nieprawdą – można ją zadowolić całkiem prosto, tyle że zamiast pustych gestów potrzebny byłby realny wysiłek. A więc na przykład to, żeby nie traktować wspólnego domu jak hotelu z darmową obsługą, co sprawiłoby o wiele więcej przyjemności niż kolejna niezwykle romantyczna randka z tysiącem zapewnień i obietnic bez pokrycia.

Bliskość a silne emocje

Niekiedy wielkie romantyczne gesty przeradzają się w coś, co nazywane jest miłosnym bombardowaniem. I to już jest bardzo dużą czerwoną flagą, bo rzadko kiedy za podobnym zachowaniem nie stoi coś toksycznego. W miłosnym bombardowaniu romantycznych gestów jest całe mnóstwo i początkowo mogą one imponować, ale dość szybko zaczynają męczyć.

Czuć nie tyle miłość, co osaczanie, a przede wszystkim „hojny” partner zdaje się zupełnie nie liczyć ze zdaniem drugiej osoby.

Pozornie wygląda to na zakochanie, ale to właśnie są tylko pozory. Za wielkimi gestami nie idzie bowiem szacunek, zrozumienie, zaangażowanie, to raczej zrobienie z obiektu swoich uczuć bezwolnej lalki – dostajesz wszystko, a w zamian wyrzekasz się samodzielności. I znowu, przez to, że posłuszeństwo jest wymuszane romantyczną oprawą, nie można mówić o doświadczaniu przemocy, bo przecież „niejedna by tego chciała, a ty się skarżysz”. A partner spokojnie znajdzie sojuszników w swoim psioczeniu na księżniczkę, dla której przecież „tyle zrobił”. W efekcie romantyczne gesty przerażają zamiast cieszyć, a jeśli manipulator jest zręczny, ofiara sama dojdzie do wniosku, że przewróciło się jej w głowie.

Przy drobnych gestach jest mniejsze ryzyko takich manipulacji, bo większość toksycznych osób na szczęście nie ma w sobie tyle cierpliwości żeby budować fałszywe zaangażowanie dziesiątkami drobnych rzeczy. Poza tym w małych gestach liczy się właśnie kontekst i indywidualne podejście, czyli ktoś musi się rzeczywiście mocno przyłożyć do zbudowania tak wielkich pozorów – to też się zdarza, jednak zazwyczaj toksyczny partner oczekuje szybkiej nagrody.

Wielkie gesty dużo bardziej nadają się do budowania emocjonalnych rollercoasterów, dlatego one mniej sprzyjają samej miłości, a bardziej rozbudzają nadzieję. Bez podbudowy w postaci małych, czułych rzeczy wielkimi gestami da się drugą osobę przywiązać, lecz właśnie w taki niezdrowy sposób, grając na emocjach, rozwiewając wątpliwości nie szczerą rozmową, tylko kolejnym fajerwerkiem. A fajerwerki nie są od tego, by pojawiło się zrozumienie, zaufanie, wsparcie, głęboka więź, czyli podstawy udanego związku.

Więc czemu te duże gesty tak kręcą?

Podchodząc do tematu biznesowo, małe akty troski są inwestycją w stabilny, szczęśliwy związek. Jak te grosiki cierpliwie wrzucane do skarbonki – na pierwszy rzut oka nie robią wrażenia, ale dzięki systematyczności można w ten sposób uzbierać pokaźną sumkę i jest to dużo bezpieczniejsze niż hazard czy gra na giełdzie. Wielki gest jest, no właśnie – wielki.

Robi wrażenie. I taki jest najczęściej jego cel. To szybki „zakup” – wręczając kosztowny naszyjnik lub zabierając na luksusową wycieczkę do Paryża przeważnie liczy się na określony dowód wdzięczności partnera. Dopiero dla par mocno ze sobą związanych efektowny gest będzie czymś więcej niż oczekiwaniem na sfinalizowanie prostej transakcji.

Wielkie gesty są też bardziej publiczne i w pewnym sensie wymuszane społeczną presją, bo ty się możesz cieszyć ze skromnego pierścionka i oświadczyn na ławce w parku, ale zaraz się znajdą ludzie kręcący nosem, że „tylko tyle?”. No może wcale cię tak strasznie nie kocha, Marcin dla swojej Ewuni wynajął specjalnie cały lokal, żeby ogłosić zaręczyny z pompą.

Swoje dokłada też popkultura, pokazująca, że wielka miłość musi iść w parze z szaleństwem i brawurą, ma być odważnie, nietuzinkowo, tak żeby cały świat widział, podziwiał i zazdrościł. A że te wielkie gesty odwołują się do naturalnej potrzeby bycia kochanym najbardziej na świecie, łatwo im ulec. Oraz poczuć zawód, kiedy znowu było tylko zwyczajnie. I jest trochę prawdy w tym, że sporo osób nie docenia drobnych gestów, mając je za nic, bo prawdziwą wartością byłoby coś, czym można się w szerszym gronie pochwalić – miłe drobnostki
wydają się po prostu za zwyczajne i kompletnie nieromantyczne, a przez to się tworzy wrażenie, jakoby partnerowi nie chciało się i nie zależało. Więc problem nie w tym, że od czasu do czasu chce się czegoś nadzwyczajnego, tylko w tym, że nie dostrzega się rzeczy naprawdę wartościowych. Ze szkodą dla siebie i niedocenianego partnera.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>