Czy małżonkowie muszą spać razem?
Małżeńska sypialnia to jedno, wspólne łóżko. Jest oczywiste, że mąż z żoną śpią razem, w końcu dzielenie łoża to niejako kwintesencja poważnego, intymnego związku. Osobne pokoje małżonków są niedobrym znakiem. Sygnałem, że coś nie klika, szwankuje, a wspólna przyszłość wisi na bardzo cienkim włosku, bo skoro nie da się już nawet razem przebywać w jednym pokoju…
Ale przecież sypialnia nie służy wyłącznie do wymiany czułości. To po prostu prywatny pokój, tyle że w przypadku małżeństwa dzielony z drugą osobą, bo jakoś tak się utarło, że nocy absolutnie nie wolno spędzać z dala od siebie, nawet jeśli tym oddaleniem jest druga sypialnia obok. Czy rzeczywiście spanie osobno musi zwiastować kłopoty?
Od dwóch sypialni krok do rozwodu
Spanie w małżeńskim łożu nie jest tak naprawdę jakąś naturalną potrzebą. To bardziej kwestia przyzwyczajenia i norm społecznych, które wryły się w naszą świadomość na tyle mocno, że dwa osobne łóżka czy w ogóle oddzielne pokoje małżonków wydają się automatycznie czymś dziwnym i podejrzanym. Oczywiście wiele osób autentycznie nie wyobraża sobie spania bez współmałżonka, lecz wcale nie dla wszystkich jest to opcja idealna – śpią razem, bo po prostu tak się robi, gdyby jednak dać im wybór, to nie pogardziliby sypialnią wyłącznie dla siebie.
Wspólne łóżko na początku znajomości ma silny związek z ciągłą potrzebą bliskości – świeżo zakochani muszą się bez przerwy dotykać, pieścić, uprawiać seks, źle znoszą każdą rozłąkę, nie mogą bez siebie wytrzymać. Ale tak jak namiętność i gwałtowne emocje z czasem tracą na intensywności, tak też weryfikuje się inne potrzeby w związku. Z jakichś przyczyn jednak akurat spanie oddzielnie jest dziwną fanaberią, mimo że chodzi w nim dosłownie tylko o spanie.
Można znaleźć badania, które pokazują dość zabawną sprzeczność – sporo osób przyznaje, że przy współmałżonku wysypiają się gorzej (np. z powodu chrapania), a mimo to preferują spanie we dwójkę. Czy chodzi tutaj wyłącznie o bliskość z partnerem, czy może małżeńskiemu łożu przypisuje się zbyt duże znaczenie? Bo taki właśnie jest zazwyczaj odbiór społeczny na wieść, że jakaś para wybrała łóżkową separację – na bank się im nie układa, pewnie w grę wchodzi zdrada, już się nie pragną. Innymi słowy, tylko czekać, aż któreś złoży wniosek o rozwód.
Skąd ten pomysł?
W przeszłości do wspólnego małżeńskiego łoża skłaniały niekoniecznie głębokie uczucia, co względy praktyczne – jedno łóżko było tańsze od dwóch, łatwiej się ogrzać z drugą osobą u boku, jest bezpieczniej, w razie gdyby ktoś niepowołany wtargnął do domostwa. W skromnych warunkach – a w takich większość ludzi żyła – zwyczajnie nie było dość miejsca na oddzielne sypialnie dla pani i pana domu. Ale już w zamożnych rodzinach taki system nie był niczym niezwykłym i małżonkowie, poza wspólną częścią dzienną, mieli do wyłącznej dyspozycji prywatne pokoje.
Z drugiej strony jednak wiadomo, jak to w takich rodzinach bywało. Małżeństwa zawierano z rozsądku, celem było spłodzenie potomstwa i pomnożenie majątku, nie było natomiast potrzeby udawania bliskości kosztem swojego komfortu. I pewnie również dlatego spanie osobno źle się kojarzy – z kontraktowymi małżeństwami, w których chłodna uprzejmość zastępuje miłość. Współczesne związki chcemy budować na szczerej, bliskiej więzi, w czym wspólna sypialnia pomaga jak mało co.
A może wcale nie? Gdy mowa o związkach okrzepłych, po fazie szaleńczego zakochania, oprócz bliskości z małżonkiem marzy się często także o wygodzie. Żeby dało się porządnie wypocząć, wyspać, mieć troszkę przestrzeni wyłącznie dla siebie, w której nikt w niczym nie przeszkadza. Jakość snu ma ogromne znaczenie dla samopoczucia, zdrowia, a także relacji z najbliższymi. Pierwsze wspólne noce są tak gorące, że nie przeszkadza chrapanie, wiercenie, zabieranie kołdry, wstawanie do łazienki, bo liczy się, że ukochana osoba leży tuż obok. Ale po pewnym czasie te rzeczy mogą już serio drażnić.
Miłość a jakość snu
Przesypiamy średnio jedną trzecią swojego życia. To sporo, a jako że sen pełni bardzo istotną rolę, nie należy go bagatelizować. Raczej każdy lubi się dobrze wyspać, co jednak, gdy w tej przyjemności przeszkadza współmałżonek? Czy jeśli jego obecność burzy nasz komfort, wolno mówić o wygaszeniu uczucia? Jak te dwie sprawy naprawdę mają się do siebie?
Wspomniane chrapanie to wielki problem. Jeszcze większy to różne rytmy dobowe – mąż jest na przykład nocnym markiem, podczas gdy żona lubi wcześnie kłaść się spać i wstawać skoro świt. Konflikty wybuchają o niezgaszone światło i przynoszenie laptopa do sypialni, o wybór filmu przed snem, o otwieranie lub zamykanie okna, temperaturę, jedzenie w łóżku, palenie papierosów, rozrzucanie ubrań, wpuszczanie psa pod kołdrę. To niby drobiazgi, ale jednak istotne, wymagające kompromisu, dlatego dla części par sensowniejsze jest urządzenie dwóch niezależnych sypialni zamiast ciągłe użeranie się z sobą.
A w sypialniach potrafi być gorąco, i to wcale nie od namiętnego seksu. Dwie sypialnie potrafią skutecznie rozładować niepotrzebne napięcia; małżonkowie nie wchodzą sobie w drogę, mogą spełnia
zachcianki bez wyrzutów sumienia. Nie są przy tym wobec siebie zdystansowani i od czasu do czasu, w imię miłości, naginają własne przyzwyczajenia żeby pobyć razem. Jednak to, że zazwyczaj sypiają oddzielnie, bardzo im pomaga w utrzymaniu przyjacielskich relacji, jako że znika wiele powodów do małżeńskich sprzeczek.
Seks? Pożycie zamiera u bardzo wielu par, które każdą noc spędzają w jednym łóżku, czyli wspólna sypialnia nie jest jeszcze żadnym gwarantem podtrzymania płomienia. Wiele par sypiających oddzielnie deklaruje, że pod tym względem w ich związkach bardzo dobrze się układa, a rozłąkę w nocy rekompensują sobie czułostkami za dnia – całusami, przelotnymi muśnięciami, uśmiechem, komplementem.
Czy wygoda zabija namiętność?
Nie wszyscy w podobne zapewnienia chcą uwierzyć, bo skoro małżonkowie tak się lubią, to co im przeszkadza we wspólnym spaniu? Argumenty o komfortowym wysypianiu nie trafiają. No musi się coś za tym kryć i żadne nowoczesne wyjaśnienia tego nie zmienią. Najgorzej, kiedy w kwestii podziału sypialni nie ma zgody i tylko jednej stronie wydaje się to sensownym rozwiązaniem – może ona nawet przekonać współmałżonka do swojej wizji, ale najpewniej i tak będzie miał on żal o wymuszoną separację.
Propozycja urządzenia oddzielnych sypialni uruchamia zaraz całą lawinę przeróżnych podejrzeń: już mu się nie podobam, brzydzi się, ma innego, przestał mnie kochać, myśli o zdradzie. Tłumaczenia brzmią racjonalnie, nawet w części można przyznać im rację, lecz mimo wszystko… jakieś to przykre, nienormalne, zaprzeczające bliskości. Brak wspólnej sypialni jest trochę jak odejście małżonka – cała reszta to za mało, by mówić o pełni szczęścia.
I rzeczywiście się zdarza, że początkowo świetny pomysł ewoluuje w niebezpiecznym kierunku. Robi się za wygodnie, coraz rzadziej zagląda się do drugiego pokoju, coraz mniej sytuacji, w których chciałoby się pookazywać sobie więcej śmielszych czułości. Zostaje przywiązane, ale miłosna namiętność traci na intensywności. Rodzi się dystans, którego gdyby nie separacja, to możliwe, że dałoby się uniknąć.
Wspólne łóżko to za mało
Jest jednak opcja, że wcale nie. Kontakt fizyczny między małżonkami jest ważny, ale wspólna sypialnia nie jest jedynym miejscem do budowania fizycznej bliskości. Dlatego istotne jest, co faktycznie spowodowało sypialnianą separację – chodziło o te okruszki z krakersów, oglądanie true crime po nocach i zakręcanie kaloryfera, czy raczej o zniechęcenie partnerem, sprytnie maskowane troską „bo nie chcę cię budzić przed czasem”. Albo już ma się dosyć oglądania żony w wałkach i maseczkach, a męża nieogolonego, bez żenady dłubiącego w nosie, w niezbyt świeżych gaciach, ale nie bardzo wiadomo jak to grzecznie powiedzieć – oddzielne pokoje oszczędzają takich widoków.
Badania nie są tu zgodne. Jedne pokazują, jak ważne dla intymności i trwałości związku jest spanie razem, w innych wychodzi, że szczęśliwymi i spełnionymi mogą być także małżonkowie sypiający w oddzielnych pokojach. Dużo gorsze jest oddalenie emocjonalne, a zadowolenie ze związku nie kończy się bowiem na spaniu w jednym łóżku – jeśli para nie będzie o siebie dbać i się wzajemnie szanować, spędzanie nocy pod wspólną kołdrą niczego nie załatwi.
Zostaw komentarz