Główne menu

Czy mama powinna być najlepszą przyjaciółką swojej córki?

Między matką a córką tworzy się niezwykle silna, jedyna w swoim rodzaju więź. Nawet kiedy ta matka jest fizycznie nieobecna, niezainteresowana wychowywaniem potomstwa, więź nadal istnieje, a uwolnienie się od toksycznego rodzica wymaga ogromu pracy. Od mamy ciężko po prostu się odciąć, cokolwiek by ona miała na sumieniu, a jakość wzajemnych relacji ogromnie wpływa na późniejsze życie.

Oczywistym jest więc, że w idealnym układzie córka pozostaje z matką w serdecznych stosunkach. Ale przechodząc do konkretów, jak bliska powinna to być zażyłość? Fajna mama to skarb, czy to jednak oznacza, że musi być przyjaciółką dla swojej córki? A może wcale nie na tym opiera się jej fajność?

Czy mama powinna być najlepszą przyjaciółką swojej córki?

Czy mama powinna być najlepszą przyjaciółką swojej córki?

Mama zbyt „mamina”

Za młodu dziewczyny bardzo często żałują, że ich matka jest taka sztywna. Zasadnicza. Marudna. Niczego nie rozumie. Nie to, że jest jakimś potworem, aż tak to nie – dba o dzieci, wstawia się za nimi, pomaga, czasem wyręcza, piecze doskonałe ciasto, pół nocy szyje wymarzony strój na szkolną zabawę. Oficjalnie mówiąc: dobrze wypełnia rodzicielskie obowiązki. Czegoś jednak w relacji z nią brakuje.

Brakuje bliskości. Takiej innej niż ta domyślna miłość między rodzicem a dzieckiem. Matka męczy swoim utyskiwaniem. Tym, że każe zbierać ciuchy z podłogi, wstawić talerz do zlewu, przeczytać zadaną lekturę. Jest staroświecka, nieżyciowa, za niczym nie nadąża. Można jej powiedzieć „potrzebuję blok techniczny na jutro” i ten blok znajdzie się w plecaku, lecz tylko spróbuj wyjść poza przyziemne sprawy, i po zrozumieniu. Nie dość, że nie przyzna racji, to jeszcze skarci, skrytykuje, wyśmieje, zlekceważy. Nie można jej zaufać, po prostu.

Inaczej niż ta mama tej jednej koleżanki z „fajnego domu”. Ta, która bez skrępowania opowie o seksie, pozwoli późno wrócić z imprezy, na obiad poda pizzę zamiast brokułów, nie rozpęta piekła, kiedy przyłapie nieletnich na popalaniu papierosów. Jest całkiem inna, bardziej wyrozumiała, luzacka, nawet z wyglądu niczym nie przypomina typowej, nudnej mamy. Dla swojej córki będzie raczej kumpelą niż surowym rodzicem, a to wielu nastolatkom wydaje się ideałem.

Zrozumienie pewnych zasad z rodzinnego domu przychodzi z czasem, jednak żale córek nie zawsze są zupełnie nieuzasadnione, wynikające z wieku i dziecięcej niedojrzałości, a postawy matki nie da się wytłumaczyć jedynie wychowywaniem. Wielu matkom faktycznie lepiej nie mówić wszystkiego, bo ich reakcja jedynie pogorszy sytuację. Nie można się im zwierzyć, opowiedzieć szczerze o własnych myślach, uczuciach, pragnieniach… Wspólnie spędzany czas niekoniecznie jest jakimś dramatem, ale czuć w głębi serca, że to nie jest apogeum bliskości.

Dwie psiapsiółki

To w ostatnich latach zdaje się mocno zmieniać, a przynajmniej takie wrażenie dają media społecznościowe. Między matką a córką niespecjalnie czuć różnicę pokolenia, tak w wyglądzie, jak i w zachowaniu, poglądach, spędzaniu wolnego czasu. Coraz częściej widać, że matka z córką żyje na przyjacielskiej stopie, i to bardzo dosłownie – tak jak z koleżankami rówieśniczkami, nastolatka wymienia się z mamą ciuchami, plotkuje o chłopakach, idzie razem na koncert albo imprezę w pubie.

Co w tym złego, że mama z córką dobrze czują się w swoim towarzystwie i są blisko? Na pozór nic. Pytanie, co z tego wynika, i czy obie kobiety łączy coś więcej niż beztroskie psiapsiółkowanie. Kiedy bowiem córka staje się przyjaciółką dla matki, istnieje ryzyko, że proces wychowywania młodego człowieka skręci w złą stronę. Początkowo tych zagrożeń się nie dostrzega, wręcz przeciwnie – obie strony zadowolone, konfliktów prawie nie ma, w domu nie słychać wrzasków, trzaskania drzwiami, płaczu, złorzeczenia sobie, czyli tego, co
powszechnie towarzyszy „normalnemu” wychowywaniu dorastającej córeczki.

Problem w tym, że koleżeństwo/przyjaźń zakłada pewną równość. I choć to dobrze, kiedy rodzice traktują swoje potomstwo jak ludzi, to „jak ludzi” nie powinno oznaczać „jak dorosłych”. Nawiązując przyjacielską więź z dziećmi, matki często się łudzą, że dzięki temu unikną bolesnych doświadczeń i życie z dojrzewającą nastolatką nie okaże się takie trudne jak w innych domach – że one, dla odmiany, będą przez własne dzieci lubiane. Może podchodząc do córki jak do dorosłej kobiety, ta nie będzie tyle pyskować, posłucha w końcu dobrych rad, zamiast wiecznej niechęci do starej okaże jej nieco szacunku? I sama idea nie jest wcale  najgorsza – dopóki mama pozostaje mamą, a nie tylko fajną kumpelką.

Za duże obciążenie

Zawsze dobrze jest dążyć do bliskich, ciepłych, opartych na zaufaniu relacji z dzieckiem, kłopot w tym, że nie każda matka wie, gdzie postawić granicę. I właśnie kiedy tych granic nie ma, przyjaźń matka-córka najpewniej okaże się szkodliwa, dla obu stron, ponieważ zniknie naturalna hierarchia – mama przestanie być wzorem i przewodnikiem, a córce ciężko będzie odgadnąć, na czym w zasadzie polega jej rola w domu.

Jeszcze gorzej, kiedy córka zostanie powierniczką poważnych problemów i niejako oczekuje się od niej, że pomoże matce znaleźć sensowne rozwiązanie, bo to raczej nie jest zadanie dla dziewczynki z podstawówki, a nierzadko także dla licealistki. Córce oczywiście może początkowo schlebiać, kiedy mama pyta ją o trudne sprawy i szczerze się zwierza ze swoich dylematów, ale z czasem to zaufanie najprawdopodobniej przemieni się w brzemię, którego młoda dziewczyna wolałaby jednak nie nieść.

I nawet jeśli nieletniej córce uda się dźwignąć ciężki temat, zrobi to wielkim kosztem, bo zamiast mieć oparcie w rodzicach, to ona musi przejąć ich obowiązki. Czego bardzo się boi, zwłaszcza gdy uzna, że od tego zależeć będzie aprobata jej matki. Na dłuższą metę ten stopień zażyłości bardziej osłabia więź z matką niż ją wzmacnia, ponieważ córka, zamiast spodziewanej bliskości, odczuwa głównie stres, niepokój, lęk przed kolejnym wyzwaniem
ponad siły. Z tego zaś nie płynie żadna pożyteczna nauka, córka wcale się nie rozwija, tylko przedwcześnie musi stać się dorosła – co najczęściej prowadzi do traum i niezdrowych relacji z rówieśnikami.

No to w końcu co mi wolno?

Bez jasnych granic i jasnej hierarchii córka poczuje się zagubiona, i gdzieś po drodze umknie jej doświadczenie bycia po prostu dzieckiem – bo nastolatka, nieważne jak mądra i rozsądna, zwyczajnie nie może wiedzieć, co czuje osoba średnio ponad dwie dekady starsza, która swoje już przeżyła. Siłą rzeczy, w bardzo młodym wieku, nie ma się jeszcze przemyśleń dojrzałego człowieka, więc choćby już tylko z tego powodu przyjaźń z mamą, osobą ze starszego pokolenia, odbywa się na zasadach innych niż ze szkolnymi koleżankami.

Co gorsza, mama dodatkowo miesza w głowie, kiedy nagle przechodzi w tryb rodzica, i z koleżanki od plotek staje się tyranem od mycia okien, kary za kolejną jedynkę, szlabanu za godzinne spóźnienie. Dlatego wiele matek, które za bardzo zżyły się ze swoimi córkami- koleżankami, odpuszcza rodzicielskie powinności – pobłaża córce niemal we wszystkim, bo nie chce stracić jej sympatii, i w sumie to nawet nie wie, jak teraz miałaby wprowadzić dyscyplinę. A to czasem prowadzi do prawdziwej patologii, w której córka dosłownie terroryzuje swoją rodzicielkę, wyczuwając jej strach przed odrzuceniem i konfliktem.

Czasami matce chodzi też o to, żeby się mentalnie odmłodzić, zatrzymać starzenie, pozostać częścią młodzieży, dlatego najwspanialszym komplementem będzie dla niej, że są z córką jak siostry. I może do tego stopnia zafiksować się na wizji wiecznej młodości, że poczuje zazdrość o życie córki poza domem, przede wszystkim o inne, dużo młodsze koleżanki. Bo jak to, córcia jednak woli wyjść wieczorem z rówieśnikami? Nie chce obecności mamy na 16- tych urodzinach? No nie tak to miało wyglądać.

Fajna, ale to ciągle mama

Z doświadczenia przeróżnych rodzin można wywnioskować, że najlepsze relacje w już dorosłym życiu córki zazwyczaj mają z tymi matkami, z którymi owszem, łączyło coś na kształt przyjaźni, ale przez cały czas było wiadomo, że mama to mama, i nie wszystko z nią przejdzie. Nie jak z koleżanką w podobnym wieku. Dlatego zdarzały się nieprzyjemne rozmowy i gniewne rozważania pt. „jak ja jej nienawidzę”, kiepskie uczynki miały swoje konsekwencje, nie obyło się bez wywracania oczami na rodzicielskie kazania. Ale ostatecznie dawało to poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji, więc w dłuższej perspektywie niepopularne
posunięcia wobec dorastającej córki procentują znacznie bardziej niż kumpelstwo.

Różnica polega na tym, że nagroda nie przychodzi od razu jak w przypadku mamy-psiapsi, tylko swoje trzeba przeboleć, do czasu aż córka zrozumie, że to naprawdę było dla jej dobra – co ciężko pojąć, kiedy mama nie jest dla córki żadnym autorytetem. Bo jasne, przyjaciółka też może być wzorem do naśladowania, rzecz w tym, że ktoś musi przypomnieć o nałożeniu czapki, ścieleniu łóżka, odrabianiu lekcji.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>