Czy media społecznościowe są groźne?
Świat internetu to świat bardzo specyficzny. Taka mocno podkręcona rzeczywistość, dająca złudne poczucie anonimowości, co zachęca do ekstremalnych zachowań. I właśnie te ekstrema są często wskazywane jako główne zagrożenie, jakie niosą za sobą social media – w realu trochę głupio być jawnie rasistą, ale gdzieś w komentarzach napisać o „właściwym miejscu dla asfaltu” to już można, a nawet są szanse, że ktoś temu przyklaśnie.
W autorskich wpisach ludzie wylewają swoje frustracje, często bywają agresywni, nie stronią od wulgarnych obelg, chętnie biorą udział w internetowych linczach. Czują się bezkarni, co niestety zachęca do przekraczania granic. Ale czy w mediach społecznościowych naprawdę czai się tylko zło?
Jak szybko popsuć sobie nastrój
Ludzie potrzebują towarzystwa, takie więzi są bardzo ważne dla zdrowia, szczęścia i poczucia bezpieczeństwa. Wchodząc w sekcje komentarzy, można jednak odnieść wrażenie, że nie ma większego wroga aniżeli drugi człowiek, choć w sumie powinno się to doprecyzować – nie chodzi o kogokolwiek, a o przedstawicieli przeciwnych frakcji. Bo media społecznościowe bardzo zachęcają do tworzenia koterii i walki często mają taki właśnie plemienny charakter – nasi są cacy, dla wrogów zero litości.
Nie wszyscy mają konta w social media, ale są już one na tyle powszechne, że uchodzą za normalny kanał komunikacji, jak chociażby telefon, stają się nawet platformą do ogłaszania bardziej oficjalnych komunikatów. Można w taki sposób dotrzeć do szerszego grona odbiorców i pozwolić sobie przy tym na nieco luźniejszy ton – właśnie dzięki mediom społecznościowym na przykład policy mają szansę pokazać „ludzką twarz”, co w telewizji, w poważnych programach publicystycznych raczej by nie przeszło.
Ta bliskość z internetową społecznością ma jednak swoje minusy. Samoocenę często budujemy w oparciu o opinie innych oraz przez porównywanie się z nimi, a nigdzie tak skutecznie jak w internecie nie da się stworzyć wrażenia idealnego „czegoś” – pięknego mieszkania, doskonałej sylwetki, pełnej sukcesów kariery, podbojów u płci przeciwnej. Social media są jeszcze względnie młode, więc nie ma zbyt wielu rzetelnych badań na temat ich długotrwałego wpływu na nasze życie, lecz da się je połączyć ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia stresu, spadku samooceny czy nawet depresji.
Jestem brzydka, głupia i na dodatek leniwa
Można mieć świadomość, jak zmanipulowane są przekazy w mediach społecznościowych, a jednak zdjęcia czy wpisy „ludzi sukcesu” potrafią skutecznie wpędzić w doła. Jak to możliwe, że jedna laska ogarnia tak wiele i jeszcze ma czas pisać o tym w internecie? Dlaczego cudze dzieci są tak genialne, czyste i nie sprawiają kłopotów? Czy rzeczywiście wystarczy wstawać wcześniej, żeby mieć super pracę i nie doświadczać mobbingu? Niewiarygodne, że można zasuwać z ciężarami pół godziny i nie mieć na twarzy wypieków, tylko nieskazitelny makijaż.
Po dłuższym przeglądaniu cudzych wpisów można się poczuć jak największy życiowy nieudacznik, co nie pozostaje bez wpływu na samoocenę. Czasem taką zazdrością o osiągnięcia innych można się nieźle zmotywować, zwykle jednak reakcją jest zniechęcenie, brak wiary w siebie, a niekiedy zawiść, która każe pisać złośliwe komentarze, aby tej małpie choć na chwilę zrzedła mina.
Nie prościej byłoby sobie odpuścić? No właśnie, w tym problem, że social media bywają strasznie uzależniające. Jeśli od lajków, serduszek i komentarzy uzależnia się własne samopoczucie, to rodzi się „mechanizm nagrody”, typowy dla nałogów – jak zobaczę, że mój wpis ma tyle polubień i publiczność przyznała mi rację, to łatwiej przezwyciężyć kompleksy i poczuć się jak gwiazdy, których publikacje budziły wcześniej tyle negatywnych emocji. Jest też zjawisko FOMO, czyli strach przed tym, że coś ważnego/ciekawego ominie, i po prostu trzeba co chwilę sprawdzać powiadomienia co by nie wypaść z obiegu.
Zaorać, zmasakrować, łohoho jaki pocisk
Tak jak w realu, w sieci również można wpaść w złe towarzystwo. Zbyt długie przesiadywanie na forach raczej pogłębia poczucie samotności, a do tego może zachęcić do niefajnych zachowań, jako że w mediach społecznościowych łatwo się zradykalizować. Jest oczywiście moderacja, szkodliwe treści są cenzurowane, ale nie wszystkie i nie od razu, więc sporo ścieku do odbiorców trafia.
Jako że najbardziej lubimy piosenki, które już znamy, jest spore ryzyko zamknięcia w banieczce – najchętniej czytamy potwierdzenia dla własnych poglądów, poza tym algorytmy podrzucają takie treści, które odpowiadają upodobaniom czytelnika, więc żeby zapoznać się z innym punktem widzenia trzeba wykonać pewien wysiłek.
Ktoś niezdecydowany czy podatny na wpływy, albo po prostu w gorszej formie po jakimś niemiłym wydarzeniu szybko może się przekonać do fanatycznych teorii. Przemówią do niego „dowody” i „twarde dane”, „logiczne argumenty” i dopasowane do nich przykłady. Nazywa się to ładnie postawą bezkompromisową, lecz na ogół nie ma to wiele wspólnego z logiką czy prawdą. Blisko jest za to do kolejnego zagrożenia – cyberbullingu.
Przemoc w internecie nie jest bezpośrednia, twarzą w twarz, ale to bynajmniej nie znaczy, że jest mniej dotkliwa. W sieci nikt cię nie pobije, ale może ci tym zagrozić. Do tego dołoży szydercze żarty, pogardę, poniżające aluzje, zacznie wmawiać cały szereg rzekomych wad, zachowań i poglądów. W cyberbullingu często wyciąga się na światło dzienne bardzo intymne szczegóły z czyjegoś życia lub wprost kłamie byle tylko oczernić. Jest molestowanie seksualne, oczywiście z argumentacją, że przecież sama tego chciałaś, publikując swoje zdjęcia. To nie jest nowość, lecz dzisiaj, za sprawą mediów społecznościowych, pognębić można kogoś na znacznie szerszą skalę.
Internetowa nagonka na kogoś jest dość powszechnym zjawiskiem, co gorsza krytyka nie zawsze jest nieadekwatna do popełnionego czynu albo jedyną przewiną jest posiadanie odmiennych poglądów. Komentujący bywają bezlitośni, nie stać ich na choćby odrobinę empatii i zrozumienia dla drugiej strony, a w wymianie zdań nie chodzi o dyskusję, ile żeby kogoś zaorać, żeby innych d**a bolała, przejechać prętem po klatce i patrzeć, jak małpy szaleją. Walki w kisielu to przy tych starciach plemion prawdziwie wyrafinowana rozrywka.
Czy jest życie poza internetem?
No jest, wiadomo. Ale przy bardzo dużym zaangażowaniu w media społecznościowe trochę się zapomina o rzeczywistości wokół. Częściej myśli się o świecie wirtualnym, czy i co ktoś napisał, co odpowiedzieć, co nowego się dzieje, przez co trudniej skoncentrować się na codziennych obowiązkach i relacjach z bliskimi. Smutny to obrazek, kiedy paczka znajomych czy para siedzi razem, ale każde jest wpatrzone w ekran.
Na ile jednak jest to zagrożeniem dla relacji społecznych? Uzależnienie od internetu jest faktem i nie ma co tego bagatelizować, jednak z wielu badań wynika, że media społecznościowe częściej są uzupełnieniem dla fizycznego kontaktu niż go całkowicie zastępują. Mnóstwo osób aktywnie korzystających z Tik-Toka, Twittera czy Facebooka prowadzi całkiem bogate życie towarzyskie, natomiast ludzie unikający internetu bynajmniej nie są zawsze pod tym względem szczęśliwsi.
Mając w pamięci zagrożenia, jakie za sobą niesie przesiadywanie w social media, niesprawiedliwością jest mówienie o nich prawie wyłącznie w negatywnym kontekście. Jest tu podobnie jak z grami komputerowymi – powstał obraz odciętego od świata piwniczaka, który lada moment wyjdzie strzelać do niewinnych, podczas gdy większość graczy jest zupełnie normalna, ma przyjaciół, chodzi do pracy i nie zdradza żadnych niepokojących zachowań. Uzależnienie i patologiczne postawy to wciąż na szczęście tylko margines. A koniec świata był przy każdej tego typu nowince – one faktycznie zmieniały społeczeństwo, obnażały ludzką marność, ale też pozwalały uczynić życie wygodniejszym i przyjemniejszym.
Koniec z byciem wyrzutkiem
Jeszcze kilka dekad temu, żeby się dobrze dogadywać z ludźmi, trzeba było być „normalnym”. Odstawanie od reszty miewało czasem przykre konsekwencje, człowiek czuł się odrzucony, niezrozumiany, straszliwie samotny i gorszy. W sieci może znaleźć podobnych sobie, zobaczyć, że wcale nie jest się takim dziwadłem, a nawet że to całkiem powszechne, po prostu kiedyś się o tym otwarcie nie mówiło.
Social media pomagają utrzymać bliski kontakt mimo dzielących kilometrów, znaleźć przyjaciół, stworzyć grupę wokół jakiejś pasji, poznać ciekawe osoby, dzięki którym można poszerzyć horyzonty i dowiedzieć się nowych rzeczy. Jest sporo grup wsparcia, gdzie zamiast obrzucania się błotem użytkownicy udzielają sobie pomocy, choćby słuchając co komu zalega na wątrobie – okazuje się, że trafiając na dobrych rozmówców, można właśnie w social media przezwyciężyć depresyjne stany, pozbyć się poczucia beznadziejności, znaleźć sojuszników.
W mediach społecznościowych można nawiązać cenne znajomości nie tylko towarzyskie, ale i zawodowe. Rozreklamować swój biznes czy szczególne umiejętności, co docenią zwłaszcza artyści albo rzemieślnicy. Prowadząc cywilizowane rozmowy, można się uwrażliwić na pewne kwestie społeczne, zmodyfikować swoje podejście do różnych grup, nawet zmienić zdanie. To prawda, że aktywizm internetowy często jest powierzchowny i kończy się na profilowych nakładkach, jednak dla sporej części takie akcje stają się zaczątkiem czegoś bardzo realnego.
Za dużo obnażania
Co jednak ciekawe, gdy wjeżdża temat mediów społecznościowych częściej można się spotkać z histeryczną paniką i czarnowidztwem, jak to ludzkość zatraciła duszę przez nowe technologie, niż z opisem zagrożeń wynikających z naszej niefrasobliwości. A temat jest rzeczywiście poważny – aż nie chce się wierzyć, ale zadziwiająco wielu stałych użytkowników internetu ignoruje cyberprzestępczość.
Podawanie własnych danych bez zastanowienia, nieczytanie regulaminów, brak zabezpieczeń to nie są pojedyncze wpadki typowe dla sieciowych amatorów. Nie weryfikuje się danych nawet, gdy w grę wchodzą operacje finansowe. Jest wrzucanie na profil szczegółowych zdjęć swojego domu albo karty kredytowej, udzielanie informacji o swojej codziennej aktywności, opowiadanie o pracy, członkach rodziny, sąsiadach, nie dbając o to, że dosłownie każdy może takie wpisy przeczytać. Są śmieszki o nigeryjskim księciu i 5 milionach euro spadku, i jednocześnie w wielu miejscach wykładanie się na tacy potencjalnym oszustom, którzy działają sprytniej niż ów książę.
Użytkownicy portali społecznościowych nie zawsze zdają sobie sprawę, jak mocno ograniczona jest tutaj ich prywatność, wydają się bardziej wystraszeni „upadkiem cywilizacji”. Czyli jak ze wszystkim – nie tyle media społecznościowe są groźne, ile nieumiejętne z nich korzystanie, dlatego warto pomyśleć o swoim bezpieczeństwie, unikać toksycznych miejsc oraz jałowych dyskusji z wrogo nastawionymi przeciwnikami, a kiedy dłuższa przerwa od zaglądania do sieci budzi rozdrażnienie, to jasny sygnał, że chyba internet wszedł zbyt mocno i dobrze by było lekko zmodyfikować swoje nawyki.
Komentarz ( 1 )
Ja myślę, że trzeba sobie przede wszystkim uświadomić, że social media to nie prawdziwe życie. Za to jest to doskonałe narzędzie do kreacji, które świetnie wykorzystują Ci, których podziwiamy. Zamiast więc podziwiać może zacząć kreować?