Czy miłosne niepowodzenia skłaniają do desperacji?
Na jej widok mężczyźni nie odwracają głów. Do niego dziewczyny nie wzdychają. Zamiast komplementów częściej słyszą docinki, na randki prawie w ogóle nie chodzą, bo niby z kim? Kto by ich chciał? Zainteresowanie ze strony płci przeciwnej jest nikłe, jest jednak pewna szczególna grupa, którą przyciąga ów „brak przymiotów”.
Zahukana szara myszka przekonana o swojej brzydocie? Koleś, który nie musi nawet otwierać ust, żeby usłyszeć „nie”? Idealny łup dla osób, które niespecjalnie cenią sobie głębsze uczucia, za to bardzo lubią dbać o swój interes. A czyż można trafić lepiej, niż wiążąc się z ofiarą gotową zrobić dla miłości dosłownie wszystko?
Nieoczekiwane spełnienie marzeń
W idealnym świecie ludzie łączą się w pary z miłości. W świecie rzeczywistym ludziom zdarza się postępować podle. To prawda, nawet w tych udanych, dobrych związkach nie da się całkowicie uciec od egoizmu, lecz jest różnica pomiędzy zdrowym myśleniem o sobie, a instrumentalnym traktowaniem drugiego człowieka.
Główną intencją takich wyrachowanych graczy jest właśnie chęć zgarnięcia jak najwięcej dla siebie. Niska atrakcyjność drugiej osoby staje się jej atutem. Niestety, na zgubę nieszczęsnej ofiary, bo co wydawało się uśmiechem od losu, stać może się przysłowiowym gwoździem do trumny. Zalotnik bowiem wcale nie spojrzał głębiej, on spojrzał dokładnie tam, gdzie odkrył źródło swojej korzyści.
Ktoś niepozorny, niezbyt urodziwy, trochę zaniedbany nie ma łatwo na randkowym rynku. Często doświadcza porażek i na dokładkę słyszy masę nieprzychylnych komentarzy odnośnie swoich braków. Każdy kolejny uczuciowy zawód mocno nadszarpuje i tak wątłą już samoocenę, aż w końcu myśli się o sobie bardzo źle. Że pewnie nic nie jestem warta, że nic nie znaczę w oczach kobiet. Nikogo nie obchodzę, nigdy nikogo nie znajdę, nie zasługuję na miłość. I kiedy w takim stanie trafia się na kogoś, kto całkiem serio okazuje zainteresowanie, bardzo jest trudno zapanować nad emocjami.
Można sobie porządzić
Na celowniku oprawców zazwyczaj są osoby z tzw. syndromem ofiary, czyli osoby zagubione, uległe, wystraszone, niepewne siebie, które łatwo urobić. Ktoś, kto uważa siebie za niegodnego miłości, nie zauważy od razu sygnałów ostrzegawczych, radość ze związku przysłoni mu zdrowy rozsądek.
Początki takich znajomości nierzadko wyglądają bardzo obiecująco, można dać się nabrać. Oprawca stara się pokazać z dobrej strony, adoruje, jest miły, ujmujący, ma w zanadrzu kilka rzewnych historyjek chwytających za serce. Wie, jak oczarować, co powiedzieć, by zmiękły kolana. Nie musi nawet jakoś mocno się starać, bo osoby mocno zakompleksione często tak spragnione są bliskości, że na zwykłe banały reagują zachwytem i szybko się przywiązują. I o to właśnie chodziło.
Dla ofiary nowy związek staje się lekiem na rany z przeszłości i obietnicą cudownej przyszłości. Już nie w pojedynkę, a z ukochanym partnerem u boku. Tyle że po pewnym czasie czuła i wrażliwa kobieta nagle się przemienia w despotkę albo po czarującym dżentelmenie nie zostało śladu. Nastawienie się zmienia – okres miodowy się skończył, teraz ty, mizerna sierotko, musisz się wziąć do pracy.
Partner w roli służby
Obowiązek odpracowania otrzymanej atencji tłumaczy, po co w ogóle wchodzi się w związek z kimś, to kompletnie się nie podoba. Tak, to nie jest partner czy partnerka marzeń, ale ten wybór był w pełni świadomy. To ma być zastrachana istotka, bo tylko ją da się uformować po swojemu, wychować tak, aby posłusznie wykonywała polecenia pana. Bez własnego zdania, za to z jedynym marzeniem: zrobić dobrze swojemu władcy, w nagrodę za to, że łaskaw był zwrócić na taką miernotę swoją uwagę.
To domena osób, które tak samo są po przejściach, ale postanowiły, że już więcej nie dadzą się nikomu stłamsić – taki wet za wet, choć z przypadkowymi ofiarami. To facet, którego boleśnie upokorzyła jego życiowa miłość. To kobieta, która oddała się bez reszty ukochanemu mężczyźnie, a on w podzięce potraktował ją niczym śmiecia. Albo to jakieś traumy z dzieciństwa, złe wzorce z rodzinnego domu, kompleksy związane z wyglądem czy osiągnięciami, które leczy się właśnie poniżaniem słabszych.
Są też ludzie, którzy po prostu za nic mają innych. Nie potrzebują emocjonalnej więzi, chcą jednak mieć określone korzyści, jakie daje związek, jak regularny seks, gorący obiad na stole czy pieniądze. Z kimś, kto się szanuje i ma w kim wybierać ciężko jest ustawić relacje w tak patologiczny sposób, ale przy zahukanej myszce można poczuć się panem.
Bo szara myszka nie odejdzie. Nie zostawi. Zniesie bardzo wiele i jeszcze więcej przebaczy. Pogodzi się ze zdradami. Potulnie spuści głowę, gdy pan okaże niezadowolenie. Pójdzie na każdy numer, byle tylko podtrzymać złudzenie wielkiej miłości. W chwili słabości może i spakuje walizki, ale wróci, bo dokąd pójdzie? Do kogo? Czy ktokolwiek inny zwróci na nią uwagę? I w tym już głowa bezwzględnego okrutnika, by podtrzymać czyjąś niską samoocenę. Utwierdzić w przekonaniu, że kiepskie traktowanie to przejaw wielkiej dobroci.
Same wygody?
Pomysł wydaje się świetny – wyrywasz brzydką dziewczynę albo chłopaka, co wiecznie siedział na ławce rezerwowych. Są zachwyceni odmianą losu, do tego na tyle słabi, że z wdzięczności za okazaną łaskę niczego nie odmówią. Ona będzie trwać wiernie, wspierać, stać grzecznie z boku, oddana całym sercem. On swoją damę będzie wielbił i przed niczym się nie cofnie, by spełnić jej kaprysy.
Ale to często pozory. Nie wszystkim udaje się tak urobić drugą stronę, by była na każde skinienie i do tego nie wywoływała swoją obecnością jakiegokolwiek dyskomfortu. Bo w swoich planach zdobycia uległej służby zapomina się najwyraźniej o tym, że za cichą i służalczą postawą zwykle stoi cała masa osobistych problemów.
Zakochana bez pamięci szara myszka będzie posłuszna, ale swoje emocjonalne uzależnienie połączy z zazdrością, i to taką przez wielkie „Z”. W każdej osobie płci przeciwnej dostrzeże konkurencję, co zakończy się płaczem, pretensjami, robieniem scen, i to w naprawdę bardzo dramatycznej oprawie. Pozostawiona sama sobie może co chwilę wydzwaniać i wysyłać rozpaczliwe wiadomości, pojawiać się znienacka, nawiedzać w pracy albo w domu bez zapowiedzi.
Może też być bardzo nieufna i z jednej strony poddać się miłości, ale z drugiej ciągle ją wystawiać na próby, by zyskać pewność, że to nie ściema – kompleksy oznaczają przecież brak pewności siebie. Czasami taką niepewność zwalcza się szukaniem akceptacji u obcych, więc mimo szaleńczego zakochania, zakompleksiona ofiara będzie potwierdzać własną atrakcyjność, gdzie tylko się da, by zyskać pewność, że można ją pokochać i ten obecny związek ma podstawy by istnieć.
Męcząca nieprzewidywalność
Z zahukaną sierotką w pakiecie powinno się zyskać wygodę i spokój, tymczasem rzeczywistość bywa całkowicie odmienna od tych wyobrażeń. Osoby z niską samooceną zwykle są bardzo wrażliwe na swoim punkcie i nie wiadomo, czy na niewinną uwagę bądź żart nie zareagują histerią albo agresją. Byle błahostka może śmiertelnie urazić i potem będą to w nieskończoność przeżywać, więc jakoś je trzeba ugładzić, co na dłuższą metę jest dość męczące. Można też ukrócić fochy i zaprowadzić porządek pięścią, no ale to już oznacza konieczność przeobrażenia się w brutalnego przemocowca i tak oto z „niewinnego” planu robi się patologia zahaczająca o paragraf.
Uległość też nie zawsze jest tożsama ze spokojną osobowością, a jak doda się do tego traumy z przeszłości i wielkie rozczarowania w miłości, to wychodzi mieszanka niezwykle wybuchowa – to są duże wahania nastroju, ekstremalne reakcje, emocjonalne wybuchy, obsesja na punkcie partnera. To już nie zwykłe walczenie o uczucie drugiej osoby, to staranie się ponad miarę, a próba zagłaskania na śmierć wcale nie jest tak fajna jak wcześniej się mogło wydawać.
Można się przeliczyć
Nie ma gwarancji, że polowanie na płochliwe, mało atrakcyjne osoby przyniesie spodziewane profity. Niektórym to się udaje i rzeczywiście mają „jak w bajce”, bezlitośnie wykorzystując czyjeś nieszczęście, by podbudować własne ego. Ale inni tylko pozornie są panami sytuacji, wcale nie mają tak różowo, a bywa, że przyciśnięta do muru ofiara odwija się bardzo, bardzo mocno. I mści się, nie patrząc na koszty.
Zdarza się nawet, że upolowana myszka wcale nie kocha swojego pana, idzie w ten związek z rozsądku, bo nie chce już dłużej być sama. I tylko przez chwilę odgrywa rolę potulnej służki albo lokaja, po czym zaczyna się mścić na partnerze za krzywdy sprzed lat, chce sobie zrekompensować te wszystkie upokorzenia, jakich doznała ze strony płci przeciwnej. Udaje, że się stara, bo ma zamiar ugrać coś dla siebie i nierzadko jej to się udaje – swoją pozorną uległością usypia czujność drugiej strony i dzięki temu ciągnie niemałe korzyści.
Lubi patrzeć, jak oprawca niespodziewanie sam się przemienia w ofiarę i nawet nie jest tego świadomy. Lubi czuć, że druga osoba cierpi, bo niska samoocena żywi się czasem właśnie takimi rzeczami – tak niby nic nie znaczę, a jednak potrafię zranić i mimo tego ten ktoś nie odchodzi. I co z tego, że kierowany wyrachowaniem partner może się za te sceny później odegrać – udało się udowodnić, że nie jest taki wszechmocny.
3 komentarze
Całkiem ciekawy tekst. Zanim wejdzie się w związek to powinno się wyleczyć ze swoic traumn i kompleksów, bo inaczej nie da się zbudować solidnych relacji.
a jak to zrobic jak nie w relacji? samemu? partnerka powinna mezczyzne wspierac nawet jak ten jest na dnie, mezczyzni robia tak kobietom niejednokrotnie, kobiety do mezczyzn prawie wcale.
Byłem samotnym zdesperowanym facetem. Pewnego dnia spotkałem samotną, zdesperowaną dziewczynę. Od tej pory byliśmy niesamotni i niezdesperowani. Dopóki z nią nie zerwałem 🙁