Główne menu

Czy możliwe są relacje bez kłótni?

My się nigdy nie kłócimy – taką deklarację wygłasza całkiem sporo par. Tak, zgodnie z tym co mówią, w ich związku nie ma żadnych krzyków czy choćby podnoszenia głosu. Żadnych dramatycznych awantur, rozbitych talerzy, teatralnego pakowania walizek. Po prostu, pokojowe rozwiązywanie konfliktów, jak na poważnych, dojrzałych, szanujących się i kochających ludzi przystało. Zresztą nie tylko związek potrafi się obyć bez kłótni, bo spokój we wzajemnych relacjach deklarują też przyjaciele czy bliscy członkowie rodziny.

Ale czy to naprawdę jest do zrobienia? Kłótnia wydaje się czymś nieuniknionym, to bardziej kwestia tego, czy w swoim gniewie nie posuniemy się za daleko, szczególnie kiedy po drugiej stronie jest ważna osoba. I to, że są ludzie potrafiący żyć bez kłótni, wielu wydaje się czymś podejrzanym – tamci muszą kłamać albo ich związek wcale nie jest tak mocny, skoro nawet przez chwilę nic się nie zagotuje.

Cisza to jeszcze nie pokój

Ludzie mają emocje. To fakt. I choć wskazane jest, aby nauczyć się panowania nad nimi, to nie da się wyłączyć na sto procent, więc prędzej czy później gdzieś się uleje. Brak kłótni zdawać się może sytuacją idealną, bo wiadomo jak w gorących sporach bywa – parę słów za dużo, trochę za mocno, wyciąganie starych grzechów, szpilki w najwrażliwsze miejsca. To dość powszechne, że kiedy kurz bitewny opadnie, czuje się trochę wstydu, zażenowania, wyrzutów sumienia. Zwyczajnie niepotrzebny był ten wybuch. A może jednak właśnie był?

Jest sporo takich relacji, na pozór bardzo bliskich i bardzo udanych, bo ludzie ci nie gadają ze sobą podniesionym głosem. Rzecz w tym, że często wcale nie gadają, nie o tych rzeczach istotnych, wychodząc z założenia, że jak się bolącego zęba nie rusza, to on prawie w ogóle nie dokucza. Więc widać spokój, uprzejmość, szacunek, jest miło i przyjemnie, jednak gdy tak dokładnie zacznie się tym ludziom przyglądać, to nagle zaczyna być wyczuwalne pewne napięcie.

Zasadniczo nie ma się do czego przyczepić, bo to nie tak, że oni się w ciszy lekceważą i za plecami wywracają oczami z irytacji. Nie, to naprawdę wygląda jak ilustracja podręcznikowego związku albo wzorcowej rodziny – oni po prostu wydają się tak bardzo zgodni. Ale im dłużej się ich obserwuje, tym więcej widać smutku, zrezygnowania, doskonale ukrytego żalu.

Konfliktu nie ma tylko na pozór

Kłótnia to nie jest idealny sposób na rozwiązywanie problemów i jak najbardziej może przerodzić się w falę niszczącą wzajemne uczucie. Niemniej gdy ludzie się kłócą, to często dlatego, że im zależy – bo gdyby nie zależało, to prawdopodobnie machnęliby ręką i zamiast walczyć wybraliby święty spokój. Kłótnia już nie ma takiego sensu, gdy tak naprawdę wcale już się nie liczy na szczęśliwe zakończenie i nawet nie wierzy, że cokolwiek by mogło się zmienić na lepsze. Wygodniej odpuścić.

Oczywiście, kłócą się także ci, którzy się szczerze nie znoszą albo ot tak, bo są w bojowym nastroju i potrzebują się wyżyć. Nie da się więc sprowadzić kłótni do prostego wniosku, że jak idziemy na noże, to świadczy o wielkim zżyciu. Jednak da się zauważyć pewną prawidłowość – kiedy para przestaje się kłócić, to jest często znak, że oni już się rozstali, tylko jeszcze nie powiedzieli sobie tego oficjalnie. Lub kiedy przestajesz prowadzić ogniste dyskusje z mamą o jakiejś ważnej sprawie, bo widzisz, że to jak grochem o ścianę i ona nigdy tego nie zaakceptuje.

Brak kłótni bywa w wielu przypadkach oznaką rezygnacji. Albo dwie strony wyznają zasadę „nie wywołuj wilka z lasu” – coś jest źle, ale da się przeżyć, a gdy zaczniemy to wywlekać i analizować, nagle się może przerodzić w poważny dramat i nie wiadomo, czy konsekwencje nie będą jeszcze gorsze. Wiele osób nie umie też mówić o tym, co ich boli, nie bardzo nawet wiedzą, jak te emocje nazwać. Dlatego widzą tylko dwa wyjścia – udawanie, że problemu nie ma, lub karczemne awantury. A że nauczyli się dusić bolesne emocje w sobie, mogą prowadzić to na pozór udane życie bez większych konfliktów. Milczą, choć często jest to wrogie milczenie, podszyte gniewem i złością.

Złość bowiem jest tą emocją, od której nie da się uciec. Pojawia się zawsze, gdy coś nie idzie po naszej myśli, ale na szczęście umiemy nad nią zapanować bądź rozładować w kontrolowany sposób. Co jednak ważne, złość informuje o pewnym braku, nieporozumieniu, niewłaściwym zachowaniu drugiej osoby. I o ile to dobrze, że ktoś umie wyhamować zamiast od razu wyskakiwać z krzykiem, tak całkowite unikanie tematu niczego nie rozwiązuje.

Czy można się dobrze pokłócić?

Mnóstwo osób sądzi, że kłótnia jest czymś z gruntu złym. Automatycznie kojarzy się to im z krzywdzeniem drugiej osoby, fatalnym zachowaniem, przekraczaniem granic i długim lizaniem ran po zadanych ciosach. Nierzadko to przekonanie wynosi się z domu, gdzie rodzice faktycznie nie szczędzili sobie przykrych słów i niemal wszystko załatwiali krzykiem, bądź z nieudanych związków czy fałszywych przyjaźni, w których co i rusz dochodziło do niekontrolowanych wybuchów z fatalnymi skutkami.

Kłótnia jednak wcale nie musi być traumatycznym doświadczeniem. Wręcz przeciwnie, pomaga rozjaśnić sytuację i działa lepiej, niż ciągłe zamiatanie brudów pod dywan. W trakcie kłótni przekazuje się drugiej osobie to, co leży na sercu. Przedstawia się swój punkt widzenia, mówi o doświadczonych przykrościach, wyraża sprzeciw, próbuje wyjaśnić powód niezgody. A że odbywa się to inaczej, w nerwach, zamiast na luziku podczas picia wieczornej herbatki? Wciąż ma to więcej plusów niż zakładanie maski.

Konflikty są nieuniknione, ponieważ ludzie się różnią. Nie będą zawsze myśleć tak samo, czuć tak samo, oczekiwać tego samego. Właśnie dlatego w związkach, gdzie bardzo mocno zaznaczona jest dominacja jednej osoby, kłótnie są rzadkością – druga strona jest tak podporządkowana, uległa i zastraszona, że zrobi każdą rzecz, byle tylko nie zepsuć atmosfery i nie doprowadzić do choćby drobnej sprzeczki.

Sam krzyk niczego nie uzdrowi

W kontekście kłótni chętnie się przywołuje stare powiedzenie, że po burzy zawsze świeci słońce. Po burzy może i tak, ale po kłótni to niekoniecznie. W idealnej sytuacji obie strony mówią, co im zalega na wątrobie, jest trochę emocji, podniesionych głosów, wyrzutów, płakania. Lecz generalnie uczestnicy konfliktu słuchają siebie nawzajem i przyjmują do wiadomości niewygodną prawdę. Po czym próbują się dogadać i szukają dobrego wyjścia.

To w sytuacji idealnej. Zaś w tej nieidealnej raczej niewiele jest wsparcia, współczucia i chęci do zgody. Zła renoma kłótni ma swoje podstawy – bardzo wielu osobom puszczają wtedy hamulce. Kłótnia jest ostra, brutalna, z ciosami poniżej pasa. Nie komunikuje się swoich potrzeb – chce się głównie dowalić przeciwnikowi. Padają oskarżenia, ale mimo uszu puszcza się wyjaśnienie. Nie ma opcji, żeby przyznać się do własnego błędu. I klasyka – mówienie o wszystkim, tylko o nie realnej przyczynie konfliktu, bo problemy zastępcze pomagają spuścić parę i jednocześnie chronią przed nadmiernym odsłonieniem. To właśnie zabija uzdrawiającą moc kłótni – pragnie się zmiany, ale bez mówienia wprost, ponieważ jest strach przed zaufaniem komuś w tak wrażliwej kwestii. A jak może być dobrze, jeśli nie ufa się bliskim?

Lepiej się kłócić czy nie kłócić?

Zasadniczo, zdaniem większości psychologów, kłótnie są potrzebne. Ich zupełny brak to zwykle niepokojący sygnał, świadczący albo o radykalnej dysproporcji sił, albo o bardzo letniej temperaturze związku. Mówiąc w uproszczeniu, rzecz jasna, bo nie każda para czy rodzina obywająca się bez kłótni stoi nad przepaścią. Choć tutaj to raczej kwestia tego, jak radzą sobie z trudnościami – oni w rzeczywistości się kłócą, tyle że w cywilizowany sposób, do czego nie potrzebują nawet podnoszenia głosu. Po prostu w powszechnej świadomości tak się wrył ten stereotypowy, toksyczny przebieg kłótni, że nie bierze są za taką kulturalnej sprzeczki wolnej od wyzwisk i trzaskania drzwiami.

W zdrowych kłótniach nie chodzi o pokaz siły i pognębienie drugiej osoby. Nieco bardziej ekspresyjnie przedstawia się swoje stanowisko, ale wciąż z poszanowaniem czyichś uczuć. Co niestety, jest piekielnie trudną sztuką – tak ogólnie ciężko jest zaakceptować cudzą rację, a co dopiero, gdy aż roznosi z żalu oraz złości. Kłócąc się, trzeba być otwartym na drugą osobę, w przeciwnym razie jest to tylko podsycanie konfliktu.

Najgorzej, kiedy w kłótni nie chce się odpuścić, a głównym celem staje się poniżenie przeciwnika, sprowadzenie go do parteru, i dzięki temu udaje się postawić na swoim. Tak jak brak kłótni jest niepokojącym zjawiskiem, tak i ich nadmiar bywa zwykle destrukcyjny, bo gniewne wrzaski pozostają jedyną metodą prowadzenia dyskusji i wcale nie dąży się do rozejmu, tylko do zmuszenia drugiej strony, aby pierwsza wyciągnęła rękę na zgodę. Co pokazuje, że czy z kłótniami, czy bez, ma się sporo do przepracowania.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>