Czy można przewidzieć, jak będzie wyglądać związek?
Związki to jedna wielka niewiadoma. Łączymy się w pary od tysiącleci, a jednak ciągle miłość pozostaje zagadką, i nie wiadomo jak ją znaleźć, a jeszcze bardziej jak utrzymać przy sobie. Wiadomo za to, że miłość nie wybiera, i można się zadurzyć w kimś kompletnie nieodpowiednim, co kończy się złamanym sercem, a nierzadko jeszcze dodatkowymi problemami.
Nieszczęśliwa miłość to bardzo powszechne doświadczenie, lecz jakoś wcale nie sprawia, że ktoś skrzywdzony przez partnera może od razu liczyć na pełne zrozumienie. Całkiem często za to usłyszy, że „trzeba było uważać i wybierać mądrzej”. Nie pomyślałaś zawczasu? Miej pretensje tylko do siebie. Czy jednak rzeczywiście wszystko da się tak doskonale przewidzieć?
Czerwone flagi na horyzoncie
Nim zacznie się na poważnie planować wspólną przyszłość, jest zwykle etap chodzenia na randki, który pozwala lepiej poznać drugą osobę i na tej podstawie można określić, czy coś z tego będzie, czy nie. I już od pierwszego spotkania można wychwycić pierwsze sygnały, informujące o czyimś charakterze, podejściu do związku, poglądach, nastawieniu. Sygnały pozytywne, jak i negatywne, lecz kłopot w tym, że czerwone flagi bardzo często się ignoruje.
Sygnały alarmowe ostrzegają na przykład o tym, że ktoś ma skłonność do agresji, nie umie przyznać drugiej stronie racji, nie jest w stanie normalnie rozwiązywać konfliktów, bywa bardzo krytyczny względem innej osoby, stosuje podwójne standardy, nie bardzo chce się tak na poważnie wiązać i pewnie w niedalekiej przyszłości zacznie zdradzać, stosować przemoc, unikać odpowiedzialności. Naprawdę, nie ma sensu brnąć dalej. Nic fajnego z tego nie wyniknie. I warto posłuchać tych prawdziwie życzliwych bliskich, którzy ostrzegają przed czarnym scenariuszem.
Rzecz w tym, że mózg w fazie zauroczenia niejako odrzuca te negatywne aspekty. Zakochany człowiek albo wcale tych rzeczy nie rejestruje, albo próbuje je sobie jakoś wytłumaczyć, oczywiście na korzyść partnera, bo to przecież niemożliwe zakochać się w jakimś potworze.
Inna sprawa to to, że owe sygnały nie zawsze są bardzo czytelne i dopiero po czasie, już na chłodno, można dostrzec ich sens – to są właśnie te chwile wielkiego zdziwienia pt. „gdzie ja miałam oczy”.
Rzadko bowiem się zdarza, by ktoś tak zupełnie otwarcie informował o swoich wadach i niecnych zamiarach, i w ogóle się nie krył z paskudnym charakterem. Pierwsza randka z toksycznym partnerem raczej nie wygląda w ten sposób, że on zaczyna znajomość od wyzwisk i bicia. Wręcz przeciwnie, stara się być czarujący, i to tylko te ledwo dostrzegalne okruszki sygnalizują, że coś chyba jest nie tak – i dlatego bardzo łatwo je przeoczyć. I
najczęściej lepiej dostrzegają je osoby postronne, ale i tu można się nieźle naciąć, dopowiadając sobie całą historię nie znając pełnego kontekstu.
To znany schemat. Wybranek serca wydaje się doskonały – czarujący, dowcipny, bystry, spełniony zawodowo, mocno wspiera swoją partnerkę, okazuje jej masę czułości, zaskakuje niespodziankami… aż w pewnym momencie przestaje, jest w nim coraz więcej podłości, ale gdy ona zmęczona chce odejść, on znowu swoją charyzmą przytrzymuje ją przy sobie, co prowadzi do kolejnych, tragicznych wydarzeń.
Mogłaś wybrać lepiej
Szczególnie ostro traktowane są kobiety. Jak faceta porzuci żona, to pewnie to zła kobieta była. Dla porzuconych żon usprawiedliwienia najczęściej nie ma. Nie płaci alimentów? Było uważać przed kim nogi rozkładasz. Nie pomaga ci w obowiązkach? Mogłaś wybrać miłego gościa, ale wolałaś łobuza, no to teraz masz za swoje. Słowem, zamiast skarżyć się na złego partnera, pretensje powinnaś mieć przede wszystkim do siebie.
Problematyczny w takich sytuacjach staje się czyjś kiepski gust, a nie fatalne zachowanie. I oczywiście, skoro trafił ci się ktoś tak okropny, to najwyraźniej jesteś kimś bezwartościowym, co raczej nie pomaga w wychodzeniu na prostą i rozsądniejszym układaniu sobie życia na nowo. Dziwna po prostu jest ta niechęć do pokrzywdzonych osób, jak gdyby przez jeden błąd w przeszłości powinni teraz dostać najwyższy wymiar kary, a zamiast pomocnej dłoni należy
im się co najwyżej parę dodatkowych kopniaków.
Zakładając jednak nawet to, że ktoś wiedział wcześniej, czego może się spodziewać i świadomie wszedł w słabo rokujący związek, wciąż zdumiewa życzliwa wyrozumiałość w stosunku do oprawców i brak litości dla ofiary – otoczenie chętnie się nad poszkodowanym człowiekiem znęca, że co on sobie myślał i dlaczego nie myślał, jednocześnie niemal pochwalając tyrana, że po prostu skorzystał z okazji i wybrał przemoc, słusznie, bo czemu
nie. A przeważnie nie jest tak, że komuś marzy się przemocowy romans, tylko kieruje nim dołująca samotność, desperacka chęć wejścia w związek, kompleksy podpowiadające, że na nic lepszego nie stać.
Może być i tak, że ktoś został wychowany w wierze, jak to o miłość czy rodzinę trzeba walczyć wszelkimi sposobami, więc nie odchodzą, bo w ich mniemaniu to właśnie byłoby niedojrzałe i nieodpowiedzialne. Lub wierzą, że jeśli swoją drugą połówkę pokochają jeszcze bardziej, i jeszcze mocniej się postarają, to będzie dobrze, to da się naprawić, to przezwyciężą piętrzące się trudności, a ci którzy mówią „odpuść” są leniwi i nie rozumieją potęgi miłości.
Ale dla takich ludzi jakoś nie ma współczucia.
Czy można przewidzieć przyszłość?
O ile prawdą jest, że wiele związkowych tragedii istotnie da się przewidzieć, tak ludzie mimo wszystko nie są jasnowidzami i zwyczajnie nie posiadają umiejętności rozszyfrowywania potencjalnych partnerów. Tym bardziej, że ludziom często się coś zmienia pod wpływem określonych okoliczności, np. gdy nagle tracą źle zainwestowane pieniądze lub życie po narodzinach dziecka jednak nie okazało się takie jak w wyobraźni. Albo tego rozsądnego, spokojnego męża dopadł kryzys wieku średniego i wszyscy dookoła są w szoku, że z dnia na
dzień porzucił rodzinę i związał się z młodą studentką. Albo gdy przykładna żona stwierdza, że sąsiad z dołu przyda się do czegoś więcej niż tylko pożyczenia wiertarki.
W dyskusjach o tym, jakim cudem ktoś dał się omotać największemu draniowi i teraz płacze, notorycznie pomija się kwestię wyrachowania – toksyczny partner bardzo często posuwa się do sprytnej manipulacji i niezwykle trudno jest przejrzeć jego prawdziwe intencje, a te wychodzą kiedy jest już zwyczajnie za późno. Bo nie każdy szuka po prostu bratniej duszy do partnerskiego związku.
Niektórym chodzi o stworzenie związku zależności, okazywanie dominacji, zdobycie darmowej służby, a dobrowolnie na podobny układ mało kto się zgodzi. Co innego, kiedy prawdziwą twarz okaże się dopiero w chwili usidlenia upatrzonej ofiary – człowiek mocno zakochany, uwiązany jeszcze dodatkowo np. dzieckiem albo kredytem, już tak łatwo nie spakuje walizek. To nie przypadek, jak wiele osób czuje się rozczarowanych po ślubie, gdy już teoretycznie nie trzeba się tak starać – jasne, nie zawsze jest to wynik cynicznych
kalkulacji, tylko zmęczenie licznymi obowiązkami, ale czasem to właśnie odsłonięcie kart, ku rozpaczy drugiej połówki, która sądziła, że oto znalazła partnera marzeń.
Zbyt piękne, aby było prawdziwe
Naszą czujność często usypia na pozór bardzo pozytywny wydźwięk czerwonych flag. Inaczej mówiąc, ignorujemy zakamuflowany sygnał, który na pierwszy rzut oka wydaje się pożądaną cechą. Zachowanie partnera może wręcz doprowadzić do euforii – on bardzo szybko mówi, że kocha, lubi dokładnie te same filmy, dokładnie te same książki, też chce sypialni z fioletową tapetą, też woli rude koty, no nie ma obszaru do sporu. Co za przypadek!
A może wcale nie? Ale haczyk połknięty.
Bo ludzie dopasowani i zgodni w stu procentach nie istnieją. Najbardziej zgrane pary też mają swoje spięcia i mimo licznych podobieństw w niektórych sprawach się różnią, więc ktoś, kto zawsze wydaje się idealny, powinien wzbudzić czujność. Jak jednak odrzucić osobę, która na każdym kroku wpisuje się w oczekiwania? Jak w ogóle jej zwrócić uwagę, no przecież to brzmi na niewdzięczność. Po czym zaczynają się dziać straszne rzeczy, i z miłosnego uniesienia wpada się w czarną dziurę.
Toksyczni partnerzy są mistrzami manipulowania. Wiedzą, co powiedzieć, by zaskarbić sobie przychylność. Wiedzą, co zrobić, by utrzymać przy sobie. Wiedzą również, jak oczarować rodzinę i znajomych, dlatego nawet oni nie ostrzegą w porę, lub ci najczujniejsi zostaną przegłosowani przez „kupioną” resztę. Ale czy są czarujący, czy nie są, opinia publiczna zazwyczaj stanie po ich stronie – z mocniejszym wygodniej trzymać, a przy okazji można sobie powiedzieć, że ja nigdy taka głupia nie będę, co daje po prostu bardzo przyjemne
poczucie kontroli nad własnym życiem. Bo komu potrzebna świadomość, że nieszczęście może dotknąć każdego? Lepiej myśleć, że nas taki los szerokim łukiem ominie.
Zostaw komentarz