Główne menu

Czy można się z kimś rozstać dla jego dobra?

Pary się rozstają z przeróżnych powodów: zdrady, niedopasowania, przemocy, nałogów, różnic światopoglądowych, braku zaufania. I bardzo często stoi za tym po prostu wygaszenie uczuć – miłość była, ale się zmyła, nic nas już nie łączy, nie ma sensu dalej się męczyć. Rozstania bywają paskudne, choć mogą też odbyć się z klasą, a czasem są kompletnie niezrozumiałe dla jednej ze stron, bo pada „zależy mi na tobie, jednak musimy się rozejść, to dla twojego dobra.”

Na czym owo dobro polega? W skrócie na tym, że po zerwaniu życie porzuconej osoby zyska na jakości. Będzie się jej żyło lepiej, bo odejdzie główne źródło nieszczęść i rozterek, czyli partner, który z jakiegoś względu nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Czy za tym jednak rzeczywiście stoi wyłącznie szczera troska, czy może nieco bardziej egoistyczne motywy?

Czy można się z kimś rozstać dla jego dobra?

Miłość czasem nie wystarcza

Miłość zniesie naprawdę wiele, nie naprawi jednak wszystkiego. Można się spierać, czy to w takim razie była ta prawdziwa miłość, niemniej fakty są takie, że niektórym parom zwyczajnie nie wychodzi, mimo że uczucia są. Brakuje po prostu czegoś innego, bądź doszło do jakiejś niespodziewanej komplikacji, która pokrzyżowała szyki i postawiła przyszłość związku pod wielkim znakiem zapytania.

Szczęśliwa miłość zwykle wynika z dobrego dopasowania, lecz niestety, to obie te rzeczy nie są domyślnie ze sobą połączone, dlatego ludzie często się zakochują w kimś totalnie dla nich nieodpowiednim. I to rodzi szereg problemów – miłość, zamiast rozkwitać, przysparza tylko coraz więcej cierpienia. Scenariusze są wtedy różne, bo część par dalej się ze sobą męczy, a druga część rozpada się z mniejszym bądź większym hukiem. Zaś inicjatorem rozstania wcale nie musi być ta strona mocniej pokrzywdzona, tylko dostarczyciel kłopotów, który widzi, że notorycznie łamie partnerowi serce.

Kiedy oczekiwania wyraźnie się rozjeżdżają, to nierzadko osoba, której bardziej zależy, skłonniejsza jest przymknąć oko i stara się jeszcze więcej, a jak wiadomo, to raczej nie prowadzi do szczęśliwego zakończenia – może natomiast nastąpić ono odpowiednio wcześniej, co pozwoli uniknąć strat dużo poważniejszych i traum ciągnących się później długimi miesiącami. Czyli właśnie „będzie jej/jemu lepiej beze mnie”.

Zniknąć prawie bez słowa

Intencje zrywającego mogą się na pozór wydawać bardzo szlachetne – poświęca się, przedkłada czyjeś dobro ponad swoje, dobrowolnie rezygnuje z wygodnego dla siebie układu. Rzeczywistość potrafi jednak być dużo bardziej okrutna i ktoś „chcący dobrze” po prostu znika bez słowa, lub tylko z enigmatycznym „tak będzie dla ciebie lepiej”. Bez żadnego wyjaśnienia.

Czasami to niespodziewane odejście nie jest wcale tak niespodziewane, kiedy się zacznie analizować ostatnie dni i tygodnie. O rozłamie sygnalizowały różne zmiany w zachowaniu, dziwna niechęć do rzeczy, które wcześniej sprawiały przyjemność, rzadsze telefony, bardziej gburliwy ton, emocjonalne oddalenie, i boli tym bardziej, że zamiast jakieś próby naprawienia jest od razu ostre cięcie. Do tego jeszcze protekcjonalny ton, gdy ktoś próbuje wmówić, że dokładnie tego chcesz, że na tym skorzystasz, może tego nie rozumiesz dzisiaj, ale za jakiś czas pojmiesz i w duchu podziękujesz.

Poza rzekomą troską o czyjś dobrostan nie ma właściwie nic, żadnego wytłumaczenia, wskazania problematycznego obszaru, co dla wielu porzuconych osób jest nie do zniesienia – bo jakoś łatwiej ogarnąć miłosny dramat, gdy zna się powód, przynajmniej można z nim dyskutować. „Znowu cię skrzywdzę”, „znajdziesz kogoś lepszego”, „nie zasługuję na ciebie” wcale nie osładzają rozstania, są nawet gorsze niż „już nic do ciebie nie czuję”, ponieważ wysyłają sprzeczny komunikat – nie chodzi o to, że uczucie wygasło, tylko że właśnie z jego powodu doszło do dramatycznej decyzji, a ta po prostu wydaje się bez sensu.

Najgorzej, gdy zrywająca strona nie umie (bądź nie chce) być konsekwentna w swojej decyzji, i wraca, bo jednak „nie mogę bez ciebie żyć”, po czym znowu ma wątpliwości. I tak w kółko, zamiast definitywnie zakończyć sprawę. No ciężko powiedzieć, by takie zachowanie komukolwiek robiło przysługę.

Wygodna wymówka

Egoizm jest dość częstym powodem stojącym za rozstaniem dla czyjegoś dobra. I to niekoniecznie musi być naganne zachowanie. Niektórzy czują, że to nie to, i chcą się w porę wymiksować, a żeby oszczędzić drugiej stronie przykrości, biorą winę na siebie. Czasami celowo nie chcą zdradzać prawdziwego powodu, bo wydaje się im, że to byłoby niestosowne, zbyt bolesne czy upokarzające, a czasami prawda jest bardzo banalna – wolą po prostu inne osoby. Stąd właśnie te wykręty typu kocham cię, ale nie jestem gotów, nie zasługuję na ciebie, jesteś dla mnie za dobry – zrywający sądzi wprawdzie odwrotnie, jednak z przyzwoitości nie chce komuś serwować takiego ciosu.

Ale niektórym zerwaniom faktycznie towarzyszą takie myśli. Ma się świadomość, że będzie tylko gorzej, jednak bez chęci poprawy tego stanu, bo albo tak bardzo na tym związku nie zależy, albo różnice są zbyt poważne, by dało się je przezwyciężyć. Taki ktoś nie czuje głębokiej potrzeby wewnętrznej zmiany, nie chce się dostosowywać, i wie z doświadczenia, że zafunduje drugiej osobie głównie łzy i rozczarowania.

W jeszcze innych przypadkach widać, że związek nie za dobrze rokuje i najpewniej będzie mieć za jakiś czas nieprzyjemne reperkusje, na przykład z powodu dużej różnicy wieku, braku akceptacji ze strony rodziny, pochodzenia z całkiem innego kręgu kulturowego, co by wymagało totalnej zmiany dotychczasowego stylu życia. Po rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw staje się jasne, że to związek bez przyszłości, więc lepiej zachować przyjemne wspomnienie kilku wspólnie spędzonych chwil niż znienawidzić się doszczętnie po latach nieudanego małżeństwa.

Niekiedy stoją za tym własne kompleksy i przekonanie o niedopasowaniu do świata ukochanej osoby, wszak on taki przystojny, wykształcony, z dobrego domu, z sukcesami, i gdzie mi tam, szarej myszce, do niego, pewnie mu zniszczę życie, no to usunę się, niech układa sobie życie jak na to zasługuje. Również wiele osób poważnie chorych podejmuje podobne decyzje, nie chcąc robić z partnera pielęgniarki.

Powodem do rozstania może też być nadmierne jednostronne zaangażowanie. Jedna strona stara się aż zanadto, druga wie, że tego nie odwzajemni, bo nie czuje szaleńczej miłości albo chce związku na luźniejszych zasadach, więcej niezależności. Inaczej mówiąc, nie chce być dla partnera całym światem, a teraz dokładnie tak to wygląda. Partner zbyt serio podchodzi do bycia razem, zbyt intensywnie wszystko przeżywa, związek pochłania go w stanowczo za dużym stopniu, tak że na przykład zawala pracę, żeby zdążyć na randkę albo wydaje pieniądze na drogie prezenty, choć ma zaległe rachunki za prąd.

Czy podejmować decyzję za kogoś?

Rozstając się z kimś dla jego dobra, partner zwykle wychodzi z założenia, że czyni mu wielką przysługę i nie będzie stać drugiej połówce na drodze do prawdziwego szczęścia. Nie będzie dla niego przeszkodą. W tym myśleniu jest jednak coś niedobrego – jedna osoba jest przekonana, że wie, co dla drugiego człowieka będzie najlepsze. Jasne, czasem może to być prawda, częściej jednak to decyzja jednostronna, w której chyba nie bardzo bierze się pod uwagę autentyczne uczucia oraz potrzeby zostawianego partnera.

Bo co jeśli on mówi, że chce zostać, że nie odczuwa żadnych niedogodności, że mu obecny układ odpowiada? Wiadomo, może nie myśleć trzeźwo i na siłę trzymać się związku o lekko toksycznym zabarwieniu, niemniej „dla twojego dobra” brzmi nieco fałszywie, jeśli wcale się nie bierze pod uwagę czyjegoś zdania. I jeszcze uparcie wmawia własną rację jako tą jedyną słuszną. Odwracając sytuację – czy ktoś chciałby kiedyś zostać tak potraktowany dla swojego dobra?

Jakieś strasznie zawiłe, niemalże filmowe historie uniemożliwiające bycie razem są raczej rzadkością. Zrywając, można jednak zrobić komuś przysługę. Jak? Odchodząc wtedy, gdy ma się inne zobowiązania i nie zamierza ich kończyć. Albo gdy wcale nie myśli się o stabilizacji, podczas gdy partner wybiera imiona dzieci i opowiada o budowaniu domu. Nie warto marnować komuś czasu i robić fałszywej nadziei – dojrzalej jest odejść, i to rzeczywiście może być dla czyjegoś dobra.

    Komentarz ( 1 )

  • Jo

    Jakbym czytała o moim związku… Mąż po jednej imprezie na której wyszalał się jak nigdy po kilku tygodniach przyznał, że już mnie nie kocha, chce być szczęśliwy, ale już nie u mojego boku. Kryzys 40.latka pomyślałam… Słowa poradzisz sobie beze mnie (z dwójką małych dzieci i dopiero co podpisanym kredytem mieszkaniowym), szanuję cię i to co robisz dla naszych dzieci. A później, że jesteś toksyczna, za dużo chcesz o mnie wiedzieć (przebywa głównie za granicą, pytanie kiedy będziesz w domu, czy dotarłeś bez problemu na miejsce, czy gdzie jesteś były dla niego atakiem na prywatność)…. Prawie 12 lat po ślubie, prawie 18 razem… Ładny finał, gdy czekasz w domu na kogoś, na kim ci zależy…

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>