Główne menu

Czy panowanie nad emocjami zawsze jest dobre?

Żeby wygrać, trzeba do sprawy podejść na chłodno. Kalkulacją, analizą. Słowem – bez emocji. Bo emocje zaciemniają obraz i skłaniają do podejmowania wybitnie głupich decyzji, które potem ciągną się za człowiekiem, i ciągną, powodując wstyd, rozczarowanie i całą masę innych negatywnych konsekwencji. Dlatego lepiej emocje odłożyć na bok i trzymać się rozumu.

I takim ludziom, co to mają nerwy ze stali, zazwyczaj się zazdrości. Że opanowani, racjonalni, nie da się ich wciągnąć w bezsensowne pyskówki czy namówić do zbyt pochopnego kroku. Poddawanie się emocjom dobre jest dla pensjonarek, ale dojrzała osoba jest odporna na ich działanie. Ale czy to jest rzeczywiście taki powód do dumy?

emocje

Kiedy emocje biorą górę

W stresujących sytuacjach, w chwilach zagrożenia albo podczas krępującej rozmowy zaczynamy odczuwać intensywne emocje. Zwykle nie są one przyjemne, to nie jest pozytywna ekscytacja, tylko raczej gniew, złość, upokorzenie, pełna niedowierzania frustracja, no po prostu coś, co każe równie gwałtownie zareagować. Rozum co prawda wie, że nie warto, lecz w takich chwilach rozum ma często bardzo niewiele do powiedzenia. I trzeba włożyć mnóstwo wysiłku w zapanowanie nad emocjami.

To bardzo cenna umiejętność, ponieważ właśnie pod wpływem emocji robimy strasznie głupie rzeczy. Albo, co gorsza, tracąc głowę w kryzysie, ściągamy na siebie jeszcze większe niebezpieczeństwo. To w złości rzuca się najgorsze obelgi w stronę ukochanej osoby. To przez urażoną ambicję odwija się w pracy idiotyczny numer, który skutkuje dyscyplinarką. To gniew prowokuje do sprzeczki z kolesiem o głowę wyższym, choć każda szara komórka w mózgu krzyczy, że lepiej odejść w spokoju.

Na całe szczęście wiele tych błędów da się jakoś odkupić, ale najlepiej byłoby w ogóle nie doprowadzać do podobnych sytuacji. Dlatego panowania nad sobą uczymy się od najmłodszych lat, choć słowo „nauka” jakoś nie bardzo tutaj pasuje – nie tyle próbujemy znaleźć sposób na okiełznanie emocji, ile je wyłączamy. Jest kiepsko nie dlatego, że emocje istnieją, tylko że nie umiemy nimi odpowiednio zarządzać. Wyłączyć wściekłość jednym guziczkiem? Niestety, człowiek tak nie działa.

Dobra mina do złej gry

Są pewne ramy społeczne, do których musimy się dostosować, żeby nie trafić poza nawias grupy. Choćby nie wiadomo, jak ktoś cię wkurzył w biurze, nie możesz położyć się na podłodze, drzeć wniebogłosy i tupać piętami w podłogę, choć pewnie bardzo by to pomogło rozładować napięcie. Nie, jako cywilizowany człowiek masz zdusić złość w sobie i co najwyżej spokojnym tonem wyłuszczyć swoje racje. Okazanie emocji zostanie odebrane jako brak profesjonalizmu i niedojrzałość.

Wraz z wiekiem okazywanie emocji jest coraz gorzej widziane. Oszczędność w słowach, gestach, opanowanie, stanowczy, ale spokojny ton głosu, reakcje adekwatne do sytuacji – to cechy godne naśladowania. W doniosłych chwilach można pozwolić sobie na odrobinę wzruszenia, a na tragedię zareagować smutkiem, wszak nie jesteśmy cyborgami. Ale ma to być wyważone, bez histerii, z klasą, na tyle, by pokazać człowieczeństwo, ale bez wywoływania w widzach dyskomfortu.

Rzecz w tym, że te zasady ludzie ustalają sobie odgórnie i niekoniecznie ma to związek z ich naturalnymi reakcjami – w jednej społeczności głośny płacz będzie czymś normalnym i wręcz wskazanym w określonych momentach, w innej nawet na pogrzebie matki wypada zachować kamienną twarz i schować łzy pod ciemnymi okularami. A że emocjonalnych wyzwań jest co nie miara, i to każdego dnia, dojście do pełnej kontroli wymaga niesamowitych wręcz pokładów energii.

Po prostu nie wolno

Socjalizacja w tym zakresie przebiega zwykle w bardzo prosty sposób – nie wolno robić pewnych rzeczy, bo nie. Dzieci słyszą głównie „uspokój się” oraz „przestań histeryzować”, i rzadko się im tłumaczy, dlaczego kopanie w fotel jest złe i czym kończy się mówienie siostrze, że jest głupia i powinna zdechnąć. Starsi mają się najczęściej „wziąć w garść”, „nie być dzieckiem” i tyle.

Otoczenie surowo ocenia wychylanie się ponad akceptowalną normę. Są pewne okoliczności łagodzące, przeważnie jednak wrażliwcom sugeruje się naukę powściągliwości, a tym agresywnym zalecana jest wizyta u terapeuty, choć widać tu różnice między płciami – dziewczynki zachęca się do tłumienia gniewu i agresji, u chłopców natomiast tępi się przede wszystkim „miękkie” emocje świadczące o słabości.

Ma to pewne uzasadnienie, bo sporo czasu spędzamy z obcymi ludźmi, na przykład w pracy, na przystanku, w sklepie, tramwaju, i nie muszą oni znosić naszych humorów ani czuć się zagrożeni wybuchami wściekłości. Zachowujemy więc emocje dla siebie. Lecz wiele osób robi to tak często i tak skutecznie, że już nie sposób się przestawić na inny tryb, nawet w związku, w kontaktach z bliskimi. Chłód oraz wycofanie stają się nieodłączną częścią osobowości. No przynajmniej na zewnątrz.

A coś ty taka nerwowa?

Emocje czynią nas ludźmi, ale też stoją w kontrze do rozumu, który to uważany jest za wartość najwyższą. Emocjonalność to słabość, podczas gdy rozum to siła, co bardzo często pojawia się jako argument ostateczny w przeróżnych dyskusjach. Kiedy się nie da kogoś pokonać merytorycznie, sięga się właśnie po sztuczki mające wyprowadzić przeciwnika z równowagi – możesz mieć rację, możesz mówić z sensem, ale jak na koniec wybuchniesz albo się rozpłaczesz, wygrywa ten „opanowany”.

Zresztą wcale nie trzeba wybuchać, wystarczy mieć inne zdanie, a niemający sensownych argumentów oponent uzna „oooo, nerwy puściły”. Zarzut o niepanowanie nad emocjami ma zdeprecjonować drugą stronę i pokazać, że na niczym się nie zna, nie ma racji, a jej osąd jest poważnie zaburzony. Jak gdyby tylko ktoś kompletnie bezemocjonalny umiał myśleć logicznie, posiadał stosowną wiedzę i nie dawał się nabierać na manipulacyjne gierki. Dlatego tak wiele osób zwykło o sobie mówić, że potrafią odciąć się od emocji, są w pełni obiektywni i w zasadzie to całe ich jestestwo opiera się wyłącznie na suchych faktach i trzeźwym rozsądku – emocje są dla słabych i nieogarniętych.

To oczywiście prawda, że emocjami łatwo manipulować, bo jak zobaczysz zdjęcie głodnego, zapłakanego dziecka w lichym kocyku, serce się ściśnie i pójdziesz za jego głosem, a to może być pułapka – dokładnie w ten sposób działają oszuści oraz szkodliwa propaganda. Czy jednak „same fakty” nie mogą kryć podobnej pułapki? Bardzo wiele teorii spiskowych oraz manipulacji kryje się właśnie za chłodnym, na pozór bardzo rozsądnym wywodem.

Po drugie, jak wszystko ocenia się na trzeźwo, umyka czynnik ludzki, czyli właśnie współczucie, chęć ograniczenia krzywdy, a ludzie cierpią naprawdę. Bezemocjonalne wybieranie wyższej korzyści kosztem niewinnych ofiar działa zwykle tylko do momentu, w którym samemu się nie padnie ofiarą bezdusznych kalkulacji bazujących na twardych danych. Podobna racjonalność uzasadnia masę paskudnych rzeczy, jak rasizm czy seksizm, bo przecież „na rozum” kobiety są zwyczajnie gorsze i nie ma się co oburzać na fakty, drogie panie.

Jak długo można wytrzymać bez emocji?

Emocje chowamy nie tylko przez społeczne normy, ale i ze strachu, bo wcześniejsze, bardzo przykre doświadczenia nauczyły, że szczerość w tej kwestii raczej nie popłaca. Rozsądniej, dla własnego dobra, jest schować się za maską, ukryć, co się w duszy kotłuje, zgrywać twardziela i obojętnie wzruszyć ramionami na niską zaczepkę. Mnie to nie rusza. Jest mi to obojętne. Nie dam się sprowokować.

Co rzeczywiście działa, bo jeśli czyjąś reakcją jest kamienna twarz, to właśnie druga, atakująca strona często zaczyna powoli wychodzić z siebie. Tyle że jest jeszcze druga strona medalu – wygłuszone emocje nigdzie nie zniknęły. Na zewnątrz widać, że najgorszy syf spływa jak po kaczce, ale przecież każde z tych doświadczeń zostaje w głowie. I główny problem polega na tym, że gdy tylko się emocje zagłusza i uczy nosić pokerową twarz, to nieprzerobione, negatywne interakcje będą niszczyć od środka.

W wielu rozmowach można zauważyć, jak ludzie wręcz się szczycą tym, ile okropieństw są w stanie znieść i nawet im powieka nie mrugnie. Małe dziecko ginie pod gąsienicą czołgu? No takie życie. Najbardziej obrzydliwe tortury? Meh, mogę oglądać i jeść podczas seansu obiad. Jestem odporny. A nawet już mnie to nudzi. Ja po prostu rozumiem prawdziwe, twarde życie, dlatego nie zginę jak reszta mięczaków, których wystarczy urobić ckliwą opowiastką o chorym dzieciaczku.

Niebezpieczny spokój

Współczesny świat trochę zmusza nas do tego, by wiecznie udawać, że jest ok. Twardzielami są już nie tylko mężczyźni, ale i kobiety, bo jedynie tak można udowodnić, że jest się prawdziwie niezależną i samodzielną. Do tego kult indywidualizmu, który zniechęca do szukania pomocy, a nawet do zwykłego dzielenia się emocjami z innymi, bo nawet przed bliskimi zdarza się nam odgrywać rolę niezłomnego wojownika z tytanową psychiką.

Organizm ma jednak swoje ograniczenia, a tłumienie emocji jest trudne. Jest wyczerpujące. Ciało i umysł muszą się naprawdę mocno spiąć, żeby z uśmiechem odpowiedzieć wrednemu klientowi. Raz, drugi, da się to zrobić, lecz będąc ciągle w takim stanie napięcia wreszcie się wybuchnie. Przeciążony panowaniem nad emocjami organizm funkcjonuje coraz gorzej, jest w stanie ciągłego stresu, którego nie ma kiedy odreagować. To zaś doprowadzić może do problemów z sercem, zaburzeń układu pokarmowego, stanów depresyjnych, chorób autoimmunologicznych, bezsenności. I tak, w dłuższej perspektywie może nawet zabić.

    Komentarz ( 1 )

  • Stokrotka

    Chyba powinno się zachować umiar. Za długie panowanie nad emocjami doprowadza do nagromadzenia frustracji… co może skończyć się niekonrolowanym i bardzo agresywnym wybuchem!!!!

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>