Główne menu

Czy powinno się krytykować wady partnera?

Druga osoba nigdy nie jest idealna. Można ją kochać, akceptować, ale… Zawsze znajdzie się coś, co szczerze irytuje, przeszkadza – no po prostu lepiej, gdyby tego nie było. Z czasem ta drobnostka może urosnąć do rangi poważnego problemu, a nawet stać się pretekstem do rozważań o ewentualnym rozstaniu.

Nawet jeśli początkowo kąśliwe uwagi wygłasza się tylko w myślach, to zwykle przychodzi moment, gdy już nie da się powstrzymać od krzywego spojrzenia, wbicia szpileczki, krytycznej uwagi rzuconej pół żartem, pół serio. Trochę ze złośliwości, ale też z nadzieją, że drugiej stronie da to coś do myślenia. Tylko czy rzeczywiście daje?

„Niewinna” krytyka

Na wyzwiska czy wulgarne obrażanie nie ma miejsca w normalnych związkach. Generalnie chyba każdy się zgodzi, że jeśli para obrzuca się wzajemnie obornikiem, to coś jest bardzo nie halo i czas najwyższy, żeby się z takiego układu definitywnie wypisać. Obelżywy język nie pozostawia wątpliwości, ale dokuczyć można przecież i w „kulturalniejszy” sposób. O, na przykład tak: Nie chciałbyś się zapisać na siłownię? Wiesz, moja mama nie dawała do rosołu pietruszki. W tych spodniach bardziej widać grube nogi. Jest taki szampon na łysienie, powinieneś spróbować.

Nie ma zasadniczo nic obraźliwego w tych stwierdzeniach, nawet można powiedzieć, że to dobre rady. Zwykłe uwagi. O co się tu obrażać? A jednak ludzie się obrażają. Albo udają że nie, lecz w głębi ducha mocno ich to boli i nie mogą zapomnieć. Niewinne docinki nie są bowiem wcale takie niewinne, kiedy wygłasza je ukochana osoba. Ciężko zbyć przykre słowa wzruszeniem ramion; większość podobne przytyki traktuje raczej jako sygnał, że przestajemy się drugiej osobie podobać.

To zaś mocno podkopuje wiarę w siebie, szczególnie gdy przedmiot docinków jest rzeczywistym kompleksem krytykowanej osoby. I co z tego, że partner mógł je nawet wygłaszać w dobrej wierze? Nie brzmią sympatycznie, a im dłużej się o nich rozmyśla, tym większy tworzy się dystans – niby nie jest to brutalna prawda walnięta prosto z mostu, ale ostatecznie delikatniejsze na pozór uszczypliwości wywołują podobny efekt.

Ale to sama prawda

Dokuczanie bardzo przeszkadza w budowaniu intymności. Jak teraz zaufać bliskiej osobie, która każdą niedoskonałość wyciąga na światło dzienne? Kiedy ktoś często słyszy krytyczne uwagi od partnera, to już nie ma ochoty odsłonić się przed nim z kolejną słabością i coraz częściej udaje, zakłada maski, zamyka się w sobie. A czy może być dobrze w związku bez zaufania?

Kłopot w tym, że ludzie zasadniczo źle znoszą krytykę, również kiedy jest ona w pełni uzasadniona. Skoro więc budzi tak negatywne reakcje, to znaczy że co? Dla utrzymania dobrej atmosfery lepiej nie mówić niczego kłopotliwego? Bardzo to wygodne, kiedy komuś nie chce się pracować nad sobą oraz nad związkiem – jak tylko niezadowolony partner coś wytknie, można mu powiedzieć, że się czepia, że zrzędzi, że niczym księżniczce się nie dogodzi albo czego on jeszcze chce od biednej dziewczyny. Najwyraźniej i stawanie na głowie to dla hrabiostwa za mało.

Tyle że dogryzanie komuś rzadko kiedy przynosi spodziewane efekty lub przynosi je tylko pozornie. Niektórzy mogą się unieść ambicją lub wystraszyć, co zdopinguje ich do działania, większość się jednak obruszy i poczuje zrezygnowanie. Pewnie mnie już nie kocha. Ma kogoś innego na oku. Dlaczego mnie nie chce, skoro tak mocno się staram? Wytykanie wad, choćby w żartach, podcina skrzydła, a już szczególnie, gdy za przytykiem idzie pochwała dla kogoś innego. To nie działa, bo po prostu jest wyrazem dezaprobaty, a nie wsparcia, zachęty czy prośby.

Łatwiej dogryźć niż pomóc

Nie ma obowiązku godzenia się na wszystko, co partner sobą reprezentuje. Można mieć do niego zastrzeżenia, można się wkurzać na jego zaniedbania, można oczekiwać zmiany na pewnych obszarach. Ale wbijanie szpileczek jest kiepską strategią, bo nie ma w tym oferty współpracy, czego większość osób w związkach oczekuje. Druga połówka zarabia za mało i brakuje na rachunki? Da się o tym pogadać bez sugerowania, że partner to nieudacznik.

Przymykanie oka na niedociągnięcia partnera rzeczywiście nie jest korzystnym rozwiązaniem – milczeniem niczego się nie poprawi, a zębów nie da się zaciskać w nieskończoność i w końcu wybuchnie jeszcze większa bomba. Uwagę zwracać trzeba, rzecz w tym, by robić to umiejętnie, z wyczuciem, i z propozycją naprawy problemu. Tym bardziej, gdy nie są to sprawy dużego kalibru – szkoda psuć związek dla jakiejś pierdoły, którą łatwo dałoby się rozwiązać sympatyczniejszymi metodami.

Niestety, dogryzanie jest po prostu wygodniejsze. Kiedy partner nie wywiązuje się z jakiegoś obowiązku, łatwiej mu wytknąć, że jest leniem, niż przyznać, że potrzebuje się pomocy podczas sprzątania – to drugie stawia nas w roli lekceważonego petenta, podczas gdy w pierwszej opcji można się poczuć górą. Jasne, jest trudno zachować emocjonalną dojrzałość, kiedy małżonek woli kanapę od pracy w ogrodzie, pytanie tylko, czy pod wpływem uszczypliwości cokolwiek się wcześniej poprawiło?

Celowe pomniejszanie

Docinki są często wyrazem bezsilności, zniecierpliwienia, poirytowania. Chcemy tą drogą coś drugiej stronie przekazać, i tak, czasem też trochę dokuczyć, ale bez wytaczania dział największego kalibru. Co nie znaczy, że takich intencji nigdy nie ma. Bo są, a „niewinne” uwagi to celowe, świadome działanie mające drugą osobę nakierować na jej właściwe miejsce – czyli niżej, żeby przypadkiem nie poczuła się za pewnie.

Subtelne wytykanie wad, aluzje, żartobliwe docinki są narzędziem niezwykle perfidnym. Ciężko je wziąć za przemoc, często nie da się ich nawet podciągnąć pod obrażanie – są one wręcz przedstawiane jako wyraz troski, zaniepokojenia, porada. Są rzekomo podyktowane prawdziwą miłością, ta zaś nie polega jedynie na cukrowaniu. Jest ich niepokojąco dużo, lecz każda brzmi jak drobnostka, więc można pretensję zgasić krótkim „ale o co ci chodzi? jesteś przewrażliwiona”.

Ciągłe docinki pomniejszają krytykowaną osobę – wychodzi ona na głupszą, niezaradną, roztrzepaną, niesamodzielną. Chętnie po takie sztuczki sięgają manipulatorzy chcący wyrobić w ofierze przekonanie, jakoby dostała ona więcej szczęścia niż na to zasługuje i w związku z tym musi zaakceptować swoją podległą rolę. Wiele takich uszczypliwości nie odnosi się do czegoś konkretnego, to raczej ogólna uwaga, ale skonstruowana tak, żeby dopiec i podkopać samoocenę. Jest i podważanie kompetencji – a sąsiad to umiał zarobić na Mercedesa. Cel jest jeden: dać do zrozumienia, że ktoś nie jest dość dobry. Stary, sprawdzony sposób, jak się dowartościować czyimś kosztem.

A co ci się we mnie nie podoba?

Dość typową reakcją na wytknięcie wady jest riposta „a ty…”. I choć zwykle to prowadzi do mniejszej bądź większej sprzeczki, może przy okazji obnażyć intencje drugiej strony. Jeśli bowiem krytykujący kompletnie nie przyjmuje do wiadomości, że sam mógłby mieć jakiekolwiek wady, chętnie za to wytyka je innym osobom, w głowie powinno się zapalić co najmniej pomarańczowe światełko.

Związek to wyjątkowo podatny grunt dla czepialstwa, bo kiedy na kimś bardzo zależy, jego uwag nie puszcza się mimo uszu. I bywa, że pod naporem krytyki ktoś na siłę dostosuje się do wymagań partnera – po dziesiątym z rzędu „jak ty się ubrałaś?” dla świętego spokoju ulubione dresy zostaną wrzucone na dno szafy. Można uznać, że docinki spełniły swoją rolę, ale tak nie jest – ktoś się ugiął wbrew sobie zamiast dojść do samodzielnego wniosku, że ta zmiana faktycznie byłaby korzystna. I któregoś dnia ten żal wreszcie się wyleje.

Celowe czy nie, dogryzanie więcej szkodzi niż pomaga. Z jednej strony pokazuje, w czym tkwi problem, ale z drugiej, niemal z automatu uruchamia mechanizm defensywny – po wytknięciu wad zwykle chcemy się jedynie odgryźć, a nie zastanowić poważnie nad sobą. Co innego, kiedy partner zamiast litanii wyrzutów wyciąga dłoń z ofertą pomocy. I chociaż czasem ledwo co można zapanować nad wbiciem żądełka, to warto rozważyć, czy to się jakkolwiek opłaca – dokuczanie, przycinki, drwienie to całkiem częsta przyczyna rozpadu związku.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>