Czy powinny być specjalne programy wsparcia dla kobiet?
Minęło już całkiem sporo czasu, odkąd kobiety mogą tak samo jak mężczyźni studiować i rozwijać się zawodowo, a jednak wciąż widać pewne nierówności, zwłaszcza na polach tradycyjnie uznawanych za męskie. Stąd zachęty w rodzaju „dziewczyny na politechniki” albo „kursy programowania specjalnie dla kobiet”, aby zachęcić panie do większej aktywności na tego typu obszarach.
Czy to jednak działa? Dodatkowe udogodnienia mają pomóc w przełamywaniu barier, bo choć oficjalnie jesteśmy równi, to stereotypy o niższości intelektualnej kobiet wciąż mają się dobrze. Ale czy takie rozgraniczanie jest rzeczywiście skutecznym wsparciem, czy może raczej pogłębia tradycyjne płciowe podziały?
Tylko dla kobiet
Stypendia czy kursy tylko dla kobiet są dość powszechne. To często programy rządowe lub uczelniane, często też z podobnymi ofertami wychodzą prywatne firmy albo fundacje zajmujące się kwestiami równouprawnienia. Szczególnie duży nacisk kładziony jest na promocję kobiet w STEM, czyli naukach przyrodniczych, technologiach, inżynierii i matematyce, a więc tam, gdzie często dominują mężczyźni. Programy mają ułatwić naukę i budowanie kariery zawodowej, bo nie jest tajemnicą, że właśnie w takich zawodach można liczyć na wyższe zarobki.
Oferty „tylko dla mężczyzn” praktycznie nie istnieją, co rodzi pytanie, czy taka forma wsparcia, która obejmuje wyłącznie kobiety, nie staje się de facto dyskryminacją dla drugiej płci. Bo czy rzeczywiście mówimy jeszcze o wyrównywaniu szans czy też może jedną grupę wyraźnie się faworyzuje? Przecież wobec prawa jesteśmy jednakowi, po co więc jeszcze te dodatkowe, specjalne akcje? Lecz wbrew pozorom, dawanie forów nie zawsze kłóci się z ideą wyrównywania szans. Co więcej, właśnie takie działania owe nierówności pomagają zasypać.
Mentalność ludzi nie działa bowiem tak samo jak przepisy. Nie dziwi, że temat budzi kontrowersje, i można zrozumieć tych mężczyzn, którzy czują się wykluczeni, ale jednocześnie warto pamiętać, przez jak długi czas kobiety były zupełnie wykluczone z różnych dziedzin. Zniesienie czegoś ustawą nie powoduje automatycznej zmiany w myśleniu – jak ktoś jest uprzedzony, to pewnie jeszcze przez jakiś czas takim pozostanie. Inaczej mówiąc, jeśli przez wieki kobieta nie mogła być inżynierem, to otwarcie uczelni technicznych dla wszystkich nie sprawi, że od razu coś takiego jak kobieta-inżynier przyjmie się w powszechnej świadomości. No bo skoro przez tyle lat się nie nadawała, to dlaczego nagle jest inaczej?
Nierówności po prostu nie znikają z dnia na dzień. To proces długotrwały. Tak jak w Europie komunizmu nie ma od ponad trzech dekad, lecz mimo tego podział na bogaty Zachód i biedniejszy Wschód wciąż widać, i to całkiem wyraźnie. Wsparcie skierowane do jednej grupy nie musi zakładać wykluczania drugiej, raczej pomaga w dostosowaniu się do świata, który nie tak dawno temu był niedostępny lub z różnych względów mocno ograniczony.
Na podobnej zasadzie działają chociażby programy dla niepełnosprawnych, by mogli się lepiej zintegrować z otoczeniem i wejść na rynek pracy, czy dla imigrantów, którzy w całkiem nowej rzeczywistości, często również bez znajomości lokalnego języka, mają problem z wdrożeniem się w codzienne sprawy.
Wśród swoich raźniej
Zainteresowanie programami tylko dla kobiet pokazuje, że najwyraźniej mają one sens. Bo tak, nikt świeżo upieczonej maturzystce nie zakazuje składania papierów na politechnikę, ale dla wielu dziewczyn to ciągle jest jakieś obce, nienaturalne środowisko. Kiedy są w mniejszości, zastanawiają się czasem, czy to właściwe dla nich miejsce, zaś widząc kobiecą grupę nabierają większej pewności siebie.
Zajęcia tylko dla dziewczyn pomagają przełamać lęk przed ośmieszeniem, że baba jak zwykle czegoś nie umie. Kobiety na takich kursach są zwykle bardziej otwarte, odważniej zadają pytania, chętniej się angażują. Czują też, że cała uwaga jest skierowana na ich potrzeby, i nie muszą się dostosowywać do męskiego stylu zarządzania czy sposobu pracy w grupach. Jest większa elastyczność i generalnie sporo się z takich zajęć wynosi. Więcej nawet, niż ze szkoleń, gdzie uczestnikami są głównie mężczyźni.
I co ciekawe, właśnie w takim jednolitym otoczeniu kobiety są wobec siebie dużo bardziej przyjaźnie nastawione, jest mniej niezdrowej rywalizacji, za to sporo bezinteresownego wsparcia. Zajęcia skierowane do kobiet często nastawiają się raczej na współpracę niż na konkurencję, łatwiej też znaleźć sobie dobrą mentorkę, która odpowiednio nakieruje i podzieli się doświadczeniem – zwykle innym od tego, jakie ma mężczyzna.
Nie jesteśmy upośledzone
Mimo licznych zalet, programy wsparcia tylko dla kobiet wcale nie są przyjmowane wyłącznie z entuzjazmem. I krytykują je również same kobiety. Co się nie podoba? Ano głównie to, że skierowane do jednej płci programy traktują kobiety jak istoty szczególnej troski. Niczym dzieci, które muszą dostać dodatkowe wsparcie, bo bez niego sobie nie poradzą. I czyż to, że tylko w swoim otoczeniu zyskują na odwadze, nie jest najlepszym dowodem słabości? Jakiż to sukces, jeśli do jego osiągnięcia trzeba było usunąć rywali płci męskiej?
Boli i to, że programy koncentrują się wokół tych bardziej prestiżowych zajęć, i promuje się np. kobiety menadżerki, ale jakoś nie widać namawiania, żeby kobiety spełniały się gdzieś „na dole”, wzorem wielu mężczyzn. Co akurat jednak jest niesprawiedliwym zarzutem – kobiety to mniej więcej połowa siły roboczej, a tylko kilka, kilkanaście procent znajduje się na najwyższych stanowiskach, co znaczy, że z owym „dołem” są doskonale zaznajomione.
„Nie chcę być traktowana specjalnie tylko dlatego, że jestem kobietą” – to najczęstszy argument przeciwniczek programów wsparcia dla swojej płci. Kobiety obawiają się, że to, co miało im pomóc, będzie tylko dodatkową kulą u nogi. Że usłyszą: jesteś tutaj, bo na górę wepchnął ciebie system, a nie talent, praca i wypracowane umiejętności. Że zawdzięcza sukces politycznej poprawności, a nie sobie.
I nie są to zupełnie bezzasadne obawy. Co pokazują na przykład „nagrody dla kobiet biznesu” albo „nagroda literacka dla najlepszej pisarki”, jak gdyby to była inna, oczywiście gorsza kategoria, tak na pocieszenie, bo wychodzi na to, że w normalnej konkurencji, z mężczyznami, kandydatki by poległy już w przedbiegach.
Ja sobie dałam radę sama
Zasadność tego typu programów podważa się też przykładami kobiet, które zdołały zajść wysoko i obyły się bez jakichkolwiek programów wsparcia. Jak się jednak bliżej przyjrzeć tym przykładom, to wychodzi, że wsparcie znacznie by tę drogę ułatwiło i wyeliminowało szereg przeszkód wynikających z dyskryminujących uprzedzeń. Jak notorycznie przywoływana w tym kontekście Maria Skłodowska, która owszem, została noblistką i wybitnie przysłużyła się nauce, ale wielokrotnie jej praca była podważana wyłącznie dlatego, że była kobietą. Można się więc zastanowić, ile zdolnych dziewczyn przepadło po drodze, bo panom naukowcom się nie spodobała ich płeć.
Inna sprawa, że programy wsparcia bywają po prostu źle skonstruowane, zanadto hermetyczne, i ponieważ jest to nośny temat, gra się nimi dla swoich, niekoniecznie szlachetnych celów. Pojawiło się takie zjawisko jak tokenizm, czyli pozorne tworzenie różnorodności w miejscu pracy, w placówkach naukowych, w polityce. Kobiety są z jego powodu traktowane bardziej jak maskotki niż wartościowy nabytek – zatrudnia się je przede wszystkim po to, by firma mogła powiedzieć „patrzcie, jesteśmy bardzo progresywni, kobieta u nas nie jest jedynie sekretarką, ale i dyrektorką.”
To zaś, mówiąc górnolotnie, szkodzi sprawie, bo nie tylko utwierdza seksistów w przekonaniu, że kobiety są bezużyteczne i głupie, ale też sprawia, że sama kobieta zaczyna poddawać w wątpliwość swoje kompetencje. Ciężko bowiem czuć się spełnioną, jeśli zewsząd wybija się narracja o potrzebie parytetów, finansowych zachęt i specjalnego
wsparcia.
Zdaje się też, że sporo kobiet zamiast specjalnego programu oczekuje raczej pozytywnych przykładów. Wolą zobaczyć, że innym się udało, i posłuchać czegoś inspirującego – to daje im większą nadzieję na powodzenie niż zamknięcie z samymi dziewczynami pod sztucznym parasolem ochronnym. A przede wszystkim, by te programy szły w parze z kolejnymi zmianami, bo co z tego, że firma udzieli stypendium, jeśli później deprecjonuje kobiecą pracę? Wsparcie jedynie z powodów PR-owych nie jest żadnym wartościowym wsparciem.
Komentarz ( 1 )
” kobiety to mniej więcej połowa siły roboczej” jestem bardzo ciekawy skąd autorka wzięła tą informacją. Proszę o przytoczenie jakiś badań.
Czytaj więcej: https://kobietapo30.pl/czy-powinny-byc-specjalne-programy-wsparcia-dla-kobiet/