Główne menu

Czy praca powinna być sensem życia?

Bardzo niewielu może sobie pozwolić na niepracowanie. Jasne, pozornie masz wybór, bo przecież nie ma nakazu zatrudnienia, ale co zrobisz bez pracy? Gdzie będziesz mieszkać? Co będziesz jeść? Skąd weźmiesz ubrania? Jak sobie poradzisz podczas choroby? A to tylko te najbardziej podstawowe potrzeby. Praca po prostu oznacza pieniądze, bez których teoretycznie da się przeżyć, jednak lepiej, kiedy one są.

Tyle że praca wyłącznie dla kasy uchodzi za coś mało fajnego. Cała masa ludzi dosłownie nienawidzi swojej roboty, cierpi każdego poranka i już w niedzielę odczuwa zimny ścisk w żołądku na myśl o poniedziałkowym powrocie do kieratu. Dlatego praca powinna dawać satysfakcję, ale często idzie to znacznie dalej – staje się sensem życia. I wręcz się tego w różnych miejscach oczekuje – że pracy zawodowej zostanie podporządkowane wszystko.

Czy praca powinna być sensem życia?

Czy praca powinna być sensem życia?

Czy praca jest potrzebna do szczęścia?

Ludzie od tysiącleci zadają sobie pytania, po co to wszystko. Po co żyjemy. Co zostawić po sobie. Jest oczywiście rodzina, potomstwo i przedłużanie rodu, ale po pierwsze, nie wszystkim to wystarcza, a po drugie, na rodzinny dom ktoś przecież musi zarobić. Pracując nie tylko zdobywa się środki do życia, ale też nadaje sens życiu. I nawet jeśli praca jest ciężka, to lepiej gdy jest, bo bezproduktywne gnicie wcale nie jest takie przyjemne – mimo że siedzisz i nic nie robisz.

Pomijając kwestie materialne, bez pracy życie często staje się puste, nijakie, męczące. Niby nie trzeba wstawać rano, nie trzeba użerać się z szefami i współpracownikami, nie ma idiotycznych poleceń i tej całej mordęgi, z jaką praca czasem się wiąże, a jednak nie każdy odnajdzie w tym radość. Bo praca to także status, można poczuć się użytecznym, nasze starania zmieniają życie innych na lepsze, no i człowiek ma zajęty dzień, nie nudzi się, nie przychodzą mu głupie pomysły do głowy.

Jasne, czas zająć można przecież czytaniem książek, malowaniem obrazów, pielęgnowaniem ogrodu, zabawą z dziećmi albo wnukami, jednak praca tym różni się od hobby, że wymaga odpowiedzialności, pewnej rutyny i struktury, jest mierzalna, osadzona w konkretnej przestrzeni. Nie ma więc takiej dowolności jak przy realizowaniu prywatnych pasji, do tego efekty twojej pracy mają realny wpływ na inne osoby – to dodaje znaczenia i poczucia ważności. Zaangażowanie w pracę to po prostu coś większego kalibru niż przyjemność z relaksującego hobby, a że w dużej mierze ludzi ocenia się właśnie po rodzaju wykonywanej pracy, nic dziwnego, że właśnie na bazie kariery zawodowej często buduje się swoją wartość.

Dlaczego praca w korpo jest tak demonizowana?

Czy praca musi być „sensowna”?

Otóż nie tyle musi, co powinna. Owszem, dla większości kluczowym kryterium pozostają finanse, niemniej od pracy oczekuje się nie tylko wpływów na konto, ale i sensu. Pieniądze, zwłaszcza od pewnego pułapu, nie przyczyniają się wcale do stałego wzrostu szczęścia, co tłumaczy, dlatego wypalenie zawodowe oraz głęboka niechęć do wykonywanych obowiązków służbowych pojawia się także u osób na wysokich i dobrze płatnych stanowiskach.

Bo ludzie chcą dobrze zarabiać, ale chcą też mieć jakiś wkład w budowanie otaczającego ich świata. Praca bezużyteczna, z której nic tak naprawdę nie wynika, zwykle męczy dużo bardziej od nawału obowiązków, które jednak postrzega się jako ważne i potrzebne. Warunki pracy kiedyś były znacznie gorsze, ale najczęściej pracownicy oddawali się czynnościom faktycznie niezbędnym do sprawnego funkcjonowania. I choć raczej nikt nie tęskni za XIX- wiecznym wyzyskiem bez praw pracowniczych, tak brakuje poczucia przydatności, że bez mojej pracy coś się może zawalić.

Nie brak więc osób, które wolą zamienić dochodowe zajęcie na to mniej opłacalne, za to mające znaczenie. Na pracę, którą lubią, i którą otoczenie bardziej doceni. Mając cel, czując zasadność swoich starań, łatwiej zmotywować się do dalszej pracy i zaangażowania, a w końcu kariera zawodowa trwa parę dekad – głupio byłoby przeznaczyć ten czas na bezsensowne rzeczy, których się nie znosi. Przy czym to znaczenie pracy nie oznacza zawsze pasji, którą zamieniło się na źródło dochodu. Najszczęśliwsi zazwyczaj są ci, którzy mają zwyczajną robotę, a po jej zakończeniu mogą się oddać sprawom, które naprawdę lubią.

Tylko właśnie, coraz trudniej jest znaleźć zajęcie niewymagające ogromnych zasobów czasowych.

Czy ciężka praca to naprawdę tak wielka wartość?

Liczy się tylko praca

Współczesne życie na określonym poziomie wymaga sporych nakładów finansowych, czyli zamiast korzystać z postępu i pracować coraz mniej, wielu ulega niezdrowej presji na robienie z pracy głównego sensu życia. Stąd te gadki, że firma jest jak rodzina i razem budujemy lepsze jutro, plus przekaz, że osiem godzin etatu to domena leniwych nieudaczników – człowiek, który istotnie chce być kimś, rozumie, że praca wymaga poświęcenia i wyrzeczeń, nie jeździ na urlopy, nie bierze zwolnień, nie stawia żadnych roszczeń.

Praca już nie nadaje sensu, lecz staje się smutną koniecznością, z czego ciężko się wymiksować. Ma być pasją, ma być fascynująca, kłopot w tym, że większość prac to są zadania mało pasjonujące – po prostu ktoś musi je wykonać, tyle. I nawet jeśli będą to zajęcia bardzo użyteczne, to przez brak fanatycznego zaangażowania można zacząć postrzegać je jako porażkę, no bo praca powinna pochłaniać bez reszty.

Część wchodzi w ten system z przymusu, wszak muszą za coś żyć, ale inni wierzą, że to jedyna właściwa ścieżka. Że nie da się bez wysiłku ponad miarę. I swoimi przekonaniami „zarażają” resztę. Efekt? Praca zawodowa dosłownie ich zżera, nie mają na nic czasu, nie mają zresztą i ochoty. A że często tego trudu szefostwo wcale nie docenia i nie ma upragnionych korzyści, budzi się przekonanie, że świat jest niesprawiedliwy i tylko nas eksploatuje.

Tylko jak się z tego wyrwać, skoro przekaz o poświęceniu pracy jest wszechobecny? Masz się rozwijać, awansować, budować sieć kontaktów, zarabiać, kolekcjonować doświadczenia, wygrywać. I choć z jednej strony wyśmiewa się korporacje oraz jej pracowników, tak z drugiej, jedyny słuszny kierunek to sukces, pozycja, wspinanie się do góry. O pracy nie mówi się jak o miejscu, w którym zarabiasz na chleb. To wręcz nie wypada, bo skupienie na zarobkach świadczy o mentalnym ograniczeniu.

Co pracownik dostaje w zamian?

No dobrze, a jeśli ktoś chce żyć tylko pracą, to co w tym złego? Pytanie pierwsze brzmi: czy rzeczywiście chce? Bo to prawda, że ludzi bezgranicznie oddanych pracy jest sporo, ale dużą część rynku stanowią jednak osoby, które nie tyle chcą, ile muszą. Lub uwierzyły, że taki deal się im w dłuższej perspektywie opłaci.

Tymczasem koszty zwykle przewyższają ewentualne korzyści – „praca marzeń” często doprowadza do tego, że już po 30-tce dogania wypalenie, depresja, chroniczny stres, problemy zdrowotne.

Nagrodą za dobrze wykonaną pracę okazuje się być jeszcze więcej pracy. Nie ma kiedy konsumować owoców swojego sukcesu, a jak zaangażowanie na maksa przerodzi się w prawdziwy pracoholizm, to już w ogóle przechlapane. I podczas gdy dawniej ludzie majętni korzystali właśnie z tego, że nie muszą się zaharowywać na swoje przyjemności, tak dzisiaj bycie non stop zajętym, turbo produktywnym, niedosypiającym świadczy o wysokiej wartości człowieka.

Co niestety, czasem przybiera bardzo nieprzyjemną formę, bo skoro można się dowartościować jedynie pracą, to używa się tego jako narzędzia do gnębienia tych niżej w hierarchii – przekonany o własnej ważności kierownik nie wypuści zespołu wcześniej, bo Wigilia Wigilią, ale plebs na karpia i pierożki musi najpierw zapracować. Trudno też o udane życie rodzinne oraz towarzyskie, ponieważ o więzi trzeba zadbać, a inwestując wszystkie zasoby w rozwój zawodowy siłą rzeczy zaniedbuje się pozostałe obszary.

Dlaczego życie wydaje się bez sensu?

Co tak naprawdę jest sensem pracy?

O pracy jako sensie życia łatwo mówić, gdy to faktycznie jest ciekawe zajęcie, w dodatku zapewniające komfort finansowy. Dla większości jednak praca to praca. Owszem, mogą ją lubić, mogą czuć się dumni z wykonywanej profesji, lecz jest ona jedynie częścią życia, a nie wiodącym motywem. Bo miło jest pracować ze świadomością, że dzięki mnie ludzie idący rano do biura, będą mogli kupić sobie świeżą, chrupiącą bułeczkę, ale kiedy samemu nie ma się kiedy tej bułeczki zjeść w spokoju, to już nie ma tej początkowej satysfakcji.

Znacznie zdrowsze wydaje się traktowanie pracy jako środka do celu – skoro większość nie odziedziczyła po przodkach fortuny, to musi zarabiać, właśnie żeby mieć pieniądze na inne przyjemności. Ludziom chodzi głównie o kontakt z bliskimi – ci wolący spędzić kolejny weekend w robocie zamiast z rodziną na grillu są w mniejszości. Jasne, fajnie przy okazji mieć drogie gadżety, pojechać na luksusowe wakacje, jednak ostatecznie te materialne dobra nie gwarantują satysfakcji. I dzięki dobrej pracy, to się powinno mieć więcej czasu dla siebie, a nie mniej. I więcej spokoju, a nie stresu. W przeciwnym razie po co to wszystko? Jak mówi stare porzekadło: na łożu śmierci nikt nie żałuje, że pracował za mało.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>