Czy przekora jest zaletą, czy wadą?
Przekora może być całkiem urocza, jak i totalnie irytująca, zależy jak na nią spojrzeć. A przede wszystkim – kto i w jakich okolicznościach zamierza się z nami przekomarzać. Drobnych złośliwostek nie żałują sobie znajomi i przyjaciele, często też pewna doza przekory pojawia się przy flirtowaniu, i można nawet powiedzieć, że to świadczy o prawdziwym porozumieniu, wzajemnej chemii, dystansie do siebie.
W przekomarzaniu nie chodzi o to, żeby być bezwzględnie wrednym, ale zarazem głównym celem jest zrobienie czegoś na odwrót, wbrew oczekiwaniom drugiej strony, dlatego przekorę ciężko zakwalifikować. I na pewno jest to rzecz wymagająca dużego wyczucia.
Iść pod prąd. Tylko dokąd?
Przekora cechuje tych ludzi, którzy lubią świadomie sprzeciwiać się innym. Nie ma jednak w tym wielkiej agresji – przekorę ciężko nazwać rozwiązaniem siłowym, brutalnym forsowaniem własnych racji. Owszem, jest pewien bunt, czasem nawet chęć utarcia komuś nosa, niemniej wszystko się rozgrywa w dosyć ugodowej atmosferze. Jasne, niektórym zdarzy się przesadzić, dlatego właśnie przekora jest tak niejednoznaczna, i sporo zależy też od reakcji
drugiej strony – jak pociągnie temat, czy obróci go w żart, czy raczej weźmie bardzo na serio podsycając konflikt.
W przekomarzankach generalnie warto wiedzieć kiedy należy przestać, chyba że celem jest właśnie to, żeby przeciwnika wytrącić z równowagi, zaorać go, postawić na swoim bez względu na koszty. Od efektów końcowych oraz kontekstu zależy zresztą to, jak postrzegamy przekorną osobę. Jeśli to będzie ktoś nielubiany albo chcący nam zrobić przykrość bez wyraźnego powodu, przekorę nazwiemy głupią złośliwością, podłością, zachowaniem niedojrzałym. Ale robiący na przekór może też być niepokornym wojownikiem o prawdę, nieposłusznym systemowi zuchwalcem, człowiekiem znającym swoją wartość, czyli bohaterem, który nie boi się myśleć samodzielnie.
Bo rzeczywiście, przekorę można dość często nazwać myśleniem niezależnym, czy też raczej jego fizyczną konsekwencją – nie tylko mamy jakieś zdanie, ale i otwarcie swój pogląd komunikujemy, postępujemy w określony sposób, niezgodny z oczekiwaniami reszty. Jest to cecha typowa dla indywidualistów, więc chociaż ich postawa czy poglądy mogą irytować, to przynajmniej trzeba docenić odwagę w pójściu pod prąd.
Na przekór, ale w zgodzie ze sobą
Posiadanie własnych, zwłaszcza tych niepopularnych opinii wymaga pewnego wysiłku. Trzeba poddać w wątpliwość „oczywiste prawdy”, sprzeciwić się grupie bądź jakiejś ważnej osobie, wyłamać się z tłumu. W takim ujęciu przekora będzie po prostu formą buntu.
Niekoniecznie w bardzo ważnej sprawie, ale czasem nawet przy drobiazgach jest obawa, że nasz sprzeciw nie zostanie przychylnie przyjęty.
Często chodzi o to, że czegoś nie wolno, co automatycznie budzi w wielu ludziach ochotę, aby czym prędzej ruszyć na barykady. Rewolucyjny zapał może zapłonąć z dowolnego powodu, a im bardziej ktoś próbuje czegoś zakazać, tym więcej woli do walki – co doskonale widać już u najmłodszych dzieci. I czasem chodzić może o temat, który wcześniej w ogóle nie zaprzątał nam głowy, jednak wystarczy, że ktoś nam coś próbuje narzucić. Nie jest z tym wygodnie, dlatego pierwsza myśl to właśnie sprzeciw – zrobię na odwrót, dla zasady. Lub żeby zasmakować zakazanego owocu.
Przekora może być reakcją na próby ograniczenia naszej wolności, kiedy inna osoba chce nam pokazać miejsce w szeregu, upupić, skompromitować. Przytaknięcie byłoby opcją dużo wygodniejszą – zrobienie na przekór raczej nie przysporzy sympatii w sytuacji, gdy chodzi o władzę. Stawiając się, możemy zwrócić uwagę na określony problem, zmusić ludzi do zrewidowania swoich poglądów, do zastanowienia się chociaż, czy na pewno warto postępować jak zawsze.
No już tak mam, nie jestem bezmyślną owcą
Przekora w tej „dobrej” wersji potwierdza, że nie dajesz się podporządkować, wyróżniasz się z szarej masy, masz własny charakter i styl. Umiesz się postawić, gdy trzeba i nie wstydzisz się własnych opinii. Natomiast w gronie znajomych, rodziny, przyjaciół, przekomarzanie się jest pewnego rodzaju grą. Fajną tak długo, dopóki wszystkie strony chcą w niej brać udział.
A z tym różnie bywa, bo czasem takie przepychanki przemieniają się w poważną próbę sił i nie ma w nich już choćby grama dowcipu. Jest tylko pragnienie, by było po naszemu, by druga strona się poddała i zrozumiała, że nie wygra tej potyczki. W związkach, czy między rodzicami i dziećmi, przekorą da się przetestować dopuszczalne granice, a w razie czego skwitować spór wykrętem typu „to tylko żart”. I nie brak osób robiących z tego kluczową cechę osobowości, bo wiecie, ja już tak mam, nie można mnie ujarzmić, daleko mi do grzecznej dziewczynki – mówcie mi „mała Mi”, bo z dumą przyznaję, jestem zołzą.
Przekornie kwestionuje się absolutnie każdy obszar życia, od politycznych poglądów po upodobania kulinarne, ulubiony fason butów, słuchaną muzykę. W żadnym razie nie można być w mainstreamie. Nie można się z nim zgadzać. Co wynika z błędnego przekonania, że aby wyłamać się ze stadnej mentalności musimy odrzucić wszystko wypracowane przez owo stado. W rzeczywistości jest to równie bezmyślne co ślepe podążanie za tłumem, bo za sprzeciwem nie stoi wcale głębsza myśl, a tylko chęć wzbudzenia kontrowersji.
Sztuka dla sztuki
Poniekąd można zrozumieć, dlatego tak wiele osób lubi zaczepki, dumnie podkreślając, że im się udało wyrwać ze schematu. Bo tak jak fajnie czuć przynależność do grupy, to jednak w kupie znika poczucie wyjątkowości, a działając na przekór, można nieco zmienić to postrzeganie. Tym mocniej się tego chce, gdy przeciwnicy nie kryją braku sympatii i nie okazują szacunku. Chcą żebym była A? To będę B. I udowodnię, jak bardzo się mylą.
Kiedy jednak na każdym kroku trzeba manifestować swoją niepokorność, to zwyczajnie staje się nudne i do bólu przewidywalne. Temat zejdzie na gusta filmowe i kandydatów do Oscara?
Na bank przyjdzie mówić coś kompletnie odmiennego od reszty. Towarzystwo lubi wina włoskie? Ależ tylko wina z RPA, włoskie to dla plebsu, bez wyrafinowanego podniebienia.
Chcecie iść do baru? No ja wolę zostać w domu. Planujecie domówkę? Nudy, ja wybieram się rajd po klubach. Twierdzicie, że to czarne? Otóż jest to białe. I tak bez przerwy, byle tylko na kontrze.
Przekora daje im bowiem przekonanie, że mają wszystko pod kontrolą, nie dają się ogłupić, zmanipulować, myślą niezależnie, widzą szerzej, rozumieją więcej. Nie są w większości, ponieważ większość wcale nie ma racji, jest tym wspomnianym stadem z wypranymi mózgami. I faktycznie, swoją przekornością jakoś tam się wyróżniają, odbiegają od tłumu, choć niekoniecznie w takim sensie, na jaki liczą – dla otoczenia są często po prostu wkurzający i tyle.
O co w ogóle jest walka?
Zakazy, nakazy, prowokacje są bardzo skutecznym zapalnikiem, nierzadko jednak kończy się na wewnętrznej złości, fantazjowaniu o buncie i ewentualnie słownym wygrażaniu, że ja to na pewno się nie dam. Ale koniec końców spora część zbuntowanych godzi się z losem albo uważa, że nie ma się o co bić, szkoda czasu i nerwów. Bo jeśli przekora ma zaowocować czymś pozytywnym, to powinna mieć jakieś rozsądne uzasadnienie.
„Głupia” przekora to nic innego niż uparte udowadnianie komuś, że tkwi w błędzie, a prawda jest po naszej stronie. Sprzeciw wyłącznie po to, żeby wywołać burzę, skłócić, nastawić przeciwko sobie, urazić cudze uczucia, wyszydzić czyjś system wartości. Przejechać prętem po klatce i obserwować, jak świat wokół płonie – z czystej głupoty, złośliwości albo kompleksów, a nie po to, by rzeczywiście nakłonić do myślenia.
Bezmyślność przekory polega na tym, że na przedmiocie sporu nawet nie zależy – wcale nie chcesz iść do kina, ciśniesz o wyjście jedynie dlatego, że mąż woli zostać w domu i obejrzeć mecz. Ciągniesz przekomarzanie dalej, mimo że twój rozmówca już nie widzi w tych przepychankach niczego zabawnego, ani tym bardziej nie udaje się dojść do konstruktywnych wniosków. Nie znasz umiaru, a ugodową postawę w każdym przypadku bierzesz za przegraną. Więc tak, dzięki przekorze można wygrać, pytanie tylko, czy będzie to warte ostatecznej „nagrody”.
Zostaw komentarz