Czy przyjaciele mogą zastąpić rodzinę?
Rodzina jest na pierwszym miejscu. Czasami się jej nie znosi, przebywanie z nią strasznie męczy, ale mimo wszystko – dla bardzo wielu osób rodzina to wartość najwyższa. Więź nie do podrobienia. No chyba że zastąpi się ją szczerą, sprawdzoną przyjaźnią, bo niby dlaczego nie?
Coraz częściej można usłyszeć, że taka „rodzina z wyboru” jest lepszym i zdrowszym rozwiązaniem, ponieważ przyjaźń to niewymuszona bliskość, jest więcej punktów wspólnych, można się wreszcie poczuć sobą zamiast wpasowywać się w wyobrażenia rodziców, dziadków, wujków i kuzynek. Na słowo „rodzina” wielu aż się wzdraga, ale gdy mowa o przyjaźni, skojarzenia są wyjątkowo przyjemne. Tylko czy jest sens te dwie więzi ze sobą porównywać?
Rodowe powinności
Źle jest zaniedbywać rodzinę kosztem innych ludzi, i nieważne jak bardzo ci inni są nam bliscy. Mało kogo dziwi za to, że przyjaciele idą w odstawkę, bo jest mus zająć się rodziną.
Bo ona jest numerem jeden, ma się wobec niej określone obowiązki, to jej potrzeby należy zaspokajać w pierwszej kolejności, i dopiero gdy znajdzie się czas wolny, można spotkać się z kimś towarzysko.
O szczególnym statusie rodziny świadczy chociażby to, że jest ona niemal zawsze akceptowaną wymówką – „muszę wyjść wcześniej, bo mama w szpitalu”, „nie mogę przyjść, mąż ma kłopoty”, „odwołuję spotkanie, bo siostra właśnie zadzwoniła, coś niedobrego się dzieje w jej domu” to argumenty, z którymi ciężko dyskutować. W drugą stronę takiego zrozumienia zazwyczaj nie ma – ciężko odwołać rodzinny obiad, bo przyjaciółka w potrzebie.
Jak to tak, obcy przed swoimi?
A co jeśli ci „obcy” są w gruncie rzeczy bliżsi? Nie każdy ma to szczęście należeć do porządnej, fajnej rodziny, z którą utrzymuje się kontakt bez przymusu, po prostu dlatego, że czuje się prawdziwe braterstwo dusz. Co jeśli nie znoszę swojego brata, który gnębił mnie od najmłodszych lat, i rozmawiam z nim tylko dlatego, by rodzicom nie było przykro?
Nie chcę chodzić do dziadka, bo to tyran o paskudnych poglądach? Nie lubię spotkań z matką, która może trzy razy w życiu okazała mi czułość, a tak poza tym nieustannie mnie poniżała? Nie że odcinam się od rodziny zupełnie, ale głęboką, silną więź czuję z przyjaciółmi, którzy nigdy mnie nie zawiedli i nie byli dla mnie wredni.
Z rodziną jest czasem tak, że robi się coś, bo tak trzeba. Musisz jeździć na rodzinne spędy, czego szczerze nie cierpisz i nie widzisz w tym sensu, bo po godzinie wszyscy skaczą sobie do oczu. Musisz zachowywać się w określony sposób, bo babcia, bo ciocia, bo młodszy kuzyn. Nieważne, jak kiepskie są rodzinne stosunki, należy to puścić w niepamięć i nie psuć atmosfery, wszak w rodzinie powinno się sobie wybaczać. I pomagać nawzajem, nawet gdy widzieliśmy się może ze dwa razy w życiu.
Z musu czy z wyboru?
Dlatego tak wiele osób przedkłada przyjaciół nad rodzinę, bo z rodziną różnie bywa, a przyjaciół dobierasz sobie tak, by zyskać bliskość bez emocjonalnego bagażu, niesnasek ciągnących się od pokoleń, irytujących powinności wobec rodu. Ale właśnie ten brak wyboru sprawia, że rodzinna więź jest tak unikalna. To nie od ciebie zależy, kto będzie twoją matką, a kto dziadkiem. Ci ludzie po prostu są, i trzeba ich przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza. Można siostry nie lubić, ale to siostra. Można mieć z rodzicami na pieńku, ale to przecież rodzice. I musi się stać coś naprawdę niewybaczalnego, żeby te więzi definitywnie przeciąć i bez żalu odejść w swoją stronę.
W rodzinnej solidarności nie ma większego znaczenia, czy lubi się kogoś, czy nie – trzymamy się razem, bo w naszej jedności siła, a dbając o wspólny interes, dbamy o powodzenie każdego członka klanu. Z rodziny nie da się tak po prostu wypisać, dlatego te zależności są zupełnie inne niż między przyjaciółmi – to właśnie przyjaciele częściej akceptują „odstępstwa od normy”, ale zarazem ich oddanie nie jest tak bezwarunkowe jak w przypadku rodziców czy
dzieci.
Od przyjaciół oczekuje się wsparcia, jednak poświęcenia mają tutaj swoje granice i przede wszystkim na tę pomoc trzeba sobie jakoś zasłużyć – przyjaźń nie rodzi się od razu, najpierw ma miejsce szereg przeróżnych wydarzeń i to na ich podstawie dochodzi się do wniosku, że tej konkretnej osobie naprawdę życzy się bardzo dobrze. Wydaje się to o wiele sprawiedliwszym systemem niż wspieranie krewnych, którzy do tej pory mieli mnie w głębokim poważaniu, ale teraz noga się im powinęła i reszta rodziny oczekuje, że ja także wyciągnę pomocną dłoń. Albo gdy czuję presję, by obdarować rodzinę prezentami, choć nikt z nich nie przyłożył się do tego sukcesu. W przeciwieństwie do oddanych przyjaciół.
Rodzina zawsze sobie pomaga?
Ta nierozerwalność więzów zmusza ludzi do współpracy. Są i inne zależności, na przykład finansowe albo konieczność opieki nad zniedołężniałym seniorem rodu, więc skoro już jedziemy na tym samym wózku, to więzy krwi nabierają ogromnego znaczenia, nawet gdy ta bliskość wydaje się nieco duszna. Do kogo się zwrócisz z największej potrzebie? O właśnie, teraz widzisz, dlaczego dobre stosunki z krewnymi są takie ważne.
Tyle że rzeczywistość nie zawsze jest różowa. Są rodziny, których nic nie złamie i nikt nie pokona, ale są i takie, które wyglądają jak z najgorszego koszmaru. Spokrewnieni ludzie wcale się o sobie nie troszczą, a jeśli już to robią, to z powodu bardzo konkretnego interesu – weźmiemy chorą babcię do siebie, bo w podzięce ona przepisze swój dom na nas. I do tego jeszcze oczekują, że wpasujesz się w ich wymyślony szablon, w przeciwnym razie zostaniesz
czarną owcą.
Z prawdziwymi przyjaciółmi tak nie ma – właśnie dlatego nimi zostali, że myślą i postępują podobnie, nie są wyrachowani, ich pomoc jest dobrowolna. Dla nich twoje zachowanie to żaden wstyd. Oni rozumieją twoje poglądy. Są po prostu bardziej przychylni i nie stawiają tylu warunków co rodzina. I co ważne, w szczerej przyjaźni nie ma żadnej hierarchii, głów rodu, autorytarnych rządów, upierdliwych tradycji, które z jakichś tajemniczych względów
muszą być kultywowane.
Oczywiście, i w przyjaźniach zdarzają się ciemne momenty, ale ogólnie rzecz biorąc, tej ciemności więcej jest w rodzinach – bo bliskich znajomych, kiedy przejdą na złą stronę, da się dość gładko wyrzucić ze swojego życia. A jeśli chodzi o pomoc, to nierzadko właśnie przyjaciel jest tym, który odwiedza w szpitalu, pożycza pieniądze gdy trafi się dołek, oferuje kanapę, gdy właściciel wykopał z mieszkania, wysłuchuje cierpliwie narzekań po wyjątkowo nieudanym dniu. Nie musi mieć tej samej krwi, by zrozumieć, co znaczy śmierć, choroba, rozwód, trudne dziecko, rozstanie, zwolnienie z pracy, niespłacony kredyt.
Brzydkie pamiątki z przeszłości
Rodzina ma większą tendencję do tolerowania patologii, na przykład tego, że wujek molestował siostrzenicę. Przemilcza się śliskie tematy, ukrywa wstydliwe sekrety, jest trudno wykazać czyjąś winę, nawet w ogóle powiedzieć o niej, bo przecież ciocia i tak ma kupę problemów z wujkiem, a stryjeczna siostra mieszka w Norwegii, więc lepiej z nią nie zadzierać, to pomoże się tam reszcie urządzić. Mówiąc dosadnie, nie s…a się do własnego
gniazda.
Oczywiście, nie dzieje się tak w każdym domu i są familie ostro rozprawiające się z niegodziwymi uczynkami. Nie zmienia to jednak faktu, że wiele osób marzy wyłącznie o tym, by kontakt z krewnymi ograniczyć do niezbędnego minimum. Im więcej w rodzinie patologii i przemocy, tym bardziej człowiek chce się z niej wyrwać, i wtedy nie ma żadnych wątpliwości kto lepszy: krewni czy „rodzina z wyboru”. To przyjaciele wyciągają z bagna,
pomagają odciąć się od bolesnej przeszłości i zacząć normalne życie, bez strachu, ciągłych upokorzeń i płaczu z bezsilności. Nie są źródłem kolejnych traum, stać ich natomiast na akceptację.
Czy jednak mogą tak w pełni zastąpić tradycyjną rodzinę? No właśnie, jest z tym pewien problem. Przyjaźń jest niezwykle ważna dla naszego zdrowia oraz psychiki, niemniej to nie jest substytut rodziny – nie w takim dosłownym sensie. W rodzinie stosunki są częściej nacechowane złością i agresją, ale niekoniecznie wynika to z nienawiści, ile po prostu z codziennego życia – ludzie siedzą sobie na głowie albo są silnie spleceni tymi wzajemnymi
układami, mają więcej wspólnych problemów do rozwiązania, a to rodzi konflikty.
Przyjaciele to bardziej przyjemność – z nimi spędza się więcej czasu na rozrywkach, towarzyskich spotkaniach, łatwiej wyłgać się innymi sprawami, no i zwykle nie prowadzi się razem domu, nie zaciąga na spółkę kredytu. Przyjaciele rzadko kiedy przytłaczają, oczekują poświęceń, próbują przerobić na swoją modłę – jeśli tak się dzieje, nie są prawdziwymi przyjaciółmi i można się z nimi pożegnać.
Jednocześnie, gdy mimo utarczek udaje się zachować z rodziną więź, jest ona jeszcze głębsza niż ta z przyjaciółmi, właśnie ze względu na wspólną przeszłość, mieszkanie razem, rodzinne dramaty, które związały na zawsze.
Najfajniejsza rodzina to przecież taka, w której jest pierwiastek przyjaźni – nawet gdyby nie wspólna krew, to chciałoby się mieć ich w gronie swoich znajomych.
Odrabianie strat
I rodzina, i przyjaciele zaspokajają potrzebę przynależności do grupy, ale grupy te funkcjonują na różnych zasadach. Przyjaźń jest bardziej demokratyczna, równościowa, w rodzinie nie da się uciec od hierarchii, lecz ona też ma swoją funkcję do spełnienia. I nie jest dobrze, gdy wzorce rodzinne próbuje się przenieść na grunt przyjacielski, bo to często wiąże się z pouczaniem, udawaniem, nadopiekuńczością albo roszczeniowością.
Kiedy z rodziną układa się ok, przyjaciele są po prostu kolejną grupą bliskich osób, ale gdy dom był zimny, przemocowy, okrutny, nierzadko ma się przyjaciół głównie po to, by zrekompensowali straty. Tymczasem przyjaciel może pomóc wygrzebać się z traumy, jednak nie stanie się czułą matką, której tak brakowało w dzieciństwie, nie zastąpi siostry, o której się zawsze marzyło, nie wejdzie w rolę troskliwej babci gotującej co niedzielę pierogi, nie będzie zamiennikiem dziecka, którego nie zdążyło się urodzić.
Więc dopóki ktoś nie upora się z demonami przeszłości, nie będzie umiał się przyjaźnić – więź z drugą osobą będzie w pewnym sensie zbyt bliska, obarczona dziwnymi zachowaniami i nierealnymi oczekiwaniami.
Przyjaźń dostarcza coś bardzo cennego, ale wciąż jest innym rodzajem więzi. Jak najbardziej może wystarczyć do szczęścia, jeśli ktoś nie lubi swojej rodziny albo nie chce założyć własnej, jednak dopiero gdy ma się tę świadomość, że to nie jest łatanie dziury po czymś, czego się nie dostało od losu.
3 komentarze
Jestem żywym przykładem ze mogą
Uważam, że jeżeli się chce to można. Nie trzeba brać wszystkiego tak szablonowo i traktować rodzinę jak coś tak zamkniętego
Obszerny teamt tak jak i Ty nam go obszernie opisałaś:): Wedlug mnie nie da sę na to pytanie odpowiedzieć..każdu moze tylko d siebie a wtedy taka odpowiedź będzie zależna od tego jakie ma układy z rodziną czy w przyjaźniach..dla mnie nie ma porównań..rodzina najbliżsi są mi bliscy przyjaciele też ..mi na szczęście tak mi się ułożyło:):)