Czy rzeczywiście dotyka nas plaga samotności?
Żyjemy w globalnej wiosce, na wyciągnięcie ręki mamy cały świat, a jednak czujemy się samotni jak nigdy. Przybywa osób żyjących w pojedynkę, a źle kojarzone „stare panny” i „starych kawalerów” zastępuje neutralny „singiel”. Nie zmienia to jednak faktu, że singlowanie nie dla wszystkich oznacza wymarzoną wolność – niektórym samotność dokucza tak bardzo, że zaczynają mieć myśli samobójcze.
Niestety bądź stety, człowiek jako istota stadna po prostu potrzebuje ludzi. Samotność potrafi być przyjemna, lecz musi wynikać z wewnętrznej potrzeby, tymczasem w wielu przypadkach pojawia się nieproszona, zatruwając życie. Nie jest niczym nowym, choć właśnie współczesność uważa się za „erę samotności”. Czy słusznie?
Przybywa samotników
Liczba singli rośnie. Coraz później wchodzimy w poważne związki i coraz więcej osób decyduje się na życie w pojedynkę. W USA około 50,2 proc. dorosłych to single. W Polsce co czwarte gospodarstwo jest jednoosobowe, za dwie dekady może być już co trzecie. W zasadzie na całym świecie obserwuje się ten trend, choć twierdzenie, że stajemy się populacją odludków, jest trochę na wyrost – związków nie tyle jest mniej, ile zmienia się ich charakter, a na wartości mocno zyskuje przyjaźń, przez wielu ceniona nawet wyżej niż tradycyjne więzi rodzinne.
Samotność jest jednak zjawiskiem, którego nie sposób zignorować. Skąd się bierze? Na pewno po części ze współczesnego stylu życia – jesteśmy dużo bardziej mobilni, co nie sprzyja zapuszczaniu korzeni, mnóstwo spraw załatwiamy przez internet, w ogóle nie rozmawiając z ludźmi, nawet w przypadku rozrywki często wybieramy coś, co nie wymaga kontaktu z innymi, na przykład film na Netflixie, a nie w kinie.
Świat jest dzisiaj tak głośny i zatłoczony, że marzy się o chwili wyłącznie dla siebie, do tego dochodzi jeszcze przekonanie, że na zmęczenie i stres najlepsze jest odcięcie się od źródła wszelkich nieszczęść, czyli ludzi. Tyle że tak drastyczna metoda niekoniecznie przynosi pożądane efekty. Na dłuższą metę samotność jest zła, ponieważ jest wbrew naszej naturze – tak bardzo, że jeśli nie możemy zbliżyć się do ludzi, zastępujemy ich zwierzętami.
Oczywiście, są ludzie, którzy naprawdę nikogo nie potrzebują i najlepiej czują się we własnym towarzystwie, to są jednak wyjątki, większość pragnie obecności drugiego człowieka, bo właśnie w grupie udało się nam przetrwać i budować cywilizacje. Różnie też rozumiemy ten kontakt – jedni muszą codziennie z kimś pogadać, innym wystarczą dwa spotkania na miesiąc, niemniej zawsze jakoś tam chcemy z innymi coś wspólnie porobić. Bo samotność nie jest wtedy, gdy wyłącza się telefon, żeby odpocząć – jest wtedy, gdy telefon jest włączony, ale nikt nie chce do nas zadzwonić. Nie bez powodu izolacja to jedna z najcięższych kar, tak dla dzieci, jak i dla dorosłych.
Rany, jak mi źle
Wymuszona samotność nie jest chorobą, ale może do niej prowadzić – zdaniem naukowców, to równie groźne dla organizmu jak nałogowe palenie papierosów, otyłość czy brak aktywności fizycznej. Nieszczęśliwi w swojej samotności ludzie często zapadają na choroby serca i depresję, są bardziej podatni na nałogi i bardziej narażeni na wypadki. Ta świadomość, że w łóżku nikt nie czeka, a obiad znowu trzeba jeść samemu, naprawdę bywa zabójcza.
Odcięci od świata samotnicy są jakby w zawieszeniu – żyją, ale w ogóle tego nie czują. Przytłacza ich pustka, w niczym nie widzą już sensu, wpadają w kompleksy, mają się za bezużyteczne, bezwartościowe jednostki, którymi nikt się nie przejmuje. Nieraz do tego stopnia, że nienawidzą szczęśliwych par trzymających się za rękę, rodziców bawiących się z dziećmi, hałaśliwych grupek świętujących urodziny jednego z przyjaciół. Nienawidzą świąt, długich weekendów, wakacji i Walentynek, bo wtedy jeszcze dotkliwiej odczuwają własną izolację. A kiedy widzą, że lata mijają i nic się w tym względzie nie zmienia, ich przygnębienie prowadzi do wniosku, że najwyraźniej nie zasługują na miłość i bliskość.
Tacy samotnicy mogą z czasem stać się nieznośnymi dla otoczenia – zgorzkniali, uprzykrzają innym życie, bez przerwy się czepiają i krytykują, szydzą z cudzego szczęścia, wieszcząc przedwczesne rozwody i inne tragedie, żeby przypadkiem nikt nie poczuł się lepiej od nich. Dlatego nawet gdy próbują znaleźć bratnie dusze, wielokrotnie zrażają do siebie otoczenie nieufnością, burkliwością, cynizmem.
Praca numerem jeden
Mnóstwo ludzi wybiera samotność, bo kojarzy się ona z wolnością i niezależnością. Odkąd zniknął twardy przymus wchodzenia w związki małżeńskie, coraz więcej osób dochodzi do wniosku, że rodzina to nie jest ich priorytet. Dzisiaj ważniejsza jest edukacja, kariera, spełnianie własnych marzeń i celów. W czym nie ma niczego złego, jeśli tylko nie zaniedbuje się pozostałych obszarów życia.
Kariera ma bowiem to do siebie, że dosłownie pożera czas. Nie ma kiedy zająć się związkiem, przyjaciółmi, rodzicami, rzadkie wolne chwile spędza się więc często z przypadkowymi ludźmi, którzy wydają się tacy fajni, ponieważ są bezproblemowi. Tych problemowych się spławia, bo kto ma czas by wysłuchiwać czyichś jęków i skarg – jak im źle, niech się wezmą w garść. Więzy są bardzo powierzchowne albo nie ma ich wcale, z czego człowiek zdaje sobie sprawę dopiero w jakimś trudnym momencie, widząc, że nie ma na kogo liczyć, a ewentualna pomoc jest zawsze interesowna.
Napędza to mania wygrywania, w której nie liczy się współpraca i wspólnota, a przede wszystkim osobiste osiągnięcia, zaś najlepszy pracownik to ten, który jest w stanie całkowicie poświęcić się firmie. To widać także u wielu osób, które teoretycznie samotne nie są – mają męża/żonę, znajomych, rodzinę, lecz ciągle się z nimi mijają, tak strasznie są zabiegani, zawaleni ważnymi sprawami, że zwykłe „gadanie” to dla nich strata czasu. A potem zdziwienie, że kurczę, nas chyba już nic nie łączy.
Kult zwycięstwa wpędza w samotność także osoby, którym się nie udało, ponieważ postrzegane są jako jednostki „wybrakowane”, niegodne zainteresowania, nieciekawe. Jak spędzić romantyczną noc, jeśli wciąż mieszka się z rodzicami? Zaprosić znajomych do maleńkiego, biednie wyposażonego mieszkanka gdzieś na obrzeżach miasta? Oczywiście, można powiedzieć, że takich znajomych wcale stracić nie szkoda, ale statystyki jasno pokazują, że samotność jest bardzo powszechna wśród mieszkańców wsi i małych miasteczek, osób kiepsko wykształconych i z niskimi dochodami. Ludzi, którzy nie spełniają kryteriów „człowieka sukcesu”, po prostu się wyklucza.
Stać mnie na kogoś lepszego
Niechęć do ludzi o niższym statusie to zjawisko nienowe, ale dzisiaj o wiele łatwiej uwierzyć, że stać nas na kogoś idealnego – oczywiście jednostronnie, bo nam wolno mieć niedociągnięcia. Nie wszystkim chce się pracować nad związkiem, jak i nad samym sobą, dużo wygodniejsze i przyjemniejsze są przelotne znajomości bez zobowiązań, z których czerpie się same plusy, bez obciążeń typowych dla tradycyjnego małżeństwa. I ta nadzieja, że w tłumie ludzi szukających drugiej połówki trafi się ktoś w stu procentach wypełniający oczekiwania.
Chyba jeszcze nigdy nie było tak łatwo kogoś poznać, a to uczy, że nie ma co iść na kompromis. Przed ołtarzem staje mniej osób, za to liczba randkujących, zwłaszcza online, robi wrażenie. W tym bogactwie wyboru tkwi jednak pewien haczyk – właśnie to przekonanie, że kolejna postać z randkowego portalu może się okazać jeszcze „idealniejsza”. Wiele związków jest na pół gwizdka, a wiążących deklaracji unika się jak ognia, co skutkuje tym, że traci się naprawdę fajnych partnerów jedynie dlatego, że mieli jakieś normalne, ludzkie wady. I coraz trudniej wejść na wyższy poziom zażyłości, bo po prostu nie umie się tego robić.
Trudności w związku przestają być czymś naturalnym – byle kryzys może przyczynić się do rozstania. A odzyskanie wolności wcale nie musi być darem od losu – również te przelotne romanse bez miłości odciskają jakieś piętno i po iluś tam mało znaczących związkach może się pojawić strach, że „coś jest ze mną nie tak”. I że jednak, mimo całej tej wspaniałej swobody, chciałoby się zobaczyć kolejnego wieczora nie nową, a dobrze znajomą twarz.
Na taki związek to ja się nie zgodzę
Niechęć do wysiłku przy budowaniu związku to jedno, rozbieżności w poglądach to drugie. Nie brak osób, które za plagę samotności obwiniają zmiany społeczne, jakie dokonały się w ostatnich dekadach. Kobiety, można powiedzieć, wymyśliły się na nowo, podczas gdy masa mężczyzn zatrzymała się w miejscu, akceptując postęp technologiczny, ale nie ten w sprawach damsko-męskich.
Przy bardzo tradycyjnym podejściu do związku dość trudno znaleźć partnerkę podzielającą takie podejście. Z kolei dziewczyny skarżą się na chłopaków zbyt konserwatywnych albo zbyt zniewieściałych. Odejście od jednego słusznego modelu rodziny powinno zwiększyć szanse, ale najwyraźniej zmiany wyprzedziły rzeczywistość i nie każdy potrafi w tym nowym porządku znaleźć miejsce dla siebie.
Patrząc na statystyki dotyczące wykształcenia, poglądów, zaangażowania w sprawy społeczne, można powiedzieć, że kobiety jako grupa są bardziej postępowe i szybciej przystosowują się do nowoczesnego stylu życia (choć wiadomo, że tradycjonalistki wcale nie zniknęły), natomiast wśród panów obserwuje się więcej uprzedzeń i niechęci do zrozumienia społecznych przemian. Po prostu ciężko się zgrać w tych kluczowych kwestiach, więc liczba sfrustrowanych singli rośnie.
Naprawdę jest tak źle?
Lecz mówiąc o współczesnych singlach, często się zapomina, że dawniej osoby w związkach niekoniecznie łączyła jakaś niebywała bliskość i intymność. Masa ludzi żyła razem, ale osobno. Znosili się, bo musieli, i gdyby mieli wybór jak my dzisiaj, pewnie w wielu przypadkach zdecydowaliby się na życie solo. A i dzisiaj wcale nie tak rzadkim zjawiskiem są związki ze strachu i wygody – tacy ludzie też należą do samotników XXI wieku.
Niekiedy nawet bardziej, niż osoby o statusie „wolna”. Bo obok ludzi, którzy są zupełnie sami, są single z satysfakcjonującym życiem towarzyskim. Nierzadko są mniej samotni niż ich zaobrączkowani znajomi – spotykają się z ludźmi o podobnych zainteresowaniach, angażują się w akcje społeczne i wolontariat, chętniej odwiedzają rodziców i dziadków, próbują nawiązać kontakty z sąsiadami.
Druga rzecz, to kontakty online. Powszechnie uważamy internet za cichego zabójcę więzi międzyludzkich, ale najnowsze badania zdają się zaprzeczać tym dramatycznym wizjom. Technologie uzależniają, to prawda, i przez to prędzej odpiszemy na dziesięć maili do dalekich znajomych niż umówimy się na kawę z bliską koleżanką. Znajomości internetowe, podobnie jak randkowanie online, są zwyczajnie mniej kłopotliwe, można podczas takich pogawędek siedzieć w starych majtkach i z tłustymi włosami, sprzedając światu podkręconą, zretuszowaną wersję własnej osoby – tak się w to angażując, że na prawdziwe spotkanie zabraknie odwagi i ochoty.
Na szczęście korzystający z internetu rzadko kiedy są jak bohater „Sali samobójców” – nie zatracają się w wirtualnym świecie, nie dziwaczeją, to po prostu dodatkowy kanał komunikacji. Ba, liczba osób odizolowanych od społeczeństwa, bez rodziny i przyjaciół, nie zmieniła się znacząco od czasów sprzed internetu – sieć bowiem, wbrew pozorom, zachęca do interakcji w realu, dlatego w samotność wpędzi raczej nałogowe oglądanie telewizji, które w większym stopniu ogłupia i wpędza w apatię.
Nie mówcie mi jak mam żyć
Samotność bez wątpienia jest jednym z problemów współczesności. Walka z nią nie jest łatwa, ponieważ nie ma jednej konkretnej przyczyny tego stanu, poza tym wiele zależy od indywidualnego podejścia – jeśli ktoś nie chce wyjść do ludzi, a za swoje niepowodzenia wiecznie obwinia innych, szanse na sukces są nikłe. Inna sprawa, to presja otoczenia – samotne życie jest ciągle piętnowane, ktoś sam z wyboru jest często postrzegany jako podejrzany dziwak, frustrat, samolub, któremu nikt na starość szklanki wody nie poda. Nie mówiąc już o tym, że samotność notorycznie utożsamia się z brakiem partnera, co przecież wcale nie musi iść w parze.
Zwłaszcza kobietom wciąż się wmawia, że skoro są same, znaczy czegoś im brakuje, nie są tak wartościowe jak lubią o sobie myśleć, bo gdyby były, jakiś samiec na pewno skusiłby się na ich wdzięki. I nie przetłumaczysz, że i bez męża można mieć udane życie towarzyskie – to tylko żałosne próby zaklinania smutnej rzeczywistości.
Słuchając takich rzeczy z większym bólem akceptuje się swoją samotność, nie traktuje się jej jako stan przejściowy, tylko widzi w niej jakiś poważny defekt – co paradoksalnie może, wbrew intencjom, utrwalić status singla, właśnie przez kompleksy, w które wbija głupie, ludzkie gadanie. Może więc wystarczy, że po prostu damy sobie szansę?
15 komentarzy
Pani Edyto, jak ja uwielbiam pani artykuły-zawsze niezwykle fachowe i wyczerpujące temat:)!
Ja długo byłam sama i chwilami ulegałam presji otoczenia. Ale stop! Przecież żyjemy dla siebie. Co kogo obchodzą opinie innych? Czy warto wiązać się na siłę, żeby nie być samemu? A może warto poczekać. Myślę, że problem jest znacznie bardziej złożony, bo wielu z nas ma problemy emocjonalne. I miotają się poszukując. A wystarczy pokochać siebie, by ktoś też nas pokochał…
No mysle , że tak , coraz mniej ludzi chce jak najwcześniej czy wogole potrafi stworzyć rodzine, jeden związek po grób. Każdy jest z nas inny i ma inne poglady itp trudno trafić na swoją polowke za pierwszym razem bedac jeszcze zapracowanym, nie mówiąc juz o tym jak ktos choruje czy juz wkroczył w wiek pozniejszy . Ja w pojedynkę żyć bym nie chciala ale jesli znowu byc z kims to tylko z takim facetem przy którym swobodnie żyjemy jak chcemy skromnie a szczęśliwie mając siebie na zawsze .
Ja tez nie mogłabym byc sama. Kocham mojego faceta i nie wyobrażam sobie życia bez niego, jestesmy razem juz prawie 17 lat… Co bedzie za 10 lat- nie wiem, ale teraz, na ten czas jestem szczęśliwa
Przykro to pisac ale to jest też takie trochę lenistwo, wygodnictwo, egoizm…
Coraz mniejsza liczba osób jest skłonna do poświęceń, kompromisów.
Dzisiaj ludzie są bardzo rozczeniowi na wstępie słyszy się wymagania „ma/powinien/chcę żeby ktoś z kim się zwiąże był taki siatki i owaki” żadko ludzie rozumieją że wystarczy umieć towarzyszyć sobie w życiu a nie dopasowywać ludzi do swoich wyobrażeń
Dziś w świecie tak modna jest fałszywie pojmowana wolność i kurestwo i ot cała filozofia. Ludzie się cenią,a są głupimi istotami.
Ja wlasnie jestem taką singielką. Wiadomo jak kazdemu chyba marzylo mi się stworzenie kochającej rodziny, ale w praktyce okazuje się to nie takie proste, jezeli mam się oszukiwac, ze wszystko jest ok i robic to na pokaz to wolę nie. Dobrze ze mamy takie czasy, ze samotny stan nie jest piętnowany. Swiadomosc ludzi trochę się podniosła od czasow naszych dziadkow i co raz mniej urzywa się okreslen stara panna czy stary kawaler. Czasmi samotnosc doskwiera i to bardzo, ale gdy patrze tez jak wiele par zyje jak pies z kotem, wszystko się rozpada, dzieci cierpią to wtedy cieszę się, ze jednak jestem tą singielką.
emocjonalna niedojrzałość, egoizm, przekonanie, że traci się wolność, ale także poczucie rozczarowania, złamane serce, typ pracy, jaką się wykonuje itd. wpływają na to, że jest coraz więcej singli. Każdy człowiek chce mieć obok siebie kogoś bliskiego i nie uwierzę, że w życiu przyjaźń może zastąpić miłości.
Wszystkie tłumaczenia samotności to zwykłe banały. Prawda jest taka, że ludzie samotni nie mogą trafić na kogoś z kim zaiskrzy. Nie każdemu udaje się spotkać kogoś, z kim będzie szczęśliwy.
Piękny opis upadku cywilizacji. Mam nadzieję, że państwo odzyska majątki singli i będziemy powoli wracać do normy.
Ale jak się nie wychodzi z domu po pracy, a w pracy sami zajęci ludzie, no to nie ma zbyt wielkich szans na spotkanie kogoś dla siebie, to logiczne. Podobnie jak się nie wierzy w miłość i ma jakieś szkodliwe przekonania – wtedy poznanie kogoś fajnego przeważnie jest okupione lękiem i nadmierną kalkulacją „brać czy nie?”, co w końcu męczy drugą osobę. Jedno wynika z drugiego, a miłość nie jest dziełem przeznaczenia, nie przesadzajmy.
Na 100 dziewczyn przypada 107 chłopców.
co oznacza że zawsze tych 7 chłopaków (8%) będzie samotnych, bez możliwości związku.
I każda dziewczyna może znaleźć chłopaka, jeśli chce. Bardzo dużo kobiet nie chce.
I to jest problem.
Na 100 kobiet przypada 107 facetów w calosci społeczeństwa. W rzeczywistosci w skali od 18 do 40 roku zycia przypada na 10 facetów 7 kobiet a na wsi jest jeszcze gorzej.
Napisze krótko ja żyje sam od 9 lat i ZAJEBIŚCIE PROSPERUJĘ mam zajebistą pralkę mam zajebistą lodówkę auto mieszkanie itd.
to że gadam sam do siebie to fakt to że to nie do końca normalne to też fakt ale nikt mi nie wmówi że jak od czasu do czasu coś se ROZPIERDOLĘ W DOMU i to że nie mam tak zwanej „GORĄCEJ DUPY” przy sobie to nikt ale to nikt mi nie wmówi że to jest sytuacja chora i zjebana i ja zdaje se sprawę że człowiek stadny być że choroby będą się mnie imać itd. ale szczerze jak już będę na tyle stary że absolutnie wszystko będzie mnie bolało to ja wezmę giwerę i se pociągnę za boski spust opatrzności i tyle a to że „nikt ci szklunki nie poda, że zostaniesz zapomniany, a co z aktem prokreacjiiiiiiii” – mam to w głębokim poważaniu
wniosek da się da się jestem żywym przykładem uczcie się nygasy niedorajdy i słabeusze
cieplutko pozdrawiam i miłego dnia