Czy stwarzanie pozorów jest zawsze złe?
Prawda, jaka jest, każdy widzi? No nie, to nie działa w ten sposób. Owszem, pewnych faktów nie da się ukryć, niemniej to, jak nas postrzega i ocenia otoczenie, można wyreżyserować. I wiele osób jest w tym naprawdę skutecznych – tworzą taką ułudę, że lata muszą minąć, nim reszta się zorientuje, a i wtedy ciężko uwierzyć, by ktoś mógł aż do tego stopnia wykreować fałszywy wizerunek.
Najczęściej chodzi o to, by stworzyć pozór bycia człowiekiem lepszym, ciekawszym, mądrzejszym, bogatszym niż w rzeczywistości. Nie dajemy po sobie poznać, że coś nie wyszło, że boli, że wróg celnie strzelił. O nie, nikt nie może domyślić się prawdy, gdyż jest ona dość wstydliwa i po co komu to wiedzieć? A jest tym łatwiej, że ludzie często wolą dostać właśnie fasadę pozorów, a nie szczerość.
Bardzo dobrze się wiedzie, naprawdę bardzo dobrze
Bądź sobą! – to slogan, od którego ciężko uciec. Od lewa do prawa wychwalana jest szczerość, życie według własnych zasad, unikanie masek i pokazywanie prawdziwej twarzy.
Sporo w tym racji, ale też mało się mówi, ile wysiłku taka szczerość kosztuje, i że wcale nie wszyscy szeroko otworzą ramiona, a nawet mogą wykazać bardzo wrogie zamiary. Dlatego w wielu sytuacjach ludzie wolą po prostu udawać.
Stwarzać pozory. Tak, aby smutna prawda pozostała głęboko w ukryciu. Żeby wyglądało idealnie. I co tu dużo mówić, to często działa, a żeby było zabawniej, działa również w przypadku, gdy druga strona wie doskonale, jaka to ściema. Bo pozory nierzadko są wygodniejsze do przełknięcia. Lepiej, gdy pracownik skłamie, że nie przyszedł, bo źle się poczuł przez jakiegoś wirusa złapanego od babci, niż że zwyczajnie mu się nie chciało, gdyż
dzień wcześniej mocno przesadził z alkoholem. Gdy koleżanka udaje, że nie, trzeci miesiąc na bezrobociu to żaden problem, ma oszczędności, poza tym w końcu czas na samorozwój i w sumie to dobrze się stało. Albo gdy sąsiadka tłumaczy, że się potknęła, i jeszcze na skrzynkę wpadła, a potem na grzejnik, stąd siniaki na całej twarzy.
Często wiadomo, że to nieprawda, ale przyjmuje się te słowa za dobrą monetę, ponieważ dzięki temu na słuchacza nie spada żadna odpowiedzialność – jak ktoś się przyzna do czegoś złego czy mocno niestosownego, wypadałoby zareagować, a nie każdemu się chce, bo to jednak kłopot. Jak ktoś stwarza pozory, nie trzeba pomagać, nie trzeba interweniować, sumienie czyste. I wcale nie ma się żalu o cudze kłamstewka – prawda wymagałaby grzebania się w czyichś dramatach, wysiłku, kosztów osobistych.
Grać wymyśloną rolę
Wiele osób stwarza pozory swojego doskonałego życia. W pewnych kręgach i kulturach nawet się tego oczekuje – możesz mieć na przykład liczne kochanki, ale oficjalnie odgrywaj oddanego ojca i męża, który stanowczo potępia cudzołóstwo. Wizerunek jest najważniejszy, a nieskazitelnej opinii raczej nie da się mieć bez żadnego oszustwa, bo każdy kiedyś zrobił coś głupiego, niewłaściwego czy złego. Chcąc mieć dobrą opinię, zwykle więc trzeba pewne rzeczy przemilczeć bądź lekko podkoloryzować, ale niektórzy idą znacznie dalej i większość z tego, co mówią i prezentują jest wyłącznie na pokaz.
Czy taka prawda się przyjmie, to już zależy od indywidualnych umiejętności, poza tym ludzie często nie doceniają wnikliwości obserwującego otoczenia i tego, jak wiele jest w stanie dostrzec postronny świadek. Dlatego wielokrotnie słyszymy czyjeś przechwałki wiedząc, że niemal cała ta piękna historia to udawana bajka, wykreowany sztucznie obraz w mediach społecznościowych, próba zaimponowania innym rzekomymi osiągnięciami.
Gra w pozory zazwyczaj jest mocno wyrachowana. W związku chce się w ten sposób kogoś do siebie przywiązać, przekonać do jakiegoś pomysłu, wykorzystać do własnych celów, zyskać święty spokój, bo szczerość nie zawsze popłaca. Fałszywi przyjaciele również będą na pozór bardzo oddani, ale też chodzić im będzie o konkretne benefity.
Pozory stwarza się po to, by wejść do jakiejś grupy i zostać przez nią akceptowaną. By ktoś nas polubił i szanował.
By zdobyć powodzenie, wydać się atrakcyjniejszym. Wkupić się w łaski przeciwnika. Albo przeciwnie, stwarza się pozory kogoś odpychającego, głupiego, nieogarniętego, żeby reszta się odczepiła i nie zawracała głowy.
Którąkolwiek się wybierze strategię, celem jest zdobycie uznania lub przymuszenie do określonej postawy. Dzięki pozorom można się wybić ponad przeciętność, stać przedmiotem zazdrości dla innych, utrzeć nosa dawnym wrogom. Motyw odegrania się jest szczególny, ale i niebezpieczny – łatwo się w nim zatracić i cały czas podporządkować udawaniu, jaką to jest się świetną osobą i jak fantastycznie się powodzi. Pozory są bowiem słodką zemstą – druga strona widzi, co niby straciła, i może teraz żałować, z drugiej strony jednak pokazują, że nie do końca udało się zaleczyć ranę, skoro tak strasznie zależy na zrobieniu dobrego wrażenia na kimś z przeszłości. Lecz choć może to wyglądać dziecinnie, wielu osobom przynosi autentyczną ulgę, że pokazało się temu komuś, jak bardzo nie mieli racji – taki odwet za docinki, wpędzanie w kompleksy, zdradę.
Ale po co udawać?
Trzymanie pozorów może się wydawać głupie, niedojrzałe i małostkowe, ale czasem to naprawdę najprostszy sposób na przetrwanie w jakimś środowisku. Zgrywanie bezkompromisowego bohatera świetnie się sprawdza na filmach, w realnym życiu jednak nie każdy może sobie na to pozwolić lub zwyczajnie nie ma na tyle siły, by stawić czoło przeciwnikowi i wziąć wszystkie konsekwencje swojej hardości na klatę.
Weźmy pracę. „Bycie sobą” może oznaczać ciągłe zmienianie firm, aż nikt nie będzie chciał zatrudnić „szczerego do bólu” pracownika. Bezpieczniej będzie więc poudawać, że dowcip szefa śmieszy, puścić mimo uszu chamską uwagę, zachwycić się pretensjonalnym obrazem i odegrać miłośnika sztuki. Albo udaje się dla atmosfery w zespole, żeby nie być wyrzutkiem. I tak, to męczące, i nieszczere wobec siebie, ale nie wszystkim chce się walczyć – wolą te parę
godzin się przemęczyć, w zamian za dobrą pensję i stabilną umowę.
Sporo osób tworzy pozory po prostu dla własnego komfortu i poczucia bezpieczeństwa.
Doskonale wiedzą, że złaknieni sensacji widzowie wcale im nie pomogą, przeciwnie, będą się cudzą krzywdą napawać i wykorzystają czyjąś słabość do bezpardonowego ataku. Po co się odsłaniać i dawać przeciwnikom amunicję? Może i tamci wiedzą, jak jest naprawdę, ale może przez zgrabnie skonstruowaną bajeczkę część z nich mimo wszystko się zawaha, nabierze wątpliwości, straci chęć do konfrontacji.
Farsa w nieskończoność
Stwarzanie pozorów może nie tyle jest korzystne, ile w różnych przypadkach wydaje się po prostu mniejszym złem. Pomaga ukrócić plotki, zamyka usta złośliwcom, w jakiś tam sposób poprawia samopoczucie i daje do zrozumienia, że jeśli odstaje się od reszty, to raczej w tym pozytywnym kontekście. Ale też warto pamiętać, że sporo osób umie szybciutko rozpoznać, jakie to brednie, i koniec końców efekt będzie odwrotny od zamierzonego.
Na dłuższą metę presja, aby udawać kogoś całkiem innego, męczy, a i osiągnięte podstępem profity przestają wydawać się warte swojej ceny. Pozory wymuszają bycie na topie przez cały czas, i w każdej dziedzinie, a i tak te wysiłki część przyjmie z powątpiewaniem albo całkiem wprost je wyśmieje. Najgorzej, kiedy pozory stwarzane są pod przymusem, bo co ludzie powiedzą, i trzeba się wyrzec tych najważniejszych rzeczy dla zadowolenia współplemieńców, którzy w sumie mają dobro innych gdzieś, chcą jedynie narzucenia stylu
życia według konkretnych ram.
Odrzucenie pozorów przynosi ulgę, za nią jednak mogą nadciągnąć nowe problemy, więc to zawsze jest kalkulacja, co się bardziej opłaca. Ale są też teorie mówiące, że dzięki udawaniu kogoś innego można w sobie rozwinąć pożądane cechy i dojść do miejsca, w którym już nie trzeba będzie grać – w myśl zasady „fake it till you make it”. A jeśli coś działa, to może wcale nie jest takie głupie?
Zostaw komentarz