Czy to dobrze, że mamy tematy tabu?
W takim ogólnym rozumieniu tabu to temat, którego poruszać nie wolno. Świętość. Ludzie wiedzą, że coś istnieje, jest jakiś głębszy problem, ale z różnych, kulturowych albo religijnych powodów, nie mówi się o tym. Udaje się, że temat nie istnieje, a jeśli ktoś spróbuje przełamać zmowę milczenia, zwykle naraża się na duże nieprzyjemności.
Łamanie tabu wymaga więc niemałej odwagi. I tu pytanie – czy warto się w takim razie stawiać, łamać zasady, iść ostro pod prąd? Tabu dotyka zwykle spraw bardzo ważnych i bardzo drażliwych, dlatego zaleca się zostawienie ich w spokoju, dla dobra nas wszystkich. Lecz właśnie, czy tabu rzeczywiście jest zawsze w naszym interesie?
Coś jest, ale jakby tego nie było
Tabu pierwotnie oznaczało rzeczy odgórnie zakazane i jednocześnie powiązane z religią danej wspólnoty. Tabu spajało grupę, zapewniało jej integralność i tożsamość, było też na swój sposób gwarantem bezpieczeństwa. A dzisiaj? Dzisiaj to głównie obszary wykluczone z ogólnej debaty – gdzieś tam sobie krążą, przekazywane są półsłówkami, ale unika się o nich mówienia wprost. Są oczywiście osoby, które te tabu publicznie łamią, i rzadko kiedy takie wydarzenie przechodzi zupełnie bez echa.
Wydaje się, że w społeczeństwach nowoczesnych, wysoko rozwiniętych i dobrze wyedukowanych bariery nie istnieją, co wręcz prowadzi do utyskiwania, jak to się przemieniamy w bandę nihilistów, którzy nie liczą się już z niczym i nie mają żadnej moralności – bo wszystko wolno. A wcale nie. Oficjalnych zakazów często nie ma, ale przeróżne tabu są tak głęboko zakorzenione w naszych myślach, że ludzie sami się cenzurują, nie podejmują pewnych tematów i czują się mocno niezręcznie, gdy ktoś to robi w ich towarzystwie.
Może to być jakiś kulturowy zakaz, utrzymywany po to, by unikać tragedii i chronić słabszych. Są też zmowy milczenia dotyczące tematów niewygodnych, i to nie tylko w tej globalnej perspektywie, ale też „lokalnie”, co zazwyczaj ma związek z nieprzepracowanymi traumami – dziadek kiedyś otwarcie miał utrzymankę w wynajętej garsonierze, co babcię tak załamało, że na rodzinnych obiadach nigdy nie poruszamy tematu niewiernych mężów, romansów, nieślubnych dzieci i tym podobnych.
Są i tematy po prostu krępujące, do których nie wiadomo jak się zabrać, czego świetnym przykładem są rozmowy z dziećmi – mali rozmówcy są bardzo dociekliwi i ciężko je zbyć byle wymówką, a wielokrotnie pytają o rzeczy, które uważa się za niewłaściwe dla nieletnich uszu.
Dlaczego nie wolno?
Wielki problem z tematami tabu jest właśnie taki, że człowiek styka się z nimi często już w dzieciństwie, ale w zasadzie otrzymuje tylko ten komunikat, że czegoś nie wolno, coś jest złe, tak nie można, nie interesuj się tym. Przez to tabu wydaje się trochę bez sensu, bo nie wiadomo, dlaczego ta rzecz jest niewłaściwa i czy dzisiaj, w nowej rzeczywistości, dalej jest sens się do tego odnosić. Nie wyjaśnia się istoty zagadnienia, co najwyżej straszy, wyraża ostry sprzeciw i potępia niepokornych.
A są to często sprawy ściśle związane z naszą codziennością, nieodłączna część życia, jak śmierć czy seksualność, jednak z pewnych względów objęte zakazem mówienia zbyt otwarcie. To nie jest po prostu takie coś, czego robić nie wypada. Złamanie tabu to więcej niż zwykła wpadka czy niezręczność – reakcje są dużo gorętsze, a nawet może to doprowadzić do wykluczenia z grupy bądź poniesienia innych dotkliwych konsekwencji.
Właśnie przez zmowę milczenia problem objęty tabu może narastać, jako że ludzie bazują wtedy na mitach, uprzedzeniach, lękach. Docierają do nich przekazy zmanipulowane, zniekształcone, nierzadko formułowane przez osoby, które same nie mają o czymś pojęcia, więc sobie brakującą resztę dopowiadają wedle uznania, na podstawie przypadkowo usłyszanych „faktów”.
Jeśli słyszy się niemal wyłącznie „nie wolno pytać o te sprawy i tym bardziej głośno o nich mówić”, to oczywiście prowokuje do łamania tabu, choćby tylko po to, żeby zobaczyć, jak się pali. Zrobić na złość tym, co tak surowo strofują. Dlatego wprowadza się równolegle z tabu jakiś wentyl bezpieczeństwa, aby tłumione instynkty nie wybuchły nagle prowadząc do katastrofy – wystarczy poczytać, jak wyglądały karnawały i zapusty w czasach, gdy seks był silnie stabuizowany, jako grzeszny, nieczysty i nieprzyzwoity.
Jestem takim dziwadłem
Tabu często sprawia, że ludzie czują się straszliwie osamotnieni w swoich „dziwactwach”. Myślą, że są jedyni, gorsi, niczym odpady na tle zdrowego, normalnego społeczeństwa, podczas gdy takich jak oni jest zwykle znacznie więcej. I tak samo ubolewają oni nad własną „nienormalnością”. Nie mają z kim pogadać, bo nie wypada, albo znajdują w internecie grupkę wsparcia, za którą niestety zazwyczaj podąża grupka nienawistników, wylewająca pomyje na pokrzywdzonych za ich rzekomą nieprzyzwoitość.
Kobiety bardzo mocno doświadczają tabuizacji tematów powiązanych z ich seksualnością oraz tak zwanymi „kobiecymi sprawami”. Nie jest wcale tak łatwo szczerze rozmawiać o kobiecej masturbacji. O ciąży i macierzyństwie, w kontekście innym niż wielkie szczęście. Jest dużo oburzenia na kobiety, które bez ogródek mówią, jak naprawdę wygląda poród i połóg. Albo że lubią seks i nietypowe zabawy. Niechętnie też słucha się o menopauzie w miejscach innych niż klub seniora, a temat miesiączki potrafi wywołać prawdziwą burzę, już przez samo użycie słowa „okres”, „tampon” czy „podpaska” – bo to są przecież „te dni”, a o środkach higieny osobistej nie wypada mówić publicznie.
Mężczyznom z kolei nie wypada mówić o swoich emocjach, strachu, wrażliwości. Ogólnym problemem jest poruszanie tematów zdrowotnych, ze szczególnym uwzględnieniem chorób psychicznych oraz tych przenoszonych drogą płciową (bo dotyczą tylko puszczalskich i brudasów). Rozmowy o uzależnieniach, zwłaszcza gdy problem z piciem ma kobieta, której po prostu nie wolno nadużywać alkoholu. Ok, no można o tym delikatnie napomknąć, ale dyskretnie, bez kawy na ławę, bez drastycznych, obrazowych opisów, niewygodnych faktów. Tak, by nie wywołać zakłopotania i dyskomfortu.
Czy tabu może być przydatne?
W niektórych przypadkach jak najbardziej jest. To dobrze, że zjawiska takie jak pedofilia bądź kazirodztwo są silnie napiętnowane i chyba mało kto by tu kibicował śmiałkom chcącym w ramach pełnej wolności obalić zakaz współżycia z dziećmi. Ludzie źle reagują nawet na żarty z tych tematów, nie ma mowy o próbach normalizacji tych rzeczy, jest stanowczy opór.
Ale są tabu, o których ciężko powiedzieć, by cokolwiek chroniły, budowały, zapewniały integralność. Można czasami tłumaczyć je dobrem ogółu, w ramach którego konieczne jest poświęcenie dobra jednostki, jednak po głębszym namyśle, jaki pozytyw miała zasada, by prać brudy we własnym domu? Nierozerwalność rodziny była tak ważna, że nie pozwalano na publiczne ujawnianie przemocy domowej, i nawet służby takie jak policja nie chciały się wtrącać. Mit wiecznie szczęśliwej matki nie pozwalał mówić o depresji poporodowej, bo jak normalna kobieta mogłaby odczuwać, choćby tylko chwilowo, niechęć do własnego potomka?
W tym właśnie kłopot, że wiele zakazanych tematów, zamiast budować wspólnotę, staje się raczej formą kontroli słabszych i potęguje uczucie wstydu, odrzucenia, samotności, niezrozumienia, prowadzi do rozlicznych dramatów. Ciężko wtedy o pomoc, ciężko choćby o wysłuchanie, nie mówiąc już o akceptacji. Łamanie tabu, przesuwanie granic może być zatem wyciągnięciem ręki do osób, które chciałyby tylko poprawić jakość swojego życia.
Drążenie, stawianie trudnych pytań, odkrywanie tego, co owiane było wcześniej wstydliwą tajemnicą wcale nie musi prowadzić do totalnego zdziczenia, nie jest nawet kontrowersją, bo nie chodzi o celowe przegięcie by zszokować, a o inne spojrzenie na problematyczne tematy. I może kiedy pierwsze zbulwersowanie minie, okaże się, że to żaden diabeł, a smutna codzienność tysięcy ludzi, którym bardzo by ulżyło, gdyby lekko poluzowało się pewne zasady.
Jak mówić o trudnych sprawach?
Tabu ma ten minus, że niejako z definicji nie dopuszcza do jakiejkolwiek dyskusji o drażliwej kwestii – nie i już, nie mówimy, nie myślimy, udajemy, że tematu nie ma. Nie jest to dobre także dla samego podtrzymania tabu, bo ludzie jednak chcieliby zrozumieć powód i niewykluczone, że wtedy łatwiej byłoby się im pogodzić z zakazem. Opór przed podejmowaniem niektórych tematów sprawia też, że gorzej się ten problem rozwiązuje, bo samo sformułowanie pytań albo wątpliwości trąci bluźnierstwem – wystarczy wyjść poza „to jest złe i obrzydliwe”, by się narazić na zarzuty usprawiedliwiania jakiegoś zjawiska, szukaniem furtki dla zboczeńców, bandytów i zwyrodnialców.
Zakaz „bo tak” jest łatwiejszy, narzucamy restrykcje i surowe kary za ich łamanie, podczas gdy tłumaczenie, przekonywanie wymaga czasu, cierpliwości, żmudnej pracy u podstaw, i zwykle rodzi jeszcze więcej dodatkowych pytań, w tym i tych bardzo niewygodnych. I przez to tabu działa często tylko połowicznie – oficjalnie nic złego się nie dzieje, ale w szarych strefach, gdzieś na dole, jest masa brudu i niegodziwości, co zresztą może wytworzyć kolejne tabu, ukrywające niską skuteczność działania pierwotnych zakazów.
Więcej korzyści zdaje się dawać nie tyle tabu, co po prostu wrażliwość. Można wyśmiać ciężko chorego, że popuszcza w majtki, ale po co? Czy wolność do swobodnego wyrażania własnych opinii i żartów jest ważniejsza od cierpienia osoby słabszej, która nie może się sama skutecznie obronić? To prawda, że gdy wszystko wolno, ludziom puszczają hamulce, i jakieś granice przyzwoitości powinny być. Chodzi jednak o to, by w ustalaniu zasad uwzględnić dobrostan wszystkich, a nie tylko koncentrować się na przeforsowaniu swojego światopoglądu jako jedynego słusznego.
Zostaw komentarz