Główne menu

Czy to prawda, że co nas nie zabije, to nas wzmocni?

Nikt, nawet największy szczęściarz, nie ma życia usłanego samymi różami. Każdego coś zaboli, doprowadzi do rozpaczy, a czasem przyjdzie zmierzyć się z naprawdę wielkimi tragediami. I właśnie w takich bólach wykuwa się ludzki charakter, bo życie na pozór idealne, wolne od nieszczęść, brudu i brzydoty, nikomu nie służy. Niczego nie uczy.

Oczywiście, porażka, dramat, rozczarowanie to nie są doświadczenia, do jakich się tęskni, ale tylko zmagając się z codziennością, można „wyjść na ludzi”. Tylko czy zawsze? Nie da się odnieść sukcesu bez traumatycznych doświadczeń? Co takiego dobrego jest w życiu, które w niczym nas nie oszczędza?

trauma

Budowanie życiowego doświadczenia

My, ludzie, musimy się zahartować. Nie na darmo natura wyposażyła nas w coś takiego jak stres, który wprawdzie jest bardzo nieprzyjemny, zmusza jednak do określonego działania i po prostu ratuje skórę. Wiadomo, pochwały motywują, w przyjaznym otoczeniu człowiek częściej czuje się szczęśliwy, jednak żeby wybić się w górę… tu cieplarniane warunki niekoniecznie są sprzyjające.

Ma być dobrze, lecz nie za dobrze. Musi choć troszkę pouwierać. Żaden geniusz nauki, biznesu czy sportu nie dotarł na szczyt bez potknięcia. Czasem los ciepło klepał po pleckach, czasem łoił po nich ciężkim kijem, i to drugie także było niezbędne. Bo swoje trzeba przeżyć, bez tego człowiek nie nabędzie cennych umiejętności.

Doświadczenie jest niezwykle cenne, ale już samo to słowo niesie w sobie jakiś negatywny ładunek, bo przecież mówiąc, że kogoś życie mocno doświadczyło, najczęściej ma się na myśli te właśnie nieprzyjemne, bolesne i przykre doznania. Niemniej końcowy efekt może być bardzo pozytywny – ktoś z takim bagażem zyskał mądrość, szersze spojrzenie, nowe umiejętności, wyzbył się starych przywar, stał się kimś godnym podziwu.

Osoby, które przeżyły wielki dramat, niejednokrotnie przyznają, że koniec końców wyciągnęły z tego spore korzyści: zdobyły pewność siebie, poczuły się znacznie silniejsze, zrozumiały, co naprawdę się liczy, przekonały się, kto jest prawdziwym przyjacielem. Miały okazję się sprawdzić i wyszły z tej próby zwycięsko. Jak widać, niezaprzeczalne plusy.

Pomaga, ale…

Nie jest to jednak takie proste. Bardzo traumatyczne wydarzenia, jak bezpośrednie zagrożenie życia, śmierć bliskich, wojna, makabryczny wypadek, mogą nauczyć czegoś nowego, ale dla wielu osób kończy się to nie wartościową nauką, a zespołem stresu pourazowego, co trudno uznać za jakieś budujące doświadczenie, zwłaszcza gdy pokrzywdzonej osobie nie zaoferuje się właściwego leczenia.

Od czego więc zależy, jakie będą konsekwencje trudnych doświadczeń? Ile i co powinno się przeżyć, by zwiększyć odporność, sprawniej funkcjonować w społeczeństwie, okazać się dobrym przyjacielem albo rodzicem? Nauka może powiedzieć tylko tyle, że pewien stopień życiowych trudności, pewne przeszkody i ciężkie wyzwania rzeczywiście hartują, wzmacniają psychicznie, ułatwiają osiąganie sukcesów, ale po przekroczeniu krytycznego punktu, gdy cierpień zwali się na głowę zbyt wiele, efekt jest dokładnie odwrotny – jakość życia się pogarsza, samoocena spada, a głowa pełna jest bardzo niewesołych myśli.

Problem w tym, że nie ma żadnej skali, z której by wynikało, że po X charakter się wzmocni, a już po Y będzie równia pochyła. Nie da się wyznaczyć tego granicznego punktu dla wszystkich. Można jedynie uznać, że życie w ciągłym stresie, bycie bez przerwy narażonym na szykany, kiedy każdego dnia jakaś kłoda spada pod nogi nie jest czymś, co będzie miało pozytywne skutki, nawet jeśli z boku tak to wygląda – herosi wyłaniający się z najgorszego błota, bo właśnie to błoto dało im tak wielką siłę, istnieją jedynie na filmach. W prawdziwym życiu, jeśli non stop doświadczasz wyłącznie syfu, to raczej cię zniszczy, wpędzi w nałogi i depresję, pchnie na drogę nie do końca legalnej działalności – i nie ma to nic wspólnego z tym, czy jesteś słaby psychicznie. Bo rany muszą mieć czas, żeby się zagoić.

Czy naprawdę wzmocniło?

No ale to przecież nie jest tak, że wszyscy się załamują przeciwnościami losu. Niektórzy z najgorszych opresji wychodzą jeszcze silniejsi. Twardsi. Inni nie mają z nimi żadnych szans. Tylko czy ci silniejsi faktycznie stali się silniejsi? A może to tylko maska? Może ich siła wynika z tego, że dzięki traumie rozwinęli w sobie te mniej pozytywne cechy? One, co prawda, pomagają przetrwać w brutalnym środowisku, nie sprawiają jednak, że życie, tak generalnie, staje się jakoś lepsze.

Człowiek zbyt mocno utwardzony przez los miewa problemy z zaufaniem. Nie umie się zbliżyć do innych ludzi. Nie wierzy w miłość, nie wierzy w bezinteresowną przyjaźń. Trzyma się na dystans i nie pozwala się skrzywdzić czy poniżać, ale w głębi ducha czegoś strasznie mu brakuje. Oziębłością i agresją próbuje zatuszować te wrażliwsze strony swojej osobowości, wszak ciężkie doświadczenia nauczyły go, że dobro to bajeczki dla naiwnych, bo świat jest na wskroś parszywy, a ludzie zwyczajnie są podli.

Doznany ból toczy ich jak robak długimi latami, zatruwając myśli. I najgorsze jest to, że nie wiadomo kiedy stara trauma da o sobie znać. Oraz w jaki sposób. Może się wydawać, że zaprawieni w bojach z losem ludzie są najlepszymi wojownikami, tymczasem zdarza się dość często, że właśnie oni jako pierwsi zostają ofiarami – ze względu na ten nadmiar nieprzetrawionych, negatywnych emocji bywają nieprzewidywalni, zbyt okrutni, mściwi, nie potrafią się zaadaptować do nieznanych warunków. Zawodzi ich własna głowa, w której po prostu nagromadziło się mnóstwo toksycznych uczuć.

Trzeba mieć trochę szczęścia

Proces hartowania przez życie jest zbyt skomplikowany, by dało się stworzyć jeden wzorzec odnoszący się do wszystkich ludzi, dlatego powiedzenia, że „cierpienie uszlachetnia”, a „co cię nie zabije, to cię wzmocni” nie mają większego sensu. Czy też – mają sens tylko w niektórych, bardzo specyficznych przypadkach, gdy okoliczności ułożą się w korzystny sposób.

Wszak nie brak przykładów, gdy ludzie po wojnie byli w stanie prowadzić normalne, udane życie. Są osoby, które wyrwały się z patologicznych rodzin. Nie każdy, kto wychował się w paskudnej dzielnicy zostaje dilerem narkotyków. Jakim cudem ich te traumy z przeszłości nie zniszczyły, a wręcz pomogły w dążeniu do lepszego życia?

Otóż nie chodziło tylko o złe doświadczenia. Bardzo ważna była obecność kogoś bliskiego, w kim zawsze miało się oparcie, bez względu na okoliczności. Pomagały też niektóre wrodzone cechy, jak chociażby optymizm, oraz posiadanie jasno wytyczonego celu bądź pasji, której poświęcało się każdą wolną chwilę – to motywowało, by ciągle iść do przodu i się nie poddawać.

Po co to było?

Ale najważniejsze w przypadku traumatycznych wydarzeń jest po prostu uporanie się z nimi. Zamieść pod dywan nieprzyjemną sprawę to żadna sztuka, za to konsekwencje uciekania od przykrego tematu są odczuwalne przez bardzo długi czas. Mierzenie się z traumą mocno boli, ale w dłuższej perspektywie przynosi ukojenie i rzeczywiście wzmacnia.

Z nieszczęścia płynie ważna nauka, jeśli się je przepracuje. Trauma, która po prostu była, niczego na lepsze nie zmienia. Wręcz przeciwnie, zżera od środka. To jak z systemem kar – na nic się nie przydadzą, jeśli nie wiadomo za co są, dlaczego i jaki ma być ich skutek. Kara, podobnie jak trauma, sama w sobie nie zadziała.

Osoby, które po nieszczęśliwych przeżyciach nabrały wiatru w żagle, umiały na bolesną przeszłość spojrzeć z różnych stron, wyjść poza dramatyczne pytania „dlaczego to mnie spotkało?”. Szukają innych możliwości, dostrzegają bliskich ludzi, ustawiają na nowo listę priorytetów, doceniają duchową stronę życia, bardziej cieszą się drobiazgami. Tragiczne przeżycie stało się dla nich zaczątkiem czegoś wartościowego.

Ten stan jednak trudno osiągnąć, gdy nie rozumie się swojej porażki, kiedy udaje się, że dramatyczne wydarzenia to normalność i tylko mięczaki cackają się ze sobą. W traumie widzi się koniec drogi – stało się i teraz wychodzi, kto jest twardzielem, a kto cieniasem. Bo w myśl tej zasady twardziel wychodzi z dołka, otrzepuje bitewny pył i z podniesionym czołem wędruje dalej, z kolejnym skalpem wrogów dołączonym do kolekcji. Lecz życie pokazuje, że takie podejście do traumatycznych przeżyć tylko pozornie dodaje siły – nie ubogaca, nie rozwija, nie zwiększa wrażliwości, raczej zamienia w szorstkiego, bezwzględnego cynika, choć to istotnie jest dla niektórych dowodem na mocny charakter.

W pojedynkę jest trudno

Ludzie potrafią się pozbierać po najstraszniejszych wypadkach i odzyskują pogodę ducha raczej wbrew tym doświadczeniom niż dzięki nim, a to, co bardzo charakterystyczne w krzepiących opowieściach o wychodzeniu na prostą, to obecność bliskich osób. Bardzo rzadko się słyszy, że ktoś stanął na nogi zupełnie sam, podźwignął się bez żadnej pomocy. Zwykle ktoś wiernie stał obok, wierzył, wspierał, pokazywał kierunek. Czasem taką rolę pełni religia, ale to też w jakiś sposób wiąże się z innymi ludźmi i poczuciem wspólnoty.

To głównie dzięki tym ludziom tragedie stają się wzmacniającym doświadczeniem, bo kiedy człowiek dzieli się swoimi lękami, bólem, przemyśleniami, i spotyka się z życzliwą, pomocną reakcją, dużo łatwiej dojść do wniosku, że w tym jednak był jakiś głębszy sens i jeszcze nie wszystko stracone.

Nie ma nic gorszego niż wmawiać ludziom, że nie powinni się mazać, bo jedyną właściwą postawą jest pokazanie, że nic mnie nie rusza, taki jestem niezłomny. Trauma zawsze zostawia jakieś ślady i chyba lepiej zrobić z niej świadomie jakiś użytek niż zostawić samą sobie, pozwalając, by za jakiś czas przejęła kontrolę nad emocjami.

    5 komentarzy

  • Agnieszka

    Świetny artykuł uważam że wiele osób nadużywa tego stwierdzenia a ja się z nim nie zgadzam właśnie ze względu na to że są pewne granice wytrzymałości doświadczeń indywidualne dla każdego po przekroczeniu których wcale nie wzmacniają psychiki

  • Nina

    Co nie zabije, będzie próbować zrobić to ponownie

  • Kaja

    Ja po śmierci mojej mamy, miałam zaledwie 18 lat, teraz mam 31, jestem bardzo silna psychicznie, umiem odróżnić fałszywych ludzi od tych prawdziwych, życzliwych. Nie ma ich duzo w moim życiu,ale są bardzo wartościowi. Stąpam mocno po ziemi i nie łatwo mnie złamać. Doceniam małe rzeczy. Mogę powiedzieć, że traumatyczne przeżycia dużo uczą.

  • Anula

    nie wzmocni ! Każde trudne doświadczenie pozostawia ślad w naszej psychice, niekiedy traumę ; nawet jeśli z trudnych sytuacji wyciągamy wnioski, nie popełniamy tych samych błędnych , i inne , doświadczonego bólu i emocji nikt i nic zabierze to wszystko co złe Pozostaje w Nas ; jesteśmy tylko ludźmi .

  • Ann

    co Cię nie zabije, to Ci nerwy rozp…ale nie może być zawsze dobrze, bo jak jest dobrze to tez nie dobrze

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>