Czy to prawda, że nie warto szukać miłości?
Miłość ma to do siebie, że potrafi przyjść niezapowiedziana. Nieproszona nawet, w takim momencie życia, gdy zupełnie nie ma się ochoty na amory. Za to ci, którzy jej uparcie szukają, często kończą z pustymi rękami, nie rozumiejąc, dlaczego ich starania spaliły na panewce. Bo może miłość rzeczywiście jest takim dobrem, którego nie da się wypracować, a tylko otrzymać w prezencie od kapryśnego losu?
„Nie szukaj miłości, ona sama cię znajdzie”, mówi stare porzekadło. I bardzo wiele historii z życia zdaje się tę prawdę potwierdzać – uczucie spadło jak grom z jasnego nieba, ktoś odpowiedni przez przypadek stanął na drodze, w zupełnie banalnych okolicznościach zwykła znajomość przerodziła się w poważny związek. Ale czy rzeczywiście chodzi w tym o to, by nie robić zupełnie nic?
I gdzie ten książę?
„Miłość sama cię znajdzie” sprawdzało się w czasach, gdy małżonków tak naprawdę wybierali rodzice. Dziewczyna rzeczywiście nie musiała prowadzić szczególnie aktywnego życia, to wręcz mogło działać na jej niekorzyść. Zresztą, niekoniecznie w takich związkach chodziło o miłość – współmałżonek miał po prostu spełniać określone kryteria, a to, czy praktycznym względom towarzyszyło głębokie uczucie, często było kwestią drugorzędną.
A dzisiaj? No, dzisiaj wciąż jeszcze pokutuje przekonanie, że kobietę należy zdobywać. I niezbyt dobrze patrzy się na dziewczyny wychodzące odważnie z inicjatywą, albo one same sądzą, że im nie wypada się w ten sposób zachowywać. Więc czekają. Czekają, że ktoś je zauważy, zagada, zrobi pierwszy krok. Rozsypie dokumenty przed biurkiem, przytrzyma drzwi windy, wsiądzie do tej samej taksówki. Można oczywiście pomagać losowi, ale nienachalnie, bo jeśli ten jedyny ma znaleźć, to znajdzie. Tak, można się śmiać, że życie nie jest bajką, a jednak podobne oczekiwania wcale nie są rzadkością.
Czekanie z założonymi rękami nie jest jednak dobrą taktyką, bo owszem, filmowe historie zdarzają się również w prawdziwym życiu, ale to raczej wyjątki. I myślenie, że nasze szczęście zależy od tysiąca przeróżnych czynników, ale nie od nas samych, potrafi się brzydko zemścić. Bo czy cokolwiek samo się znajduje? Wymarzonej pracy też nikt na tacy nie poda, trzeba się o nią postarać. Czemu ze związkiem miałoby być inaczej?
Daj się znaleźć
Można mieć czasem wrażenie, że pewne rzeczy dzieją się same, bez naszego udziału, i kto wie, może niekiedy faktycznie tak jest. Niemniej to, co uważamy za osobisty sukces, zazwyczaj wymagało od nas choć niewielkiego wysiłku. Tak, można wygrać szóstkę w lotto i bez większego problemu kupić sobie wymarzone mieszkanie, ale wcześniej trzeba było ten los kupić, czyli jakaś akcja nastąpiła.
Kompletna bierność rzadko kiedy skutkuje podobnym zrządzeniem losu – ktoś musi mieć naprawdę niebywałe szczęście, by mu słodkie owoce same wpadały do ręki. Jeśli tak jak koleżanki nie poznałaś męża na studiach, to może znak, że warto pochodzić w inne miejsca zamiast uznać, że najwyraźniej miłość nie jest mi pisana? Zajęcie się tylko sobą pomaga w rozwoju, ale ciężko będzie kogokolwiek olśnić zaletami, kiedy dokonuje się tych fajnych rzeczy zupełnie w pojedynkę. Albo w otoczeniu ludzi, co do których nie ma się żadnych sercowych planów.
Słowem, dobrze jest jakoś wykreować sytuacje sprzyjające nawiązywaniu nowych znajomości. Chociaż tu pojawia się czasami inny problem, a mianowicie teatralne zgrywanie niedostępnej. Rzecz w tym, jak błędnie wiele osób pojmuje „cenienie się” – dokonują już na samym wstępie tak ostrej selekcji, że praktycznie nie jest możliwe, by dało się przejść pierwszy etap wymagań i oczekiwań. I znowu, wraca stary dylemat, czy dalej próbować, czy sobie odpuścić, skoro szukanie miłości tak opornie idzie.
Źle się za to zabierasz
Dlaczego nie wychodzi? Trudno nie być rozgoryczoną, gdy każda próba zawiązania bliższej znajomości kończy się samotnym powrotem do domu. A w głowie kołaczą te wszystkie historie kolegów i koleżanek, którym to z nieba spadł super facet albo wymarzona kobieta. Ale czy naprawdę to było takie „z nieba”? To znaczy tak, znajoma mogła wszystkie weekendy spędzać pod kocykiem w domu i niespodziewanie poznać miłość swojego życia w kolejce do kasy, ale co ważne, była na taką znajomość otwarta. Nie odgrodziła się szczelnym murem.
Osoby, które wierzą, że jakaś niewidzialna ręka sama podsuwa drugą połówkę i nie ma się na to wpływu, często same niszczą swoją szansę na odwzajemnione uczucie. W grę wchodzą tutaj zwykle dwa schematy: mroźny dystans albo nadmierna wylewność. Wcześniejsze niepowodzenia miłosne, zwłaszcza gdy tak do końca się ich nie przebolało, skutecznie zamykają na nowe związki, mimo że w głębi ducha bardzo się ich pragnie. Ze strachu przez bliskością pojawia się takie zafiksowanie na własnej niezależności, że aż odpycha – trudno jest podejść do osoby, od której bije komunikat „proszę trzymać się z dala”. Można się łudzić, że jak komuś bardzo zależy, to ów chłód nie odstraszy, tylko pobudzi do intensywniejszego starania, ale w praktyce większość się szybko zniechęci brakiem milszej zachęty.
Podobnie odpycha desperacja. Kiedy bardzo, bardzo mocno się starasz zwrócić na siebie uwagę, dla drugiej strony to może być sygnał, że sprawy toczą się w zbyt szybkim tempie i bezpieczniej będzie sobie odpuścić. Ewentualnie okazję wykorzysta łowca zdesperowanych samotników, co, jak nietrudno się domyślić, przyniesie głównie kolejne łzy. Po którymś razie zraniony nieszczęśnik da sobie spokój, ale może przy tym dojść do nieprawidłowych wniosków – uzna bowiem, że to szukanie samo w sobie nie ma większego sensu, a nie że jego próby wyglądały bardziej na polowanie niż na poznawanie nowych ludzi.
Nowy człowiek nie załatwi starych problemów
Powszechnym błędem w poszukiwaniach miłości jest też to, że w gruncie rzeczy nie myśli się za bardzo o sobie, ile o tym, co potencjalny partner chciałby dostać, co lubi, co by go skutecznie zachęciło do osiedlenia się na stałe. To może zadziałać, ale tylko połowicznie – partnerem prawdopodobnie zostanie ktoś szukający wygodnego układu, w którym będzie rozdawał karty i łaskawie pozwalał się kochać. I rzeczywiście, nie są to doświadczenia zachęcające do aktywności w stosunkach damsko-męskich. Za to można wygodnie wytłumaczyć swoją klęskę – no widocznie nie było mi pisane założenie rodziny.
Do tej niespodziewanej miłości też czasem podchodzi się zbyt gwałtownie, zazwyczaj wtedy, gdy stary rozdział jeszcze się nie zamknął. Lęk przed tym, że nowy partner zniknie, potrafi być tak duży, że za wszelką cenę będzie się starało zatrzymać go przy sobie. Ze skutkiem odwrotnym do oczekiwanego. A to już może całkowicie załamać, bo jak widać, i nie da się miłości znaleźć na własną rękę, i nie ma też co czekać, że sama zechce zapukać do naszych drzwi.
Nic na siłę
Jeśli cokolwiek jest w tym powiedzeniu prawdziwego, to właśnie unikanie szukania na siłę. Parcie na miłość, naciskanie na szybkie deklaracje, oczekiwanie, że już na pierwszej randce pozna się tego jedynego, narzucanie się ze swoją czułością – nie tak zdobywa się czyjeś serce. A odpuszczenie sobie nie jest tożsame z totalną niedostępnością i zamknięciem się w przysłowiowej wieży jak te królewny z bajek.
Ci, do których miłość trafiła zupełnie znienacka, nie byli na nią gotowi, a jednak trochę byli. W takim znaczeniu, że kiedy zamajaczyła na horyzoncie okazja, to ją chwycili – bez rozbuchanych oczekiwań, ale otwarcie i z ciekawością. Nie liczyli na więcej, to było bardziej „a czemu nie?”. I może to właśnie ustrzegło ich przed pochopnymi krokami, osaczaniem i ciśnieniem zabijającym spontaniczność.
W obsesyjnym szukaniu miłości jest za duże skupienie na celu, a za małe na środkach do niego prowadzących. Jak wychodzisz do klubu, gdzie koniecznie musisz kogoś poznać, to się tak pewnie nie stanie, jako że potencjalnych kandydatów odstraszać będzie to śmiertelnie poważne podejście. Ale gdy idziesz po prostu z zamiarem dobrej zabawy, a myśl o drugiej połówce jest gdzieś tam na drugim planie… O wiele przyjemniej jest wejść w interakcję z kimś, kto nie mówi w pierwszych słowach o wyborze kwiatów na wesele.
Zostaw komentarz