Czy warto czytać książki?
Mało co rozwija człowieka intelektualnie w takim stopniu jak czytanie książek. To rozrywka, ale jakże wartościowa – pobudza wyobraźnię, wzbogaca słownictwo, otwiera głowę na nowe idee, poszerza horyzonty. To zupełnie inny kaliber niż bierne zaleganie przed telewizorem albo przeglądanie internetu z całym tym zalewem głupot i przemocy. Dlatego wiele osób snobuje się właśnie na czytanie dobrych książek, bo postrzega się to jako coś elitarnego. Czy warto czytać książki?
Czytanie ma niezaprzeczalnie wiele zalet i słusznie zachęca się do książek już od najmłodszych lat. Nie da się natomiast powiedzieć, że to zawsze najwłaściwszy sposób spędzania wolnego czasu, a ci, co książek unikają, są głąbami, zdolnymi pojąć tylko prymitywne przekazy. I często przecenia się po prostu samą formę, jak gdyby druk na papierze był z automatu wartościowszy, niezależnie od tego, jaką niesie treść.
Co daje nam czytanie?
Naprawdę bardzo wiele. Czytanie to świetne ćwiczenie dla mózgu i bardzo ważny element edukacji, w każdym wieku. Badania pokazują, że dzięki czytaniu książek nasz mózg realnie się zmienia, i to na lepsze – powstaje więcej nowych połączeń między neuronami, poprawia się pamięć, wolniej dochodzi do degeneracji mózgu oraz zwiększa się efektywność jego pracy.
Czytanie ma spory wpływ nie tylko na poziom wiedzy, ale też na inteligencję – osoby, które regularnie sięgają po książki, statystycznie wypadają lepiej w testach na IQ. Łatwiej im też przychodzi nauka płynnej konwersacji, ubierania własnych myśli w słowa i podawanie merytorycznych argumentów w dyskusji. W szkole, na studiach, czy później w pracy, ten kto sporo czyta, na ogół wyprzedza konkurencję.
Są i inne korzyści. Czytanie pomaga się skutecznie odstresować, wprowadza w przyjemny nastrój, uczy cierpliwości. Jest inną czynnością niż oglądanie telewizji albo sprawdzanie mediów społecznościowych – książka nie bombarduje tak wielką ilością informacji w krótkim czasie, poza tym mamy większą kontrolę nad tempem przyswajania nowych danych, można się bez problemu cofnąć do jakiegoś fragmentu, dokładnie go przeanalizować, bez tego pośpiechu, jaki towarzyszy nowoczesnym mediom. Krótko mówiąc, bardziej rozwija niż przytłacza.
Nieuzasadnione poczucie wyższości. Czy warto czytać książki?
Mimo wskazanych zalet, zbyt dużym uproszczeniem będzie sprowadzenie całego potencjału intelektualnego wyłącznie do książek. Czytanie ma wielką wartość, ale to tylko jeden z etapów na drodze do tego, by stać się mądrzejszym, bardziej światłym, kulturalnym człowiekiem. Tymczasem książkom przypisuje się czasem niemal magiczną moc – są one ponad wszystkim i nic innego nie jest w stanie choćby lekko przybliżyć do wejścia na szczyt.
Imponująca biblioteka często jest odbierana właśnie jako symbol wysokiego statusu i przynależenia do elity. Można tym nawet zrekompensować niedostatki finansowe – ktoś jest biedny, za to niezwykle oczytany, i potrafi wydać ostatnie grosze na kolejną pozycję do swojego księgozbioru, no prawdziwy intelektualista. Swoją czytelniczą pasję wiele osób zresztą bardzo chętnie podkreśla, dając mniej lub bardziej subtelnie do zrozumienia, że są wyżej od reszty, bo dużo czytają, bo wolą książki od modnych gadżetów, bo najwyraźniej są jacyś dziwni, że nie kręcą ich popularne rozrywki.
Jest pewien trend, w ramach którego całkiem sporo miłośników książek czuje się w obowiązku podkreślić, co ich odróżnia od prymitywnej reszty. W dyskusjach często odsyłają swoich przeciwników do książek, „niewłaściwe” poglądy drugiej strony sprowadzają właśnie do nieczytania, i generalnie większość problematycznych kwestii kwitowana jest pełnym boleści stwierdzeniem w rodzaju: tak to jest, kiedy się nie czyta. Jak gdyby mniejszy zapał do książek tłumaczył wszystko.
Szlachetna rozrywka dla wybranych. Czy warto czytać książki?
O ile promocja czytelnictwa ma sens, tak jego fetyszyzowanie już nie bardzo. W opinii wielu osób, książka z jakiegoś powodu powinna zawsze wygrywać, i gdy wygrywa, można czuć dumę, bo świadczy to o wyrafinowanych potrzebach, dyscyplinie, ambicji. Nad książkę przedłożyć można co najwyżej wyjście do opery albo galerii sztuki, ale nie serial czy mecz – to aktywność niższego rzędu, przyjemna, lecz mało pouczająca. Taka w sam raz dla plebsu.
Taka postawa irytuje i działa zniechęcająco, ponieważ wpędza w poczucie winy, że nie dość czasu poświęca się na lektury. Czytanie staje się obowiązkiem, snobizmem, szpanem, a z tego raczej nie wyciągnie się wartościowej nauki. Poza tym, skupianie uwagi niemal wyłącznie na książkach jest w sumie dość ograniczające, bo to przecież tylko jedna z dostępnych form przekazu, i nawet gry komputerowe mogą wnieść do życia coś interesującego.
A jednak ciężko uchodzić za kogoś wyjątkowego, kiedy na koncie są setki nieprzeczytanych książek, tylko na przykład obejrzanych filmów – no chyba że są to bardzo, bardzo ambitne pozycje „nie dla każdego”. Tak się bowiem utarło, że naprawdę mądrym udaje się zostać wyłącznie w ten jeden sposób, reszta jest tylko dodatkiem. Choć w rzeczywistości bardzo wiele tych pozornie gorszych aktywności również nas duchowo i intelektualnie rozwija, nie mówiąc już o tym, że również dzięki nim można lepiej zrozumieć czytane lektury.
Są książki i książki
Jak gdyby mało było podziałów na tych, co czytają, i tych co nie, pojawia się jeszcze gorący spór odnośnie rodzaju przeczytanych książek. Z jednej strony świętością jest już sama czynność, ale z drugiej, ludzie oceniani są również za jakość dobieranych lektur – co świetnie pokazuje, że książka jako taka wcale nie musi być czymś na wysokim poziomie.
W mediach społecznościowych widać często wyścigi na ilość odhaczonych pozycji i licytowanie się na lepszość skonsumowanej kultury. Są dzieła, i są szmiry, są przeciętniaki dla niewyrobionych. Są i dzieła przereklamowane, zaliczane do kanonu, ale prawdziwy koneser wie, że są lepsze rzeczy, trudniej dostępne, nie tak powszechnie znane, wymagające samodzielnego myślenia. Źle jest więc, kiedy nie czytasz, ale i wtedy, gdy sięgasz po przeintelektualizowany bełkot, masówkę z Empiku, oklepane klasyki. I rzecz jasna każdy ma
swoją definicję wybitności, dlatego nie ma gwarancji, że nasze literackie upodobania zostaną odpowiednio docenione.
Słuchając tych opinii można odnieść wrażenie, iż wcale nie chodzi o upowszechnienie czytelnictwa – wręcz przeciwnie, bo jak wszyscy ruszą do bibliotek i księgarni, zniknie to poczucie elitarności i przynależenia do wykształconej mniejszości. Czy jednak można mówić o elitarności w przypadku książek takich sobie, których jest całe mnóstwo? Coraz więcej osób z tym polemizuje wskazując, że zamiast czytać średniej jakości dziełka, lepiej wyjść na spacer, włączyć dobry dokument, obejrzeć przydatny tutorial na YouTube czy po prostu pogadać kulturalnie z osobą o odmiennych poglądach.
Za sprawą nowych technologii, do starych sporów doszedł jeszcze jeden – czy wartościowa jest wyłącznie książka wydrukowana na papierze? Bo i pod tym względem dokonuje się rozróżnień na lepszych i gorszych czytelników – ci pierwsi pozostali wierni tradycji, ci drudzy korzystają z czytników. Albo co gorsza, słuchają audiobooków. Czytanie w internecie też uchodzi za czynność cokolwiek podejrzaną, jak gdyby w sieci były jedynie
bezwartościowe głupoty, w przeciwieństwie do drukowanych książek.
Czy można być mądrym bez czytania?
Badania stanu czytelnictwa w Polsce, prowadzone przez Bibliotekę Narodową, pokazują, że pod tym względem od wielu lat jest dość stabilnie. Czytający książki są w mniejszości, prócz tego różnie bywa z jakością lektur, i pod tym względem na tle Europy wypadamy raczej mizernie. Czy jednak musi to być powód do kompleksów?
I tak, i nie. Czytanie nie jest jedynym wyznacznikiem inteligencji, wiedzy, osiągnięć, postępu naukowego. Ale widać, że kraje z bogatą tradycją czytelnictwa są bardziej rozwinięte, więcej znaczą w świecie nauki, utrzymują wysokie tempo rozwoju technologicznego. Mogą też poszczycić się bogatą ofertą kulturalną, i to nie tylko dla zamożnych mieszkańców wielkich miast. W rozwoju czytelnictwa pomagają im różne programy dla dzieci i dorosłych, i co ważne, podkreślają one nie tylko rozwój intelektualny, ale i budowanie więzi międzyludzkich.
Czytanie bardzo się przyczynia do rozwoju zarówno jednostek, jak i całych społeczeństw, by jednak tak się stało, czytanie musi uchodzić za czynność niewymuszoną – trzeba je po prostu polubić. Kiedy jest tylko snobizmem, ciężko mówić o jakimkolwiek „otwieraniu umysłów”.
Komentarz ( 1 )
Są książki i książki – no właśnie, bo po iluś twarzach Greya nic nie zostanie, a np. po ciekawej klasyce czy reportażu i owszem… No ale sa czytelnicy i czytelnicy… PS Nie „spór odnośnie rodzaju” tylko „spór odnośnie DO rodzaju”, bo odnosimy coś do czegoś, a nie coś czegoś. A tak w ogóle uważam, że to wyrażenie jest nadużywane, lepiej zastępowac je słowami „co do”, można też „a propos” 🙂 Pozdrawiam:)