Czy warto mówić komuś, że partner go zdradza?
Najczęstszy powód rozstań? Zdrada zdecydowanie znajduje się w ścisłej topce tych przyczyn. Ciężko zdradę wybaczyć, ale i ciężko ją wykryć, bo jak ktoś chce, to potrafi się doskonale maskować. I często też najciemniej jest pod latarnią – o zdradzie wiedzą wszyscy dookoła, z wyjątkiem tej zdradzanej osoby.
Powstaje więc wtedy dylemat: uświadamiać nieszczęśnika czy pozostawić go w błogiej niewiedzy? Praktyka bowiem pokazuje, że dobre chęci nie zawsze spotykają się z wdzięcznością, lecz z drugiej strony, gdy zdrada wyjdzie na jaw, mogą pojawić się gorzkie pretensje „dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?”. Zdradzany ma zasadniczo prawo wiedzieć, co dzieje się w jego domu, tylko czy postronny świadek koniecznie musi zostać posłańcem złej wiadomości?
Problematyczne sekrety
Zdrada to jeden z tych sekretów, który bardzo ciąży na sercu. Wiesz coś naprawdę ważnego, od czego dosłownie zależy przyszłość czyjegoś związku. I nie wiesz, co z tym gorącym kartoflem zrobić, bo wyjawienie cudzej zdrady równie dobrze może pomóc, jak i zaszkodzić.
Czy jak powiem, to nie wyjdę na intruza, który wtrąca się w nieswoje sprawy? Ale zarazem – czy wolno mi milczeć? Przecież ja na jej/jego miejscu wolałabym poznać prawdę.
Kłopot z informacją o zdradzie jest taki, że nie da się jej „odsłyszeć”. Jak już padną słowa o niewierności, klamka zapadła. Zdradzana strona może się łudzić, że pewnie tylko głupie plotki, oszczerstwa, złośliwość, ale komunikat pozostaje w głowie i nie da się o nim zapomnieć. Dlatego każde wyjście wydaje się złe i trudno znaleźć właściwe rozwiązanie. Z bliskimi przyjaciółmi zwykle jest troszkę prościej, ponieważ wiadomo mniej więcej jak ktoś się na dany temat zapatruje, ewentualnie są okazje, żeby subtelnie podpytać i na tej podstawie podjąć ostateczną decyzję. Ale jeśli z kimś zdradzanym nie łączą aż tak zażyłe relacje, sprawa mocno się komplikuje, bo po pierwsze, ciężko wyczuć, jak się krępujące wyznanie zakończy, a po drugie, czy w ogóle wypada się wtrącać w intymne zakątki związku innej osoby?
Niektórzy decydują się na ultimatum dla niewiernego partnera – mówisz sam, a jeśli dalej będziesz kłamać, wkroczę do akcji i wyjawię prawdę. Tylko znowu jest ten sam problem: czy zdradzana osoba na pewno chce tej wiedzy. Bo tak jak niemal wszyscy się zgadzają, że zdrada jest czynem wysoce nagannym, tak nie każdy uważa, by uświadamianie strony poszkodowanej było właściwym posunięciem. I to mimo tego, że zdecydowana większość o podobnej sprawie chciałaby się dowiedzieć.
Mówić czy nie mówić?
Bo wiedza o tym, że partner miewał skoki w bok jest ważna dla przyszłości związku oraz własnego samopoczucia. I jak najbardziej to, czego się nie wie, może skrzywdzić – niewierny partner wcale nie musi czuć skruchy po swoim grzechu, tylko zachęcony brakiem reakcji posunie się jeszcze dalej. Brak świadomości odnośnie zdrady często wpływa negatywnie na różne aspekty wspólnego życia, a przede wszystkim grozi poważnymi zawirowaniami. Jak
wtedy, gdy mąż po kolejnym wyskoku po prostu odejdzie do nowej kochanki, zostawiając bezrobotną żonę z małym dzieckiem, co jej bardzo skomplikuje życie – wiedząc o zdradach wcześniej, mogłaby zawczasu odejść zamiast pakować się we wspólny kredyt i ciążę z nieodpowiedzialnym typem.
Jak zatem można milczeć, wiedząc o potencjalnych konsekwencjach? Ano można, ponieważ
ludzie niekoniecznie chcą być uświadamiani na siłę, nawet jeśli to by im autentycznie pomogło. Bo chociaż zdrada dla wielu będzie definitywnym zakończeniem związku i nie ma o czym dyskutować, tak całkiem spora grupa osób wcale tak kategoryczna nie jest. Nie chcą rozstania, nie wyobrażają sobie życia bez ukochanego partnera, są w stanie przymknąć oko na przeróżne niedoskonałości. Ale też przykro im będzie z wiedzą o zdradzie – dlatego wolą nie wiedzieć. To wygodniejsze, i dopóki związek toczy się tak, jak powinien, nie ma sensu rozmyślać o zdradach – wyjawienie prawdy wcale nie będzie przysługą, przeciwnie, zepsuje coś, co działało. Więc nie ma co uszczęśliwiać wbrew woli i przekonywać, że mąż drań wielokrotnie się migdalił z koleżankami na delegacjach.
Są jednak też inne sytuacje. Zdradzana osoba czuje się oszukana podwójnie, nie tylko przez niewiernego partnera, ale i przyjaciół, którzy o wszystkim wiedzieli i nie pisnęli nawet słówka. Ba, czasem wręcz drania kryli. To straszliwe upokorzenie, że ty cieszy się swoim małżeństwem, opowiadasz o wspólnych chwilach, zachwycasz się niespodzianką, podczas gdy słuchacze doskonale wiedzą, co stało za owym romantycznym gestem. I śmieją się w duchu, pewnie obgadują, i wychodzisz na ostatnią frajerkę. Jak po czymś takim zaufać jeszcze komukolwiek? Jak wierzyć w prawdziwą przyjaźń?
Co robić? To zależy
Właśnie przez to temat zdrady wywołuje moralne dylematy. Nie wiadomo, co kto myśli i czego konkretnie oczekuje. Jaka będzie reakcja. Co dalej z posłańcem złej wieści. No i jak w ogóle taki news przekazać? Zasadniczo raczej nie warto wspominać o zdradzie, kiedy nie ma się pewności, a jedynie mgliste podejrzenia – zdradzana osoba z pewnością będzie chciała usłyszeć coś więcej niż zwykłe „widziałam go z jakąś obcą babą”. Udowodnić cudzą zdradę nie jest jednak prosto, bo co niby świadek ma przedstawić? Zdjęcia, nagrania, skriny
rozmów? Czasem rzeczywiście ma się w posiadaniu podobne materiały, przeważnie jednak to wyłącznie słowa, w które zdradzany człowiek wcale nie musi uwierzyć.
Generalnie im słabsza więź, tym mniejsze prawdopodobieństwo pozytywnego załatwienia sprawy. Na wyznanie o zdradzie najlepiej decydować się wtedy, gdy to naprawdę bliska, dobrze znana osoba, i ma się pewne pojęcie o jej związku. Przy licznych wątpliwościach co do słuszności tego kroku zazwyczaj warto dać sobie na wstrzymanie, podobnie jak w sytuacji, gdy taka informacja mogłaby doprowadzić do przemocy. Nie jest też dobrym pomysłem przekazywanie informacji o zdradzie z nadzieją, że oszukana przez partnera osoba postąpi zgodnie z naszymi oczekiwaniami – np. wystąpi o rozwód, do czego już od dawna próbowało się ją namówić.
Ale to, co najtrudniejsze w wyjawieniu zdrady, to ciąg dalszy. Również kiedy wydaje się pewne, że nasz rozmówca oczekuje tego wyznania. Zdrada jest bowiem bardzo bolesnym ciosem i nigdy nie da się na sto procent przewidzieć cudzej reakcji, a bywa, że po rozmowie kończy się nie związek, a właśnie znajomość z „donosicielem”, który chciał dobrze, lecz ostatecznie wyszedł na najczarniejszy charakter. Dlatego nie dziwi, że tak wiele osób wybiera milczenie, ryzykując ewentualny status „współwinnego” gdyby zdrada wyszła na jaw – ostatecznie, z tego chyba mimo wszystko łatwiej się wygrzebać niż z wrzucenia granatu do miłosnego gniazdka.
To też tłumaczy, czemu w rozmaitych badaniach widać spore dysproporcje pomiędzy własnymi deklaracjami a faktycznymi działaniami – zdecydowana większość chciałaby usłyszeć o tym, że ich partner zdradza, ale tylko ok. połowa, mając wiedzę o cudzej zdradzie, informuje o niej zainteresowane osoby. Krótko mówiąc, przeważa postawa „nie mój cyrk, nie moje małpy”. Zresztą, czy jak się kogoś nie przyłapie na gorącym uczynku, można w ogóle
mówić o jednoznacznej winie?
Publiczne piętnowanie
Sytuacja się dość znacząco zmienia, gdy chodzi o publiczną ekspozycję grzesznika – w mediach społecznościowych. To wielu ludziom przychodzi znacznie łatwiej, do tego często mogą one liczyć na wsparcie publiczności, która na ogół staje po stronie poszkodowanych i chętnie się dołącza do nagonki. Internetowe obnażanie cudzej niewierności ma ten plus, że przedstawia dowody, bo to już nie tylko słowne relacje, ale i nagie fotki, wysłane wiadomości, filmiki, czego znacznie trudniej się wyprzeć.
I to się świetnie czyta, ale właśnie… Czyjś realny dramat przeradza się w atrakcję cyrkową, i co z tego, że słychać słowa wsparcia, jeśli za nimi idą również bardzo niewybredne komentarze. W przypadku rozmowy twarzą w twarz przynajmniej zachowuje się anonimowość, za to ujawnianie zdrady online przeradza się w publiczne upokorzenie, bo oczywiście, że znajdą się i tacy, którzy z rozkoszą pocisną rogaczowi lub naiwniaczce, co
chłopa upilnować nie umiała.
Znika to, co powinno być główną motywacją wyznania – pomoc i wsparcie dla ofiary zdrady. Rozgłaszanie na forum cudzej niewierności zdaje się mieć bardziej na celu dowalenie komuś w ramach rozrywki, danie nauczki, ale bez zastanowienia, jak to może odbić się na skrzywdzonej zdradą osobie. A to zdecydowanie nie brzmi jak dobra przysługa.
Zostaw komentarz