Główne menu

Czy warto podtrzymywać związek „dla dobra dzieci”?

Nie ma sprawdzonego przepisu na udany związek. Wielka miłość, która miała trwać aż po grób, wypaliła się po kilku latach, i teraz to wspólne życie bardziej męczy niż cieszy. Co robić? Najlepiej odejść, rozstanie to najsensowniejszy pomysł. No chyba że mamy dzieci.

Bo dzieci potrzebują domu. Potrzebują mamy i taty. Rozwalić to w imię osobistego szczęścia? To przecież ogromna krzywda! Nikt normalny tego nie chce, więc rodzic ma wątpliwości, że może jednak warto spróbować raz jeszcze, jakoś się przemęczymy dla dobra rodziny. Ale czy to naprawdę jest „dobro”?

Dzieci muszą mieć dom

Najlepiej, kiedy dziecko dorasta w jednym domu ze swoimi rodzicami. A już w ogóle idealnie, gdy ci rodzice autentycznie dbają o dziecko i obdarzają miłością nie tylko potomka, ale i siebie nawzajem. Bo wiadomo, że dzieciom z rozbitych rodzin jest trudno. Omija je coś ważnego, cierpią, mają niższą samoocenę i problem z zaufaniem. Statystyki dotyczące dzieci, których rodzice się rozwiedli, nie napawają optymizmem – większość boryka się później z różnymi poważnymi problemami.

Więc w porządku, kiedy dorośli się nie dogadują, niech się rozejdą, nic na siłę. Ale optyka się zmienia, gdy w takim związku są dzieci, bo tu już nie liczą się tylko własne uczucia i komfort, ale też emocje małego człowieczka, który póki co jest od swoich opiekunów całkowicie zależny. I co, złamać mu życie, bo namiętność się ulotniła? No nie, tego odpowiedzialny rodzic nie chce swojemu dziecku zafundować.

Jest trochę prawdy w stwierdzeniu, że dzisiaj zbyt pochopnie podejmujemy decyzję o rozstaniu z partnerem. Ale właśnie dzieci są tym czynnikiem, który zmusza do głębszych przemyśleń. Czy na pewno nie da się uratować rodziny? Czy tego właśnie chcemy, życia osobno? Co można by było zrobić, żeby uniknąć najgorszego? To odwleka dramatyczny moment albo w ogóle zniechęca do składania papierów o rozwód.

dla dobra dziecka

Dzieciom jednak zbyt często przypisuje się magiczną rolę, że zlepią i odbudują wszystko. Wspólne potomstwo bardzo zbliża ludzi do siebie i pomaga uratować związek, bo jest większa motywacja do wysiłku, jest ten wyższy cel, który każe odłożyć na bok egoistyczne pobudki i zdobyć się na poważną rozmowę, wypracowanie kompromisu, podjęcie naprawczych działań. Ale to raczej nie zadziała w związku, w którym na każdym kroku dzieje się źle, a rodzice po prostu się nie znoszą.

Bo są jeszcze inne statystyki. Tak, rozwód krzywdzi dzieci, ale zabójcze dla psychiki jest również dorastanie w domu pełnym zła, jak przemoc czy nałóg rodzica, który nic z tym nie zamierza zrobić. Ciągłe awantury, atmosfera konfliktu i grozy, życie w strachu, lęk przed mamą bądź tatą to nie są zwykłe trudności, z którymi mierzy się każda rodzina – to często niszczy jeszcze bardziej niż wiadomość, że od dzisiaj jedno z rodziców będzie mieszkać gdzie indziej. I rozwód wciąż jest przykrym doświadczeniem, ale zarazem przynosi ulgę.

Poświęcić się dla rodziny

O rodzinę warto walczyć, ale czy za każdą cenę? Ta presja, by zrobić dosłownie wszystko dla dobra dzieci, jest wciąż wyczuwalna, co niestety skutkuje tym, że masa ludzi tkwi w bardzo niezdrowych związkach. I dzielnie argumentują to tym, że dla dobra najbliższych żadna cena nie jest za wysoka – bo owo „dobro” jest wartością najwyższą.

Mocno to widać zwłaszcza u kobiet, które mają od małego zaszczepiany obowiązek poświęcania się dla rodziny, choć oczywiście robią to także mężczyźni, na przykład ze strachu, by po rozwodzie żona nie zabroniła całkowicie widzenia się z dzieckiem. Rozstanie jest egoizmem, trzeba było myśleć wcześniej, a jak już się stało, dorosły człowiek ma stanąć na wysokości zadania i zapewnić dom swojemu potomstwu. Jaki ten dom będzie, to najwyraźniej nie ma aż takiego znaczenia.

I tak dla dobra dziecka znosi się bicie, słowne poniżanie, zdrady i wszelkie inne formy przemocy. Wiele osób naprawdę ma przeświadczenie, że postępują słusznie, bo może i sami cierpią, ale za to nie pozbawili dzieciaka matki albo ojca. Naprawdę się łudzą, jak to świetnie maskują rodzinne patologie, że ci najmłodsi członkowie rodziny nawet nie podejrzewają, co kryje się za wymuszonym uśmiechem i grubą warstwą podkładu pod okiem. A dzieci widzą i rozumieją więcej niż się dorosłym wydaje.

Przykład płynie z góry

Kiedy rodzice nie mogą na siebie patrzeć i są razem tylko dla dziecka, rzadko kiedy odnosi ono z tego tytułu korzyść. Związek z musu przekazuje mało atrakcyjne wzorce – dorastający człowiek uczy się, że małżonka wolno mieszać z błotem, że kłótnie to coś normalnego, że ciężka, pełna pretensji atmosfera to naturalne warunki domowe. Jaki związek takie dziecko utworzy w przyszłości? Czy w ogóle potrafi kogoś pokochać? Jak będzie traktować innych ludzi?

Dom, który rodzice tworzą na siłę, to najczęściej dom pozbawiony miłości, szacunku, radości, życzliwych zachowań. Może nie być w nim takiej wyraźnej przemocy, ale jest wrogość, zimno, grobowy nastrój i przytłaczające wrażenie, że cokolwiek robi się dla bliskich, to wynika z obowiązku, a nie szczerej ochoty. Czy naprawdę rodzic chciałby, żeby dziecko poszło w jego ślady i tworzyło nieszczęśliwe, za to bardzo odpowiedzialne związki?

Do tego dziecko często myśli, że to przez niego mama płacze, a tata wściekły zamyka się w garażu. Czuje się odpowiedzialne za nieszczęście swoich rodziców, bo odbiera te negatywne wibracje. A odbiera je, ponieważ dorośli, choćby nie wiem jak się starali, zwykle nie są w stanie udawać przez cały czas, że między nimi wszystko gra – nie okazują sobie czułości, nie dotykają się, nie całują, robią tylko to co należy. Żyją w kłamstwie i naiwnie się łudzą, że adresaci tej szopki niczego nie skumają.

Zaaferowani odgrywaniem swoich ról rodzice nie dostrzegają też, jak wpływa to na ich relację z dzieckiem, że stają się surowsi, bardziej opryskliwi albo nadopiekuńczy – przenoszą nieświadomie swoje małżeńskie frustracje na kontakt z córką czy synem.

Co będzie potem?

Po rozstaniu jest szansa, że rodzice zaczną się do siebie normalniej odnosić, bez agresji i żalu, bo już nie muszą dzielić ze sobą życia, co rozwiązuje wiele wcześniejszych problemów. I dziecko na tym korzysta, mimo że wychowuje się w dwóch domach, ponieważ rodzice w końcu potrafią się dogadać, i to bez podnoszenia głosu.

Niestety nie jest to regułą i często dzieje się odwrotnie – rodzice nastawiają dziecko przeciwko tej drugiej osobie, dopuszczają się szantażu, utrudniają spotkania. Żadne to pocieszenie, że gdyby rodzina pozostała w komplecie, pewnie wcale nie byłoby lepiej. Właśnie dlatego wiele osób boi się rozwodu, słusznie podejrzewając, że dopiero wtedy zacznie się prawdziwa jazda, a dziecko stanie się pionkiem w bezpardonowych rozgrywkach pomiędzy dorosłymi – nie warto, lepiej te kilka lat się przemęczyć, niech chociaż dzieciak uniknie piekła i widzi oboje rodziców.

To bardzo dramatyczne sytuacje i ciężko ocenić, która opcja słuszniejsza. W sytuacji, gdy zagrożone jest życie bądź zdrowie dziecka, rozstanie wydaje się jedynym właściwym rozwiązaniem, ale nie zawsze rodzina boryka się z aż tak poważnymi wyzwaniami. A rozwód, nawet w przyjaznej atmosferze, odciska piętno na każdym dziecku. Pozostaje pytanie, czy piętno byłoby mniej dotkliwe, gdyby rodzice zdecydowali się na dalsze życie razem.

Czy może być dobrze bez miłości?

Według psycholożki Judith Wallerstein, która badała wpływ rozwodu na psychikę dzieci, wychowywanie w pełnej rodzinie jest lepsze niż dwa domy rodziców-rozwodników pozostających w przyjaznych stosunkach, choć oczywiście musi to być dom stworzony według określonych zasad – można się obejść bez miłości między rodzicami, wystarczy, że będą oni potrafili zgodnie ze sobą współpracować.

Ale to właśnie jest głównym problemem, bo kiedy między partnerami nie ma uczucia, bardzo trudno jest wznieść się ponad to i realizować „projekt rodzina”. Jak długo para da radę ciągnąć układ z rozsądku? Niezależnie od siły miłości do dziecka nie każdy potrafi to udźwignąć, bo to jest strasznie obciążające, zrezygnować zupełnie z siebie i zaciskać zęby za każdym razem, gdy nowy konflikt nadciąga. Większość pęka.

A nawet jeśli nie pęka, efekty niekoniecznie są takie, jak się na to liczyło. Rodzicom udało się stworzyć w miarę normalny dom, dzieci może i coś tam podejrzewały, ale nie było żadnych bardzo czytelnych sygnałów, ot dom jakich tysiące. A teraz nagle dziecko się dowiaduje, że to była ściema, rodzice się rozwodzą, bo już nie mają po co być razem, potomstwo odchowane, dorośli mogą wreszcie zająć się sobą.

I to dla dziecka jest szok – czuje się oszukane, traktowane niepoważnie, traci zaufanie do ojca i matki, czasem nie chce już z nimi wcale rozmawiać. Poświęcenie poszło na marne? W pewnym sensie tak, jeśli dorosłe dziecko uważa, że jego tak zwane szczęśliwe dzieciństwo to zwykły pic na wodę, nikomu nie można wierzyć, związki dorosłych to czysty idiotyzm. I najwyraźniej dorosłe życie polega na tym, by heroicznie tkwić w stanie permanentnego nieszczęścia.

Dlaczego rodzice nie są razem?

Rozstanie rodziców powinno być ostatecznością, a chociaż nigdy nie będzie całkowicie bezbolesne dla dziecka, to można ten ból złagodzić. Ale skonfliktowanym rodzicom często się zdarza zapomnieć o dzieciach, jak gdyby rozwód ich wcale nie dotyczył. Nie tłumaczą, co się stało i dlaczego, stawiają przed faktem dokonanym, że oto jedno z rodziców się wyprowadziło i została po nim pusta szafa.

Dzieci, zwłaszcza te małe, często myślą, że w takim razie muszą coś zrobić, wtedy tatuś albo mamusia wróci, a ponieważ tak się nie dzieje, jeszcze mocniej się obwiniają. Kłopot w tym, że rodzice często naprawdę nie wiedzą, jak to wyjaśnić. To przecież dziecko, co z tego zrozumie? I ile powinno usłyszeć? Rodzicom jest łatwiej, bo oni wiedzą, to oni ustalają szczegóły, prowadzą poważne rozmowy, rozliczają drugą stronę z jej obowiązków. Dziecko zdane jest na dorosłych, a kiedy ich nie ma, zostają mu własne domysły.

To zawsze wielki dylemat, ile powiedzieć i jakie będą tego konsekwencje. Czy jak przedstawię prawdziwy powód rozwodu, wpłynie to negatywnie na relację z drugim rodzicem bądź ze mną? Jeśli dziecko rzeczywiście nigdy nie widziało, jak tata uderzył mamę, to wyjawić bolesne fakty czy milczeć, żeby nie psuć kontaktu? Mówienie pełnej prawdy może wyglądać jak oczernianie, a przecież bycie ojcem/matką to coś innego niż bycie mężem/żoną – można się nie sprawdzić jako życiowy partner, ale jako rodzic być naprawdę ok. Czy warto to psuć w imię prawdy? A może właśnie dzięki tej prawdzie dziecko zyska jakąś cenną naukę na przyszłość?

Rzecz w tym, że prawda jest często bardziej złożona niż tylko „tatuś zły, poszedł sobie do innej pani”. Zdarza się też, że za rozstanie obwinia się rodzica, który był tak naprawdę ofiarą – i dziecko tkwi w tym przekonaniu, bo rodzina chroniła go przed zbyt brutalną prawdą. A może dzięki tym wyznaniom dziecku coś łatwiej byłoby zrozumieć, dostrzec sens w pewnych zachowaniach rodziców? Potrzeba wiele delikatności, by oswoić dziecko z nowymi realiami i zrobić coś rzeczywiście dla jego dobra, a nie tylko z jego pomocą rozgrywać dramaty z innymi dorosłymi.

    4 komentarze

  • Asia

    Jestem po rozwodzie
    15 lat to sporo czasu, aby stwoerdzic, iz skrzywdzilismy rozwodem Młodego
    To była majgorsza decyzja mojego i jego życia
    Nie chodzi o klejenie związku, a tworzenie rodziny
    Mlodych ludzi niestety nikt nie uczy jak radzic sobie z gasnącymi uczuciami
    Znam to

  • PKanalia

    życie ze sobą na siłę, w „martwym” związku to jedna z najgorszych rzeczy, krzywd, którą można zrobić dziecku… nawet zakładając, że w takim związku nie ma wrogości, konfliktów, zachowany jest pewien poziom kultury wzajemnych zachowań, to dziecko widzi sztuczność i obłudę tej całej sytuacji, brak autentycznych pozytywnych więzi, niestety nie wie, o co tu chodzi, uczy się, że tak właśnie ma być i potem zwykle przenosi, kopiuje ten wzorzec funkcjonowania na swoje życie, nie potrafi do końca tworzyć prawidłowych relacji z drugą osobą, gdy podrośnie… a „martwy” związek jest „rodziną” fikcyjną, tylko z nazwy, ale nie jest nią realnie…
    to prawda, że rozstanie się rodziców powoduje pewną traumę u dziecka, ale to jest z pewnością lepsze rozwiązanie, większa szansa na to, że dziecko będzie rozwijać się prawidłowo bez względu na to, czy rodzice wejdą w jakieś swoje, nowe związki lub któreś, lub oboje, pozostanie singlem…
    moi rodzice rozstali się, gdy miałem ok. 9 lat i jestem im za to wdzięczny… akurat zrobili to z klasą, ale to już ma drugorzędne znaczenie…
    p.jzns 🙂
    aha, jeszcze coś, taka ciekawostka: większość klientów placówek leczenia uzależnień pochodzi z tzw. „rodzin formalnie kompletnych”, sam kiedyś to zbadałem w paru ośrodkach i pewien mit prysł, do tej pory nie zapomnę „bezcennej” miny szefa ośrodka, w którym pracowałem, gdy zobaczył wyniki… ciekawe by były podobne badania w temacie innych patologii, być może kilka innych mitów by jeszcze padło…

  • Ewelina

    A ja uważam, że najważniejsze nie jest, czy dziecko mieszka z obojgiem rodziców, ani czy oni mają ślub. Najważniejsze jest, że dziecko czuje się kochane i ważne. Jest to możliwe również po rozwodzie. Tak samo jak „pełna rodzina” nie gwarantuje miłości dziecku tak samo rozwód jej nie neguje

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>