Główne menu

Czy warto tracić czas na nicnierobienie?

Czas to bodaj najbardziej demokratyczny zasób. Każdy ma go tyle samo. Jasne, różnie możemy tym dostępnym czasem gospodarować, i nie dla wszystkich przedział od 6:00 do 18:00 oznacza ciężką pracę, niemniej bez względu na tryb życia twoja doba ma zawsze 24
godziny – nawet jeśli niektórzy sprawiają wrażenie, jak gdyby mieli do dyspozycji przynajmniej cztery razy więcej.

Czasu nie kupisz, ani go nie wytworzysz, a co gorsza, kompletnie nie wiesz, ile go tak naprawdę zostało. Dlatego – dodając do równania wszechobecną presję na życiowy sukces – musisz wycisnąć z czasu ile się da, nie wolno ci zmarnować choćby minuty. Lenistwo to jeden z siedmiu grzechów głównych, ale nie musisz być wierzącym by poczuć, że nicnierobienie to w oczach społeczeństwa wielka, wielka wada. Cecha nieudaczników, którzy koniecznie „muszą odpocząć”.

Czy warto tracić czas na nicnierobienie?

Czy warto tracić czas na nicnierobienie?

Wypoczywasz czy się lenisz?

Przerwę robisz, by nabrać sił przed kolejnym wyzwaniem. Regenerujesz się, psychicznie i fizycznie, a dzięki temu możesz wrócić do pracy naładowany energią, z głową pełną pomysłów. Marnowanie czasu tym różni się od wypoczynku, że nie przynosi żadnych korzyści, nie przybliża do celu, wręcz przeciwnie – stąd wyrzuty sumienia. Proste? Proste. Jednak nie dla wszystkich.

Wiele osób tak się zafiksowało na poprawie produktywności, że dosłownie każdą chwilę wytchnienia uważają za godne pogardy lenistwo. Mamy więc wyścigi kto robił więcej, kto mniej spał, kto dłużej nie brał w pracy zwolnień lekarskich oraz urlopów – i właśnie dlatego do czegoś doszli, w przeciwieństwie do wiecznie zmęczonych leserów. Nie ma po prostu
żadnej tolerancji dla leniuchów – precz z nierobami. Jak nie pracujesz, to jakoś inaczej się rozwijaj. Ucz się, zdobywaj nowe kwalifikacje i doświadczenia. Rób rzeczy wartościowe.

Nawet czas wolny powinien być jakoś sensownie spożytkowany, czyli żadnego bindżowania seriali, żadne tam Love is Blind czy ploteczki ze znajomymi, tylko co najmniej jakiś ambitny, rozwijający podcast albo mądra książka. A jeszcze lepiej, jak się po prostu weźmiesz do
konkretnej roboty, bo od gapienia w sufit pieniążki na konto nie wpadają – no niestety, jak chcesz się czegoś dorobić i coś znaczyć, zapomnij o relaksie. Czas nie jest z gumy. Coś za coś.

Wydajność ponad wszystko

Wypełnienie całej doby wyłącznie produktywnymi zajęciami to lekka przesada, ale nie da się ukryć, że sporo swojego czasu faktycznie marnujemy. Nawet nie na wypoczynek, który przyniósłby realne korzyści, tylko na ogłupiające rozrywki, z których nic nie wynika. Jak jednak ocenić, kiedy gnicie pod kołderką jest zasłużonym wypoczynkiem, a kiedy stratą czasu?

Czy jeśli taka czynność sprawia autentyczną przyjemność, to można ją określić jako szkodliwą? I na czym owa szkodliwość w ogóle polega?
Wypoczynek, relaks, czas wolny… Jak zwał, tak zwał, chodzi po prostu o to, by zająć się czymś wyłącznie dla własnej rozrywki. Oczywiście to może skutkować pożytecznymi „efektami ubocznymi”, jak wtedy, gdy pływasz dla przyjemności, ale zarazem to także dobre dla zdrowia i urody. I tu właśnie toczą się spory – czy warto marnować czas na bezproduktywne atrakcje, skoro można się zrelaksować w sposób i fajny, i wartościowy jednocześnie. Więc ok, można zrozumieć, że ktoś pojechał na rowerach z rodziną do lasu zamiast pracować w weekend, ale jak wybierze pykanie w gierki, to na wyrozumiałość postronnych widzów raczej nie ma co liczyć.

Wspomniane gierki, plus oglądanie telewizji, siedzenie przed kompem albo ze smartfonem w dłoni najczęściej uważa się za stratę czasu, bo niby co z tego wynosisz? Ale nie jest to wcale aż tak jednoznaczne jak chciałoby się sądzić. Bo czasem do szczęścia potrzebne są właśnie tego typu odmóżdżacze. To bardziej kwestia proporcji – jak po koszmarnym dniu w pracy wrzucisz sobie głupi serial, przy którym w końcu się uśmiechniesz, odprężysz i przestaniesz rozpamiętywać stres sprzed kilku godzin, to jak nic owa bzdurna rozrywka przyniosła wymierną korzyść. Problem jest wtedy, jak to się staje nawykiem nie do opanowania, po którym mamy wyrzuty sumienia i zawalamy obowiązki.

Chcesz mieć czy się byczyć?

Po drugie, nie dla wszystkich priorytetem będzie sukces, kariera, pieniądze, pozycja – nie to, że są one godne pogardy, po prostu niektórzy wolą mieć czas dla siebie, na przyjemności.

Wtedy jednak często pojawia się kwestia różnego rodzaju niedoborów, głównie materialnych, stąd spory, czy człowiek lubiący wypoczywać ma prawo czegokolwiek się domagać, np. lepszej pensji za wykonywaną pracę.

I to od tego punktu wychodzą żarliwe dyskusje, a presja na ciągłe bycie zajętym rośnie.

Relaks jawi się jako luksus dostępny dla nielicznych, i doszło do tego, że chęć wypoczynku w wielu kręgach bierze się za fanaberię ludzi niedojrzałych i roszczeniowych, którzy najwyraźniej nie rozumieją, że bez pracy nie ma kołaczy. W dobrym tonie stało się
wypoczywanie „na czuwaniu”, czyli siedzisz na plaży, ale pod telefonem, regularnie sprawdzasz maile, reagujesz na problemy i jesteś gotów przerwać swój urlop, by przyjechać do firmy. Plażowanie dla plażowania to opcja dla mięczaków, którzy nie wytrzymują tempa i
już na zawsze pozostaną na najniższych szczebelkach drabiny społecznej.

Pytanie brzmi, czy rezygnując z czasu wolnego, rzeczywiście jest się bardziej do przodu? Pod pewnymi względami pewnie tak, niemniej sporo już mamy dowodów na to, że nasza produktywność rośnie, kiedy damy sobie prawo do wypoczynku zamiast cisnąć coraz mocniej i dłużej. Często przywoływanym przykładem jest profesjonalny sport – zawodnicy ostro
trenują, zmuszają swój organizm prawie do niemożliwego, ale żeby się wspiąć na te wyżyny, muszą mieć czas na regenerację. Bez tego dorobią się co najwyżej poważnej kontuzji.

A jednak mimo tej świadomości mnóstwo osób wręcz wstydzi się tego, że czasami nie dają rady, że lubią się oddać nicnierobieniu, nie cieszy ich ta wieczna aktywność. Nie jest bowiem rzadkością sytuacja, kiedy stroniący od wypoczynku pracusie tak naprawdę niewiele zyskują, bo jak nawet uda się na jednym polu, to na pozostałych będzie dosyć kiepsko, nie mówiąc już o narastającej wewnątrz frustracji. I ostatecznie lepiej by wyszli na tym, gdyby część swojego zarobienia przekształcili w słodkie lenistwo – po relaksie mogliby rzucić się w wir zajęć ze zdwojoną siłą, a tak to ciągną na pół gwizdka i muszą w swój sukces wkładać coraz więcej wysiłku.

Nigdy nie odpuszczaj

Czemu w takim razie to robią? Swoje robi narzucona przez społeczeństwo presja, bo naprawdę łatwo trafić do światka, w którym premiuje się tylko tych wiecznie zarobionych.

Nie ma miejsca na rozluźnienie, i nawet kiedy nikt nie zwraca uwagi, ludzie sami się dyscyplinują – bo wierzą, że odpuszczając choćby na sekundę, zostaną w tyle. Co często prowadzi do absurdu – teoretycznie się nie lenisz, nie można ci nic takiego zrzucić, ale robiąc coś na siłę byle robić w gruncie rzeczy tylko się swój czas marnuje.

Z wypoczynkiem jest trudno, ponieważ mamy teraz tak wiele dostępnych opcji, że nie wiadomo w co pierwsze ręce włożyć. Wprawdzie mamy influencerów od slow life, ale co znamienne, to nie są „zwyczajni” ludzie – to mieszkańcy stylowych domów, z bardzo estetycznym contentem, bez tej aury lenia-biedaka. A ci, którzy najbardziej imponują, są zazwyczaj aktywni na tysiąc procent, nigdy nie śpią, nigdy nie wypoczywają. Nic dziwnego zatem, że po wieczornym nicnierobieniu tak wiele osób czuje się przegranych.

Ów przekaz niekończącego się dążenia do sukcesu w ogóle nie postrzega wypoczynku jako inwestycji w siebie. To prawda, trzeba co jakiś czas naładować akumulatory, no ale znowu – można zalegnąć na kanapie z pilotem w dłoni albo odbyć pouczający kurs w nadmorskim ośrodku dla przyszłych liderów. I jak nietrudno zgadnąć, ta pierwsza wersja zbierze pewnie więcej negatywnych komentarzy od opcji drugiej, a skoro tak, to spora część będzie dążyć do tego, by zostać „on”, a nie „off”, mimo że wcale nie mają na to ochoty.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>