Czy warto uciekać z miasta na wieś?
Miasta są fajne. Zwłaszcza te duże. Masz na miejscu, pod ręką, praktycznie wszystko, od usług po rozrywkę. Tyle że przytłoczeni pracą i domowymi obowiązkami często nie mamy nawet kiedy z tych wielkomiejskich dobrodziejstw skorzystać. I w pewnym momencie miejski klimat zaczyna uwierać – jest głośno, brudno, ulice wiecznie zakorkowane, ludzie jacyś nieżyczliwi, wszyscy się gdzieś spieszą, na nic nie mają czasu.
Za to wieś… Czyste powietrze, świergolenie ptaków, zieleń dookoła. Żadnych pijanych imprezowiczów, drących się na podwórku dzieci, wyjących pod blokiem samochodów. Zwariować można co najwyżej z nadmiaru szczęścia, a nie z powodu hałasu, stresu i przepracowania. Ale czy życie na wsi to naprawdę taka sielanka?
Wioska z Instagrama
Duże miasto zdaje się dawać nieograniczone możliwości, tymczasem spora część ich mieszkańców, oglądając serialowe „życie w wielkim mieście” , prychnie z irytacją na ten całkowicie – ich zdaniem – nierealny, cukierkowy wręcz obraz. Niejeden, już zmęczony ciągłą gonitwą za tak zwanym sukcesem, przynajmniej pomyśli o ucieczce, jeśli nie w Bieszczady, to gdzieś o podobnym klimacie. A część owe marzenia zacznie na serio realizować.
Bo na wsi nie ma czasu na nudę, a nawet jeśli się zdarza, to jest to nuda przyjemna, na hamaczku, z widokiem na łąkę, w towarzystwie wesoło bzyczących pszczółek. Na spacer idzie się po polnej dróżce, a nie betonowym chodniku. Śniadanko na tarasie, kolacja przy zachodzie słońca… Świeże, ekologiczne jedzonko, powietrze bez spalin, noc zaś prawdziwie „nocna”, z gwiazdami na niebie zamiast ze sztucznym światłem z latarni.
Nie brak w internecie pięknych zdjęć i równie entuzjastycznych wpisów o wiejskiej sielance, i faktycznie, patrząc na tych uśmiechniętych ludzi na ławeczce przed domeczkiem niczym z bajki łatwo uwierzyć, że wygrali oni los na loterii. Może zatem warto byłoby pójść w ich ślady? Bo nawet kiedy mówią o ciężkiej pracy, to jest ona w tej opowieści jakaś taka atrakcyjna, fajna, aż by się chciało dołączyć. Problem w tym, że tak jak filmy przekłamują życie mieszczuchów, tak i sielankowa fotostory nie do końca oddaje realia codzienności w pustelni.
Jest wieś i wieś
Czym innym jest wyprowadzka do malutkiej miejscowości, a czym innym rozpoczęcie życia od nowa na, nazwijmy to, prawdziwej wsi. Bo i takie pojawiają się pomysły – własne gospodarstwo, ze świeżym mlekiem od kózki, niepryskanymi pomidorkami, a może i własnym zbożem na chrupiący chlebek. Jednak tradycyjna wieś zwykle nie ma wiele wspólnego z romantycznymi, wystylizowanymi obrazkami.
Praca we własnym gospodarstwie może być bardzo satysfakcjonująca, co nie zmienia faktu, że jest ciężka i nigdy nie wiadomo, co przyszłość przyniesie. Co jeśli będzie susza? Albo przeciwnie, ulewy i grad? Mróz w nieodpowiednim momencie? Plaga szkodników? Pół biedy, jeśli plony są na własny użytek, bo najwyżej trzeba będzie zrobić zakupy w markecie. Ale gdy praca na roli jest zarazem źródłem utrzymania? Wtedy robi się niewesoło.
O tym, jak wyczerpujące i niewdzięczne potrafi być życie na wsi najlepiej świadczy fakt, ile ludzi stamtąd ucieka, właśnie do miast. Nie chodzi zresztą tylko o same wyzwania, jakie daje natura – nie jest łatwo utrzymać się z roli, a o inną pracę na głębokiej prowincji może być bardzo trudno. Ale i wieś w rozumieniu „po prostu z dala od miasta” bywa rozczarowaniem, bo życie w głuszy okazuje się być bardziej skomplikowane i bynajmniej nie sprowadza się wyłącznie do niespiesznego picia kawki w ogrodzie.
Dlaczego nie wychodzi?
Większość jednak nie wyjeżdża z miasta, żeby zająć się rolnictwem, no chyba że wyłącznie jako odprężające hobby. Szuka się przede wszystkim wytchnienia od hałasu i wyścigu szczurów, a czasem to prosty rachunek ekonomiczny – domek daleko od terenów zurbanizowanych jest z reguły tańszy od mieszkania w dużym mieście, niższe są też koszty utrzymania. A przynajmniej tak się na początku wydaje.
Dom z ogrodem wymaga więcej pracy niż mieszkanie w bloku, a im bardziej się ucieka od cywilizacji, tym poważniejsze wyzwania – trzeba samodzielnie zadbać o ogrzewanie, dostęp do wody, odprowadzanie ścieków, prąd, odśnieżanie, dojazd do posesji po wyboistej drodze pełnej błota. Warzywa same z siebie nie urosną, zwierzęta same się nie nakarmią. Zaś izolacja od społeczeństwa po pewnym czasie może zacząć doskwierać, no i przeszkadza to, że głupie wyjście do sklepu teraz jest poważną wyprawą, a co dopiero załatwienie jakieś urzędowej sprawy.
Do tego koszmarne, wielogodzinne dojazdy – wśród rozczarowanych wyprowadzką na wieś właśnie ten argument przewija się najczęściej. Dojazdy do pracy i odwożenie dzieci do przedszkola zajmuje naprawdę sporą część dnia, do tego raczej ciężko jest ot tak wyjść sobie do kina czy zamówić jedzenie na wynos. Krótko mówiąc, trzeba wyjść wcześniej, a wraca się później, a po powrocie czeka więcej obowiązków.
Można się też rozczarować samym kontaktem z przyrodą, bo naturalne otoczenie nie zawsze wygląda równie pięknie jak w ciepły, letni poranek. A prawdziwa wieś, no cóż, dla wychowanych w mieście czasami zwyczajnie śmierdzi. Druga rzecz, uciekając daleko za miasto często naiwnie się zakłada, że otoczenie naszego nowego domu nigdy się nie zmieni. Tymczasem ono właśnie często się zmienia, bo jak teren atrakcyjny, to domów pewnie będzie przybywać, gdzieś niedaleko pojawi się głośna droga dojazdowa i jeszcze więcej „miejskiej” infrastruktury.
Wieś wcale nie taka sielska
Problemy komunikacyjne, odcięcie od rozrywek i udogodnień, ograniczone możliwości rozwoju, brak znajomych – nie dla każdego możliwość mieszkania we własnym domu blisko lasu będzie wystarczającą rekompensatą. Różnie też bywa z ludźmi, bo przeważnie jacyś jednak w pobliżu są – można w końcu trafić na znajomych, którzy nie gadają wyłącznie o pracy i nie są snobami, ale można też dostać w pakiecie sąsiadów wścibskich, o zaściankowej mentalności, dla których w najlepszym razie będzie się tylko dziwakiem z miasta.
Jednocześnie można odnieść wrażenie, że miasta próbują zmienić swój charakter, jeśli nie w całości, to przynajmniej w kilku dzielnicach, które oferują taki właśnie niespieszny klimat – wraca moda na rzeczy domowe, tradycyjne, rzemieślnicze, coraz częściej widzi się sklepiki albo knajpki w tradycyjnym stylu, kameralne, niszowe. Czyli da się żyć spokojnie bez ucieczki w Bieszczady. Niestety, modne miejsca są na ogół drogie, tak samo jak bardzo kosztowny jest zakup domu tuż pod dużym miastem, dzięki czemu można mieć upragnioną zieleń i ciszę, ale też miejskie udogodnienia niemalże na wyciągnięcie ręki.
A jednak warto było
Nie znaczy to rzecz jasna, że każdy po wyprowadzce będzie pluł sobie w brodę. Tych, którzy mimo napotkanych trudności i tak są zadowoleni z podjętej decyzji, jest sporo. I za nic nie chcieliby już wracać do miasta. W swojej głuszy cieszą się znacznie większą swobodą – można robić remont przez całą noc, słuchać głośno muzyki, chodzić po podwórku bez ubrania. Dzieciaki mogą szaleć, ile wlezie. Jest gdzie zrobić grilla i postawić huśtawkę. Da się żyć zdrowiej, spokojniej, bez stresu. No i siłą rzeczy trzeba ruszać się więcej.
Często po przeprowadzce zmieniają się priorytety, co utwierdza w przekonaniu, że warto było odejść od szaleńczego trybu życia w mieście, które powoli wykańczało. Odkrywa się, że praca wcale nie musi być jedynym celem i sensem życia, a pieniądze są ważne, można jednak mieć ich trochę mniej i w zamiast za to dostać inne korzyści. Życie towarzyskie też wcale nie musi zamrzeć, zwłaszcza że samo zamieszkanie w mieście jeszcze nie gwarantuje szeregu atrakcji.
Na wsi, chociaż wciąż jest wiele rzeczy do zrobienia, czas zdaje się płynąć jakby wolniej i nie ma poczucia, że przepływa on między palcami jak wtedy, gdy żyło się jeszcze w mieście. Jest łatwiej zintegrować się z rodziną i odkryć w sobie zamiłowanie do czegoś więcej niż TV i gierki.
O czym warto pamiętać?
Ucieczka na wieś będzie rozczarowaniem, jeśli zbyt wiele się po niej oczekuje, a obraz życia w głuszy jest wyidealizowany. To zupełnie inny świat i lepiej się do tego przygotować zamiast działać pod wpływem emocji, a i tak pewnie wiele rzeczy nie pójdzie zgodnie z planem lub wyskoczy coś kompletnie nieprzewidywanego.
Wybierając miejsce na przyszły dom, warto bardzo rozważnie ocenić lokalizację pod kątem dojazdu i dostępu do usług, bo sama malownicza okolica to trochę za mało. Duże oddalenie kusi, ale czy to będzie bezpieczne? Co z dojazdem do lekarza, jeśli coś złego się stanie? Jak wiele rzeczy jest się w stanie samodzielnie wykonać w domu oraz wokół niego? Czy dzieci będą miały blisko nie tylko do szkoły, ale też do kolegów i ulubionych rozrywek?
Bardzo istotne są również finanse. Na nowy, energooszczędny dom nie wszystkich będzie stać, z kolei stary dom wymaga długiego i kosztownego remontu, bo bez tego wciąż będzie problem a to z grzybem, a to z pękającymi rurami i przeciekającym dachem. Nie da się też ukryć, że najłatwiej to marzenie spełnić będzie osobom, które mają dobrze płatną pracę i mogą ją wykonywać w domu – sielanka szybko się skończy, kiedy po przeprowadzce wyjdzie, że w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie da się znaleźć żadnego sensownego zajęcia. No, chyba że ktoś naprawdę potrafi być samowystarczalny.
4 komentarze
Witam
My wspólnie z partnerem wyprowadziliśmy się na wieś pół roku temu .Gdzie ponad 40 lat życia mieszkaliśmy w mieście.Mieszkamy w małej wiosce na pomorzu, gdzie większość zabudowy stanowią domki letniskowe stąd po za sezonem panuje całkowita głusza.Zdecydowaliśmy się uciec z miasta ze względu na hałas i brak przyrody blisko bloku.Dodam ,że mieszkamy sami gdyż nasze dzieci są już dorosłe i samodzielne.Więc odpadają obowiązki związane z dowozem dzieci do szkół itp.
Na tą chwilę nie żałujemy mimo ogromu pracy przy wykończeniu domu i całego podwórka.Przyroda i cisza wszystko rekompensuje.Nie musimy już szukać atrakcji na weekend co miało miejsce gdy mieszkaliśmy w bloku.
pozdrawiam
miłego dnia
Ja wyprowadzilam sie z prowincji do duzego miasta. Czynnikiem decydujacym byl brak dobrej komunikacji . Po 18:00 nie ma jak wrocic . Poza tym dojezdzanie na uczelnie 50 km w jedna strone bylo uciazliwe. Po zmianie uczelni na duzy osrodek odczulam tez roznice w jakosci edukacji. Na prowincji ludziom obcokrajowiec kojarzy sie ze sprzataczka , a dobrze wyksztacona osoba mowiaca z akcentem wzbudza zawisc i kompleksy . Zauwazylam tez ze na wsi duzo osob jest otylych , pijacych , trudno znalez kolezanke na bieganie , surfing …Niestety ale czasem swieze powietrze i blekitne niebo to za mało .
Od dziecka mieszkalam na wsi kiedyś tu ludzie byli mili i uśmiechnięci i kontaktowi rozmawiali z sąsiadem przez płot dzisiaj to są ludzie dobrze usytuowani z nadęta mina i napływowi nie tylko kręcą nosem ale czasem kabluja na sąsiada bo np pali ekogroszkiem uśmiech w pewnym momencie opada nie chce się rozmawiać z ludźmi a niejedni zaglądają sąsiadowi w okno i go za chwilę obsmaruje. Dzisiaj mam pełno znajomych w mieście ale nie tu wraz ze zmianą pracy przeprowadzam się do miasta bo też nie da się w takim otoczeniu pracować po pewnym czasie z resztą momentami w mieście ludzie są bardziej życzliwi i uśmiechnięci niż tu obecnie teraz na wsi co się dzieje. Kolejny problem to korki do Bydgoszczy i stanie poranne w nich nie mam zamiaru. Wiadomo to samo jest w mieście dlatego wolę dojechać komunikacja niż samochodem jest sprawniej i szybciej.
Ludzie pomału zaczną wracać do trybu miasta tam gdzie bliżej kino rozrywka teatr bo obecnie jest na to moda i szał chce trochę spokoju wyprowadzam się na wieś nie mogę być gorszy. Trawnika nie kosze zrobią to za mnie ogródka swojego też nie bo w markecie jest nafaszerowany chemia. Nie jednemu się już pomału odechciewa się stanie w coraz dłuższej kolejce i wraca do życia w mieście.
A dzisiejszy wprowadzony tandetny tryb nieopłacalne do ogrzewania pompy ciepła, jeżeli nie zamontujesz w domu gazu lepiej nie stawiaj w ogóle domu licz na mega wysokie koszty energetyczne jakie będą pompować i podliczać ci kieszeń i rachunek i co kilka lat będziesz musial wymieniać także taką zużytą pompę a to jest koszt teraz za ok 40000 tys.
Ja i mąż kupiliśmy dom na wsi bo jego cena była okazją. Mały domek z ogrodem za 60 tys. zł to naprawdę bardzo tanio.Niestety za tą ceną kryła się przykra niespodzianka. Naszymi sąsiadami okazały się dwie psychicznie chore kobiety z mężczyzną.Ta rodzina mieszka za naszym płotem.Od rana do wieczora ja i mąż jesteśmy wyzywani od szmat, złodziei i kureff.Po prostu to jest jakiś koszmar. Próbowaliśmy porozmawiać z tymi ludźmi żeby dowiedzieć się o co im chodzi ale oni nie chcą rozmowy. Każą nam się wyprowadzić stąd bo inaczej nas spalą. Uważają że my i ci sprzedający jesteśmy bandą oszustów i że chcemy ich okraść. Kobiety ( matka z córką) krzyczały do mnie że nie nie pozwolą mi na rozbicie ich rodziny i że jej mąż mnie nienawidzi. Byłam w szoku to co usłyszałam. Zrozumiałam że ci sprzedający dom chcieli uwolnić się od chorych ludzi i dlatego tak tanio sprzedali dom.Teraz my musimy użerać się z chorym sąsiedztwem. Całe dnie siedzimy w domu i nie wychodzimy na podwórko bo nie chcemy być poniżani. Mąż jeździ do miasta na zakupy samochodem o 2 w nocy.On robi zakupy w nocnym i to takie na cały tydzień.Po prostu nie chcemy fizycznego kontaktu z sąsiadami.Wychodzimy z domu w nocy jak oni śpią.Tak nie da się żyć latami.Po prostu musimy sprzedać ten dom komuś i też musimy zataić prawdę o sąsiadach.Inaczej nikt nie kupi tego domu.