Czy wierność przez całe życie jest możliwa?
Czy można stworzyć związek na całe życie? Można, na co jest masa dowodów. Ale czy to samo da się powiedzieć o dochowaniu wierności? Bo jasne, w chwili silnego zauroczenia, kiedy para zakochanych gołąbków nie potrafi się od siebie odkleić, to nawet łatwo uwierzyć, że na innych wcale się nie zwraca uwagi. Po paru wspólnie spędzonych latach perspektywa jednak się zaczyna zmieniać, a po kilku dekadach to już w ogóle.
Czy to normalne, oczekiwać pełnej wyłączności i wierności od swojej drugiej połówki, jeśli pod uwagę bierzemy związek już do końca życia. Zwłaszcza w kontekście, że monogamia jest stanem bardziej wymuszanym przez kulturę niż naturalnym pragnieniem. I oczywiście, że
wierność aż do złotych czy diamentowych godów jest piękna, pytanie tylko, czy jako społeczeństwo nie narzuciliśmy sobie zbyt wysokich standardów?

Czy wierność przez całe życie jest możliwa?
Ale że tak do końca życia?
Wierność małżeńska to jedna z tych rzeczy, które w zasadzie nie podlegają dyskusji – w tym sensie, że zasadniczo jest stanem domyślnym dla poważnego związku, a pary umawiające się na otwarty układ i dopuszczające skoki w bok są aberracją, coś jest z nimi nie tak. Od strony prawnej, zdrada może być przyczyną rozwodu, doprowadzając do trwałego rozpadu małżeństwa. Ale zasady swoje, a życie swoje.
Według różnych szacunków, od jednej czwartej do ponad połowy osób będących w związkach dopuszcza się zdrady. W ostatnich latach kobiety prawie dogoniły mężczyzn w tej niechlubnej statystyce, są nawet dane twierdzące, że to panie zdradzają częściej. Jako społeczeństwo potępiamy zdradzających, chociaż jednocześnie mamy dla nich całkiem dużo zrozumienia, jeśli to ktoś naszej płci albo z bliskiego kręgu. Stąd krycie kolegi, że tak, byliśmy razem na rybach. Tłumaczenie, że „jak się tak roztyła, to nic dziwnego, że chłop
znalazł se inną”.
Generalnie przyzwolenie na skok w bok jest większe dla mężczyzny, bo on przecież tylko chciałby sobie ulżyć, zresztą taka męska natura. Ale i na zdrady kobiece patrzy się coraz łaskawszym okiem, zwłaszcza przez środowiska feministyczne – argumenty są dość podobne, a niekiedy wręcz kuriozalne, i wygłaszane przez mężczyzn absolutnie by nie znalazły u publiczności zrozumienia. Tak czy owak, zdrady są istotną częścią związkowej rzeczywistości, bo mimo najlepszych starań nikt nigdy nie może być na 100 procent pewny, że akurat jego ów dramat nie spotka.
Nie wolno, ale pokusa wielka
Skąd te rozbieżności? Ludzie są dosyć prości, jeśli chodzi o podstawowe instynkty, ale zarazem skomplikowani, dzięki czemu udało się nam zbudować cywilizację i w dużym stopniu oderwać od czystej natury. Monogamia to właśnie jeden z naszych cywilizacyjnych wynalazków. I poniekąd też ewolucyjnych – monogamia nie jest standardem wśród zwierząt, zaobserwowano jednak, że im więcej czasu zajmuje wychowywanie młodych, tym większa skłonność do wiązania się w pary na całe życie.
A ludzkie dzieci są wyjątkowo nieporadne i przez bardzo długi czas potrzebują wsparcia ze strony swoich rodziców, ewentualnie opiekunów zastępczych. Monogamia i idąca z nią wierność ma ułatwić ten czasochłonny proces, choć w wielu kulturach, przez bardzo długi czas, związki typu mama+tata praktycznie nie istniały. Zastępowała je poligamia, znacznie rzadziej poliandria, co na pierwszy rzut oka wielu panom się wydaje niezwykle atrakcyjne i potwierdza ich skłonności do ciągłego rozglądania się na nowymi partnerkami seksualnymi.
Ale tylko na pierwszy rzut oka. W społecznościach poligamicznych nie jest bowiem tak, że każdy mężczyzna może sobie założyć harem – liczba kobiet i mężczyzn jest zawsze mniej więcej ta sama, czyli jeśli jeden samiec alfa ma kilkanaście żon, to kilkunastu jego podwładnych może jedynie z zazdrością oglądać te żony z daleka. Poligamia jest też oczywiście niezbyt fajna dla samych kobiet, zwłaszcza że z ich strony wierność jest już wymagana. Tak więc z czasem damsko-męskie relacje uległy znaczącej zmianie, dzięki czemu – przynajmniej teoretycznie – każdy mężczyzna może założyć własną rodzinę i spłodzić własne potomstwo, a kobieta nie musi się swoim partnerem dzielić z innymi kobietami. Dodatkowo miało to zapewnić jeszcze lepszą opiekę nad dziećmi.
Wewnętrznych pragnień jednak już nie da się tak łatwo zadekretować. Ta rozwinięta, bardziej intelektualna część naszego mózgu dowodzi, że wierność jest ważna, że warto wyznawać wyższe wartości, że nie należy krzywdzić bliskich, a panowanie nad sobą to piękna cnota.
Lecz prymitywne pragnienia też mają swoje miejsce w naszych głowach, i ciężko bywa dochować wierności sobie, a co dopiero drugiemu człowiekowi.
Dlaczego nie zdradzamy?
Najczęściej po prostu z miłości, czasem też z obaw o konsekwencje, bo prawo i obyczaje bardzo różnie reguluje te sprawy. W romantycznym związku ludzie na ogół umawiają się na wyłączność, po to są razem, i właśnie wierność jest jednym z głównych fundamentów wspólnego życia. Co nie zmienia faktu, że mimo łączącego parę uczucia, oboje widzą innych ludzi, i czasem w ich głowach pojawia się myśl „a może…”, „a gdyby…”. Na myślach zazwyczaj się kończy, ale bywa, że fascynacja kimś drugim przerodzi się w romans i już tak wesoło nie jest.
Zdradę da się oczywiście wybaczyć i nie zawsze przekreśla ona wszystko, co się razem zbudowało. Wymaga to jednak ogromu pracy, bo mało rzeczy boli tak, jak niewierność. Nie chodzi tu bowiem wyłącznie o sam skok w bok, ale też to, z czym niewierność się wiąże – z
utratą zaufania. Zdradzone osoby czują się mocno zranione, upokorzone, podkopuje to ich wiarę w siebie, obawiają się przyszłości. Kładzie się to cieniem na pozostałe aspekty wspólnego życia, bo jeśli partner zawiódł w tak kluczowej sprawie, skąd pewność, że innych rzeczy również nie zawali?
Są więc dylematy: odejść czy wybaczyć? Jak niewierny partner przyjmie drugą szansę? Im większa zależność od współmałżonka, tym bardziej szala przechyla się na korzyść darowania winy. To jednak generuje kolejne problemy – mający przewagę partner może uznać, że wolno mu się oddać chwili słabości, to nic złego, zresztą co druga strona mu zrobi? Obrazi się?
Mając lepsze karty w ręku można dyktować warunki. Nie czując wewnętrznej potrzeby dochowania wierności, tworzy się bardzo niekorzystną hierarchię, która przez jakiś czas da satysfakcję, ale na dłuższą metę raczej się sprawdzi.
Czy warto się ograniczać?
Skoro to takie trudne, to czy w ogóle oczekiwanie wierności do samej śmierci ma sens? Wszak nawet przy autentycznym, szczerym uczuciu bywa ciężko z dochowaniem wierności, i wiele osób odbiera to jako spore poświęcenie – warte swej ceny, lecz jednak wyrzeczenie.
Bardzo często pod tym względem okazujemy się być hipokrytami, bo ja owszem, widzę siebie w niezobowiązujących relacjach od czasu do czasu, dla urozmaicenia życia, ale żeby on/ona tak samo? Już uwiera. Nie pasuje. Zaraz pojawiają się w głowie miliony powodów, dla
których nasz partner nie powinien szukać wrażeń na boku.
To może, w obliczu tych wszystkich faktów, pomysł otwartych związków nie brzmi wcale tak głupio? Może jako ludzie za bardzo się zafiksowaliśmy na punkcie czegoś, co jest sprzeczne z naszą naturą i teraz jest pora, żeby to jakoś sensownie odkręcić? Przyzwolenie na zdradę ma swoich zwolenników – nie brak głosów, że to ożywia związek, podkręca atmosferę, pozwala
docenić, co się ma w domu. Znika po prostu to ciągłe wzdychanie o zieleńszej trawie u sąsiada.
Fakty jednak studzą entuzjazm – dla większości zdrada była ciosem, a nie powiewem świeżości. Ważąc korzyści oraz wydatki, na niewierności ryzykuje się stanowczo za dużo, a zysk jest bardzo niepewny – mimo coraz większej otwartości w sprawach seksu, otwarte związki pozostają niszą. Wierność daje więcej, przede wszystkim dlatego, że tyle kosztuje, a jak wiadomo, rzeczy łatwo zdobyte cieszą mniej i nie uważa się ich za szczególnie wartościowe.
I co ważne, niewierność fatalnie się sprawdza jako lekarstwo na niezaleczone problemy. Paradoksalnie, to właśnie w parach, które mają się naprawdę dobrze, otwarty układ może przynieść spodziewane korzyści, ponieważ partnerzy sobie ufają, nie mają żadnych niedokończonych spraw między sobą, nie czują się zagrożone. Obie strony dochodzą po prostu do wniosku, że część życia erotycznego można wynieść na zewnątrz, bez szkody dla związku, ten bowiem jest solidny, trzeba mu tylko dodać troszkę dreszczyku emocji. A że to igranie z ogniem? Każdy musi sobie odpowiedzieć sam, czy warto tyle ryzykować dla przelotnej znajomości.
Zostaw komentarz